- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Shodan
Wykonawca: | Szczepan Inglot - Shodan (gitara, wokal) |
strona: 2 z 2
Shodan, Kraków 27.08.2021, fot. Justyna Kamińska
Jeszcze przed wydaniem "Protocol of Dying", ale już po ukończeniu sesji nagraniowej, w Shodan doszło do jedynej, jak dotąd, zmiany w składzie. Michał Rybak odszedł, by poświęcić się Deadpoint, a rolę basisty przejął Tomasz Sadlak. Co doprowadziło do waszego rozstania?
Michał jest przede wszystkim gitarzystą i bardzo chciał się spełniać na tym polu, toteż coraz więcej czasu spędzał z Deadpoint, swoją macierzystą formacją. Oczywiście nie żywię do niego urazy, sam mam dwa zespoły i wiem, jak to wygląda. Własne projekty zawsze będą miały wyższy priorytet niż cudze.
Tomek umiejętnie wypełnił lukę, którą pozostawił po sobie Michał i jesteśmy z tego obrotu spraw niezmiernie zadowoleni. Co ważne, doskonale dogadujemy się na stopie personalnej, a nasza znajomość sięga wiele lat wstecz. Żeby było zabawniej, jego też musieliśmy namówić do sięgnięcia po bas.
Czyli Tomek występował w innej kapeli przed przystąpieniem do Shodana?
Tak, miał zespół o nazwie Grimoirum, gdzie był gitarzystą i wokalistą. Nie mam pojęcia, jaki jest jego aktualny status - czy tylko zawiesił jego działalność, czy już definitywnie złożył go do grobu? Ja i Jarosz, nasz bębniarz, graliśmy wówczas z grupą Extinct Gods i tak się złożyło, że pojechaliśmy z Grimoirum w krótką trasę. Wtedy właśnie poznaliśmy Tomasza.
Gdy zakładaliśmy Shodan, jeszcze na etapie debiutanckiej EP-ki, próbowaliśmy zrekrutować go na stanowisko gitarzysty. Zgodnie z pierwotnym konceptem, Shodan miał opierać swoje brzmienie na dwóch gitarach, lecz ostatecznie wdrożyliśmy formułę tria.
Czy ta roszada pociągnęła za sobą zmianę dynamiki wewnątrz formacji?
Michał był takim gościem, któremu wystarczyło pokazać dany riff raz, a on - przysięgam - zapamiętywał go od razu i potrafił zajebiście odtworzyć. Bardzo rzadko miewam okazję spotkać kogoś z taką umiejętnością. Ale jak wspomniałem, dla Młodego (Michała - przyp. red.) gra z nami nie była szczytem marzeń, co łatwo dało się odczuć. Tomasz natomiast nadrabia tym, co liczy się dla mnie o wiele bardziej niż szybka nauka riffów: zaangażowaniem, sumiennością, bardzo analitycznym podejściem do grania, a także byciem moim i Jarosza przyjacielem. Plus, jeżeli wymyślę coś gównianego, nie ma oporów, aby mnie o tym poinformować. Cenię go za tę otwartość.
Shodan, Katowice 24.10.2021, fot. Verghityax
Pytanie z kategorii dziejów dawnych Shodan. Skąd wzięła się nazwa zespołu? Muszę wyznać, że gdy usłyszałem ją po raz pierwszy, trochę się z niej podśmiewałem, bo kojarzyła mi się z mnichem z klasztoru Szaolin. Z reguły kapele deathmetalowe mają dość sugestywne nazwy, a tu nie byłem pewien, z czym mam do czynienia.
Ona pochodzi z gry komputerowej "System Shock". Shodan to akronim, a jego rozwinięcie oznacza Sentient Hyper-Optimized Data Access Network. Tak nazywała się sztuczna inteligencja, która po ataku hakerskim wymordowała większość załogi na stacji kosmicznej. Rewelacyjna gra, polecam. Klasyk.
Swoją drogą zastanawiam się, na ile Shodan naprawdę wpisuje się w death metal. Z jednej strony mamy w repertuarze taki numer, jak "Primordial Incest", który jest modelowym wręcz przedstawicielem gatunku, z drugiej "Death, Rule over Us" to płyta na tyle zróżnicowana, że przy klasykach w rodzaju Morbid Angel, Deicide czy Obituary, wypada dosyć łagodnie (śmiech). Początkowo przyświecała nam idea tłuczenia death metalu w starym stylu, czyli rzeźnia i wpierdol, jednak w trakcie komponowania obraliśmy inny kierunek. Nie wiem, czy podpisywanie się nieoczywistą nazwą jest atutem czy wprost przeciwnie, lecz moim zdaniem Shodan nie jest formacją stricte deathmetalową.
