- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Sacriversum
Wykonawca: | Remo - Sacriversum (gitara basowa, wokal) |
Fanom "klimatów" łódzkiego Sacriversum nie trzeba przedstawiać. W maju ukazała się trzecia duża płyta grupy, "Mozartia", a na dniach zespół wybiera się na trzytygodniową trasę po całej Polsce, między innymi wraz z Moonlight i Closterkeller. Właśnie o niej, a także życiu wielkiego kompozytora Wolfganga Amadeusza Mozarta, wspomnianym albumie, jak i dolach i niedolach zespołu metalowego w naszym kraju, rozmawialiśmy z wielce rozmownym jak zawsze Remem, basistą i wokalistą Sacriversum.
strona: 1 z 1
rockmetal.pl: Cześć Remo. Na początek pytanie - dlaczego zmieniliście logo?
Remo: Słuchaj... No dziwna sprawa z tym logo. Wydaje mi się, że Sacriversum nigdy nie miało logo, które by mocno charakteryzowało ten zespół. Pierwsze, na początku działalności, było takie trochę niedopracowane, niestaranne i przyjęliśmy je na zasadzie - podoba się wszystkim i ok. Potem, kiedy nadaliśmy "Soterii" trochę inny wymiar muzyczny w porównaniu z przeszłością, trzeba było zmienić logo na takie uniwersalne, uwspółcześnione, bardziej czytelne. To w zasadzie nie było żadne logo, tylko jakiś tam Times New Roman, w ogóle się nie udało. Teraz pojawił się człowiek, który tak naprawdę po raz pierwszy w historii tej kapeli przyłożył się do tego i wiedział, jak to zrobić. To jest taki gość zaangażowany od lat w podziemie muzyczne, nazywa się Daniel Dostal, przyjechał do Łodzi z Poznania. Jest od lat maniakiem scen undergroundowych, no i teraz pomaga nam trochę. To dobry grafik komputerowy, zmienił nam logo. Cieszę się, bo to jest wreszcie coś, co odzwierciedla jakoś charakter tej muzyki. Wydaje mi się, że pasuje do tego, co obecnie gramy.
Teraz pytanie odnośnie płyty - co to za pornografia na okładce?
A to jest oczywiście Krystyna (gitarzysta MacKozer - przyp. red.). Krystyna osobiście występuje (śmiech). Ponieważ jest egocentrykiem i narcyzem, postanowił zrobić sobie zdjęcie, na którym wyraźnie widać wszystkie jego włosy łonowe. No i nagle stwierdził, że ma pomysł na okładkę, obrobił je w programie pod tytułem Photoshop, dołożył do tego kilka sprytnych rzeczy, mianowicie niewidocznego zbytnio pentasa a la Venom "Welcome To Hell", kilka pięciolinii z nutkami - oryginalnego zapisu z "Requiem" Mozarta, nałożył logo, wykolorował i tak wyszła okładka. Stwierdziliśmy, że tak może być, uznaliśmy egocentryzm Krystyny za dostatecznie nieszkodliwy i dostatecznie przydatny, nie zmienialiśmy już okładki (śmiech).
O ile pamiętam, cała szata graficzna jest jego autorstwa?
Tak, on w domu sobie nad tym siedział i Daniel trochę mu pomagał. Jest teraz u nas w Łodzi, wspólnie uznali za stosowne przygotować tę okładkę, potem dorobili do tego jak zwykle jakąś iedologię - tego nie piszcie (śmiech). Z tego wzięła się okładka "Mozartii".
Tym, co zmusiło mnie do zadania następnego pytania, jest kawałek "Salieri", a konkretnie jego tekst. Czy twoją inspiracją była faktyczna biografia Mozarta czy też opierałeś się na filmie "Amadeusz"?
