- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Overkill, Vio-lence
Wykonawca: | Bobby Gustafson - Overkill, Vio-lence (gitara) |
strona: 4 z 5
Po rozstaniu z Ratem błyskawicznie znaleźliście nowego perkusistę, Marka Archibole'a. W sierpniu 1987 roku odbyliście z nim trasę po USA, w której towarzyszył wam Testament. Równie szybko, jak dołączył do waszego obozu, Mark z niego zniknął.
Nie pamiętam już dokładnie, czy przeprowadziliśmy wtedy casting na bębniarza. Wiem, że strasznie nam się spieszyło. Mark pochodził z Nowego Jorku i miał tam swój zespół. Ktoś chyba dał nam cynk, że to dobry instrumentalista. Rozeszliśmy się po trasie z Testament, lecz nie przypominam sobie okoliczności tego wydarzenia. Jeszcze w tym samym roku nasz menedżer, będący jednocześnie właścicielem klubu "L'Amour" na Brooklynie, zorganizował u siebie pełnoprawne przesłuchanie do roli perkusisty Overkill.
Overkill (od lewej do prawej: Bobby Gustafson, Sid Falck, Bobby "Blitz" Ellsworth i D.D. Verni), materiały prasowe
Perkusistą tym został pochodzący z Danii Sid Falck. Jak ci się z nim współpracowało?
Wyśmienicie. Sid stanowił całkowite przeciwieństwo Rata - grał bardzo równo, potrafił trzymać tempo i po mistrzowsku stroił bębny. Doskonale wiedział, jak uzyskać należyte brzmienie i co najważniejsze, jak spożytkować te umiejętności w studio. Wystarczyły mu dwa albo trzy podejścia, żeby wbić swoje partie, podczas gdy Rat w niektórych przypadkach potrzebował nawet dwudziestu prób, hamując tym samym nasze postępy. Sid musiał szybko opanować materiał na "Under the Influence", bo mieliśmy już zarezerwowane studio. Uważam, że spisał się na medal.
Wraz z okładką do "Under the Influence" zmieniliście podejście do wizualnego aspektu waszych wydawnictw. Podoba mi się jej klimat, ale nie do końca rozumiem zamysł twórcy.
Nic dziwnego, bo pierwotnie jej wydźwięk był nieco inny. Koncept wyszedł ode mnie. Zamiast jednego dzieciaka, przez kanały przedzierała się cała ich grupka. W zetknięciu z promieniami z oczu Chaly'ego przemieniały się one w młodocianych metalowców. Równocześnie Chaly wyginał skrzydłem żeliwne pręty, by świeżo nawróceni fani metalu mogli przejść na drugą stronę. Niestety reszta zespołu kręciła na to nosem i ostatecznie zostawili tylko młokosa w zielonej koszulce. Oryginalna wersja szkicu krąży gdzieś w internecie, możesz ją zobaczyć. Projekt wykonało dwóch rysowników z Minneapolis (Rick Larson i Steve Fastner - przyp. red.). Namierzyli ich Rat i D.D.
Pod koniec października 1988 roku rozpoczęła się duża, trwająca ponad pięć tygodni trasa po USA, podczas której otwieraliście występy Motorhead i Slayer. Jakie wrażenie wywarli na was Lemmy i spółka?
Lemmy był łebskim gościem, posiadał olbrzymią wiedzę historyczną, zwłaszcza o II wojnie światowej. Codziennie łoili whisky Jack Daniel's z Coca-Colą oraz wódkę z sokiem pomarańczowym. W garderobie praktycznie nie rozstawał się ze swoim miniaturowym automatem do gry w pokera. Do wszystkich odnosił się uprzejmie, choć jego akcent był trudny do zrozumienia. Czułem się, jakbym gadał z moim dziadkiem z Włoch. Zawsze potrzebowałem chwili, by rozgryźć, co właśnie powiedział. Jeden z jego tekstów zapadł mi w pamięć: "Jeśli musisz podcinać skrzydła swojemu supportowi, by dobrze wypaść, to nie powinieneś być headlinerem".
Ostatnim i zarazem najmroczniejszym longplayem, który zarejestrowałeś z Overkill, był "The Years of Decay". Na ile pozostali członkowie formacji angażowali się w pisanie materiału?
Jako gitarzysta byłem głównym kompozytorem przez cały czas mojej współpracy z Overkill. D.D. dostarczył garść riffów na "Under the Influence". Przystałem na nie, aczkolwiek nie przypadły mi do gustu. Były zbyt radosne i zupełnie nie pasowały do naszej twórczości. Za mocno zalatywały mi Anthrax. Posłuchaj "Head First", a zrozumiesz, co mam na myśli. Pisząc "The Years of Decay" upewniłem się, że będę miał nad wszystkim kontrolę.
