- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Overkill, Vio-lence
Wykonawca: | Bobby Gustafson - Overkill, Vio-lence (gitara) |
strona: 3 z 5
Pod koniec października 1986 roku odbyliście tournee po USA, otwierając koncerty Slayer.
Owszem. Slayer promował wtedy "Reign in Blood", swój najbardziej intensywny album. Ale nie było to nasze pierwsze spotkanie ze Slayer. W 1984 roku zaprezentowaliśmy się przed nimi w Valley Stream (31 października w klubie "The Rio Theater" - przyp. red.). Jeżeli mnie pamięć nie myli, był to ich pierwszy występ na wschodnim wybrzeżu. Prywatnie raczej dystansowali się od innych kapel, preferując własne towarzystwo. Spokojni i uprzejmi w obejściu, lecz bez nadmiernego spoufalania się.
W marcu 1987 roku "Taking Over" trafił na sklepowe półki. Okładka, na której celujecie w słuchacza z broni palnej, przywodzi na myśl skojarzenie z filmem "Commando" z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej.
Twoje skojarzenie jest poniekąd trafne, bo okładka faktycznie inspirowana jest filmem, choć nie tym. Rat wymyślił sobie, że zasadniczą część kadru wypełnią lufy czterech karabinów skierowanych w stronę patrzącego, a nasze twarze będą tylko wyzierać sponad nich. Wziął to z finałowej sceny "The Blues Brothers", w której policja trzyma Johna Belushiego i Dana Aykroyda na muszce. Fotograf (Dan Muro - przyp. red.) dwoił się i troił, ale nie był w stanie wykonać takiego ujęcia. Ostatecznie skapitulował i pstryknął nam fotkę, na której stoimy z tymi gnatami, a tło dokleił w postprodukcji. Wygląda to okropnie. To jedna z najgorszych okładek, jakie w życiu widziałem. Po tej katastrofie stwierdziliśmy, że ręcznie rysowane grafiki wcale nie są takie złe.
Promując "Taking Over" powróciliście do Europy, tym razem w towarzystwie niemieckiego Helloween, który przygotowywał się do wydania longplaya "Keeper of the Seven Keys Part I". W ramach tego tournee Overkill po raz pierwszy odwiedził Polskę, stając na deskach katowickiego "Spodka". Była to druga edycja "Metalmanii" i zagraliście podczas niej dwukrotnie: 3 i 4 kwietnia.
Tak, organizator dokooptował do składu Running Wild i kilka lokalnych zespołów. Z tego, co nam powiedziano, data festiwalu została ogłoszona pół roku wcześniej, zanim w ogóle potwierdzono jakichkolwiek wykonawców. Wyprawa do Polski okazała się być jeszcze większym szokiem kulturowym, niż wcześniej do Europy Zachodniej. Na granicy zatrzymali nas żołnierze z karabinami, którzy skrupulatnie sprawdzili naszą tożsamość, niemal przykładając nam zdjęcie z paszportu do twarzy. Następnie - przy użyciu psów - przetrząsnęli cały autokar w poszukiwaniu kontrabandy. Jadąc w głąb Polski, oglądaliśmy przez szybę dość przygnębiający krajobraz. Wszystko wyglądało na szare i przybrudzone, a ubrania na ludziach jakby wyprane z kolorów. Już w Katowicach ja, D.D. Verni, dwóch gości z Helloween i fotograf wybraliśmy się na przechadzkę po mieście. Na dworcu kolejowym kupiłem sobie zestaw drewnianych, ręcznie rzeźbionych szachów, który mam do dziś. To właśnie tam - na dworcu - fotograf zrobił nam zdjęcie, z powodu którego aresztowała nas milicja. Poinformowali nas, że fotografowanie strategicznych obiektów jest zakazane, po czym wpakowali do celi. W zamian za puszczenie sprawy w niepamięć zażądali całej gotówki, jaką mieliśmy przy sobie. Na szczęście fotograf znał język polski i wytłumaczył im, kim jesteśmy i że mamy koncert do zagrania. Skończyło się na wręczeniu funkcjonariuszom nielichej łapówki.