Jedno i drugie. Myślę, że przede wszystkim najpierw film był inspirowany dramatem Schaffera, a dramat z kolei był inspirowany biografią Mozarta. Tak że na to się składa wiele rzeczy. Kwestia Salieriego to kwestia legendarna, i nieudowodniona - czy miał na Mozarta jakiś negatywny wpływ, czy go podtruwał, czy podniszczał, czy też robił mu różne przykre rzeczy. Nikt tego nie stwierdził, nikt Salieriego za rękę nie złapał w XVIII wieku. W każdym razie żaden ślad po tym nie istnieje. Cała ta legenda trochę obrasta różnymi opowieściami, więc wydaje się fascynujące i takie miłe, kiedy się ktoś za to bierze. Schaeffer napisał dramat pod tytułem "Amadeusz", dość popularny zresztą na scenach w Polsce, nawet w Łodzi kilka inscenizacji już się odbyło przez te ostatnie paręnaście lat. No i film Formana, moim zdaniem absolutnie rewelacyjny. Bardzo mi się podoba, widziałem go ze trzy razy i jest tak, że pisząc płytę o Mozarcie, trudno po jego obejrzeniu pozostać obojętnym na całą tę legendę. To jest tak fenomenalnie ujęte w filmie i w ogóle przekazywane z pokolenia na pokolenie, że aż szkoda by było zmarnować. Oczywiście, w tekście "Salieri" jest mowa o dziwnych fascynacjach typu: "ach, on jest naprawdę super, a ja to jestem taki sobie i sobie nie mogę z tym poradzić". To taka udręka twórcza, jakby ktoś był przez całe swoje życie supportem Iron Maiden i jeździł z nimi w trasy, a oni by mówilii: "No wiesz, stary, fajny jesteś, możesz być naszym supportem, ale wyżej wała nie podskoczysz". Przepraszam za takie trywialne porónwanie, ale tak się to teraz współcześnie bardziej kojarzy. Wydaje mi się, że tak, ten film miał duże znaczenie.
Czyli fajnie jest uwierzyć w taką legendę?
Tak, zresztą wiesz, takie legendy są bardzo ładne i często wokół biografii prawdziwych osób, twórców, urastają takie opowieści. One są przekazywane z pokolenia na pokolenie, powstają jakieś filmy biograficzne albo sztuki, w których ta legenda jest rozwijana, rozbudowywana na różne sposoby. To mi się wydaje nieszkodliwe, dlatego że fajnie jest pofantazjować, a nuż tak naprawdę było?
Nie wpadliście na pomysł, aby zamieścić chociaż fragment oryginalnego utworu Mozarta?
Nie, bo szkoda czasu. Gdyby płyta był trochę dłuższa, to nic by się nie stało. Ale wydawało nam się, że to nie jest potrzebne. Jeżeli robisz płytę "Mozartia", ona z założenia zalatuje trybutem, musi to być album, który będzie miał jakąś tezę, niekoniecznie musisz cytować. To nam się wydawało trochę za proste nie w sensie wykonawczym, ale w sensie produkcyjnym. Każdy od razu by pewnie pomyślał, że bierzemy płytę, ona nazywa się "Mozartia", ale równie dobrze np. "Beethovenia", "Schubertia" czy "Wagneria", więc należałoby się spodziewać muzyki. Ale jest to bez sensu. Utworów Mozarta można posłuchać w wykonaniu takich zespołów na jakie Mozart pisywał, czyli na zestawy syfmoniczne, mniejsze lub większe, i zestawy kameralne. Niech tak zostanie, potraktujmy to jako świętość i nie róbmy z tego jakichś przeróbek. Wystarczy włączyć jakąkolwiek teraz muzyczną telewizję w Polsce, żeby zapychać sobie uszy przeróbkami dawnych rzeczy, niekoniecznie klasyki. Ja już nie mogę słuchać tych hip-hopowych piosenek, które powstały na kanwie przebojów new romantic z lat 80-tych. Cholera mnie już bierze.
Zgadza się, masz rację.
