- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Lux Occulta
Wykonawcy: | Jaro.Slav - Lux Occulta (wokal), U.Reck - Lux Occulta (instrumenty klawiszowe) |
Z Jarkiem i Jurkiem z eksperymentującej, z metalowym i nie tylko brzmieniem, kapeli Lux Occulta podczas gdańskiego spotkania w ramach press-tour zepołu rozmawiała Trysteria.
strona: 1 z 1
Kto skomponował muzykę na płytę "The Mother & The Enemy"?
Jurek Głód (kompozytor, instrumenty klawiszowe): Cała muzyka w zasadzie jest mojego autorstwa, może z wyjątkiem jednego numeru, który zrobiliśmy wspólnie z gitarzystą Voggiem. Oprócz tego, oczywiście aranżacje i to, co słyszymy jako efekt końcowy, jest to praca wielu ludzi. A generalnie sam zarys kompozycji i struktury utworów są mojego autorstwa.
Wiem, że macie problemy z perkusistą. Czy już się z nimi uporaliście?
Jarek Szubrycht (autor tekstów, wokalista): Problemy z perkusistą to my mamy od półtora roku. Zaczęło się od tego, że Kriss bardzo poważnie uszkodził sobie staw łokciowy, przez pół roku w ogóle nie mógł grać, nie mógł w ogóle ruszać ręką. Później na chwilę wrócił do formy, zagraliśmy parę koncertów i w pracy zmiażdżył sobie palec. Nie przestrzegał przepisów BHP (śmiech). I znowu przez jakiś czas nie mogliśmy koncertować. Myślę, że te wszystkie wydarzenia troszeczkę odciągnęły go od muzyki, przestało mu się chcieć, przestało mu zależeć. Od dłuższego czasu dawał nam już do zrozumienia, że chce odejść. Próbowaliśmy go zatrzymać prośbą i groźbą. Ale okazało się, że niepotrzebnie próbowaliśmy, bo nie można zatrzymać kogoś, kto rzeczywiście już nie ma ochoty nic robić. Weszliśmy z nim do studia. Nagrał trzy utwory. Niestety okazało się, że pozostałego materiału, tej pozostałej części nie jest w stanie już skończyć. Dlatego pożegnał nas już na zawsze i musieliśmy skorzystać z pomocy perkusisty sesyjnego, Gerarda Niemczyka, z którym dokończyliśmy płytę. W tej chwili mamy perkusistę, który uczy się materiału. Nie chcę jeszcze mówić, kto to jest. Jeżeli zagra z nami pierwszy koncert i dojdziemy do wniosku, że to jest to, to wtedy będzie można oficjalnie to podać. Na razie bądźmy dobrej myśli, że już ktoś tam się uczy, że już niedługo zespół będzie funkcjonował normalnie.
Przyznam, że wasz najnowszy album zrobił na mnie spore wrażenie. Określiłam go sobie nawet po pierwszych przesłuchaniach jako industrialno-jazzowo-triphopową symfonię eksperymentalną okraszoną blackmetalowym wokalem Jarka. Słychać na tej płycie wpływy Massive Attack, Ulver, Clawfinger, Bauhaus, momentami Akercocke. Skąd pomysł, żeby Lux Occulta nagrał właśnie taki, inny od poprzednich, materiał?
J.Sz.: Te metalowe utwory, bo od tego zaczęliśmy, mają rzeczywiście struktury odmienne od tego, co graliśmy do tej pory i od tego, co w ogóle przeważnie się gra w metalu. Ale to przede wszystkim ze względu na aranżacje, ze względu na rytmikę, ponieważ uwolniliśmy tutaj wyobraźnię i stosowaliśmy takie rytmy, takie podziały, których inni, nie wiem dlaczego, w metalu nie wykorzystują.
