- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Lech Janerka
Wykonawca: | Lech Janerka - Lech Janerka |
"Jezu, jak się ucieszyłam, że tam z nimi byłam". Taką parafrazą mogłabym podsumować pewien koncert w jednym z gdańskich kościołów. Wystąpił z towarzyszącym mu trzyosobowym zespołem ten, któremu ostra infekcja gardła nie przeszkodziła śpiewać i grać przez półtorej godziny dla około tysiąca osób, zgromadzonych podczas tegorocznych Neptunaliów UG. Zapraszam do lektury wywiadu, który przeprowadziłam z artystą już po koncercie wspólnie ze znajomym Zbyszkiem Karbowskim, w obecności grupki najwytrwalszych kibiców muzyka. Nim wybrzmiał pierwszy utwór, ktoś skandował "Lechia Nerka", na co ktoś inny z tłumu odpowiedział "Arka Wątroba". Niech żyją muzyka, futbol i słowne gierki! Naszym rozmówcą był oczywiście Lech Janerka. Nie przestając się cieszyć, spisała dla was Trysteria.
strona: 1 z 1
Trysteria: Kościół to takie odpowiednie miejsce, dlaczego więc, "nie cieszyłeś się, ... Jezu"?
Lech Janerka: Żeby zaśpiewać "Jezu..." trzeba śpiewać wysokótko. "Jezu, jak się cieszę" nie wydobyłbym dzisiaj z siebie. Przyjechałem do Gdańska zupełnie chory. I siły medyczne Gdańska mnie ratowały od południa. Dostałem szprycę antybiotyków - jeszcze mam dwie porcje do wzięcia. Nie dałbym rady po prostu, więc wybierałem z repertuaru tylko te piosenki, co do których była potencjalna szansa, że będę je w stanie zaśpiewać. Obliczałem się dzisiaj na trzy piosenki i szczerze mówiąc tak się z organizatorem umówiłem, że śpiewam te trzy piosenki i być może na tym się skończy, niestety. Udało się, to znaczy te antybiotyki mi pomogły. I zagraliśmy w miarę pełny koncert. Ale nie zagraliśmy wszystkiego. Szkoda, bo ostatni popis w Gdańsku rzeczywiście był bardzo dawno.
Trysteria: A ile utworów pierwotnie zaplanowaliście na ten koncert?
Nie planujemy. Gramy wszystko, co nam się przypomni.
Zbyszek: Obecnie, jak jest z tą wiarą? Jest u ciebie, czy nie ma?
Ze strasznie grubej rury lecimy. Ale niech będzie... Byłem przez jakiś czas agnostykiem. A w tej chwili, jakoś tak rzeczywiście przeszedłem na pozycje ateistyczne. Tak, jak mówiłem gdzieś tam, w jakimś wywiadzie, że "Bóg mi nie jest do niczego potrzebny". Tak po prostu. No więc z mojego punktu widzenia nawet nie bardzo chcę o Nim rozmawiać, bo to nie ma sensu. Mówienie o Bogu to są takie esy-floresy, które ładnie wyglądają, ale w najlepszym wypadku są wprawką w mówieniu.
Trysteria: Spodobała mi się opowieść o fantach, które podobno wziąłeś od Rafała Paradowskiego, reżysera filmu z teledyskami do płyty "Fiu Fiu". Jednym z nich była książka Leszka Kołakowskiego pt. "Czy diabeł może być zbawiony?". A ja chciałabym cię zapytać, czy twoim zdaniem diabeł chciałby być zbawionym?
Diabeł to taka cholera, że kto wie, czy nie? (śmiech) Jeżeli już tak się bawimy.
Zbyszek: A teraz powrót do cholernie dalekiej przeszłości, do twojego dzieciństwa. Ktoś mi kiedyś mówił, że zamknąłeś się w pokoju na długi długi czas. I po pewnym czasie telefon ze szkoły: "Co robi Lechu?", mama odpowiada, że Lechu zamknął się i mówi tylko, żeby przynosić mu jedzenie. Czy to prawda?
Nie, to jest jakaś legenda. Ja bardzo lubiłem chodzić do szkoły.
Zbyszek: Słyszałem to od dwóch osób, ale cóż...
Nie, nie. Ktoś tam przegiął. Miałem taki okres - ale grubo po skończeniu szkół, jeżeli już cię tak kręcą te sytuacje z samotnością w roli głównej - że miesiąc czasu siedziałem i wgapiałem się w ścianę, rzeczywiście. Mama wtaczała jedzenie, nie wychodziłem. Tylko do kibla czy też innej tualety.
Zbyszek: I co się wtedy robi?
W tualecie?
Trysteria: Pytanie o polskiego rocka. Które z obecnych na naszej scenie zespołów uważasz za interesujące?
