- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Therion
Wykonawca: | Christofer Johnsson - Therion |
W najbliższych dniach na kolejne koncerty do Polski przyjeżdża wielce oryginalna szwedzka formacja Therion. Zespół wydał niedawno nową płytę, zatytułowaną "Secret Of The Runes". O tym albumie, o nowych obszarach penetrowanych przez grupę i o wielu innych sprawach rozmawialiśmy z liderem Therion - Christoferem Johnssonem.
strona: 1 z 1
rockmetal.pl: Witaj. Na początek powiedz nam, czemu zdecydowałeś się zmienić tematykę tekstów Therion? Do tej pory inspiracją były raczej wierzenia bliskowschodnie, teraz postanowiłeś stworzyć album poświęcony mitologii nordyckiej...
Christofer Johnsson: Nic sobie nie zakładałem, po prostu tak wyszło. Obecnie to moje główne zainteresowanie, postanowiłem więc stworzyć opowieść o świecie tej mitologii, o nordyckich bogach. To nie jest jakiś konkretny system wierzeń - niemiecki, norweski, czy jakikolwiek inny, raczej ogólny - nordycki. Przedstawiliśmy świat, bogów i ich krainy, gigantów, kraje elfów, bóstwa dobre i złe, kraje umarłych. Na okładce widnieje drzewo Yggdrasil, które symbolizuje cały ten system. Postanowiliśmy powrócić do naszych korzeni, zainteresować się tematyką, która oparta jest na wierzeniach naszych przodków. "Ginnungagap", prolog albumu, mówi o stworzeniu świata, o chaosie, kiedy w zimnym wszechświecie panowała pustka i zderzały się płomienie. Cała płyta opisuje świat nordyckiej mitologii od jego zarania.
Jest to więc concept-album?
Na dobra sprawę tak. Pisałem historie z przeznaczeniem na ten album i ułożyły się one w pewien koncept. Opisuje on podróż Odyna i przedstawia świat nordyckich wierzeń. W zasadzie pierwszy raz do tego stopnia cała płyta opisuje jedną historię. Wcześniejsze albumy również były koncepcyjne, ale chyba nigdy aż do tego stopnia. Na pewno jest to więc jakiś przełom, coś nowego dla nas.
Opowiedz coś więcej o okładce...
Okładka jest dość nietypowa jak na nas. Przedstawia ona Yggdrasil w symbolicznym ujęciu. Te okrągłe symbole to runy oznaczające świat. Na górze symbolicznego drzewa znajduje się znak ognia, u dołu - lodu. To, co jest pomiędzy nimi, to świat. W środku znajduje się Midgard, po lewej widnieje kraina Asgardu, kraju bogów. Na dole okładki przedstawiliśmy Helheim, krainę umarłych. Była to w gruncie rzeczy jedna z dwóch krain, do których ludzie trafiali po śmierci. Dusze wojowników znajdowały spoczynek w Asgardzie, podczas gdy inni zmarli udawali się do Helheimu. Po lewej stronie widnieje też Jotunheim, czyli kraj zamieszkiwany przez trzy rodzaje olbrzymów. Z kolei runa po prawej stronie symbolizuje Vanaheim - kraj, w którym żyli demoniczni bogowie. Z lewej znów widzimy Nifelheim - krainę elfów i rusałek, natomiast Schwarzalbenheim to kraina czarnych elfów. Wszystkie te światy przedstawiliśmy w tekstach utworów, wszystkie też zostały alegorycznie przedstawione na okładce. Wykonali ją zresztą ci sami autorzy, którzy odpowiadają za okładkę naszej poprzedniej płyty "Deggial". Z tamtym dziełem wiąże się ciekawa historia odnośnie techniki jego wykonania. Otóż zasadniczo okładka powstała w bardzo nietypowy sposób - "obraz" został wykonany na piasku przy pomocy drewienek. Dopiero później gotowy wizerunek został przetworzony komputerowo.
Jesteś członkiem tajemniczego stowarzyszenia Dragon Rouge. Możesz powiedzieć nam coś więcej na jego temat?
Nie chcę dużo mowić, mogę o tym opowiadać ale nie w wywiadach dla magazynów muzycznych, ponieważ nie ma to żadnego związku z muzyka. To stowarzyszenie, które łączy osoby o dość specjalnym podejściu do życia... Zainteresowanym polecam stronę dragonrouge.net.
Przyznajesz się do inspiracji muzyką lat siedemdziesiątych. Na ile duży wpływ wywarł na ciebie rock progresywny podczas komponowania muzyki na nową płytę?
Akurat w przypadku "Secret Of The Runes" wpływ ten nie był wielki. Dużo więcej progresywnych inspiracji można było usłyszeć na płycie "Deggial" - tam było sporo takich brzmień. Na "Theli" i "Vovin" też pojawiały się pojedyncze elementy art-rockowe - jakieś partie klawiszy, te sprawy. Nowa płyta zaś jest w całości inspirowana muzyką poważną. Nie ma tu partii syntezatorów, tylko instrumenty smyczkowe. Orkiestra dużo bardziej mi odpowiada. Może tylko utwór "Helheim" jest nieco w tym klimacie.