Wiesz, to papka i uważam, że może ktoś tego słucha, ale to wystawia jak najgorsze świadectwo i dzisiejszej kulturze. I gustom, i tym ludziom. Najczęściej czarnoskórym, chociaż nie jestem rasistą. Ale tak się jakoś składa, że rap to muzyka raczej czarna, która powstała w tych kręgach. Ktoś kiedys powiedział, że ma już dosyć wysłuchiwania tego samego życiorysu murzyńskiego gangstera, który opowiada do jednego rytmu, a w tle pojawia się muzyka Rachmaninowa albo Rymskiego-Korsakowa. No ludzie, no...
Chyba zgodzisz się ze mną, że wokale Kasi, w porównaniu z poprzednią płytą czy koncertami, uległy progresji? Czy to wynika z waszego wpływu czy też moze sama się za siebie wzięła?
Zgadzam się. W 1999 roku, kiedy nagrywaliśmy "Beckettię", Kaśka przyszła do studia i o mało co nie wytrząsła z majtek kupy. Była tak przestraszona i tak to wszystko ją przerastało. Była nowa w zespole i wiedziała, że ciąży na niej bardzo duża odpowiedzialność tzn. że musi dać na tę płytę coś, co będzie na pierwszym planie. To ją trochę spaliło, natomiast drugą sprawą było, że "Beckettia" została nagrana w krótkim czasie, bodajaże w ciągu 12 dni. W każdym razie ona miała bardzo niewiele czasu na to nagrywanie i nie mogła spokojnie nad tym posiedzieć. Tutaj było trochę inaczej. W sensie produkcyjnym "Mozartia" nie jest tak dopracowana jak "Beckettia" czy "Soteria", natomiast o wiele więcej czasu na najnowszej płycie poświęciliśmy dobremu, właściwemu i skrupulatnemu odegraniu naszych partii indywidualnych. To samo dotyczy Kaśki. Spędziła w tym studiu bardzo dużo czasu. Akurat człowiek, który nagrywał tę płytę, trochę spieprzył robotę w sensie wykończenia zabiegów produkcyjnych, ale z Kaśki wycisnął naprawdę dużo. Na tamtym etapie nagrywania oni się darzyli dużym szacunkiem, lubili się po prostu i on jej nie stresował. Katarzyna mogła siedząc w studio wydobyć z siebie rzeczy, których nie krępował lęk, strach, trema, brak czasu itd. Bardziej się wyzwoliła wokalnie i to było słychać. Dużo pomysłów wielogłosowych, które są niezbędne przy nagrywaniu tego typu partii gotyckometalowych, też zostało zrealizowanych lepiej, z większą starannością. Dlatego absolutnie zgadzam się z tobą, że wokale Kaśki są zdecydowanie lepsze niż na "Becketti" i to samo mi mówi większość recenzentów. Aczkolowiek z Kaśką jest ciekawa historia, ponieważ ona daje tyle samo powodów do narzekań ludziom, którzy tego słuchają, co do zachwytów. I wtedy to jest tak, albo: "Idźcie z nią do diabła, bo ona się nadaje tylko do tego, żeby zostać aktorką porno" albo: "Super, gdzie znaleźliście taką dziewczynę, która może nie jest jakąś genialną śpiewaczką z opery, ale za to śpiewa bardzo oryginalnie?". Myślę, że to jest jej największa zaleta, że potrafiła się wyzwolić ze schematu. Ostatnio widziałem na Vivie2 koncert grupy Within Temptation z Holandii, która to grupa jest sympatyczna, ma fajne piosenki, fajne melodie. Dziewczyna, która tam śpiewa, jest absolutną mistrzynią w swoim fachu. Śpiewa klasycznie, bardzo dobrze warsztatowo, na koncertach nie fałszuje, w dodatku jest bardzo dobrą liderką. Ale wszystko jest jakieś takie strasznie sztampowe, tzn. ja gdzieś to kiedyś słyszałem... Potem, jak wyłączyłem to Within Temptation i włączyłem sobie The Gathering wcześniejsze, z płyty "Mandylion", słyszałem niemalże te same patenty. I muzyczne, i wokalne. Gdybym może posłuchał potem "Mozartii", nie słyszałbym takich samych historii wokalnych. I to mi się w Kaśce właśnie podoba, że ona szuka czegoś dla siebie. Nie kopiuje nikogo, tylko jeżeli trzeba krzyknąć, to krzyknie, jeżeli trzeba coś nisko zaśpiewać, to zrobi to niżej, agresywnie. Uważam, że to jest dobre. Porządne nastawienie. Kaśka od nas zebrała sporo krytycznych słów po tej "Beckettii" i wzięła to sobie bardzo do serca. Dużo pracuje. Prawdopodobnie teraz siedzi w salce prób i ćwiczy, bo przyjęła sobie za punkt honoru, żeby na tej trasie dobrze wypaść. Myślę, że jej się to uda.
