- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: O.N.A.
Wykonawca: | Grzegorz Skawiński - O.N.A. (gitara) |
strona: 1 z 1
Krzysztof Kowalewicz: W 1993 roku Liz Michel z zespołu Boney M. w wywiadzie przed występem na Festiwalu w Sopocie powiedziała: "Cieszę się, że znów będę mogła zaśpiewać dla narodu, który wydał Lecha Wałęsę i Grzegorza Skawińskiego". Co pan na to?
Grzegorz Skawiński: To bardzo śmieszny chwyt reklamowy. Ona chwilę wcześniej spytała naszego ówczesnego menadżera o muzyków z Polski, który podał jej m.in. moje nazwisko.
Czy przez dwie dekady obecności na krajowej scenie muzycznej zmieniło się pańskie podejście do grania? Teraz traktuje je pan bardziej jako zawód?
Każdy, kto zna moją działalność wie, że granie jest dla mnie pasją. Zespół Kombi stał się w pewnym momencie fabryką przebojów, machiną, która zaczęła żyć swoim życiem, dlatego postanowiłem z tym zerwać. Zwróciłem się w kierunku muzyki cięższej, ambitniejszej, nawet sam się usunąłem w cień. Postanowiłem dać upust swojej fantazji i grać muzykę o jakiej zawsze marzyłem. Działania naszego zespołu w tej chwili nie mają nic wspólnego z rutyną. Po prostu cieszymy się graniem i tworzymy rzeczy dość bezkompromisowe, jak na polski rynek, który jest zalany popem, nie zawsze najwyższego lotu.
Pamiętam, że na początku O.N.A. miało spore grono przeciwników. Najbardziej zjadliwe opinie dotyczyły wspólnego grania nastolatki i mocno dojrzałych muzyków, którzy mają za sobą nie do końca udany projekt Skalwaker. Dzisiaj chyba O.N.A. ma więcej fanów niż wrogów?
Mamy grono swoich wiernych słuchaczy i bardzo fajnych ludzi oddanych zespołowi. Cieszy mnie, że nie jesteśmy grupą dla każdego, nie robimy masówki. Wreszcie przestano mówić o nas jak o projekcie. Od paru lat jesteśmy regularnym zespołem. Nikt już się nie zastanawia nad tym, ile jesteśmy starsi od Agnieszki. Ważna jest muzyka, która broni się sama. Nagrałem się już w zespole, który podobał się prawie wszystkim.
W 1993 roku w wywiadzie dla "Tylko Rock" stwierdził pan: "Nie można grać z młodocianymi, którym po nagraniu jednego utwory odbija palma". Jak to się miało do rozpoczęcia współpracy z Agnieszką Chylińską?
Ona przeżyła potworny stres. W ciągu kilku miesięcy Agnieszka z dziewczynki w domu kultury stała się gwiazdą, której wszyscy słuchali. Może faktycznie na początku trochę dziwnie reagowała w różnych momentach i ostro się wypowiadała, ale palma ją ominęła. Gdyby współpracowała z młodymi muzykami, byłyby większe różne zagrożenia. My radość z odnoszonych sukcesów umiemy świadomie przeżywać. Niekoniecznie musimy organizować orgie alkoholowe, czy wyrzucać telewizor przez okno w hotelu.
W Kombi na samym początku działalności było założenie, że najpierw grupa nagra trochę muzyki komercyjnej, a później będzie grać bardziej ambitnie. O.N.A. zaczyna odwrotnie?
My zawsze będziemy grać ambitną muzykę. Właśnie mamy próby nad nowym repertuarem. Nowa płyta zapowiada się jako mocna, rockowa jazda.
Pomysł na nagranie "Re-T.R.I.P." wyszedł ze strony firmy. Czy cały zespół podchwycił go od razu bardzo entuzjastycznie?
Patrzymy na to jak na ciekawostkę. Jest to i nie jest płyta O.N.A. Własne wizje przedstawili tutaj inni artyści, którzy przetworzyli nasze dźwięki na swój sposób. Jest to przede wszystkim prezent dla fanów i propozycja innego spojrzenia na muzykę w ogóle.
