- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Sepultura, Musica Diablo
Wykonawca: | Derrick Leon Green - Sepultura, Musica Diablo (wokal) |
strona: 1 z 1
Sepultura, Warszawa 18.08.2010, fot. W. Dobrogojski
rockmetal.pl: Na początek chciałbym porozmawiać o twoim nowym projekcie - Musica Diablo. Jak doszło do jego powstania?
Derrick Green, Sepultura i Musica Diablo: Wszystko zaczęło się od Andre, który miał już napisany jakiś materiał i skontaktował się ze mną, żeby sprawdzić, czy podobają mi się jego utwory i czy nie chciałbym zaśpiewać w trzech z nich. I po przesłuchaniu naprawdę przypadły mi do gustu. Poczułem z nimi pewną więź, ponieważ przywiodły mi na myśl taki oldschoolowy crossover pomiędzy metalem a hardcorem z dawnych lat. Zawsze bardzo lubiłem ten okres w muzyce. A to było swoistym powiewem świeżości. Nie licząc Sepultury, nigdy nie występowałem w żadnej innej brazylijskiej kapeli, więc doszedłem do wniosku, że świetnie byłoby zrobić coś z tymi chłopakami. Zaczęliśmy ćwiczyć w małej salce rozmiarów garażu - wiesz, po prostu jamowaliśmy, trochę podobnie, jak dzisiejszego wieczoru. I dobrze się z tym czujemy.
W jakim stopniu włączony byłeś w proces twórczy, podczas komponowania materiału na wasz debiutancki krążek?
Napisałem wszystkie teksty, no i oczywiście zaśpiewałem partie wokalne. Nad resztą muzyki pracowali już pozostali - ja jedynie sugerowałem, które elementy można by wydłużyć albo skrócić, gdzie dorzucić jakąś solówkę... Zaproponowałem również, by do całości dołożyć drugą gitarę. Ogólnie rzecz biorąc, to była praca zespołowa, ale od strony instrumentalnej to ich dzieło.
Czy zatem w Musica Diablo masz więcej wolności niż w Sepulturze?
Nie. Uważam, że mam sporo wolności w obu zespołach. Nie chciałbym być częścią kapeli, w której nie mam nic do powiedzenia. W Sepulturze układam na przykład riffy gitarowe i tego typu rzeczy. To super sprawa, móc grać w dwóch różnych ekipach, bawić się dwoma różnymi stylami. Daje mi to jako muzykowi i artyście wiele rozmaitych wyzwań, a dzięki temu życie staje się bardziej interesujące.
Wspomniałeś, że w Sepulturze układasz riffy. Czyli, jak rozumiem, umiesz grać na gitarze?
Umiem, lecz obecnie pobieram lekcje u Jeana Dollabelli, naszego perkusisty w Sepulturze, żeby lepiej opanować bębny i móc częściej używać ich na scenie. Mam też nadzieję, że przerodzi się to w jakieś urozmaicenie na nowym albumie. Nigdy wcześniej nie grałem na garach w żadnej grupie, więc fajnie byłoby spróbować.
Sepultura, Wrocław 17.08.2010, fot. K. Zatycki
Wracając do Musica Diablo, skąd wziął się pomysł na nazwę formacji?
Właściwie to Andre wymyślił nazwę jeszcze zanim wstąpiłem w szeregi zespołu. Spodobało mi się to, ponieważ wielu ludzi często interpretują szybką, dziką muzykę jako diabelski wytwór (śmiech). W pewnym sensie to dobrze, gdyż oddziela nas to od wszystkiego innego, od popu i muzyki masowej. Sądzę, że to niezła nazwa, bo można się do niej odnieść na wiele różnych sposobów.
Na waszej stronie MySpace wyczytałem, że napisaliście w sumie piętnaście kawałków, lecz na album trafiło ich ostatecznie jedenaście. Co się stało z pozostałymi?
Na razie tkwią w zawieszeniu. Wiesz, kiedy do składu dołączył drugi Andre, czyli drugi gitarzysta, otworzyły się przed nami nowe drogi, pojawiła się opcja zaaplikowania bardziej metalowego stylu, wzbogacenia materiału o dodatkowe solówki. Dlatego wolałem się skupić na pracy nad tamtymi jedenastoma, aby je ulepszyć.