O trasie za chwilę. Ciekawi mnie też twoja opinia na temat sondy na waszej stronie, dotyczącej waszej najlepszej płyty. Faktem jest, że 81% uznaje za najlepszy najnowszy album. Sądzisz, że to jest kwestia tego, że to wasz najnowszy krążek i wiele osób właśnie teraz poznało waszą muzykę, czy raczej tego, że faktycznie jest najlepszy? Nie ukrywam, że moim zdaniem starsze rzeczy są lepsze.
Stare rzeczy...? Wiesz, myślę że tak naprawdę prawda leży po środku. Istniejemy od 11 lat - ten kontrakt z MMP, obecność na łamach "Metal Hammera" i jako zespół bardziej "nadziemny", to jest zapewne magnes dla młodszej grupy ludzi, którzy zaczęli teraz słuchać tej muzyki, poznawać. Wydaje mi się, że twoja opinia o tej młodzieży, że nie zna wcześniejszych nagrań i dlatego głosuje tak w ankiecie, może być słuszna. A druga strona jest taka, ze mam kontakt z wieloma osobami, które jakoś tam śledzą ten nasz, nazwijmy to, rozwój i faktycznie twierdzą, że "Mozartia" muzycznie, pomijając porażki typu niedopracowana produkcja czy brzmienie tego czy innego instrumentu, to jednak konceptualnie, myślowo, muzycznie i ogólnie, jest produktem najlepszym. Ja natomiast powoli zaczynam skłaniać się również do takiej opinii, że jednak ten zespół ze starych czasów, może nie z "Dreams Of Destiny", ale z "The Shadow Of The Golden Fire" już tak, to kopalnia najróżniejszych ciekawych pomysłów muzycznych, które teraz by fajnie brzmiały w nowym wykonaniu. Albo żeby te pomysły, które teraz mamy i budujemy, nagrywamy na płytach, były bardziej w tym stylu. Przy czym ja z kolei mam takie zdanie - gdyby tak z każdej płyty Sacriversum wyciągnąć trochę, po kilka takich najciekawszych rodzynków i zrobić z tego płytę, to chyba wtedy byłoby to coś w rodzaju "the best of" może, ale tak że i optimum. Cieszę się na ten set koncertowy, który teraz będzie grany w czasie "Dark Stars", bo przygotowaliśmy kilka starych utworów. Co prawda mamy niewiele czasu, bo tylko 35 minut, ubolewam nad tym...
Strasznie mało...