Znana jest również twoja fascynacja dokonaniami Eloy. Bardzo mile mnie to zaskoczyło, ponieważ zespół ten nie jest bardzo popularny, a z pewnością tworzy wybitną muzykę. Które płyty tej grupy cenisz najbardziej?
Chyba nagrania z lat siedemdziesiątych. Wczesne płyty Eloy były znakomite, jednak później ich poziom się obniżył. Z lat osiemdziesiątych mogę słuchać właściwie tylko "Colours". Podoba mi się natomiast płyta wydana po "reunionie" (tu Christofer ma na myśli "Chronicles" z nowymi wersjami starych utworów - red.) i "The Tide Returns Forever".
Jak wyglądają plany koncertowe?
Trasę rozpoczęliśmy w Stanach Zjednoczonych i Meksyku, później przyjdzie czas na Europę, na początku grudnia zagramy trzy koncerty w Polsce, w Warszawie, Poznaniu i Krakowie (znamy już dokładne dane: www.rockmetal.pl/koncerty.html - red.) . Chcieliśmy, aby na tej trasie towarzyszył nam zespół Anathema, ale niestety nic z tego nie wyszło.
Krążyły też pogłoski, jakoby miał z wami grać Amorphis?
Był taki plan, ale ostatecznie nie dogadali się z wytwórnią. Szkoda, bo to nasi świetni kumple. Uwielbiamy się razem bawić.
Czy wiesz co porabia obecnie Wasz były perkusista - Piotr Wawrzeniuk?
Tak. Dwa lata temu urodziła mu się córka, poza tym Piotr gra w punk-rockowym zespole Robots. Studiuje i poza graniem właściwie nic nie robi. Jesteśmy ciągle w kontakcie, ale nie zanosi się na to, abyśmy jeszcze kiedyś mieli zagrać razem...
Istniejecie już dość długo. Czy zanosi się na płytę koncertową z prawdziwego zdarzenia?
W tej chwili trwają negocjacje z naszą wytwórnią. Zaczęliśmy grać w 1987 roku, więc byłoby miło, żeby na przykład na piętnaste urodziny zespołu wydać coś takiego. Inna sprawa, że taka płyta musiałaby być dość specjalna, na pewno nie będzie to zwykły album, nadamy mu odpowiednią formę. Mam nadzieję, że uda się też zorganizować coś specjalnego z okazji naszego jubileuszu. W każdym razie postaramy się go nieźle uczcić.
A może jakaś kaseta video lub płyta DVD?
Tak, myśleliśmy o tym, ale nie sądzę, żeby był to materiał z zapisem koncertu. Raczej zbiór teledysków, pojedynczych piosenek z koncertów. Coś bardziej składankowego. Rozmawiamy z wytwórnią, aby oprócz kasety wydać także DVD. Mam nadzieję, że to się uda.
11 września doszło do bezprecedensowego ataku terrorystycznego. Jak myślisz, czy jest to wydarzenie, które zmieniło losy świata?
To naprawdę ogromna tragedia. Coś niewyobrażalnego i przerażającego. Strasznie mi żal tych wszystkich ludzi, byłem naprawdę zszokowany, kiedy dowiedziałem się, co się stało. Z drugiej strony miejsce tego zamachu nie było przypadkowe. Jest to z pewnością jakaś konsekwencja polityki zagranicznej rządu USA. Przecież to mogło się stać w Londynie, Paryżu, Warszawie, czy Sztokholmie. Trzeba się zastanowić, dlaczego? Dlaczego to się stało? Jak ci ludzie mogli to zrobić? Skąd w ogóle wziął się taki pomysł? Ale przede wszystkim - dlaczego właśnie w Nowym Jorku. To jest tragedia, która stała się jeszcze większa przez to, że była niesamowicie medialna i spektakularna. Ludzie głodują w Afryce, setki umierają na AIDS, ale o tym nikt nie mówi, media to olewają. Tymczasem wielka tragedia w centrum światowego mocarstwa przyciągnęła natychmiast uwagę wszystkich stacji telewizyjnych.
Jaki jest twój stosunek do internetu?
Mam dosyć konserwatywne podejście. Niezbyt lubię sieć, ale uważam, że to naturalne. Korzystam w zasadzie tylko z e-maili. Myślę, że internet jest sam w sobie zjawiskiem pozytywnym, ale ja go do końca nie rozumiem. To tak jak z telefonami komórkowymi - kilka lat temu używali ich tylko biznesmeni, teraz w każdej szkole dzieciaki licytują się, kto ma lepszy aparat. Nie podoba mi się natomiast gloryfikowanie techniki, czynienie jej religią. To się zaczyna dziać z internetem. Wcześniej podobnie było z elektrycznością, telefonią, telewizją i telefonami komórkowymi. Ludzie się tym ekscytowali, po czym stawiali na piedestale, czynili fetyszem. Oczywiście sieć ma też dobre strony. Można za jej pośrednictwem sprzedawać płyty, publikować nieznane nagrania w formacie mp3 itd. To zdumiewający wynalazek, podobnie jak kiedyś telefon. Różnica polega na tym, że do telefonu ludzkość już się przyzwyczaiła, oswoiła z nim. Internet natomiast nadal pozostaje "dziki".