zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

wywiad: Soulfly

23.01.2001  autor: Lekter

Wykonawca:  Marcelo D. Rapp - Soulfly

Dziewiętnasty listopada, chłodny wieczór, około godziny osiemnastej, klub "Stodoła". Czekam razem z grupą zmarzniętych, młodych ludzi przed autokarem, w którym prawdopodobnie siedzą muzycy Soulfly. Co prawda ja mam trochę inny cel niż zdobycie autografu, ale marznę tak samo. W końcu przychodzi ktoś z obsługi i wprowadza mnie do autokaru. Jeszcze tylko pewna pani z mikrofonem musi wyjść i moja kolej. Wreszcie jestem w środku. Na początek dziwny zapach, znany jakby ze szkoły. Nie ważne, bo Marcelo już czeka. Opatulony w zimową, puchową kurtkę, w czapie nasuniętej prawie na same oczy i uszy, z których połyskują dość duże kolczyki. Na początek tradycyjna gadka-szmatka, np. o wadach polskiego klimatu, zwłaszcza w miesiącach zimnych, ale potem przechodzimy do konkretów. Zobaczmy więc, co ciekawego miał Marcelo do powiedzenia.

strona: 1 z 1

rockmetal.pl: Jak ci się podoba twój drugi pobyt w Polsce?

Marcelo: Bardzo mi się podoba, ludzie w Polsce są bardzo ciepli, przeciwnie klimat, ale naprawdę dobrze się u was czuję, zresztą byłem u was więcej razy, kiedy jeszcze zajmowałem się światłami dla Sepultury. To było w 94 czy 95 roku i widzę, że jest u was coraz ładniej.

Czy kiedy ostanio grałeś u nas z Soulfly, nie byłeś trochę rozczarowany tym, że koncert nie sprzedał się całkowicie?

Nie, nie byłem, bo był to dopiero początek Soulfly. Wiesz, nowy zespół, ludzie go jeszcze nie znali, a więc brałem tą ewentualność pod uwagę.

Od tamtego czasu zaszło trochę zmian w zespole, z pierwszego składu zostaliście tylko ty i Max. Czy mógłbyś nam coś powiedzieć o nowych muzykach?

Ciężko jest to zrobić w kilku słowach. To jest tak, że większość zespołów istnieje przez długi czas, przeważnie dorastają razem, mieszkają gdzieś w sąsiedztwie, tworzą paczkę przyjaciół, wiesz coś na zasadzie "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". A Soulfly to prawdziwy zespół, ale i rodzina, więc wszyscy jesteśmy tu profesjonalistami, ale nie tylko to. Mikey jest z nami od półtora roku. Przedtem problemem Soulfly były partie gitarowe, bo tak naprawdę nigdy przed Mikey'em nie mieliśmy typowego gitarzysty. Luisio jest naszym kumplem, jamowaliśmy trochę razem, ale w końcu on wrócił do swojego zespołu Logan, gdy został do nas przyjęty, miał już swój zespół i od razu było wiadomo, że jest u nas tymczasowo. Więc rozglądaliśmy się za człowiekiem, który będzie mógł zostać z nami na dłużej, wierzę, że Mikey jest tym człowiekiem.

Jak się czujesz będąc w tak długiej i dużej trasie, wiesz, duża ilość koncertów, ogrom ludzi stojących naprzeciw was i śpiewającyh wasze kawałki?

Wiesz, to jest świetne uczucie, starasz się pisać muzykę, opisujesz w niej swoje życie, a ludzie przychodzą na koncerty, żeby posłuchać tego, posłuchać muzyki, ale posłuchać i liryk, rozpoznają cię, po prostu to czują. Ale oczywiście sama trasa jest trochę męcząca, dziś tu, jutro tam, lecz to jest cena...

A co powiesz o energii emitowanej przez fanów podczas koncertu?

Człowieku, jest gigantyczna, jest potężna! Stoisz na scenie, patrzysz na tych wszystkich ludzi, wrzeszczących, skaczących, reagujących na to, co robisz w każdej sekundzie. To naprawdę kurewsko mocna rzecz.

Znasz jakiś polski zespół grający ostro?