Czy w takim razie te odrzucone utwory trafią na następną płytę?
Być może. Teraz, dzięki temu, że mamy drugiego gitarzystę, możemy ponownie w nich pogrzebać i nadać im mocniejsze, potężniejsze brzmienie, bo nie chcę, by cechowała je wtórność i powtarzalność w stosunku do tego, co już nagraliśmy. Jestem bardzo krytyczny, jeśli chodzi o dźwięk. To ważne, byśmy działali wspólnie jako grupa i w jej ramach stworzyli coś odmiennego.
Jak sobie radzisz z byciem w dwóch kapelach na raz? Wiesz, komponowanie utworów, trasy koncertowe...
To niezłe szaleństwo, ale w zasadzie każdy w zespole, zarówno w Musica Diablo, jak i w Sepulturze, ma jakieś projekty poboczne. Na przykład Andreas udziela się w Hail!, ostatnio nagrał też solowy album... Hail! obecnie koncertuje w tym samym czasie, co Musica Diablo i jest to pewne ułatwienie, lecz nie pozbawione wad. Każdy z nas ma swoją rodzinę i dobrze jest wpaść czasem do domu. Mimo to, kochamy to, co robimy.
Jak na razie idzie wam obecna trasa?
Jest trochę na wariackich papierach. Jest ciężka. Nie będę kłamał - niełatwo startować z samego dołu, ale w pewnym sensie to dobrze, gdyż uczy nas to pokory. Musisz starać się w dwójnasób, gdy publiczność nie jest zbyt liczna, by zostawić po sobie dobre wrażenie, sprawić, że ludzie będą potem dyskutować o występie. Sądzę, że to ważne, byśmy nie zadzierali nosa, bo dopiero zaczynamy. Póki co, te koncerty stanowią wyzwanie i dobrze się z tym faktem czujemy. Myślę, że z czasem będzie lepiej. To ciekawe doświadczenie. Ale podróżowanie w vanie przez wiele godzin bez snu nie jest rzeczą łatwą. Trochę się to różni od tego, jak wyglądają trasy z Sepulturą (śmiech). Mimo to cieszę się, bo przypomina mi to o wszystkim, co w tym uwielbiam, czyli energię, nowe twarze... to nowe podejście jest ekscytujące.
Sepultura, Wrocław 17.08.2010, fot. Krzysztof Zatycki
Wasz debiutancki album nagraliście z Rafaelem Ramosem. To znany w Brazylii producent?
Ależ skąd. On w ogóle mało zajmuje się produkcją cięższej muzyki i to było w tym interesujące. Mówiliśmy mu o tym, jaki dźwięk chcemy uzyskać, i dobrze było usłyszeć opinię kogoś o zupełnie odmiennym punkcie widzenia. To pomogło nam stworzyć coś oryginalnego i świeżego.
Mam nadzieję, że nie masz zamiaru odchodzić z Sepultury dla Musica Diablo...
Zdecydowanie nie. Sądzę, że starczy mi czasu na obie kapele. To jest coś, o czym już wcześniej wspominałem, że wielu z nas ma tak naprawdę swoje poboczne projekty. I jedno, i drugie jest dla mnie priorytetem: Sepultura, bo istnieje już od tylu lat, i Musica Diablo, bo to coś całkowicie nowego. Ale nie chcę z niczego odchodzić, niczego kończyć, bo kocham oba zespoły.
Jedna z rzeczy, które zastanawiały mnie od dawna, to jak w ogóle wkręciłeś się w metal? Jakby nie patrzeć, w tym gatunku niewielu jest czarnoskórych muzyków.
Ciężko powiedzieć, że się wkręciłem, bo od zawsze miałem kontakt z tego typu rzeczami, dlatego, że mam w rodzinie wielu artystów. Muzyka rockowa bardzo przypadła mi do gustu - zaczynałem od takich grup, jak AC/DC, Black Sabbath, Rush. Później scena się zmieniła i w latach 80-tych nastała moda na hair metal i glam - to akurat nigdy do mnie nie trafiało. Polubiłem za to punkową i hardcore'ową scenę, gdyż dotykała ona wielu problemów społecznych i przez to na koncertach spotykało się bardzo przekrojową publiczność z różnych sfer... Ludzi pochodzenia latynoskiego, jak i amerykańskiego. To było super, ten tygiel przeróżnych kultur. Metal z początku taki nie był, ale wraz z pojawieniem się grup crossoverowych, zrobiło się naprawdę ciekawie, kiedy utalentowani muzycy metalowi połączyli siły z pasją hardcore'owców. W efekcie powstała taka surowa, pierwotna energia.
