- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Pestilence
Wykonawca: | Patrick Mameli - Pestilence (wokal, gitara) |
strona: 3 z 3
Pestilence, Kraków 22.05.2010. fot. kriz
Pamiętam scysję, którą miałeś z serwisem MetalSucks. Zostałeś wtedy oskarżony o rasizm.
Ten koleś od lat otrzymuje pogróżki i nic dziwnego, biorąc pod uwagę jego stosunek do świata. Jaki jest sens prowadzenia strony o nazwie MetalSucks? Skoro metal jest do dupy, po co o nim piszesz? Zajmij się tym, co wychodzi ci najlepiej, czyli uganianiem się za czternastoletnimi dziewczynkami, jak na pedofila przystało. I taki gość ma czelność wyzywać mnie od rasistów. Właśnie przez tego typu akcje nie lubię internetu. Dowolna plotka albo wyjęte z kontekstu słowa mogą zniszczyć twój wizerunek na zawsze. Moja narzeczona jest Chinką. To chore, że ktoś traktuje te oskarżenia poważnie.
Czy media społecznościowe nie są bardziej skuteczne jako narzędzie komunikacji niż prasa z lat 80 czy 90? Przed epoką internetu twoja reputacja mogła zależeć od tego, co wydrukowano w jakimś magazynie. Teraz możesz osobiście wystosować oświadczenie do fanów.
I wiecie, co się wówczas dzieje? Ludzie zaczynają kwestionować twoje słowa. Pytają, czemu się tłumaczysz, skoro jesteś niewinny? Możesz z nimi polemizować, mieć w ręku mocne argumenty, to nie ma znaczenia. I tak ci nie uwierzą, bo w swojej głowie wydali już na ciebie wyrok.
Z winy MetalSucks straciłem osiem koncertów i kupę kasy. Część promotorów z USA wciąż ma obawy przed zaproszeniem Pestilence, bo co, jeśli w tych oskarżeniach jest ziarno prawdy?
Pestilence, Bielsko-Biała 10.11.2019, fot. Verghityax
Wróćmy zatem do czasów, kiedy wszystko było prostsze. Czy mógłbyś opowiedzieć o początkach swojej kariery? Jak wszedłeś w posiadanie pierwszej gitary?
Pierwszą gitarę dostałem od rodziców, gdy miałem około czternastu lat - odkupili ją od mojego kuzyna z Włoch. Była znacznie większa ode mnie i musiałem usiąść, by móc na niej zagrać. Na wzmacniacz nie było mnie stać, więc po prostu improwizowałem, czasem po osiem godzin dziennie. O skalach nie miałem bladego pojęcia, wiele rzeczy odkrywałem sam. Mimo to uważam, że brak zewnętrznych wpływów wyszedł mi na dobre.
Sposób, w jaki to opisałeś, brzmi jak przyswajanie sobie języka obcego przez dziecko.
Dokładnie tak to wyglądało. Jeżeli dziecko rozpocznie edukację w odpowiednio wczesnym wieku, przychodzi mu to z wrodzoną łatwością, może nawet uczyć się kilku języków na raz. Dzieciaki chłoną wszystko jak gąbka i nie obchodzi ich, że coś brzmi dziwnie. Tymczasem dorosłych hamuje poczucie wstydu. Boją się, że ktoś wyśmieje ich za nieprawidłową wymowę.
Pestilence, Kraków 22.05.2010. fot. kriz
Ciężko być twórczym jako osoba dorosła. Będąc dzieckiem, robisz to, na co masz ochotę - nie ograniczają cię żadne zasady. A potem dojrzewasz, uczysz się reguł, zaczynasz przejmować się tym, co inni pomyślą i zabija to twoją kreatywność.
Teraz już w ogóle nie ćwiczę. W domu nawet nie dotykam gitary ani nie słucham metalu, żeby się niczym nie sugerować. Czasem nie da się uniknąć obcowania z muzyką, na przykład w centrach handlowych, gdzie ciągle coś leci z wszechobecnych głośników. To mi jednak nie przeszkadza, bo z takiej muzyki nie czerpię żadnych wzorców, jest dla mnie bezużyteczna. Jedyny metalowy album, na który czekałem w ostatnich latach, to "Revelations of Oblivion" Possessed. Przesłuchałem go raz i na tym poprzestałem - bardzo mi się spodobał, ale bałem się, że podświadomie zacznę kopiować ich riffy.