Zależało nam na tym, by nagrać ten materiał w nowocześniejszym studiu, zrezygnowaliśmy więc z usług Alexa (Perialasa - przyp. red.), u którego realizowaliśmy poprzednie albumy i pojechaliśmy do Connecticut (do "Carriage House Studios" - przyp. red.), gdzie mieli do dyspozycji lepszy stół mikserski. D.D. wysunął kandydaturę Terry'ego Date'a do roli producenta, mi marzyła się współpraca z Martinem Birchem. Chciałem z tego powodu przeforsować wycieczkę do "Criteria Recording Studios" w Miami, w którym Black Sabbath zarejestrował "Heaven and Hell". Ostatecznie jednak wygrał Terry Date. Początkowo obawiałem się, że będzie próbował ingerować w brzmienie mojej gitary, dlatego usiadłem z nim i porozmawialiśmy. Zaprezentowałem Terry'emu swój styl i wyjaśniłem, jakie mam oczekiwania. Niepotrzebnie się martwiłem, bo okazał się być rewelacyjnym gościem. Sesja zajęła nam sześć tygodni. Wszystko poszło jak po maśle.
Overkill (od lewej do prawej: Bobby Gustafson, D.D. Verni, Bobby "Blitz" Ellsworth i Sid Falck), fot. Dan Muro
Pozwól, że zapytam o "Elimination", mój ulubiony numer z "The Years of Decay". Pamiętasz okoliczności jego powstania?
To był ostatni utwór, który zrobiliśmy. Skomponowałem go do połowy i nie miałem pojęcia, co dalej z nim począć. Tuż przed wejściem do studia odsłuchałem swoje taśmy ze szkieletami piosenek i znalazłem niedokończony "Elimination" - prawdę powiedziawszy zdążyłem o nim zapomnieć. Czym prędzej go doszlifowałem. Cieszę się, że zdołałem się z tym uwinąć. Dziś to jeden z najbardziej rozpoznawalnych kawałków Overkill. Niewiele brakowało, a by nie powstał.
Czy z okładką "The Years of Decay" wiąże się jakaś historia?
Narysowali ją ci sami ludzie, co "Under the Influence". To, co widzisz na "The Years of Decay", miało być swego rodzaju odzwierciedleniem sceny. Żałuję, że nie udało nam się tego przeprowadzić na żywo. Wyobrażałem sobie, że na centralnym podwyższeniu stanie perkusja z tą wielką czaszką z tyłu. Po bokach prowadzić miały do niej zdobione trapy, a skrzydła Chaly'ego imitowałyby okna mauzoleum. Na odwrocie albumu umieściliśmy nasze twarze w czerni i bieli, lekko zacienione. Ten sam motyw wykorzystaliśmy w teledysku do "Elimination".
Gdy letnia trasa koncertowa w 1990 roku dobiegła końca, drogi twoja i Overkill się rozeszły. Według oficjalnej wersji zostałeś wyrzucony. Czy tak było?
Absolutnie nie. Domyślam się, że tak jest im wygodniej i dlatego się jej trzymają. Rzecz w tym, że w pewnym momencie chłopaki - do spółki z menedżmentem - zaczęły kombinować za moimi plecami. Pojawiła się znakomita oferta sprzedaży gadżetów zespołu, na której każdy z nas miał zarobić pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Nagle, z niewiadomych przyczyn, wykreślono mnie z umowy i w ten sposób reszcie zostało więcej do podziału.
Oprócz tego pokłóciłem się z D.D. o świąteczny koncert, który chciał zorganizować w klubie "L'Amour". Zamiast naszego repertuaru mielibyśmy odbębnić dosłownie kilka coverów, popijając sobie piwko na scenie. Naciskał przy tym, by cena biletu wynosiła tyle, co za normalny występ. Zgapił ten godny potępienia patent od Anthrax. Dopiero co wyprzedaliśmy nowojorski "The Ritz", do którego wchodzi trzy tysiące widzów i niecały miesiąc później mielibyśmy zagrać w tym samym mieście na pół gwizdka, żeby zedrzeć z fanów pieniądze. Oznajmiłem, że to niewłaściwe i nie mam zamiaru tego robić.
Potem dotarła do mnie informacja, że skontaktowali się z moim dawnym technikiem - Robem Cannavino - i powiedzieli mu, żeby uczył się materiału. Doszło do tego, że przestali odbierać ode mnie telefony i musiałem załatwiać wszystko przez menedżment. Te przepychanki trwały bodaj miesiąc. Sytuacja była o tyle dziwna, że w tym czasie D.D. wymiksował się ze składu na kilka tygodni, nie mam pojęcia dlaczego. Wkurzyłem się i postanowiłem skonfrontować się z Blitzem. Postawiłem sprawę jasno: "Albo D.D. wylatuje, albo ja odchodzę". Blitz wybrał D.D., ponieważ znali się dłużej i razem zakładali Overkill, chociaż to ja skomponowałem im cztery albumy. Po tej rozmowie kompletnie straciłem zapał. Powiedziałem Blitzowi, że mam dość i pożegnałem się.
No i chyba nie jestem osamotniony w tym, że generalnie w Big 4 zamiast Anthrax powien być albo Testament albo Overkill. No ale już tak zostało, że po prostu są tam te 4 zespoły, które osiągnęły największy komercyjny sukces. Ważne że koncertowo wymiatają.