No w ogóle dramat jakiś zupełny po prostu. Wejdziemy i zejdziemy. Zagramy te siedem-osiem utworów i postaramy się, żeby to zabrzmiało dynamicznie, ostro i szybko. To nie będą same nowe utwory. Uważam, że szacunek dla tych ludzi, którzy może tak jak ty, bardziej doceniają stare rzeczy, jest ważny. My to może gramy w trochę nowszej aranżacji, ale gramy to i nie zamierzamy o tym zapominać. O przyszłości nie mówmy jeszcze... Nasuwa mi się taka refleksja, żeby sięgnąć trochę do czasów "The Shadow...", pomyślec o takich bardziej melodyjnych, chwytliwych sprawach, melancholijnych, a jednocześnie też ostrych. Żeby wrócić trochę do tego i pójść w tę stronę. Zobaczymy... Myślę, że to nie jest głupi pomysł.
Skoro jesteśmy juz przy "Dark Stars" - dla ciebie i dla Krystyny to nie pierwszyzna, graliście już w zeszłym roku, wspierając Artrosis. Czego teraz oczekujesz, mając w pamięci tamten festiwal?
Ja spodziewam się przede wszystkim snu. Dlatego, że nie spałem prawie w tamtym czasie, spotkaliśmy się w "Proximie" w zeszłym roku... pamiętasz? Jak to szybko minęło, jasny gwint... W każdym razie jeśli chodzi o moje indywidualne odczucia, to przede wszystkim spaliśmy po 2-3 godziny. To było morderstwem. Nie wyobrażam sobie, żeby było teraz tak samo, bo ta trasa będzie dwa razy dłuższa i nie ubędzie nam obowiązków. Za każdym razie trzeba dojechać, wystawić graty, zrobić próbę, zagrać długie, fajne koncerty, ściągnąć graty i w drogę do następnego hotelu, bo teraz też tak będzie, że musimy spać między miastami. Przy czym jedyna moja nadzieja jest w tym, że te odległości będą krótsze, bo i miast jest więcej, i dystanse są takie, że można to jeszcze przetrwać. W zeszłym roku, po pierwszej nieprzespanej nocy, w drodze z Zielonej Góry do Szczecina, gdzie zagraliśmy koncert i skończyliśmy o północy, o 1 się spakowaliśmy. Ruszyliśmy w drogę do Warszawy, do następnego miasta. Najdłużej spaliśmy w autokarze, co prawda gdzieś po drodze był nocleg, ale wbiliśmy się do hotelu i spędziliśmy tam 2 godziny... Ludzie kochani! Koncerty to jest praca, bardzo ciężka, nie każdy sobie z tego zdaje sprawę, że muzycy na trasie tak naprawdę bardzo ciężko pracują. To miła praca oczywiście i robi się to, co się lubi, ale to nie jest tak, ze wchodzi grupa technicznych i wszystko za nas robi, a my się opierdalamy. Musimy wszystko robić sami. To niestety wymaga również odpowiedniej regeneracji sił. Mam nadzieję, że to zostanie uzwględnione, poprawione, a w każdym innym punkcie, myślę, że będzie dobrze. Zestaw kapel gwarantuje dobrą frekwencję. Chociaż bilety nie będą wcale tanie, bo od 30 do 40 zł, niemało. Najważniejsze, zeby była dobra zabawa, ale to są jednak 3 tygodnie. Mam ogromną nadzieję, że jakoś to przetrwamy.
Patrząc po rozpisce, rozumiem, że gracie jako trzeci w kolejności?
Nie, nie, gramy drudzy. Zaczyna StrommousHeld, potem my, Delight, Moonlight i Closterkeller. Uważam, że nasze miejsce jest dobre, boli mnie tylko, że nie możemy grać dłużej.
No tak, gdybyście grali trzeci, to może mielibyście jakieś trzy kwadranse...