Kolegujesz się z Jeffem (Becerrą - przyp. red.)?
O tak.
Pestilence, Bielsko-Biała 10.11.2019, fot. Verghityax
Poszedłbyś na koncert Possessed?
Zdecydowanie tak. Inne zespoły średnio mnie obchodzą, lecz na Possessed bym się wybrał. Kiedy graliśmy na "Hellfeście" (21 czerwca 2019 roku - przyp. red.), obserwowałem cały ich występ zza kulis. Wiem, że Jeff mnie wypatrzył, bo co chwilę spoglądał w moim kierunku i szczerzył się jak szaleniec. To niesamowity człowiek. Mimo nieszczęścia, jakie go spotkało, on nadal tryska energią. Niejeden poddałby się na jego miejscu. Ale nie on. Cieszę się, że ten jego charakterystyczny głos nic nie stracił na swej sile. Kocham Possessed.
Mało jest kapel, których dokonania wciąż śledzę. Wszystko ewoluuje w zawrotnym tempie, a ja czuję się staro, ilekroć pojawia się nowy gatunek muzyczny. Patrzę na taki Jinjer i zastanawiam się, co to, kurwa, jest?
Pewnie stąpam po cienkim lodzie, ale chcę zapytać o twoje zdanie na temat Asphyx.
Chodzi wam o Martina van Drunena? Nie obserwuję jego poczynań, aczkolwiek życzę mu samych sukcesów z Asphyx. I sądzę, że rola wokalisty w zespole jest przeceniana. Jasne, kapela potrzebuje frontmana, ale bez instrumentalistów nic nie zdziałasz. Możesz sobie pokrzyczeć i tyle z tego wyniknie. Gdybym nie skomponował muzyki, Martin byłby, kurwa, nikim. Mam świadomość, że niektórzy fani preferują albumy Pestilence z jego wokalem, lecz nie spędza mi to snu z powiek. Prawdę powiedziawszy, kilka razy próbowałem się z nim skontaktować z okazji trzydziestej rocznicy wydania "Consuming Impulse", ale nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Trudno, nie jestem Jezusem, nie będę wyciągał do niego ręki na siłę.
Gdy robiłam z nim wywiad parę lat temu, w trakcie rozmowy wlał w siebie trzy piwa, zrobił przerwę, żeby pójść do łazienki, a po powrocie wychylił czwarte. Mimo to nie słaniał się i gadał z sensem.
Cóż, Martin jest alkoholikiem. Takiego dokonał wyboru w życiu. To jest to, o czym wcześniej wspominałem - szukanie wymówki dla swojego uzależnienia. W tym przypadku wymówką jest kariera muzyczna. Jest całe mnóstwo ludzi takich, jak on. Sięgają po butelkę, po czym nie potrafią przestać i ktoś musi ich nad ranem wyprowadzać z klubu. Albo nawalą się przed wejściem na scenę i spartaczą występ. To brak szacunku dla fanów.
Niestety, nasz czas dobiegł już końca. Dziękujemy ci za rozmowę.
Nie ma sprawy.
Kiedyś w liceum słuchałem Pestilence, ale po ich 3 albumie wszystko jakby się rozpadło, jak raptem cała scena death metalu, co moża uzasadnić plytami typu "Spheres" czy "Odium" Morgotha.
Niemniej już tak bardziej na serio, jeśli chodzi o Holandię to jak dla mnie przede wszystkim: The Gathering. szczeg. album nr. 1, 3 i 4 choć późniejsze rockowe oblicze tego zespołu, do 2003 roku też nie było takie złe.. w mojej opinii of course :)
Teraz większość artystów sra ze strachu aby nie powiedzieć czegoś co jest niewygodnego dla głównego nurtu ściekowego. Potem okazuje się, że wszystkie wywiady brzmią tak samo tak samo, tak jak ich muzyka.
Ogólnie teraz wszystko popularne wygląda i brzmi podobnie.
Jestem przeciwnego zdania. Wydaje mi się, że wokalista ma kluczowe znaczenie. No chyba, ze Mameli miał na myśli tylko death metal.
Ciekawy wywiad. Dobra robota!