J.G.: Jeśli zaś chodzi o same brzmienia, to brzmienie numerów metalowych jest bardzo ostre, bardzo agresywne, bardzo metalowe. Zauważ, że to są numery tak brutalne, jak nigdy dotąd. Lux Occulta tak ostro nie grał. Z jednej strony ostro, z drugiej strony pojawiają się zupełnie niemetalowe patenty, zupełnie inne klimaty. To jest bardzo skontrastowana płyta. A że tak jest, że odważyliśmy się sięgnąć po tego typu rozwiązania, wynika z tego, że zrobiliśmy płytę, jakiej sami chcielibyśmy posłuchać. To jest odbicie, jakieś tam, pośrednio, naszych fascynacji muzycznych. Również zespoły, o których wspomniałaś, należą do naszych ulubionych, szczególnie Massive Attack, Ulver...
J.Sz.: Muzyką Ulver jako taką, nie inspirujemy się przy pisaniu utworów. Natomiast bardzo cenimy za odwagę twórczą i porównanie takie może nas tylko cieszyć. Ja jeszcze chciałbym śpiewać jak David Bowie (śmiech).
Ciekawa jestem, jak zareagowalibyście na określenie muzyki zawartej na tej płycie mianem twardej, przyjemnie kwaśnej i tnącej od czasu do czasu jak żyletka, zwłaszcza w tych metalowych numerach...
J.Sz.: Zgadzam się, jak najbardziej. Myślę, że to jest trafne określenie. W ogóle jakieś takie obrazowe określanie tej muzyki, tej płyty będzie łatwiejsze, niż rzeczywiście próba rozbierania tego na czynniki pierwsze i nazywania, po prostu, jakimiś muzycznymi gatunkami, istniejącymi już. Dlatego, że wtedy trzeba by było właśnie wymienić czternaście różnych gatunków, tudzież jeszcze wymieszać je w jednym tyglu. Więc bardzo nam się podoba taki opis.
Teraz pytanie do kompozytora. Słuchając tego albumu, zwłaszcza, że pierwsze kompletne "odsłuchy" zdarzyły mi się w nocy, pomyślałam sobie, że twórca takiej muzyki musi miewać niesamowite sny. Czy pamiętasz po przebudzeniu , co ci się śniło?
J.G.: Oj, bardzo rzadko niestety pamiętam. Ale miewam oczywiście piękne sny, jak każdy z nas. Miewam też mniej piękne (śmiech). Generalnie, sam dużo słucham muzyki właśnie takiej, tego typu. Muzyki działającej na wyobraźnię przede wszystkim. Powiedziałaś kwaśnej. Też. Muzyki zespołów, które odważnie idą w brzmienie, szukają czegoś nowego. Na tej płycie, zauważ, pojawia się dużo smaczków, które będą słyszalne dopiero za którymś razem, za którymś tam przesłuchaniem, do których się dotrze. Są różne takie aranżacyjne niuanse.
Co trzeba robić z gardłem, żeby wokal brzmiał tak złowieszczo, jak np. w utworach "Mother Pandora", "Architecture", "Most Arogant Life Form" czy "Pied Piper"?
J.Sz.: Trzeba oszczędzać gardło w każdej innej sytuacji, oprócz tej, kiedy się tak bardzo krzyczy. No, nie wiem. Po prostu od bardzo dawna już, jakoś tam próbuję w ten sposób przekazywać teksty w muzyce metalowej. Chociaż na tej płycie chyba krzyczę najbardziej... Rzeczywiście jest to najbardziej ekstremalny głos, jaki z siebie kiedykolwiek wydobyłem. Troszeczkę podpuszczał mnie producent, któremu ciągle było za mało. I który mówił mi, że ciągle jestem za mało wściekły.
A jak cię podpuszczał? Mogę prosić o konkrety?