Chociażby Oczi Cziorne. Spodobały mi się fragmenty, chociaż tam dziewczęta trochę nie stroiły, ale propozycja wzbogacona muzyką sceny gdańskiej jest bardzo ciekawa. Pogodno, proszę bardzo, w kilku utworach. Uważam, że jeżeli dalej będą się rozwijać w tym tempie, to jest zespół, który rokuje. Patriotyzm lokalny każe mi powiedzieć Robot Obibok, czyli taki new jazz z domieszką techno. Co jeszcze? Moim problemem jest to, że nie za dużo słucham, szczerze mówiąc. I w tej chwili wymieniłem zespoły, o które się otarłem, co nie znaczy, że nie ma tam jakichś zespołów, które na przykład są bardzo oryginalne, bardzo pracowite, bardzo zawzięte i trochę szalone. Bo to jest dla mnie wyznacznik tego, czy robią coś ciekawego. Oczywiście nie zapominając o dekadencji, bo nie można się za bardzo starać.
Zbyszek: A teraz znowu nawiązanie do przeszłości. Czy "Ta zabawa nie jest dla dziewczynek" to jest utwór o tym, jak kiedyś wyszedłeś z dzieckiem na uli...
Nie. Moja mama poszła z dziećmi oglądać zadymę. We Wrocławiu w latach osiemdziesiątych, na początku, były tzw. zadymy, czyli się chodziło tłuc z ZOMO. Mniej więcej koło godziny 15:00, tak, jak ludzie wychodzili z pracy, odbywało się szturmowanie Mostu Grunwaldzkiego. To jest taki ważny most, jeden z największych we Wrocławiu. Niedaleko był Dom Związków Zawodowych, no więc ludzie wychodzili z pracy, gromadzili się i szturmowali most, którego broniło ZOMO. Z podpalaniem samochodów, sikawkami, takimi tam. Aha, z dziećmi, no więc właśnie. Moja mama sobie wymyśliła, jako osoba lekko szurnięta (śmiech)...
Trysteria: Pozdrowienia dla mamy...
Mama jest nieżywa w tej chwili. Mam nadzieję, że słyszy. To pewnie by się uśmiała. O, mama mówiła, jak usłyszała, że się Beatlesi skończyli: "No cóż, nic nie jest wieczne, tylko Bóg nie ma początku ani końca". No, w każdym razie mama wzięła te moje dzieci i poszła oglądać, jak się tłuką. Przyszły spłakane od gazów łzawiących, takie osmolone. Wstrząsające wrażenie to na mnie zrobiło. No i gdzieś tam o tym sobie przypomniałem, czy pamiętając o tym, brzdąkałem i napisałem taką piosenkę.
Trysteria: Jak się poczułeś, kiedy na okładce Machiny zobaczyłeś parę gejów, a gdzieś tam u góry po prawej stronie napis: "Lech Janerka. Boga nie ma"?
Na mnie to aż takiego wrażenia nie robi. Wyciąganie prostych komunikatów z kontekstu to stara sztuczka.
Trysteria: A jaki masz stosunek do gejów? (ktoś z fanów przysłuchujących się rozmowie odpalił: "analny" i znów rozległ się śmiech)
Powinienem tak odpowiedzieć, żeby dostać trójkę, prawda?
Trysteria: Czyli hasło: "Exit only", czy tak?
Nie, nie. Pracowałem z gejami. Nie będę wymieniał nazwisk, ale pracowałem. W ogóle nie mówiłem na nich "geje", tylko "pedały", a oni byli zachwyceni, cieszyli się, że tak ich nazywam (śmiech). Dużo im zawdzięczam. Czyjaś orientacja seksualna nie robi na mnie żadnego wrażenia. Uważam, że jeśli ktoś tego nachalnie nie manifestuje i nie włazi mi po prostu na plecy, próbując skopulować albo coś tam, to w ogóle nic do niego nie mam. (śmiech wśród przysłuchujących się rozmowie). Różni są ludzie i to jest wspaniałe, czyż nie?
Trysteria: Może macie jakieś pytania do...
Panie, jak się pan nazywa? (co wywołało powszechny aplauz)
Fan: Ja mam pytanie takie, które kiedyś na łamach "Trójkowego Expressu" zadał Paweł Kostrzewa. Jak to się robi, że po sześciu latach ciszy nagrywa się genialny kolejny album "Fiu Fiu"?
Kostrzewa tak zapytał? Ja ci powiem, z Kostrzewą to było tak. Przygotowywałem materiał na "Historię Podwodną" (taką płytę kiedyś nagrałem), robiłem to w studiu studenckim we Wrocławiu. Kostrzewa siedział za szybą z drugiej strony i robił audycję radiową. Potem się przeniósł do Warszawy. I on w tej Warszawie z racji zawodu zadaje różne dziwne pytania. Jest to po prostu jedno z wielu pytań, które są niespecjalnie istotne. Jak się robi? Siada się i się robi. Najpierw robi się samo, a później trzeba to trochę zweryfikować i jest. Ot, cała historia.
Fan: Ale dlaczego po sześciu latach?
Nie ma przepisu, co ile należy nagrywać materiał i skwapliwie z tego korzystam.