Z tego, co się orientuję, to nie jesteś Brazylijczykiem z pochodzenia...
Nie, urodziłem się w Cleveland w Ohio. Pamiętam, że jak jeszcze byłem małym dzieciakiem, pisałem historie na temat miejsc, w których chciałbym żyć, ale już wtedy czułem, iż tam nie przynależę. Nawet kiedy mieszkałem w Stanach, wiedziałem, że nie spędzę tam całego życia. Nigdy nie poczuwałem się do nacjonalizmu w żadnej formie. Wolę raczej myśleć o sobie jako o obywatelu świata. Jest wiele wartości w Stanach, z którymi się identyfikuję, ale to samo dotyczy innych miejsc. Później przeprowadziłem się do Nowego Jorku, gdzie mieszkałem przez kilka lat, następnie był Amsterdam i po nim Sao Paulo.
Sepultura, Warszawa 18.08.2010, fot. W. Dobrogojski
Co sprawiło, że wybrałeś właśnie Brazylię?
Zrobiłem to z powodu Sepultury. Gdy dołączyłem do nich, mieszkałem jeszcze w Amsterdamie. Po pierwszej wspólnej trasie miałem zamiar tam wrócić, ale nadszedł czas pisania materiału na nowy album i przekonali mnie, że byłoby lepiej, gdybym był na miejscu, w Brazylii. Zgodziłem się, ale nie było łatwo przenieść się do obcego kraju, którego oficjalnego języka nie znałem i w którym nie miałem rodziny. A to kawał drogi od Holandii. Sao Paulo to zwariowane miasto. Mieszka w nim ponad 20 milionów ludzi i Sepultura cieszy się tam sporą sławą. Prywatność w tym miejscu to towar deficytowy. Wiesz, trudno mi się było przyzwyczaić do tego, że kiedy idę ulicą, ludzie wrzeszczą do mnie z przejeżdżających samochodów, codziennie ktoś robi sobie ze mną zdjęcia czy prosi mnie o autograf, zwłaszcza w supermarkecie. Jako kapela często pokazujemy się w brazylijskiej telewizji. A ze względu na to, że mamy tak długą historię, wszyscy nas znają. Nawet jeśli nie kojarzą naszej muzyki czy nie lubią jej, to cieszą się, że reprezentujemy Brazylię na zewnątrz. Bo Sepultura jest jedynym brazylijskim zespołem, który osiągnął taki status na świecie. A to pociąga za sobą duża odpowiedzialność.
Fakt. Jakby nie patrzeć, poza futbolem Sepultura jest jednym z głównych towarów eksportowych Brazylii.
Dokładnie tak. I świetnie jest być częścią tego zjawiska. Ludzie mają do tego duży szacunek, a ja z kolei czuję wielki szacunek do Brazylijczyków. Nauczyłem się ich języka, codziennie uczę się tamtejszej kultury, zabieram tam swoją rodzinę. To naprawdę magiczne, niesamowite miejsce, które odmieniło moje życie.
A co porabiałeś, zanim zacząłeś swą karierę w Sepulturze?
Wcześniej występowałem przez osiem lat w zespole o nazwie Outface. Założyłem go razem z przyjaciółmi - miałem wówczas piętnaście lat. Obecnie oni grają już w innych formacjach, na przykład basista zakotwiczył się w grupie o nazwie Filter - to była naprawdę duża i ciężka kapela w latach 90-tych. Perkusista na kilka albumów dołączył do hardcore'owego Integrity. Zaś gitarzysta wylądował w hardcore'owym CIV. To byli naprawdę dobrzy kumple. Mieliśmy trasę po Europie, wydaliśmy album, potem zjeździliśmy Stany. To były niezapomniane czasy. Przerobiliśmy wszystko - vana, spanie na podłodze, nie raz nie dostawaliśmy żadnej kasy za koncerty, nie wiedzieliśmy w ogóle, dokąd zmierzamy. Mieliśmy tylko te niesamowite poczucie wolności.
