- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Naamah
Wykonawcy: | Adam Kaliszewski - Naamah (gitara), Tomasz Grochowski - Naamah (instrumenty perkusyjne), Marcin Stasiak - Naamah (gitara basowa), Mikołaj Szałkowski - Naamah (gitara), Anna Panasz - Naamah (wokal, instrumenty klawiszowe), Krzysztof Szałkowski - Naamah (instrumenty klawiszowe) |
Zespół Naamah poznałem w październiku zeszłego roku. Od tego czasu zagrali kilkanaście koncertów na różnorakich imprezach, troszkę też zmieniło się w składzie. Po więcej informacji odsyłam na stronę oficjalną zespołu naamah.rockmetal.art.pl. Z grupą spotkałem się po ich koncercie 30 czerwca w warszawskim Domu Kultury Imielin, gdzie zagrała jako gość zespołu Testor.
strona: 1 z 1
rockmetal.pl: Powstaliście w 1996 roku, graliście wtedy doom/gothic?
Adam: Tak, zgadza się...
A teraz gracie coś, co określacie jako gotyk z ciężkimi metalowymi riffami?
Adam: To jest takie ładne zdanie z ulotki promocyjnej, napisane po to, żeby ludzie mniej więcej wiedzieli, o co chodzi...
W takim razie co według was gracie?
Tomek: To jest muzyka alternatywna (śmiech).
Adam: Z elementami dance'u (śmiech). Na pewno w naszej muzyce znajdziesz elementy rocka gotyckiego, jeśli chodzi o strukturę utworów, natomiast jest ona dużo cięższa od klasycznego gotyku. Nie jest to na pewno tak zwany "gotycki metal" typu... hmm... na przykład Theatre Of Tragedy jest uznawane za "metal gotycki"... Dla mnie z gotykiem nie ma to wiele wspólnego. Nasza muzyka wyrasta z nurtu bardziej klasycznego, z tego, co grają na przykład The Sisters Of Mercy, chociaż jest zdecydowanie cięższa...
Tomek: Nie można nas zaszufladkować do jakiegoś stylu... staramy się robić zróżnicowany materiał, unikać monotonii, powstają takie numery jak ostre "Złudzenie", czy takie jak "Twoja", delikatne, spokojne...
Klawisze nie są w waszym składzie nowością? Już na początku graliście z klawiszowcem?
Adam: Mieliśmy klawiszowca, po czym klawiszowiec sobie odszedł...
Sam odszedł?
Adam: Tak, Michał odszedł dobrowolnie, ponieważ chciał się skupić na tworzeniu klimatów, jakiejś muzyki ilustracyjnej, ambientu, takich rzeczy. Po jego odejściu uznaliśmy, że ciężko będzie znaleźć godnego następcę i daliśmy sobie z tym spokój. Graliśmy w składzie na dwie gitary, perkusję, bas i wokal. A później tak się śmiesznie złożyło, że po zmianie gitarzysty przyszedł do nas Mikołaj i przyprowadził swojego brata, który jak się okazało bardzo fajnie gra na klawiszach.
Ponowne wprowadzenie klawiszy to była idea Mikołaja?
Adam: Mikołaj po prostu przyprowadził na którąś próbę brata z klawiszami, postawił, powiedział "graj", brat zaczął grać, nam się spodobało... a Ani spodobały się włosy brata (śmiech).
Tomek: A mi się jego nogi spodobały (śmiech).
A był w krótkich spodenkach?
Tomek: Oczywiście (śmiech).
Macie w dorobku materiał "Magia", bodajże od roku?
Adam: Tak, tak się nazywa nasze wspaniałe demo, nagrane dokładnie rok temu.
Potem graliście trochę koncertów, jakie teraz macie plany? Co dalej?
Adam: Za chwilę, jak tylko się uda, kiedy okaże się, że mamy jakieś przerwy w wakacyjnych wyjazdach, a któreś studio okaże się wolne, planujemy nagranie nowego materiału (grupa wchodzi 14 sierpnia do warszawskiego DBX Studio - red.).
Czyli macie już coś na oku?