Same koncerty wypadły niesamowicie. Nigdy wcześniej nie graliśmy w hali tej wielkości. W trakcie naszego występu ludzie zaczęli się na siebie wspinać, tworząc coś na kształt gigantycznej piramidy, niczym cheerleaderki na meczu futbolowym. Do tego mnóstwo transparentów. Doskonale pamiętam ten widok, choć oświetlenie było dość słabe. Pamiętam też, że żarcie, które nam zaserwowano, smakowało podle, dlatego przez większość pobytu w Polsce głodowaliśmy (śmiech). Otrzymane wynagrodzenie musieliśmy wydać przed opuszczeniem kraju, bo podobno nigdzie indziej nie akceptowano złotówek.
Latem 1987 roku zjeździliście Stany Zjednoczone u boku Megadeth. Po zakończeniu tego przedsięwzięcia Rat Skates opuścił grupę. Jak do tego doszło?
Wydaje mi się, że Rat nie radził sobie z rygorem życia w drodze. W tamtych czasach nikt z nas porządnie się nie wysypiał i lało się od cholery alkoholu. Do tego Rat miał w New Jersey dziewczynę albo narzeczoną i długa rozłąka źle wpływała na ich związek. W 1987 roku spędziliśmy w Europie prawie dwa miesiące, do domu wróciliśmy dosłownie na kilka dni i znów trzeba było ruszać w trasę, tym razem trwającą ponad sześć tygodni. Poza tym odniosłem wrażenie, że Rat nie miał ochoty nagrywać kolejnego albumu. Nie zrozum mnie źle, na żywo sprawdzał się dobrze, ale w warunkach studyjnych nie czuł się komfortowo. Wokół jego odejścia narosły liczne plotki, jednak prawda jest taka, że to Rat postanowił opuścić Overkill. Nikt nie wyrzucił go z kapeli.
Overkill (od lewej do prawej: Bobby "Blitz" Ellsworth, Rat Skates, D.D. Verni i Bobby Gustafson), fot. Ira Rosenson
Czy to w trakcie wspomnianego tournee z Megadeth Dave Mustaine zaproponował ci dołączenie grupy?
Tak, mniej więcej w połowie trasy, po koncercie w Filadelfii. Megadeth ogrywał "Peace Sells... But Who's Buying?" i Dave'owi nie układało się z Chrisem (Polandem - przyp. red.). My byliśmy na etapie "Taking Over". Wiązałem z tym albumem duże nadzieje, dlatego mu odmówiłem. Po wydaniu trzeciej płyty ("So Far, So Good... So What!" - przyp. red.) Megadeth zaczął zarabiać rozsądne pieniądze, wraz z którymi w zespole pojawiły się cięższe używki. Myślę, że długo bym tam nie wytrzymał. Wciąż uważam, że podjąłem wtedy właściwą decyzję.
W lipcu 1987 roku wypuściliście EP-kę "!!!Fuck You!!!". Na jej zawartość złożyły się studyjny cover "Fuck You" The Subhumans oraz cztery numery zagrane na żywo. Skąd pomysł na takie wydawnictwo?
Zarejestrowaliśmy te cztery numery podczas trasy z Megadeth. Dave Mustaine i jego ekipa akurat wypożyczyli mobilne studio, by uwiecznić swój występ w "Phantasy Theatre" w Cleveland (3 czerwca 1987 roku; koncertówka Megadeth ukazała się dopiero w 2011 roku jako bonus do jubileuszowego wznowienia "Peace Sells... But Who's Buying?" - przyp. red.). Nasz menedżer zasugerował, że powinniśmy skorzystać z okazji i uchwycić naszą energię koncertową na taśmie. Sypnęliśmy groszem i bez problemu udostępniono nam sprzęt nagraniowy. Później zaświtało nam w głowie, że do listy utworów warto by dodać "Fuck You", jeden z żelaznych punktów naszego repertuaru koncertowego.
Wbrew obiegowej opinii, dłoń na okładce nie należy do żadnego muzyka Overkill. To ręka fotografa. Oczywiście, PMRC (Parents Music Resource Center - przyp. red.) przyczepił się o środkowy palec, dlatego EP-ka była dystrybuowana w obwolucie.