Ale oni też chyba grają 35 minut. Jest tak, że Moonlight i Closterkeller mają po godzinie, a te zespoły, które grają przed nimi, mają po 30-35 minut. Tak więc uważam, że nie jest tak najgorzej. Wydaje mi się, że zmęczyć ludzi taką muzyką, jaką gra StrommousHeld, można łatwo. To są dość skomplikowane rzeczy i takie dość twarde, trudno przyswajalne, co wymaga pewnej odporności od słuchacza na koncercie, więc gdyby jeszcze przed nami był Delight, który przecież gra bardziej przestrzennie... O, jeszcze jeden logiczny rys w tym widzę, chodzi o granie od zespołu najostrzejszego do najłagodniejszego. Zwróć uwagę, StrommousHeld jest wręcz blackowy momentami, taki bardzo ekstremalny w blastach, chociaż "nieżywych", ale jedzie "żywy" pałker, więc to będzie ostro brzmiało. Potem my, trochę bardziej skocznie, bardziej w stronę The Gathering wczesnego, czyli to tak troszeczkę będzie łagodniało powoli.
Prawdę mówiąc nowy Closterkeller to taki leciutki nie jest, więc twój tok rozumowania chyba idzie złym torem...
Nie słyszałem jeszcze...
W sumie zależy tak naprawdę, co będą grali...
No właśnie, bo Anka też się zarzeka, że tak wiesz... Nie wiadomo (śmiech). W każdym razie zobaczymy. Może to jest tak, że Closterkeller jest po prostu najbardziej doświadczony, czyli jakby formuła grania "coraz spokojniej" na nim się kończy. Można to też tak odczytywać. Zresztą nie wiem, czy Dziubiński jakoś szczególnie filozoficznie do tego podchodził. Zobaczymy.
Ciekawi mnie jeszcze jedna kwestia tycząca poniekąd tego festiwalu. Chodzi o zdjęcia z "Metal Hammera". Po pierwsze od razu kojarzą mi się z tymi z "Mozartii", po drugie są idiotyczne i nie rozumiem idei tego miecza, który na nich występuje. Możesz coś więcej o tych fotkach powiedzieć? O jakimś ich pomyśle?
Ja uważam, że tu nie ma żadnej idei. Po prostu Paula Maślanka przyniosła ze sobą miecz. I on sobie został przez nas włączony do tego, bo wydawało nam się to śmieszne i takie, no nie wiem... Nie tyle oryginalne, co po prostu inne. Paula wzięła miecz z sali prób i każdy sobie z tym mieczem robił zdjęcia, uważał, że to jest przyjemne. Nie, bez żadnej szczególnej ideologii. Miecz, to w zasadzie zabawka jakaś jest, jakiś nieduży, wcale nie wikingowski, tylko udawał Excalibura itd. itd. W ogóle cała ta sesja fotograficzna dziwnie wyglądała, bo przyszło dwóch panów fotografików, w zasadzie nie mieli żadnej koncepcji tego, co chcą zrobić. Mieli tylko do dyspozycji pięć osób i czarne tło. A myśmy sami mieli zagospodarować to wszystko, bo oni stwierdzili, że my sami najlepiej znamy klimat, będziemy wiedzieli, jak to wszystko odegrać itd. itd. Maelsa ze StrommousHeld głęboko walą klimaty typu rycerze, mrok, typu że trzeba założyć zbroję, jak Dimmu Borgir. On przyszedł, powiedział "Jebać mrok" i sobie stanął przed aparatem mówiąc: "Jak będzie, tak będzie". Tak naprawdę przy tej sesji ważne były zdjęcia grupowe, bo trzeba było pomyśleć nad okładką. Ja nie widziałem reszty tych zdjęć, w ogóle nie byłem przy ich wybieraniu do publikacji w numerze. To zdjęcie na okładce podoba mi się średnio, tzn. jest ono takie zwykłe, jak u cioci na imieninach. Ale ogólnie rzecz biorąc uważam, że sama idea jest dobra, sam pomysł jest dobry. Tylko trzeba by było to inaczej zaplanować, wymyślić coś, wykoncypować plener, no i jakiś pomysł na to wszystko, ale chyba nie bardzo są pieniądze są na to.