Oh... pamiętam jeden, gdy jeszcze byłem u was z Sepulturą, ale nie pamiętam nazwy. Wiesz, zawsze miałem kłopoty z tymi nazwami...

Wielu ludzi sądzi, że Soulfly to tylko i wyłącznie Max Cavalera. Czy nie czujesz się trochę niedoceniony, przyćmiony jego sławą ?

Hmm... Ciężko byłoby z nim rywalizować, on ma za sobą tyle lat wspaniałej kariery, a ja i my jako Soulfly dopiero zaczynamy, więc nie mogę tego tak traktować. Poza tym on na to wszystko zasługuję i wiesz, może za dziesięć lat ludzie będą rozpoznawać i mnie w takim stopniu. Ale tak naprawdę to mnie to aż tak nie obchodzi, nie jestem taką osobą, dlatego traktuje Maxa jako muzyka rzucającego wyzwanie nie rywalizacji, lecz do współpracy, do robienia ciągle czegoś lepszego, bo on jest naprawdę dobry w ciągłym podnoszeniu poziomu swojej muzyki, a i tak na cholernie wysokim poziomie pisania kawałków. Dla mnie to jest moje wyzwanie, czuję się dobrze grając jego kawałki, osiągając ten sam poziom. Na naszych pierwszych próbach byłem trochę zawstydzony, a może raczej przerażony, bo tak bardzo chciałem robić to gówno właśnie z nim. Pierwszy raz był trochę straszny, ale później było już lepiej, powiedział mi, żebym robił wszystko co chcę i jakkolwiek chcę, ale zawsze abym to robił z pieprzonych zaangażowaniem. Wiesz, to co podpowie mi serce, co powie mi dusza, bo on kocha takie rzeczy. Zrobiłem tak, a on to poczuł i potem był mi za to wdzięczny. To moja nagroda.

Jak się czuliście nagrywając album z tyloma zaproszonymi gośćmi?

Świetnie, ale to duże wyzwanie, bo nigdy nie wiesz, jak to jest jamować z tymi ludźmi. Wiesz, masz może jedyną okazję na wspólne granie. Wspaniała sprawa.

Czy goście byli "wymyśleni" przez was wszystkich, czy raczej było tak, że to Max decydował, że np. w "Jumpthafuckup" będzie Taylor ze Splipknot, a gdzie indziej będzie kto inny?

Nie, nie dało się tego przewidzieć, nie wiedzieliśmy, co się stanie. Goście byli zaproszeni na nagranie, Corey się zgodził, Araya się zgodził, niemal wszyscy się zgodzili. Ale ogólnie to było tak, że najpierw napisaliśmy całość materiału i dopiero potem zaczęliśmy dzwonić po ludziach i pytać: "Stary, chcesz pokombinować z tym albo tamtym?". Dostali taśmy, posłuchali kilka razy i chwycili to.

A skąd wytrzasnęliście Cutthroat Logic, skąd ich znacie?

Oni mieszkają w tej samej okolicy co Max i są przyjaciółmi dzieciaków Maxa. Wiesz, dzieciaki z sąsiedztwa, grają rap, mają swój zespół, akurat coś nagrywali. Widzisz, to jest właśnie wspaniałe w Maxie, on nie szuka wielkich nazwisk, aby lepiej sprzedać płytę, nie robi takich gówien w tym celu, to wszystko naprawdę dzieje się w rodzinnej atmosferze. I jeśli jesteś w takiej rodzinie, takim plemieniu, nie ważne czy nazywasz się pieprzony Elvis Presley, czy jesteś dzieciakiem prosto z ulicy, jesteś traktowany w ten sam sposób.

Może powiedziałbyś nam coś o swojej rodzinie?

Ahh... Jesteśmy z Brazylii, z Sao Paulo. Mój ojciec pracował w czymś w rodzaju huty, robili rzeczy z metali, wiesz totalne przemysłowe gówno, nie zarabiał zbyt dużo, byliśmy raczej biedni, jak większość ludzi w Brazylii. Wiesz, u nas jest taki system ze szkołą, przez pierwsze pięć czy sześć lat nauki szkoła jest za darmo, ale potem musisz za to zacząć płacić, jeżeli chcesz kontynuować, więc wielu młodych ludzi po tym darmowym okresie przestaje się uczyć, bo nie ma pieniędzy i rusza do pracy, do ciężkiej pracy, aby móc przeżyć...