Sepultura, Warszawa 18.08.2010, fot. W. Dobrogojski
Jak wyglądało twoje wstąpienie do Sepultury po odejściu Maxa? Zająłeś stanowisko wokalisty zaraz po trasie promującej "Roots"?
Nie do końca. Max zostawił to wszystko w bardzo zły sposób. Trasa nie została ukończona i to poważnie podkopało renomę kapeli, zwłaszcza w Japonii. Cała trasa po Japonii i Australii była już zaklepana, a bilety wyprzedane, więc organizatorom bardzo się to nie spodobało. Pytali się: "Co wy wyprawiacie? To nieprofesjonalne". Stanęło na tym, że dali tylko jeden koncert z Andre za mikrofonem, śpiewającym cały set. Później przez jakiś czas funkcjonowali jako trio - ja doszedłem dopiero w 1998 roku. Do tego czasu Andre pełnił obowiązki wokalisty. Gdy szukali nowego gardłowego, rozesłali kasety magnetofonowe z materiałem, między innymi do Chucka Billy'ego z Testament. Wypróbowali wielu śpiewaków. Kiedy dostarczyli mi paczkę z kasetą dla mnie, był na niej utwór "Choke", który potem trafił na "Against". I to było w tym cudowne, ponieważ otrzymałem tę możliwość artystycznej wolności, o której rozmawialiśmy. Miałem nagrać swoją dowolną interpretację otrzymanego tekstu. Z tego, co wiem, chłopaki nadal mają gdzieś te kasety z przesłuchań od różnych ludzi. Nigdy ich nie słyszałem i jestem ich naprawdę ciekaw. Muszę pomęczyć Andre, żeby je wygrzebał, bo chciałbym się z nimi zapoznać.
Czy na kasetach, które rozsyłali, były jakieś utwory, które nigdy nie ujrzały światła dziennego?
Z tego, co wiem, to tak. Było parę fajnych numerów, ale dziwnie byłoby wrócić do nich po tylu latach (śmiech).
Skoro już jesteśmy przy temacie wałków Sepultury, to jak wygląda sprawa z nowym albumem? Macie już coś napisanego?
Tak, obecnie pracujemy nad nim, jednocześnie będąc w trasie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiliśmy. Główną inspiracją będzie historia Sepultury, więc sięgniemy nawet do zamierzchłych czasów... do chwili, gdy Paulo został jednym z pierwszych członków grupy. Dzieje wszystkich muzyków kapeli będą miały wpływ na ostateczny kształt materiału... To, jak Andreas dołączył do składu i jak wiele zmieniło to w zespole, poprzez wszystkie te walki, jakie Sepultura musiała stoczyć, by zdobyć swoją pozycję. Chcemy pokazać surową energię tego okresu... Wiesz, te najbardziej podstawowe kwestie.
Sepultura, Warszawa 18.08.2010, fot. W. Dobrogojski
Czyli koncept album?
Tak, koncept album oparty na naszej własnej historii. Będziemy musieli sięgnąć głęboko do wnętrza samych siebie.
Wiesz, "A-Lex" to dla mnie najlepszy album Sepultury od czasu "Roots", więc mam nadzieję, że nie zboczycie z obranej drogi i nagracie coś równie brutalnego.
Ja również. Wierzę, że kiedy się na to otworzymy, znajdziemy sposób na stworzenie czegoś dobrego. Tak samo było z "Dante XXI" i pozostałymi albumami. Zastanawialiśmy się: "czy możemy zrobić coś jeszcze bardziej brutalnego?" (śmiech). Nawet w klipach to widać, na przykład w "Convicted in Life" - dla nas teledysk był idealny i przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. A przy "A-Lex" mieliśmy do czynienia z "Mechaniczną Pomarańczą" - drastyczną i obfitującą w przemoc opowieścią, choć książka miała raczej pozytywne zakończenie. Sądzę, że nasza historia jest tak pełna przeróżnych wątków, wzlotów i upadków, że możemy skomponować coś świeżego i oryginalnego, co sprawi, iż ludzi poczują się zaskoczeni.
Macie już jakiś tytuł roboczy?
Nie, jeszcze nie.
A planowana premiera?
W 2011 roku, a zaraz po tym czeka nas mnóstwo koncertowania. Chcielibyśmy wejść z materiałem do studio pod koniec tego roku.