J.Sz.: Przezywał mnie lub mówił, że nie będzie kolacji, jeśli nie będą wystarczająco głośno krzyczał. (śmiech) Ale nie ukrywam, że to jest bardzo prosta droga do zniszczenia sobie strun głosowych, bo to bardzo eksploatuje. I rzeczywiście, w trakcie sesji, czy też na koncertach, trzeba bardzo uważać, żeby gardła nie przesilić w jakikolwiek inny sposób. Ja kiedyś z rozpoczynającą się chrypką zagrałem dwa koncerty, oprócz tego była jeszcze jakaś suto zakrapiana impreza i później straciłem głos na prawie miesiąc. I bardzo silnymi antybiotykami musiałem się leczyć, żeby go odzyskać. Wtedy lekarz powiedział mi, żebym takich głupot nie robił, bo już niedługo pośpiewam. Dlatego teraz bardziej troszeczkę uważam.
Opowiedzcie, o czym jest ta płyta? To chyba nie jest koncept album, prawda?
J.Sz.: Nie, to nie jest koncept w takim znaczeniu, w jakim płytami koncepcyjnymi nazywa się jakieś tam historie opowiedziane przy pomocy poszczególnych rozdziałów, czyli piosenek. Ale jest jakaś główna myśl, która przewija się w większości utworów, właściwie wszystkich poza "Gambit" i "Pied Piper". I jest to myśl bardzo nihilistyczna, tzn. poddająca w wątpliwość właściwie wszystko - wszystkie moje teksty z poprzednich płyt, które tak bardzo wychwalały ludzkie indywiduum i cały świat, całe życie. W "Mother Pandora" jest taki wers, że życie jest nienaturalnym stanem i, tak naprawdę, naturalny jest niebyt, nieistnienie. I cała ta płyta mniej więcej o tym jest. Tytuł "The Mother & The Enemy" oznacza naturę, która nas rodzi, jest naszą matką, ale tylko po to, żeby nas zabić. I właśnie takie jest główne przesłanie tego albumu.
Kim jest kobieta, która użyczyła swego wokalu w utworach "Yet Another Armagedon", "Midnight Crisis", "Breath Out"?
J.G.: India Czajkowska. Jest to wokalistka z Warszawy nie związana na co dzień z metalem, tylko zajmująca się inną muzyką, głównie jazzem. Po prostu numery niemetalowe, które przyniosłem do studia, okazały się troszeczkę zbyt płaskie. Może nie chcieliśmy, żeby one bardzo elektronicznie. Chcieliśmy je w jakiś sposób ożywić, a że Jarek nie podjął się próby czystego zaśpiewania w tych numerach...
J.Sz.: ...próby się podjąłem, ale efekt był żałosny...
J.G.: ...no i Bartek, realizator i producent, wykorzystał swoją starą znajomość właśnie z tą panią. Przyjechała. Nagrała. I po prostu nie ma pytań.
Czy zdarzyło wam się płakać lub roześmiać pod wpływem muzyki, słuchając jej?
J.Sz.: Roześmiać, owszem, np. przy zespole Northland...
J.G.: (śmiech)...do łez. Czyli płakać jednocześnie też.
J.Sz.: ...będącym zresztą z Trójmiasta, już niestety nie istniejącym. Śmialiśmy się i płakaliśmy jednocześnie, rzeczywiście. To wielka formacja. Wielu wzruszeń nam dostarczyła (śmiech). Ale muzyka rzeczywiście ma bardzo silny wpływ na emocje. Z tym, że unikam, jakoś podświadomie, muzyki wesołej. Właśnie, nie szukam w muzyce radości. Szukam jej w innych aspektach życia. Natomiast bardziej ciągnie mnie ku dźwiękom raczej ponurym lub poważnym chociażby.
J.G.: Co może świetnie nastrajać właśnie radośnie. Jednak słuchanie muzyki takiej. Zresztą pewnie nie gralibyśmy tego, co gramy, jeśli byśmy byli wesołkowaci.
J.Sz.: Próbuję sobie przypomnieć, przy czym się na przykład rozpłakałem... Przy jakim utworze? Na pewno się przy czymś rozpłakałem. Jak zobaczyłem Venom na scenie, to się rozpłakałem. Ale to było połączenie dźwięku z obrazem.