Adam: Mamy, ale nie chcemy nic mówić, bo nie wiadomo, czy to się uda...
Tomek: Na pewno chcemy zrobić materiał, który zaskoczy w porównaniu z tym, co nagraliśmy w zeszłym roku. Mamy nadzieje, że będzie to pozytywny szok dla słuchaczy.
Jak się sprawy miały z dystrybucją "Magii"?
Adam: Dystrybucja "Magii" była taka, jaka była. Rozprowadzaliśmy ten materiał we własnym zakresie, nie mieszaliśmy się specjalnie w jakieś "układy" podziemne itp. Nie wiem, ile kopii poszło, ponieważ gdzieś w okolicach 150 przestałem to liczyć. Na pewno było tego dużo więcej, więc jak na pierwszy materiał to chyba nieźle... Większość tych kaset po prostu rozdaliśmy... Kiedyś nawet chodziliśmy z Marcinem (Smoleniem, byłym gitarzystą - red.) po liceach i rozdawaliśmy ludziom kasety, zapraszaliśmy na koncerty. Taka to była promocja (śmiech).
Tomek: W tej chwili naszym celem będzie na pewno znalezienie jakiejś wytwórni, zobaczymy co z tego wyjdzie. Mam nadzieję, że niedługo będziemy mogli wejść do sklepu i zobaczyć nasz krążek.
Adam: W każdym razie planujemy nagrać ten materiał na tyle profesjonalnie, żeby były szanse na zainteresowanie jakiejś wytwórni.
Może teraz kilka słów powie nam pani Ania. Pani Ania zastąpiła inną panią Anię, prawda?
Adam: To może powiedz, jak to było po koncercie w "Medykach" (Dark Underground Festival I - red.)...
Ania: Po koncercie dwie koleżanki byłej pani Ani przyszły do mnie z wielkimi pretensjami, że ja w ogóle śpiewam w tym zespole, dlaczego to nie tamta Ania... Bardzo nieprzyjemnie mi było... To chyba był jedyny taki incydent, pomijając koncert w Dębem...
Adam: Tak, w Dębem to był wspaniały koncert...
A dlaczego Ania wypadła?
Adam: Dlatego, że była bardzo zafascynowana norweską sceną blackmetalową i ujawniało się to w jej sposobie śpiewania niestety... Była do bólu zafascynowana i o ile na próbach potrafiła śpiewać normalnie, to na koncertach dawała z siebie wszystko i efekt był umiarkowanie ciekawy... Mam kasetę z koncertu w "Kotłach", gdzie ktoś z publiczności pyta kogoś innego: "Ty, wokal to panna?" Uznaliśmy, że wystarczy, chcemy mieć w zespole normalny głos... Jakoś tak to wyszło...
Z pierwotnego składu to was za dużo nie zostało?
Adam: Nie, z zupełnie pierwotnego zostałem jedynie ja, z dość wczesnego jeszcze Ania, która śpiewa z nami prawie od początku, odkąd "usunęliśmy" pierwszą Anię... Tak więc Ania jest elementem "klasycznego" składu, natomiast cała reszta to jest zespołowa "młodzież" i w ogóle (śmiech). Z tymi panami gramy od roku (pokazuje na Marcina - bas i Tomka - perkusja - red.), z Mikołajem (gitara - red.) i Krzysiem (klawisze - red.) jeszcze krócej.
Początkowo nazywaliście się Melankolia. Czemu zmieniliście nazwę?
Adam: Zmiana nazwy nastąpiła w momencie, kiedy pożegnaliśmy się z klawiszowcem. Muzyka stała się cięższa, ostrzejsza, graliśmy na dwie gitary...
Chcialiście się odciąć od wcześniejszego okresu?
Adam: Chyba tak. Gdybyśmy nie zmienili nazwy, niektórych mogłyby zaskoczyć zmiany stylistyczne. Zresztą ostatnio mieliśmy propozycję od pewnej osoby, która zna nas z dawnych czasów, żeby powrócić do starej nazwy, no ale to raczej humorystyczna sprawa.
Tomek: Wiele osób kojarzy stary skład, a głównie Adama z nazwą Melankolia. Swego czasu, w Atomic TV, Melankolia zagrała jeden utwór...