Dobrze, teraz bardziej optymistycznie. To, że ty i Max jesteście z Brazylii jest niemal jednoznaczne z tym, że kochacie piłkę nożną, nie mylę się?

Wcale się nie mylisz! Grałem w piłkę, odkąd tylko pamiętam. Wiesz, kiedy miałem 14 czy 15 lat, byłem nawet w szkółce piłkarskiej mojej ulubionej drużyny z Sao Paulo. Mieliśmy codziennie treningi, musiałem dojeżdżać autobusem i pociągiem, bo było to dość daleko od mojego domu. Jednak okazało się to zbyt drogie dla mojej rodziny. Tak więc po roku musiałem zrezygnować. Ale prawdopodobnie jeśli nie zajmowałbym się muzyką, grałbym w piłkę, bo właśnie piłka była moją pierwszą prawdziwą miłością. A potem, mając jakieś 16 czy 17 lat zacząłem słuchać muzyki, no nie, właściwie to muzyki słuchałem od zawsze, ale w tym wieku zacząłem słuchać ciężkiej muzyki, wtedy to się zaczęło.

Co sądzisz o całym przemyśle muzycznym, o ludziach zajmujących się muzyką od strony finansowej i o mieszaniu różnych rzeczy, jak np. polityki, do muzyki?

To właśnie czyni przemysł muzyczny tak zgorzkniałym, tak zepsutym dla muzyków. Niestety z muzyką i graniem jest również związane całe to gówno, jak agenci, prawnicy, pierdolone korporacje i wytwórnie, wiesz, wszystkich tych zasrańców nie obchodzą uczucia, nie obchodzi ich muzyka, czy wreszcie nie obchodzicie ich wy, fani. Interesują ich tylko pieniądze. Musi się dziać coś, aby działo się coś innego, rozumiesz, akcja-reakcja. Ale zawsze musi być przecież dobro i zło, po prostu to część tego przemysłu.

Co z materiałem na kolejny album? Czy już coś macie?

Czesto jest tak, że piszemy w czasie trasy, wiesz, bierzemy gitary, włączamy automat perkusyjny... Ale wtedy powstają głównie riffy, podstawy utworów.

Co myślisz o tym, co się ostatnio działo i dzieje z muzyką? Najpierw "nowa fala", Korn, Limp Bizkit, zbawienie dla ciężkiej muzyki. A teraz to już nawet moda, nie uważasz?

Ha! Ha! Tak... Teraz mógłbyś ich nazwać "PopKorn". Ale tak poważnie, byliśmy z Korn w trasie po Australii rok czy dwa lata temu, wtedy, kiedy wyszedł ich "Follow The Leader". Podoba mi się ta płyta, całkiem ciężki stuff. Najbardziej zawsze lubiłem ich pierwszy album, drugi też jest w porządku, trzeci może jest wyprodukowany w bardziej dopielęgnowany sposób, ale nadal pozostaje cholernie ciężki, wiesz, ja osobiście lubię Korn, myślę, że to bardzo dobry zespół. To oni otworzyli drzwi ciężkiej muzyki dla wielu ludzi, bo taka muza w pewnym momencie może nie umarła całkowicie, ale była naprawdę w kiepskim stanie, a takie zespoły jak Korn sprawiły, że ludzi znowu zaczęli tego słuchać. Może nawet stało się to modne, ale wiesz, mocne brzmienie nie tylko jest modą, ciężar jest po prostu ciężarem i albo to ktoś lubi, albo nie. Wiem, że Korn nie robi już tego samego, co na początku, ale dla mnie ciągle to jest cool. Ostatnia płyta może nie jest moją ulubioną, ale jeżeli widziałeś ich koncert, a ja widziałem, to musisz przyznać, że to ciągle jest kurewsko mocne. Tak to już jest, ludzie się zmieniają...

Dzięki za rozmowę, życzę miłego grania.

Życzę wam, abyście się dobrze bawili na koncercie, mam nadzieję, że do was niedługo znów przyjedziemy. Jeszcze raz pozdrawiam Polskę. Bądźcie silni, zostańcie w pokoju.

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Na ile płyt CD powinna być wieża?