- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Therion
Wykonawca: | Christofer Johnsson - Therion (gitara) |
strona: 1 z 2
Therion, Kraków 29.01.2016, fot. Verghityax
Twórczość Therion i jej nieustanna ewolucja od lat dzieli fanów muzyki metalowej. Można nienawidzić obranej przez Christofera Johnssona ścieżki, można ją kochać, trudno jednak pozostać wobec niej obojętnym. Najnowsze wydawnictwo zespołu, pt. "Beloved Antichrist", to trwająca nieco ponad trzy godziny rockowa opera albo - jak woli to określać sam autor - rockowy musical z operowymi wokalami. Okazało się, że lider szwedzkiej "Bestii" ma skłonność nie tylko do tworzenia muzycznych eposów, ale również do bardzo obszernego odpowiadania na pytania. W zaskakująco szczerej rozmowie gitarzysta poruszył temat swojego ostatniego dzieła, opowiedział także o upadku młodzieńczych idoli oraz najbardziej burzliwym etapie w karierze Therion.
rockmetal.pl: Cześć, Chris. Niedawno światło dzienne ujrzał szesnasty album studyjny Therion, pt. "Beloved Antichrist", który tak naprawdę jest operą rockową rozpisaną na ponad trzy godziny materiału. W internecie przeczytałem, że główne źródło inspiracji stanowiła "Krótka opowieść o Antychryście" z 1899 roku autorstwa rosyjskiego myśliciela prawosławnego Władimira Sołowjowa. W jaki sposób dotarłeś do tego tekstu?
Christofer Johnsson, Therion: Pomysł zrodził się jeszcze w 2003 roku, kiedy próbowałem napisać klasyczną operę w oparciu o "Mistrza i Małgorzatę" Michaiła Bułhakowa. Ostatecznie zarzuciłem ten pomysł na rzecz czegoś prostszego, a że zaczytywałem się wtedy w rosyjskiej literaturze, wybór padł na "Krótką opowieść o Antychryście". I gwoli ścisłości - to nie jest rockowa opera, raczej rockowy musical z operowymi wokalami.
Therion, Warszawa 29.11.2010, fot. Wojtek Dobrogojski
W trakcie pracy nad "Beloved Antichrist" uświadomiłem sobie, że przełożenie fabuły książki na język muzyki wcale nie jest takie proste. W rezultacie jedynie kilka scen wiernie podąża za literackim pierwowzorem. Otwierający akt "Krótkiej opowieści o Antychryście" nie ma żadnego znaczenia dla dalszego rozwoju wydarzeń, wobec czego zrezygnowałem z niego zupełnie. To mogłoby zadziałać w filmie, ale już niekoniecznie w teatrze. Z kolei zakończenie historii nie przypadło mi do gustu, było bardzo dziwne i nagłe, jakby autorowi zabrakło miejsca na papierze. Pozwoliłem sobie przerobić je, nadając odpowiedniego rozmachu. Dodałem też postacie kobiece, które w oryginale nie występują w ogóle. We wkładce do albumu zamieściliśmy opisy poszczególnych scen, aby uczynić jego odbiór bardziej przystępnym. Niektóre fragmenty, gdyby posłuchać ich w oderwaniu od całości, mogłyby wydawać się pozbawione sensu.
Komponując "Beloved Antichrist" musiałem całkowicie zmienić podejście do swojej pracy. To już nie była wyłącznie muzyka - jej ton i charakter musiały iść w parze z rozgrywającymi się wydarzeniami. Scena miłosna nie mogła mieć epickiego tła, na tej samej zasadzie do zilustrowania sceny walki należało sięgnąć po coś dramatycznego. Gdy proces twórczy dobiegł końca, dysponowałem materiałem na cztery godziny, uznałem jednak, że to za dużo. Skróciłem go trzech i pół godziny, i tyle właśnie zarejestrowaliśmy.
W głowie kiełkuje mi pomysł wystawienia "Beloved Antichrist" na deskach teatru. Niestety obecnie brakuje mi odpowiedniej wiedzy i środków. Aby pozostać w zgodzie ze swoją wizją, potrzebowałbym rozbudowanej scenografii, a produkcja tego formatu wymaga olbrzymiego nakładu pracy. Już samo składanie, przewożenie i rozkładanie jej pochłaniałoby mnóstwo czasu, toteż regularna trasa nie wchodzi w tym wypadku w grę.
Therion, Kraków 29.01.2016, fot. Verghityax
W Therion zawsze kroczyłeś własną ścieżką, nie oglądając się na innych. Nie boisz się tych ciągłych eksperymentów i że któregoś dnia możesz zrazić swoich fanów?
Postawmy sprawę jasno, nie robię żadnych planów na przyszłość. Nie mam pojęcia, jaki będzie charakter moich następnych albumów i nie chcę tego wiedzieć. Skupiam się na tu i teraz, a co ma być, to będzie. Inspiracji mi nie brakuje, gdyż słucham bardzo zróżnicowanej muzyki. Pod szyldem Therion ukazało się już piętnaście albumów studyjnych, a nasza twórczość wciąż wzbudza silne emocje. Ludzie mogą nienawidzić ostatniej płyty, ale nie przejdą obok niej obojętnie.
