zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 24 listopada 2024

wywiad: Mudvayne

21.06.2005  autor: RJF

Wykonawcy:  Greg Tribbett - Mudvayne (gitara), Chad Gray - Mudvayne (wokal)

W dniu, w którym Mudvayne odwiedził Warszawę, przez stolicę przetoczyła się prawdziwa nawałnica. Zupełnie, jakby to sobie zamówili... Przecież zarówno na okładce płyty "Lost and Found", jak i w teledysku "Happy?" szaleje żywioł. Ja skończyłem rozmawiać z zespołem dosłownie na kilka minut przed tym, zanim miasto spowiły burzowe chmury. Dlatego też dość profetycznego posmaku nabierają słowa Chada, który przyrównał wizytę Mudvayne do nadejścia tornada. Zresztą to tylko jeden z wielu tematów poruszonych podczas naszej rozmowy. Rozmowy, która z przyczyn technicznych musiała zmieścić się w kwadransie, ale to i tak wystarczyło, aby zahaczyć o kilka ważnych kwestii.

strona: 1 z 1

rockmetal.pl: Wydaliście nową płytę, macie na koncie mocny singiel i gracie światową trasę. Można powiedzieć, że pędzicie przez muzyczną scenę niczym tornado...

Chad Gray: Zdecydowanie tak!

Greg Tribbett: Pędzimy niczym rozpędzona ciężarówka (śmiech).

Wspomniałem o tornadzie, gdyż znajduje się ono na okładce waszej najnowszej płyty i jest w teledysku. Co ono symbolizuje?

C: Właśnie to! Nadciągamy i nic nas nie powstrzyma. Czy możesz zatrzymać tornado? Nie możesz. Nie obchodzi nas, czy podoba ci się nasza muzyka, czy nie. Jeśli nie, to nie przychodź na koncert. Ale my i tak zjawimy się w twoim mieście.

Materiał na najnowszą płytę pisaliście na ranczu w Santa Cruz, w Kalifornii. Domyślam się, że jest to miejsce usytuowane na łonie natury, z dala od cywilizacji. Czy takie otoczenie wpłynęło na wasz sposób komponowania?

C: Myślę, że nie tyle sama bliskość natury, co bycie w odosobnieniu miało wpływ na tryb pracy. Byliśmy z dala od naszych rodzin i przyjaciół, z dala od supermarketów i wszelkich wygód. Musieliśmy sami o siebie zadbać. Kiedy jesteś w wiejskiej okolicy możesz poświęcić się pracy przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Możesz dowoli pracować nad swoimi pomysłami. Co innego ci zostaje? Tylko praca, albo rozpalenie ogniska i zabawa przy nim. Tak też właśnie robiliśmy.

Czy takie podejście do nagrywania miało wpływ na to, że ta płyta jest tak eklektyczna?

C: Ta płyta jest dokładnie taka, jaka miała być. Ale, gdy my ją nagrywaliśmy, sami nie wiedzieliśmy, jaka ona będzie. Piosenki pisały się same. Nie chcę zabrzmieć stereotypowo, ale tak to właśnie wygląda. Przynosisz do studia pomysły, riffy, każdy dorzuca coś od siebie, i zanim się zorientujesz jesteś już w połowie pracy nad utworami. Nagle masz zarys nowych piosenek. Czasami te pomysły ulegają całkowitej przemianie podczas pracy nad nimi, ale czasami pozostają dokładnie takie same, jakie były na początku.

Wasza nowa płyta zdaje się być trochę mniej techniczna, ale za to bardziej emocjonalna...

C: Nie sądzę, by była mniej techniczna - jest subtelniejsza.

G: Różne techniczne smaczki nadal tam są. Są tylko inteligentniej rozłożone.

C: W zwrotkah "Happy?" gitary i perkusja nacierają na siebie w bardzo dziwny sposób. Do tego dochodzi jeszcze melodia. To jest nadal Mudvayne, tylko nie jest bardzo (w tym miejscu Chad wymachuje rękami tuż przed moją twarzą, wydając z siebie gardłowy głos), jest bardziej (tu wykonuje podobny gest, lecz tym razem ręce trzyma daleko, a jego głos jest znacznie cichszy). Jest subtelniejszy. Przez dziewięć lat wspólnego grania zdobyliśmy wiele doświadczenia i nauczyliśmy się pisać dobre piosenki, zamiast popisywać się tym jak potrafimy grać, albo śpiewać. Nie jesteśmy grupą indywidualistów, ale zespołem i robimy to, co jest najlepsze dla piosenek, a nie dla nas samych.

Pochodzicie z dość małego miasta. Jak zainteresowaliście się ciężką muzyką?

C: Interesowałem się ciężką muzyką, odkąd byłem dzieckiem. Wszyscy się interesowaliśmy... Moja mama słuchała takich zespołów jak Black Sabbath, i w ten sposób poznałem mocniejszą muzykę. Najpierw były zespoły typu Deep Purple, potem gdy dorastałem zacząłem słuchać starego Motley Crue, Metalliki, Slayera, Obituary... Muzyka stawała się coraz cięższa i cięższa, aż potem wróciłem do korzeni. Ale zawsze słuchaliśmy ciężkiej muzyki. To nie była kwestia słuchania ciężkiej muzyki w małym miasteczku, ale raczej kwestia zejścia się czterech osób, które chcą grać razem muzykę.

Czy pamiętasz ten moment, w którym stwierdziłeś, że chcesz poświęcić się muzyce?

C: Nie, nie pamiętam konkretnego momentu. Pewnie było to wtedy, gdy po raz pierwszy usłyszałem "Live Wire" albo "Shout at the Devil".