Adam: W Atomicu zostaliśmy zaprezentowani przy okazji relacji z Dark Underground Festival... Nazwa "Melankolia" stała się też troszkę bardziej znana dzięki pewnej składance, na której znalazł się jeden kawałek... Ale minęło już sporo czasu i chyba wszyscy zainteresowani wiedzą już, że nazwa się zmieniła.
Tomek: Ludzie powoli oswajają się z tą nazwą, czego dowodem są odwiedziny na naszej stronie (naamah.rockmetal.art.pl - red.).
Jaki koncert uważacie za swój najlepszy?
Wszyscy: Zdecydowanie Bełchatów.
Marcin: To kwestia publiki...
Tomek: W Bełchatowie było świetnie. Mała mieścina, bilety kosztowały 3 złote, piwo 3,50... To był spory sukces. Na koncert zespołu Mordor, który rządzi w Bełchatowie, przyszło 50 osób, na koncert nasz i Witchheaven - ponad setka... Zainteresowanie było spore. Mieliśmy około dwudziestu minut materiału, graliśmy dwie godziny, ludzie nie chcieli nas puścić. Natomiast koncert, który się skończył przed chwilą to chyba drugi najlepszy, publiczność była świetna.
Marcin: Trzeba podkreślić, że chyba trudniej gra się u siebie, na miejscu, tym bardziej podobał się nam dzisiejszy koncert.
Z kim najbardziej znanym graliście?
Adam: Z Myslovitz (śmiech).
Tomek: Jeśli chodzi o scenę metalową to Trauma, Neolith, Sacriversum...
Adam: Z bardziej gotyckich rzeczy, graliśmy z Lorien, Unnamed...
Tomek: Jeszcze z Demise, Insomnią i paroma innymi.
Jak się odnosicie do występu na przeglądzie w Piastowie?
Tomek: Wystąpiliśmy tam po raz pierwszy, prawdopodobnie dlatego nie mieliśmy specjalnie dużych szans. Blowjob (jeden z nagrodzonych zespołów - red.), czy inne grupy, które tam grały, miały już kilka występów na koncie. Żaden z nagrodzonych zespołów nie był debiutantem.
Marcin: Poza tym dała się tam zauważyć śmieszna rzecz, że te pierwsze zespoły, grające na samym początku, dziwnym trafem były z tego właśnie piastowskiego domu kultury. Miały swoją publikę... Poza tym do wygrania było tam parę złotych, więc lepiej, żeby zostało na miejscu.
Tomek: Dlatego bardzo nie lubię Radia Dla Ciebie (śmiech), jurorzy mają pozdrowienia (śmiech).
Mikołaj wniósł wiele dobrego do waszego zespołu po odejściu Marcina (Smolenia - gitara - red.)...
Marcin: Może inaczej, wydaje mi się, że każda osoba wnosi do zespołu coś innego.
Adam: Smoleń grał bardziej żywiołowo, to była "esencja metalu" (śmiech), biegał po scenie, wygłupiał się, wzmacniacz zawsze na pełen regulator. Stawiał na show, z bardzo dobrym skutkiem zresztą... Mikołaj ma natomiast lepszą technikę.
Tomek: U nas nie ma podziału, że jest gitara prowadząca i rytmiczna, o czym świadczą chociażby nasze koncerty. Solówki gra zarówno Adam, jak i Mikołaj, czasem również bas, więc każdy w jakimś stopniu jest indywidualistą i dzięki temu jakoś to idzie do przodu.
Pytanie do Mikołaja. Jak Mikołaj trafił do zespołu?
Mikołaj: Mikołaj trafił całkowicie przypadkiem. Gdy Naamah straciła gitarzystę, nie wiedziałem nawet dokładnie w jakich okolicznościach, dostałem telefon od Adama, którego skontaktował ze mną nasz wspólny kolega, z pytaniem, czy nie chciałbym grać w zespole, tworzącym gotyk. Przyszedłem na próbę, jedną, drugą i tak się zaczęło. I jestem. Staram się oczywiście robić wszystko, żeby ta muzyka brzmiała lepiej, była lepsza i mam nadzieję, że tak jest.