Skoro jesteśmy przy pieniądzach. W którymś z wywiadów czytałem, że Dziubiński wziął was po waszych występach z Artrosis na zeszłorocznym "Dark Stars". Nie uważasz, że był to niejako krok typu "można zarobić na nich kasę" biorąc pod uwagę wasze przyjęcie na tych koncertach?
Nie wiem, szczerze mówiąc niewiele mnie to obchodzi, ponieważ sam nastawiłem się do tego zupełnie obojętnie wiedząc, że już żadnych pieniędzy na graniu tej muzyki nie zarobię. Powiem tak: na zeszłorocznej trasie "Dark Stars" mnóstwo osób z MMP kończyło swoje kontrakty. Niektóre długie, pięcioalbumowe, do tych zespołów należał Moonlight, Artrosis na przykład. Podobno jeszcze Asgaard, jeszcze kilka kapel. Nagle w MMP, jeśli chodzi o tak zwany ogólnie metal klimatyczny, zrobiło się pusto. Niektóre zespoły te kontrakty odnowiły, Moonlight się to szybko udało. Nie wiem, jak inne kapele, ale - tu ciekawostka - Artrosis jeszcze nie ma podpisanego kontraktu, chociaż Tomasz o to zabiega i cały czas, z tego co wiem, do Magdy dzwoni. Ale Magda nie ma w tej chwili głowy do tego, ona ma dziecko i poświęciła się temu w 100% w zasadzie. Myślę, że chce z nim podpisać kontrakt, ale jej się nie śpieszy. Chce spokojnie podchować córkę i dopiero ustalać warunki. I myślę, że to był taki moment, kiedy MMP zaczął szukać różnych innych zespołów, żeby w razie potrzeby nie wypaść z obiegu - to jest ważne - i mieć w ofercie jakieś zespoły, choćby i nowe. Spodobaliśmy się na pewno Tomkowi dlatego, że on widział nas na scenie i doszedł do wniosku, że my sobie na tej scenie jakoś radzimy. 11 lat praktyki robi swoje, zespół nie jest nowy, wie jak się zachowywać, ma już swoich fanów, mniej czy więcej, ale zawsze nazwa Sacriversum jakoś istnieje w świadomości ludzi. Mniej lub bardziej obojętnych, ale każdy kiedyś coś słyszał. No i udało nam się załapać. Natomiast w kwestii finansowej, wiesz, my oczywiście podpisaliśmy taki sam kontrakt jak inne zespoły, czyli na odpowiedni procent ze sprzedaży płyt. To jest oczywiście owiane tajemnicą, ja nie mogę powiedzieć jak to jest, i ile. Natomiast wszyscy wiedzą, że takim kontraktem można manipulować na różne strony i my postanowiliśmy się tym w ogóle nie przejmować. Jak będzie, tak będzie. Jeżeli dostaniemy z tej płyty jakieś pieniądze konkretne, powiedzmy, że sprzeda się tyle i tyle płyt, i to będzie tak rosło, i będą na nas kapały te pieniążki, to dobrze. A jeśli nie, to też bez tego przeżyjemy, bo każdy z nas jakoś tak się nastawił, że nie będziemy na siłę szukali w tym kasy. Podpisaliśmy kontrakt na trzy płyty, "Mozartia" jest pierwszą z tej serii. Chcemy wydać jeszcze dwie następne, co daje dwa lata spokojnej działalności co najmniej. Mam wrażenie, że jeżeli będziemy szli dalej tym tropem, tzn. po płycie niezła promocja w postaci trasy po całej Polsce, to nie możemy narzekać. Jeżeli to wpłynie na sprzedaż, jeżeli dodatkowo jeszcze będziemy z tego jakieś pieniądze mieli, to w porządku. Natomiast, wiesz, sytuacja w Polsce jest taka, że, abstrahując od tego, kto jest uczciwy, a kto nie, i gdzie ta uczciwość jest zachowana, trzeba wziąć poprawkę na to, że jest coraz ciężej. Ja jestem w stanie uwierzyć wydawcy moich płyt, że on nie może sprzedać ich wielkiej ilości, bo ludzie nie kupują na przykład polskich zespołów. Albo jak przeczytają jedną kiepską recenzję, puszczają dalej famę, że nie warto... lub ktoś usłyszy jakieś kawałki i stwierdzi, że szkoda wydawać na to pieniędzy, a lepiej dołożyć 20 zł i sobie kupić nową Metallikę. Chociaż dla mnie Metallica to jest akurat zły przykład, bo to jest moim zdaniem typowy hamburger (śmiech). Przykład na to, że można wykorzystać logo, i wtedy ludzią kupią produkt masowo. Zarabianie na marce. Oczywiście nie zabronione, ale czuję się, jakbym kupował hamburgera w McDonaldzie. Nic mnie tam nie może zaskoczyć, chyba że in minus. Ja wolę nie zarobić, i mieć świadomość, że wydałem płytę, z której jestem jakoś zadowolony. A jak się ludziom podoba też, to super.