Dla odmiany spójrz na Saxon. To jeden z moich ulubionych zespołów, lecz ani ja, ani nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że ekscytuje się którymś z ostatnich dziesięciu albumów. Wszyscy dyskutują tylko o tym, co Saxon nagrał trzydzieści lat temu, a jego repertuar koncertowy nie zmienił się od dwóch dekad. Nowa płyta jest wyłącznie pretekstem, by znów ruszyć w trasę i grać "747", "Wheels of Steel" i "Princess of the Night". Podobnie rzecz miała się z Motorhead i AC/DC, choć na pewno radzili sobie z tym lepiej niż ja bym to zrobił na ich miejscu. Regularne wypuszczanie solidnych albumów o sprecyzowanym brzmieniu i skierowanych do określonego grona odbiorców nie jest łatwe, szanuję ich za tę umiejętność.
Pod tym względem Therion udało się zająć wyjątkową pozycję. Na trasach często docierały do mnie skargi fanów, że wykonujemy za mało nowych kompozycji. Czy sądzisz, że ktoś wyraziłby oburzenie występem Iron Maiden, zarzucając grupie brak świeżego materiału w setliście? Albo słyszałeś, by ktoś kiedyś powiedział: "Kurwa, ten koncert Saxon był do dupy, zagrali tylko trzy numery z ostatniej płyty"? Nie, bo takie słowa nigdy nie padły.
Therion, Warszawa 29.11.2010, fot. Wojtek Dobrogojski
Prawdę mówiąc chętnie zobaczyłbym koncert Saxon z repertuarem złożonym wyłącznie z utworów, których nie grają na co dzień.
Obawiam się, że jesteś jedyną osobą na świecie mającą takie życzenie.
Serio, nie obraziłbym się nawet, gdyby to było coś z "Destiny".
Przecież to najbardziej gówniany album Saxon w dziejach. Zaledwie tydzień po premierze kupiłem go na wyprzedaży, bo zainteresowanie było tak nikłe. Tak się kończy, gdy słucha się kiepskich rad menedżera i nagrywa płytę z rockiem zorientowanym na rynek amerykański. "Solid Ball of Rock" był dużo lepszy, z kolei na "Forever Free" tylko kawałek tytułowy się broni, a na "Dogs of War" znajdziesz może trzy dobre utwory. Mimo to w porównaniu z czymkolwiek sprzed "Innocence Is No Excuse" i tak wypadają one blado. "Unleash the Beast" tak mnie zniesmaczyła, że nie miałem już ochoty kupować następnych płyt. Zawsze byłem wielkim fanem Saxon i starałem się ich wspierać, ale któregoś dnia dotarłem do punktu, kiedy miałem na półce tyle samo płyt świetnych, co beznadziejnych.
Identyczny kryzys przeżyłem z Udo. Kupowałem każdy longplay Accept, potem kilkanaście jego wydawnictw solowych, aż zorientowałem się, że w ogóle ich nie słucham. On nigdy nie przestanie. Ja zdążę przejść na emeryturę, a on dalej będzie nagrywał te nikomu niepotrzebne koszmarki. Zwykle stoję murem za muzykami, których cenię, ale wszystko ma swoje granice.
Therion, Warszawa 29.11.2010, fot. Wojtek Dobrogojski
Czy jako fanowi Saxon udało ci się zagrać trasę ze swymi idolami?
Nie, ale graliśmy razem na tych samych festiwalach. Niestety pod względem personalnym na temat Saxon nie mam do powiedzenia nic dobrego. Nasz były perkusista Johan Kullberg miał kiedyś zespół o nazwie Lion's Share i dwukrotnie pojechał z Saxon w trasę, z czego tę drugą wspominają ze szczególnym zażenowaniem. W jednym z klubów Biff miał osobiście podejść do realizatora dźwięku i kazać mu sabotować występ Lion's Share, ponieważ zbyt dobrze radzili sobie na scenie.
Wszystko wskazuje na to, że Biff i spółka widzą w młodszych kapelach zagrożenie, co uważam za naprawdę żałosne. Odczuliśmy to na własnej skórze, gdy graliśmy tuż przed nimi na "Wacken Open Air" w Niemczech. Zanim weszliśmy na scenę, członek ich ekipy technicznej zablokował jedną z ramp oświetleniowych i nawet obsługa festiwalu nie potrafiła sobie z tym poradzić. Do teraz nie rozumiem motywów tak małostkowego postępowania. Wystarczy przecież, że zagrają "Wheels of Steel" i publikę mają w garści. Jeszcze tego wieczoru natknąłem się na Biffa na zapleczu. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy i dostrzegłem na jego twarzy poczucie winy jak u dzieciaka, który zwędził cukierka. Tak się wkurwiłem na starego pierdziela, że przez dziesięć lat nie byłem w stanie włożyć albumu Saxon do odtwarzacza. Bardziej jednak było mi przykro, że mój bohater z dzieciństwa okazał się zwykłym dupkiem.