Ale gotyk to nie jest twój ulubiony gatunek?
Mikołaj: Moja gra nie jest specjalnie gotykiem, może dlatego brzmienie zespołu trochę od niego odeszło, nie ma co ukrywać.
Jak wygląda sprawa tworzenia utworów?
Mikołaj: Utwory robią wszyscy, chociaż bywa z tym różnie. Na przykład przychodzi Ania, śpiewa coś, gra na pianinie, pokazuje jakiś temat, potem my się z tym prześpimy, każdy ma jakieś pomysły aranżacyjne...
Adam: Wszystkie stare kawałki, przede wszystkim z pierwszego demo, to były głównie kompozycje naszego byłego klawiszowca Michała Owczarczyka i moje. Teraz te utwory gramy w wersjach trochę przearanżowanych. Ostatnio coraz więcej pomysłów przynosi Ania, a że są naprawdę fajne, bardzo mnie to cieszy.
Tomek: Była kiedyś taka próba, kiedy została tylko Ania, Marcin i ja, wtedy powstał zarys "Kantyleny". Po prostu pracujemy zespołowo.
Marcin: Jest o tyle dobrze, że jeśli ktoś ma pomysł, to nie trzyma się go ściśle, że musi być tak a nie inaczej, gramy na zasadzie prób i błędów. Właściwie nie było jeszcze koncertu, żeby te utwory były zagrane dokładnie tak samo. Mają swoją strukturę, ale w jej ramach wciąż staramy się je udoskonalić.
Mikołaj: Każdy kawałek miał już milion wersji, co próba to inna... Na przykład "Złudzenie" - mnóstwo razy przerabialiśmy je na próbach, zmieniliśmy gitary, dzisiaj zagraliśmy wersję bardzo różniącą się od tej z "Magii", ludziom naprawdę się spodobało...
Część waszych tekstów to wiersze Stachury i Baczyńskiego. Kto pisze resztę?
Adam: Ania pisze dużo tekstów, jeden jest Krzyśka, ale utwór jest jeszcze na tyle niedopracowany, że dzisiaj go nie zagraliśmy... Tekst jest pierwszy raz po angielsku.
Tomek: Dla niektórych może to być sporą niespodzianką. Zresztą na nowym materiale znajdzie się też kawałek instrumentalny.
Adam: Utwór jest bardzo wiekowy, powstał chyba jako trzeci albo czwarty w historii zespołu, zresztą niewiele się od tego czasu zmienił. Taki ładny walczyk (śmiech).
Marcin: Jest ciekawy, łamie pewną konwencję...
Mikołaj: Można sobie przy nim odpocząć, potańczyć (śmiech).
Macie dwa covery: "Czas Komety" Closterkeller i "Blue" Eiffel 65. Co sądzicie o graniu cudzych kompozycji?
Adam: Jeśli są pomysłowe i fajne, to czemu nie? Bardzo bym pragnął zagrać kiedyś coś bardziej klasycznego, na przykład jakiś utwór The Sisters Of Mercy, Fields Of The Nephilim, czy Depeche Mode.
Marcin: Z coverami wiąże się pewne niebezpieczeństwo. W momencie, gdy gra się swoje kawałki, ludzie przychodzą na zasadzie "fajnie chłopaki grają", a w momencie, gdy gramy na przykład cover Closterkeller, to już niektórzy odbierają na zasadzie kopiowania, ściągania. Dlatego niebezpiecznie jest to grać.
Ania: Chciałabym zdementować pogłoskę, jakobym naśladowała Anję Orthodox. Jest to nieprawda. Zaczęłam słuchać gotyku właściwie dopiero w momencie dojścia do Naamah. Zespół Closterkeller po raz pierwszy usłyszałam dokładnie tydzień przed nagraniem pierwszego demo.
Marcin: Zresztą w ogóle Ania słysząc nazwę Closterkeller zrobiła wielkie oczy.