Czy poza oddaniem utworów do zmiksowania sama grupa miała jakiś wkład w powstanie materiału?
My decydowaliśmy o wyborze remiksów. Niekoniecznie wszyscy, którym zaproponowaliśmy zrobienie przeróbek naszych utworów, zostali automatycznie umieszczeni na płycie.
Zespół dokonał dogrania jakiś partii instrumentów?
To jest płyta całkowicie zrobiona poza nami. Autorzy remiksów sami dogrywali instrumenty. Zagranicznym wykonawcom wysłaliśmy oryginał z tłumaczeniem tekstu, żeby nie wypaczyli w miksie sensu całości.
Utwory "To naprawdę już koniec" i "Nie chcę nigdy" trafiły na płytę w podwójnych miksach. Czy to znaczy, że szczególnie dobrze się do tego nadawały?
To przypadek. Laibach przerobił "To naprawdę już koniec", wyjmując jedną frazę śpiewaną przez Agnieszkę, którą przetworzył na wiele sposobów. Wydało nam się to szalenie interesujące. Złożyliśmy im zamówienie na jeden remiks, a oni zrobili dwa. Pokazali tym samym, jak różne może być spojrzenie na ten sam numer. Bonarowski zrobił z tego zupełnie nowy kawałek. Nie jest to klasyczny remiks. Nadał on temu utworowi styl soulowy, rhytm'n'bluesowy.
Wyczytałem gdzieś pańską wypowiedź, że dzięki tej płycie zespół O.N.A. może spodobać się fanom techno. Faktycznie wam na tym zależy?
Nie, ale mam takie ciekawe spostrzeżenie. Czasem gramy na różnych imprezach typu dni miasta. Z reguły są to bardzo fajne koncerty. Wtedy przychodzi nas zobaczyć więcej ludzi niż sami fani O.N.A. Te nowe wersje są właśnie dla nich. Chcemy otworzyć oczy innym ludziom na nową muzykę, dotrzeć z naszą muzyką do innych. My sami nigdy nie będziemy grali techno.
Promocja "Re-T.R.I.P." powiązana została z wchodzeniem na rynek nowej technologii odtwarzania dźwięku firmy Sony. Jakie ma to dla pana znaczenie?
Firma Sony pomogła nam finansowo w urzeczywistnieniu projektu. Będąc naszym sponsorem zamieścili przy okazji reklamę swoich nośników. Mini Disc jest bardzo fajnym wynalazkiem. Szkoda, że tak wolno przyjmuje się w naszym kraju.
Obecnie pracuje Pan nad muzyką do filmu "Ostatnia misja" Wojciecha Wójcika. Sam czy zespołowo?
Współpracowałem głównie z Tomaszem Bonarowskim jako realizatorem i instrumentalistą. W kilku utworach pomagali mi Michał Jezierski, Piotr Łukaszewski, Waldek Tkaczyk i Wojtek Horny. Jedną piosenkę zaśpiewał Tomek Lipnicki, drugą O.N.A. Jeszcze nie wiadomo, pod jakim tytułem film trafi na ekrany. "Ostatnia misja" to tytuł roboczy. Reżyser chce go zmienić, bo to może się kojarzyć z ostatnim filmem.
Muzyka powstawała do obrazu.
Najpierw tworzyłem wyłącznie w oparciu o scenariusz. Później dostałem film i duża część tematów powstała do konkretnych ujęć. Muzyka filmowa to dla mnie zupełnie nowa sprawa. Staram się jak najlepiej poznać specyfikę takiej pracy. Mam nadzieję, że jakoś sobie poradzę.
Lubi pan kino Wójcika?
Oglądałem kilka jego filmów - "Trójkąt bermudzki", "Karate po polsku". Po tym jak okazało się, że będziemy razem pracować, obejrzałem ponownie całą "Ekstradycję".
Wiem, że sam zespół ma też pojawić się w filmie. Czy te ujęcia zostały już nakręcone?
Tak. Dlatego bardzo wcześnie musieliśmy napisać nasz utwór. Z ujęć z nami w filmie zostanie również przygotowany teledysk. My gramy w filmie samych siebie. Jest scena w klubie, w którym występujemy.