Wracając na koniec jeszcze do Artrosis, czy zapowiada się na stałą współpracę?
No ja nie wiem, bo Magda wychowuje dzieciaka, Maćkowi jest generalnie wszystko jedno. Zarabia pieniądze na tym, że robi muzykę do różnych dziwnych rzeczy, jak gry komputerowe itd. To jest cholernie dobry muzyk, tak zdolny facet, że po prostu obłęd. Jestem pełen podziwu dla jego zdolności, umiejętności i predyspozycji. Poza tym on ma dobrze, jego rodzice są dość dobrze materialnie sytuowani, więc on nie ma problemów sprzętowych. Ma możliwość wykorzystywania swojego talentu, dobrze trafił w życiu. I to jest koleś, który potrafi z wykorzystaniem elektroniki zrobić bardzo, bardzo dużo, no wszystko w tym gatunku chyba. Sui Generis Umbra, którą sam zrobił, to jego własna w 100% produkcja poza głosem wokalistki. Świetnie to brzmi. Jesteśmy gotowi we trzech, bo w tej chwili jak wiesz, już we trzech wspomagamy nowe Artrosis. Dla nas to jest, nie ukrywam, po prostu fajna przygoda. Artrosis ma swoich fanów i jest na pewno znacznie bardziej popularne niż Sacriversum. Dla nas nie jest też zbytnio obciążające. Bo ta muzyka nie jest, umówmy się, wirtuozowska w sensie gitarowym. Nie mieliśmy problemów, żeby ją jakoś przyswoić, znamy te numery i jak trzeba jedziemy na koncert. Ale do tej pory nie było takiej sytuacji, że trzeba się po prostu zmobilizować i nagrać płytę następną, bo oni po "Melange" nie mają na razie jakichś konkretnych planów. Mówiłem już o tym, że nawet kontrakt nie jest do końca podpisany. Jeżeli Magda do mnie zadzwoni i powie "Remo, trzeba będzie nagrać jakąś płytę, czy nie zechcielibyście nas tu wspomóc strunowo i nagrać, wymyśleć coś?", no to bardzo chętnie. Pewnie dostaniemy kasetę z muzyką, którą wymyśli Maciek z Magdą, Magda coś tam dośpiewa, i trzeba do tego zrobić "dziaby", to proszę uprzejmie, nie? I chętnie. Na razie jednak taka propozycja nie padła, oficjalnie jest ich w zespole troje, bo przecież Grunthell też nie został wywalony, chociaż tak naprawdę, z tego słyszałem, jego to nie interesuje w tej chwili, tak samo jak pozostałą dwójkę. No i to tak wisi.
Rozumiem. Dobrze, będziemy już kończyć ten dośc długi wywiad. Dzięki i do zobaczenia w Warszawie na koncercie!
Ja też dziękuję. A w Warszawie trzeba będzie się wódki napić (śmiech).