Shodan, Kraków 27.08.2021, fot. Justyna Kamińska
Korzystając z tego, że grzebiemy w przeszłości, chcę nawiązać do wspomnianego Extinct Gods. Wydaliście jeden album, zatytułowany "Wartribe", po czym słuch o zespole zaginął, a nie przypominam sobie, by doszło do oficjalnego pożegnania.
Szczerze, to nie orientuję się, co z nimi. Z Extinct Gods odszedłem około 2014 albo 2015 roku. Gdy zasiliłem ich skład, "Wartribe" był już ukończony i znalazłem się we wkładce, mimo że nie brałem udziału w sesji nagraniowej. Potem odbyło się kilka koncertów i to właściwie tyle. Główna siła napędowa tej formacji - Dominik (Prykiel - przyp. red.) - jest rozchwytywanym gitarzystą sesyjnym. Przewinął się przez Lost Soul, Devilish Impressions, Vedonist, teraz występuje z Hate. On zajmuje się tym zawodowo, dlatego domniemywam, że nierentowne projekty poszły w odstawkę.
W swojej muzycznej karierze zaliczyłeś też epizod z wrocławską Maigrą, aczkolwiek miało to miejsce już po założeniu Shodan. Jak wspominasz tę przygodę?
O Maigrze zrobiło się głośno, kiedy wydali swój debiut, pt. "End of Process". To był zajebisty materiał, charakterem zbliżony do twórczości Meshuggah i Atrophia Red Sun. Byłem wtedy szalikowcem tej płyty, chociaż obecnie do niej nie wracam... chyba przejadło mi się takie granie.
Gdy dołączyłem do grupy, chłopaki pracowali akurat nad swoim drugim longplayem, zatytułowanym "Encrypted". Numery mi się spodobały, więc pomogłem z komponowaniem i zarejestrowaliśmy je razem. Szybko jednak okazało się, że nadajemy na kompletnie innych falach, wobec czego się stamtąd zwinąłem.
Ostatnią kapelą, w której maczasz palce - w tym przypadku aktywnie - jest Banisher. Objąłeś tam posadę wokalisty w 2015 roku, po odejściu Tytusa (Kalickiego - przyp. red.). Kto zainicjował współpracę?
Nie pamiętam już, czy to Hubert (Więcek - przyp. red.) odezwał się do mnie pierwszy, czy ja do Huberta. Miałem za zadanie nagrać próbne wokale do paru starych kawałków i tak to się zaczęło. Niestety nie wiąże się z tym żadna fascynująca historia, nikt nie podpisywał cyrografu przy wódzie (śmiech).
Czy nie obawiasz się, że teraz - gdy Hubert nie jest już częścią Decapitated - działalność Banisher zacznie kolidować z działalnością Shodan?
Hubert na pewno będzie chciał Banisher wywindować. Zresztą sam fakt, że przez cztery lata był basistą Decapitated sprawił, iż rozpoznawalność Banisher wzrosła. Sęk w tym, że na każdym z nas - i nie mam tu na myśli wyłącznie Huberta i mnie - ciąży mnóstwo różnych zobowiązań. Nasz perkusista, Eugene Ryabchenko, mieszka w Austrii, a ponadto jest członkiem Fleshgod Apocalypse i wziętym muzykiem sesyjnym. Zupełnie mnie to nie dziwi, bo to zajebisty bębniarz. Piotrek (Kołakowski - przyp. red.), prócz codziennej pracy, jeździ w trasy jako członek ekipy technicznej większych zespołów. Reasumując - wszelkie akcje związane z działaniem Banisher są starannie planowane, dlatego jesteśmy sobie w stanie tak wszystko poukładać, by nikt nie ucierpiał.
Dzięki za rozmowę.
Nie ma sprawy.
Za "Aguirre, gniew boży" mieli u mnie plusa, ale "Czarnobyl" to gniot. Zwłaszcza dwa ostatnie odcinki to toporna propagandówka w stylu amerykańskim - po ich obejrzeniu trzy wcześniejsze odcinki przy drugim seansie nie miały już dla mnie nic piorunującego. Wręcz przeciwnie - zalatywały manipulacją i tanim graniem na uczuciach.
Dobrze wiedzieć, skąd nazwa Shodan. Wyglądała mi na japońskie słowo, które powinno się wymawiać "siodan". Muszę wreszcie z ciekawości sprawdzić, czy Iron Maiden mówi (w przybliżeniu) "sendziucu", czy przekształca tytuł w jakieś "sendżutsu".
Extinct Gods cztery lata temu wracał podobno do życia i miał nagrać album "Metaevolution". Też się zastanawiam, co było dalej. Jeśli zależy to głównie od Dominika, to pewnie rzeczywiście Extinct Gods zamarł przez Hate.