Zbyszek: Wiesz, jesteś pod tym względem ewenementem, zespół razem z żoną. Jest to takie trochę, nie mówię, że nienormalne, ale po prostu niespotykane w polskim rocku. Jak to jest grać z żoną na koncertach? Czy to jest po prostu cudownie?
Po prostu cudownie (po raz kolejny śmiech na sali). Słuchaj, nic dodać, nic ująć. My się z żoną bardzo lubimy i czuję się odprężony, kiedy ona jest obok. A ponieważ zaczęliśmy gdzieś tam kiedyś wspólnie muzykować przy "Historii Podwodnej" i szło nam bardzo sprawnie, więc ciągle gramy razem. Bawi nas ta małżeńska rutyna.
Zbyszek: A dlaczego aż tak mało koncertów? To jest mój pierwszy koncert...
To jest konstrukcja literacka tragiczna: "Dlaczego aż tak...".
Zbyszyk: Nie, nie. To jest mój pierwszy koncert od '93 roku w Jarocinie. Tam grałeś przed New Model Army. A naprawdę chodzę na koncerty i to chyba chodzę nie mało...
No i co? Mało gram?
Zbyszek: Jasne, mało.
Rzeczywiście nie gram za dużo, ale to wynika z tego, jaką muzykę gram. Nie ma zbyt dużej ekipy, która tego słucha.
Zbyszek: (zdziwiony) Nie ma? To ja nie wiem, ile osób było w kościele?
Wiesz, duża ekipa to jest kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Tutaj było z tysiąc. Czyli było bardzo dużo ludzi, rzeczywiście, ale jakby pod kościołem stało jeszcze ze cztery tysiące... Nie stało. Ja myślę, że wszyscy, którzy chcieli przyjść na ten koncert, to przyszli. A tysiąc osób na takie miasto, jak Trójmiasto, to nie jest żadna sensacja. Koncertujemy, odpowiadając na zapotrzebowanie publiczności.
Zbyszek: Czyli, jak będzie więcej słuchających, będzie więcej koncertów. Ja namawiam wszystkich moich kumpli.
W Gdańsku zawsze chętnie grałem i zawsze chętnie przyjadę, jeżeli będę zaproszony.
Trysteria: Jak zareagowałeś na cover "Strzeż się tych miejsc", który na ostatniej, jak dotąd, studyjnej płycie zamieścił polski zespół Fading Colours?
Jak zareagowałem? Nie pamiętam. To znaczy, słyszałem to. Byłem w Kochu, w wytwórni, i oni też byli w Kochu, i tam jakieś pytania nastąpiły. Oni pytali się, czy można. To kurtuazja. Dla mnie to miłe, gdy ktoś gra moje rzeczy. Ktoś grał "Jezu, jak się cieszę". Jak się dziewczyna nazywała? Litewskie nazwisko. Reni Jusis. Waglewski na koncertach gra "Konstytucje".
Zbyszek: Właśnie, a propos Waglewskiego, czyj to utwór te "Konstytucje"? To jest twój utwór, który gra Waglewski, czy Waglewskiego, który ty wykonujesz?
To moja kompozycja. To jest jedyny przebój Waglewskiego (śmiech). Jesteśmy rówieśnikami. Kiedy poznawaliśmy się, właściwie zawsze tak niezręcznie się rozmawia: "A bo ty grasz fajne piosenki. A bo ty też grasz fajne piosenki..." Po takim niezręcznym wstępie poszliśmy na scenę i zagraliśmy wspólnie. Ja mówię, że mi się podoba któraś "Faza", on mówi, że "Konstytucje", no i graliśmy to. A ponieważ "Konstytucje" to jest taki utwór, który powoduje, że publiczność dobrze reaguje, to Voo Voo włączyło go do swojego repertuaru.
Zbyszek: Z Waglewskim coś cię jeszcze wiąże. Grałeś na płycie "Najlepsi Śpiewają Voo Voo".
Tak. Właśnie grałem piosenkę, która mi się podoba. "Późno już, faza, wieje zimny wiatr". To jest "Faza". Która faza, nie wiem, bo ponadawał takie tytuły: Faza Pierwsza, Druga, Trzecia, Piąta. W każdym razie to jest utwór z pierwszej płyty Voo Voo, bardzo dobrej płyty. Moim zdaniem jest to najlepsza polska rockowa płyta. Kocham Waglewskiego.
Trysteria: I na sam koniec, co planujesz w tej chwili muzycznie? I czy w ogóle planujesz?
Muzycznie? We wrześniu zeszłego roku rzuciłem palenie, teraz we wrześniu jadę do Grecji, zaczynam palić od nowa i biorę się za następną płytę.
Trysteria: A jaka będzie ta płyta? (ktoś skomentował, że "ujarana")
Nie, nie będzie ujarana. Będzie bardzo oszczędna, mam nadzieję, że będzie miała jakiś taki pogodny wydźwięk, że będzie dużo gitar akustycznych, no i piosenki będą krótkie i będzie ich sto.
Dziękujemy za rozmowę!