Tomek: Wracając do coverów. Jeśli ktoś będzie chciał usłyszeć Closterkeller, to pójdzie na koncert Closterkeller, jeśli będzie chciał usłyszeć Naamah, przyjdzie na koncert Naamah. Takie urozmaicenie, jakim jest "Czas Komety" przydaje się, jednak tylko na zasadzie ciekawostki. Wolałbym unikać aranżowania większej ilości cudzych kawałków.
Marcin: Zwłaszcza w momencie, kiedy są pomysły, mamy jeszcze co robić i grać. Jak nam się skończą, to wtedy będą covery (śmiech).
Wolicie grać w małych klubach, czy na plenerowych imprezach?
Marcin: Tak się jakoś dziwnie składa, że jak gramy na powietrzu, pogoda jest do kitu. Zawsze pada. Na przykład w Pruszkowie - graliśmy tam trzy razy i zawsze padało.
Mikołaj: źle się gra na takich spędach, gdzie występuje bardzo dużo zespołów, trudno wtedy wyczuć publiczność... Dzisiaj ludzie wiedzieli, na co przychodzą, świetnie się bawili i w efekcie nie chcieli nas puścić ze sceny.
Tomek: Uważam, że podstawą jest publiczność. Kiedy widzę, że na koncercie jest dwóch, czy trzech "oszołomów", którym się podoba, zaczynają skakać, dzięki temu zespół się rozluźnia, łatwiej się gra. A jeśli przychodzą ludzie i stoją, patrzą...
Adam: Kontemplują muzykę...
Marcin: Tu trzeba przypomnieć koncert, gdzie ludzie sobie usiedli, bo akurat stały krzesełka.
Mikołaj: Krzesełka to jest taka zaraza (śmiech).
Tomek: Wtedy się czujesz na takim koncercie nie jakbyś grał dla ludzi, tylko jakby stała przed tobą komisja, mająca cię oceniać... Nie ma żadnej reakcji. To jest katastrofa.
Jaki koncert wspominacie najgorzej?
Adam: Chyba w klubie "Mozaika" w Dębem Wielkim. Graliśmy tam po jakiejś lokalnej gwieździe, zespół się chyba Moonshine nazywał, zagrali fajny koncert, ludzie ich znali, lubili, więc poskakali, a potem wyszła jakaś kapela "ni przypiął ni wypiął" i zaczęła grać.
Marcin: Najfajniejsze było to, że my się rozkładamy, ciemno, trochę ludzi było, zapaliło się światełko, a tam wszędzie "trzy paski" widać.
Adam: Jedna wielka porażka.
Mikołaj: Ja najgorzej wspominam koncert w Bielańskim Ośrodku Kultury.
Adam: Jak graliśmy w BOKu, było miło, przyszło dużo znajomych, była świetna atmosfera. Zagrał zespół Dragon's Eye, fantastycznie rozgrzał publikę, bisował, my wyszliśmy na scenę, zagraliśmy dwa kawałki, po czym piec mi uwiądł, zadymił, zaśmierdział i koncert się skończył. Nie dość tego, publiczność nie stanęła na wysokości zadania, ktoś zostawił pawia na ścianie, coś rozwalono w łazience i pani kierowniczka uznała, że koncert należy przerwać.
Tomek: Jeśli chodzi o koncerty, kiedy było mało ludzi, to jeszcze koncert na Rakowcu...
Mikołaj: Ale tam przynajmniej ludzie dobrze się bawili.
To może teraz parę słów powie Krzysiek...
Adam: No właśnie, jak fanki, byłeś molestowany?
Krzysiek: W ogóle nie mogłem dojść na wywiad (śmiech).
Ostatnie pytanie. Jak się czujesz jako najmłodszy stażem w zespole?
Krzysiek: Zdążyłem się już zaaklimatyzować...
Adam: Pije tak jakby grał z nami już od dwóch lat (śmiech).
Krzysiek: Przygoda z zespołem zaczęła się w Święta (śmiech), byłem prezentem gwiazdkowym (śmiech). Pierwszy koncert, na który byłem bardzo słabo przygotowany, jedna próba tylko. Ale teraz myślę, że sporo nadrobiłem i wiążę z grą w Naamah spore nadzieje.
Dzięki za rozmowę.
Wszyscy: Dziękujemy!