J.G.: I z używkami pewnie...
J.Sz.: Nie, nie, nie. Byłem absolutnie trzeźwy i absolutnie zachwycony.
A czy jest coś takiego, co was ostatnio zadziwiło w muzyce w ogóle?
J.Sz.: Im gramy bardziej eksperymentalną muzykę, tym trudniej nas zaskoczyć. Ale w metalu np. jest taki zespół amerykański The Dillinger Escape Plan, który zresztą teraz nagrywa mini album z Mikiem Pattonem z Faith No More i czekam na tę produkcję z wielką niecierpliwością.
J.G.: Wszyscy czekamy. Generalnie cały czas ukazuje się, gdzieś, powiedzmy, raz na pół roku, płyta naprawdę zaskakująca, godna uwagi. Mimo, że tych płyt ukazuje się bardzo dużo na co dzień.
A czy mógłbyś podać nazwy paru kapel, których produkcje tak cię właśnie zaskoczyły...
J.G.: No, właśnie ten Dillinger najbardziej jest charakterystyczny, bo najbardziej robi rzeczy, które nam imponują. Theory In Practice, zespół ze Szwecji - świetna płyta. Bardzo zaskakujące połączenie death metalu z czymś oryginalnym. Poza tym dużo muzyki nie związanej z metalem, jakiś Faithless, tego typu klimaty.
J.Sz.: A mnie Macy Gray na przykład.
O tym, że Jarek, poza działalnością muzyczną, jest dziennikarzem, czasami bawi się też w konferansjerkę, to wiem. A czym ty, Jurku się, oprócz muzyki, zajmujesz?
J.G.: Jestem prawnikiem, bo skończyłem studia prawnicze. I pracuję, generalnie w swoim zawodzie.
W listopadzie, mam nadzieję, wystąpicie na kolejnej edycji festiwalu Thrash 'em All. Czy jest jakiś klucz, według którego wybieracie utwory grane na koncertach. Czym się kierujecie?
J.Sz.: Na pewno w ogóle okazało się, że wychodzą nam utwory agresywne, szybkie, najlepiej na koncertach. Koncerty to adrenalina. To pot. I kiedy nawet próbowaliśmy grać bardziej klimatyczne kompozycje z poprzednich płyt, to zawsze czegoś tam brakowało, coś nie wychodziło. One są jednak dobre tylko w studio. I do słuchania w domowym zaciszu. Podobnie będzie w przypadku tej płyty. Utwory niemetalowe zostaną w domu. Utwory metalowe będą grane na koncertach. Będą grane pewnie jeszcze szybciej, w jeszcze bardziej brutalnych wersjach. Przy okazji planowania Thrash 'em All Festival, tam zagramy niestety bardzo krótko, bo wystąpi dużo zespołów. Więc nie ma tutaj specjalnie wielkiego pola do popisu.
Czyli ile, pewnie pół godziny?
J.Sz.: No, myślę, że nie więcej. Na pewno pojawią się przynajmniej dwa utwory z nowej płyty, po jednym z poprzednich i zobaczymy, coś jeszcze.
J.G.: A poza tym, nawet jeśli chodzi o te numery szybkie z poprzednich płyt, to też publiczność nam trochę pomogła. Przecież przez tych kilka lat funkcjonowania, grania koncertów, wiemy, przy czym ludzie najbardziej żywiołowo reagują.
J.Sz.: Chociaż nie rozumiemy fenomenu utworu "When Horned Souls Awake", który zawsze wzbudza entuzjazm, a my go tak strasznie już nienawidzimy grać.
J.G.: Tak jest. Nie chcemy go grać bardzo, a ludzie jednak często wymuszają go na nas.
J.Sz.: Domagają się. Takie ich prawo.
Wielkie dzięki za rozmowę.