Kiedy czytam wywiady z Maxem, on od czasu do czasu wspomina coś na temat ponownego zebrania klasycznego składu Sepultury, ale ostatecznie zawsze stwierdza, że nie może się dogadać z Andreasem i Paulo. Ile w tym prawdy?
Z tego, co wiem, to nieprawda. Jestem tym bardziej zdziwiony, ponieważ oni nie rozmawiali ze sobą od 1996 roku. A Max bardzo źle wypowiadał się o zespole od momentu, gdy z niego odszedł. Nawet, gdy jego brat wciąż był w Sepulturze, nie powstrzymało to Maxa przed rzucaniem mięsem.
Zupełnie nie rozumiem jego zachowania. Ma swój Soulfly, tamto wydarzyło się niemal piętnaście lat temu, a on nadal do tego wraca, jakby nie mógł się z czymś pogodzić. Nie widzę w tym żadnego sensu.
Dla mnie to również bez sensu. Jak sytuacja wygląda, każdy widzi. Przeszłość, to przeszłość. To on odszedł z zespołu, nikt go nie wyrzucił. Tak samo było z Igorem - opuścił kapelę dobrowolnie, to był jego wybór. Z Igorem wciąż się przyjaźnię. Nie chcemy kończyć Sepultury, bo włożyliśmy w nią mnóstwo czasu i wysiłku. Kochamy to, co robimy. Zostawianie tego byłoby pozbawione logiki. Oni mieli swoje priorytety i zajmują się własnymi sprawami. Igor odnalazł szczęście w byciu DJem i robieniu miksów. Kocha to i jest w tym coraz lepszy. To wspaniałe, że znów rozmawia ze swym bratem. Znam wszystkich w jego rodzinie, oprócz samego Maxa. Znam jego matkę, jego kuzynów i krewnych, ale Maxa nigdy nie udało mi się spotkać. Sądzę, że prędzej czy później do tego dojdzie. To byłoby super, bo słyszałem o nim wiele dobrego od przyjaciół. Lecz obecnie ma on bardzo napięty grafik i my również.
Sepultura, Wrocław 17.08.2010, fot. Krzysztof Zatycki
Skoro już rozmawiamy o innych muzykach, to jakiś czas temu spotkałem się z Paulem Di'Anno...
O tak, Paul Di'Anno (śmiech).
Mówił o tobie sporo dobrego. Między innymi to, że jesteś jego ulubionym wokalistą Sepultury.
To dlatego, że on jest moim ulubionym wokalistą Iron Maiden (śmiech).
Jak się poznaliście?
Za pośrednictwem wspólnych znajomych. Szczerze, to "Killers" po dziś dzień pozostaje dla mnie najlepszym albumem Ironów. Kiedy z nim rozmawiam, rozumiem, dlaczego tak jest. Jako dzieciak strasznie się tą płytą zachwycałem. Przez to, że go poznałem, nabrało to dla mnie głębszego sensu. On jest takim prawdziwym punkowym kolesiem z krwi i kości. I ja też mam podobne podejście. Kocham tę jego energię, gdyż to głównie ona czyni z "Killers" tak wyjątkowy krążek. Z całego serca potrafię się odnieść do tej surowej energii punkrocka.
Paul wspominał też, że masz jakąś knajpę w Brazylii.
Tak, to był bar, ale zamknąłem go i teraz chcę otworzyć rockowy klub z prawdziwego zdarzenia, bo brakuje takowego w Sao Paulo. Bar, który prowadziłem wcześniej, wypełniała mieszanka stylów - jednego dnia w rozkładzie jazdy było wieczorne jamowanie, drugiego klasyczny rock, innego znów hip-hop, jeszcze innego impreza z DJami, na której Igor zapuszczał swoje miksy. Jeszcze zanim odszedł z Sepultury, wpadał do klubu i rozwijał tę nową pasję. Ten lokal był ogólnie otwarty dla muzyków. To było świetne miejsce. I czuję, że z nowym klubem też się uda, ponieważ pracowałem już w wielu knajpach, między innymi w Nowym Jorku, i mam w tej dziedzinie spore doświadczenie. Wiem, co ludzie lubią i czego potrzebują.
Ok, wielkie dzięki za wywiad!
Również dziękuję.