Nie używacie już na scenie makijażu. Czy chcecie w ten sposób podkreślić, że to muzyka jest najważniejsza, i nie chcecie odwracać od niej uwagi słuchaczy?

C: Częściowo. Ale też dlatego, że cały czas się zmieniamy. Zagraliśmy razem z Metalliką na "Summer Sanitarium Tour" i nie mieliśmy na sobie makijażu. Potem zagraliśmy jeszcze jedną trasę bez makijażu, a mimo to ludzie nie zwracali na to uwagi, dopóki nie wydaliśmy płyty. Ludzie mówią "L.D. 50" i mają na myśli kolorowe twarze z diabelskimi różkami. Mówią "The End of All Things to Come" i mają na myśli kosmitów, chociaż tego wizerunku nie użyliśmy na scenie ani razu. Zrobiliśmy to tylko na potrzeby tej jednej sesji zdjęciowej. Ludzie mówią "Lost and Found" i myślą o Mudvayne bez makijażu. Jeśli myślisz w ten sposób masz tylko trzy wizerunki Mudvayne: kolorowe twarze, kosmici i bez makijażu. Bzdura! Zrobiliśmy mnóstwo innych rzeczy. Na rozdanie nagród MTV mieliśmy dziury po kulach w naszych głowach. Swego czasu byłem przebrany za martwego królika. Nosiliśmy kitle lekarskie umazane krwią. Mieliśmy łącznie może sto pięćdziesiąt lub dwieście wizerunków, a jednak ludzie mówią tylko o tych trzech. Poza tym uznaliśmy, że po prostu zasłużyliśmy sobie na to, aby nie musieć nosić żadnego makijażu.

W utworze "TV Radio" śpiewasz: "I'm overdosing on reality". Czy uważasz, że dzisiejsze społeczeństwo jest przytłoczone przez media i zalew informacji?

C: Myślę, że przemysł rozrywkowy to też media. W Ameryce jest teraz mnóstwo "reality TV". Jestem pewien, że wy też to macie. W Ameryce ludzie są już tak znudzeni swoim życiem, że biegną codziennie do domu, aby zasiąść przed telewizorem i oglądać coś, co sprowadza się do tego, że grupa kobiet rywalizuje o względy jednego faceta. A kiedy którejś z nich się uda do niego dotrzeć, to całość i tak zaraz się rozpada, bo między nimi nie było poważnego związku.

G: To wszystko i tak było sztuczne.

C: Dokładnie. To absurdalne, że ludzie są na tyle ślepi, aby poświęcać temu czas. Jeśli chcesz poznać rzeczywistość oglądaj przez całą dobę CNN. To ci zwieje czapkę z głowy. To, co dzieje się w Iraku, to co dzieje się na świecie - to jest pieprzona rzeczywistość. Myślę, że jest to próba wpłynięcia na podświadomość ludzi, tak aby znieczulić ich na to, co jest prawdziwe, a co jest rozrywką. Jeśli przywykniesz do oglądania "reality-shows", a potem włączysz CNN, będziesz patrzył na to, jak na program rozrywkowy. To nie będzie dla ciebie prawdziwe, bo przecież nie dzieje się na twoim podwórku. Co nie znaczy, że się nie dzieje w ogóle. Dzieje się, tylko że daleko stąd.

Wiem, że jesteście wielbicielami "Odysei Kosmicznej: 2001". Dlatego, kiedy wspomniałeś o tym, jak ludzie szukają rzeczywistości przed ekranem telewizora, nasunęło mi się skojarzenie, z przesłaniem, jakie niesie ten film, czy właściwie książka: człowiek tworzy coraz bardziej zaawansowaną technologię, ale otaczając się nią, zaczyna być przez nią zastępowany. Sam staje się bezużyteczny. Czy myślisz, że ta sytuacja ma właśnie miejsce?

C: Myślę, że możemy do tego punktu wkrótce dotrzeć. Ludzie tworzą komputery, które są mikroskopijnej wielkości. Człowiek musi budować roboty, które tworzą układy scalone, gdyż sami nie potrafimy ich stworzyć. Niedługo będziemy budowali roboty, które będą budowały roboty, które będą tworzyły komputery. Wszystko staje się coraz mniejsze i mniejsze, ale jednocześnie ma coraz większą i większą moc. Teoretycznie coś tak małego (tu Chad pokazuje palcami rozmiar łebka od szpilki) może mieć większą moc obliczeniową niż komputer, który dwadzieścia lat temu nie zmieściłby się w tym pokoju. Kiedy dajesz maszynom możliwość tworzenia, nie wiesz, co one tak naprawdę mogą stworzyć.

To trochę jak bawienie się w Boga. Bardzo niebezpieczna zabawa...

C: Oczywiście. Tworzysz coś, co będzie tworzyło inne rzeczy. Bóg stworzył człowieka, a człowiek tworzy komputery, które tworzą inne komputery.

Powiedzieliście kiedyś, że miłość jest pracą, a praca miłością. Co wy najbardziej kochacie w swojej pracy?

C: To, że możemy ją wykonywać.

G: Wolność w tworzeniu muzyki, wykonywanie jej na scenie i granie tras koncertowych.

C: Wyrażanie siebie. Z artystycznego punktu widzenia, możliwość wyrażenia się jest wszystkim. Kiedy nagrywasz płytę, umieszczasz tam kawałek swojej duszy. Na tym to wszystko polega. Granie tras to miła sprawa, ale wszystko wychodzi (Chad stuka się palcem w klatkę piersiową) właśnie stąd.

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Na ile płyt CD powinna być wieża?