zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

wywiad: Kat

22.05.2006  autor: RJF

Wykonawca:  Piotr Luczyk - Kat (gitara)

Nowa płyta. Nowy skład. Nowa trasa. Słowem nowy Kat. Tak można określić to, co działo się w grupie w ciągu ostatniego roku po odejściu długoletniego wokalisty, Romana Kostrzewskiego. Zespół jednak nie zrywa definitywnie z przeszłością, czego dowodem są reedycje płyt "Oddech wymarłych światów" i "38 Minutes of Life". O nich, a także o wielu innych sprawach opowie trzon Kata, gitarzysta Piotr Luczyk.

strona: 1 z 1

rockmetal.pl: Reedycja "Oddechu wymarłych światów" zapowiadana była już od dosyć dawna. Dlaczego tak dużo czasu zajęło ponowne wydanie tej płyty?

Piotr Luczyk: Wyglądało to w ten sposób, że od grudnia zeszłego roku prowadziliśmy intensywne rozmowy z szefem Metal Mind, Tomkiem Dziubińskim i myślę, że trwało to szybko. Natomiast same zapowiedzi, wiele miesięcy wstecz, były jedynie wiadomością, że są takie chęci.

Ale pierwsze pogłoski o ponownym wydaniu tej płyty sięgają kilku lat wstecz. Pojawił się nawet pomysł, aby ten album nagrać jeszcze raz.

Tak. W związku z tym, że połowa praw należała do Metal Mind, a połowa do zespołu Kat, nie mogliśmy tej płyty wydać. Rozbiło się to w pewnym momencie o sprawę w sądzie, którą wygraliśmy i ani my, ani żadna firma nie mogliśmy tego materiału wydać osobno. Musieliśmy połączyć nasze siły. Po zmianie składu i wydaniu nowej płyty ("Mind Cannibals" - red.) wzrosło zainteresowanie zespołem Kat, a więc rozpoczęliśmy rozmowy o wznowieniu tamtych starych płyt.

Jak po tylu latach patrzysz na "Oddech wymarłych światów"?

Oceniam go bardzo dobrze. W tamtych czasach trudno było nagrać taką płytę, która po dwudziestu latach cieszyłaby się dużą popularnością i byłaby nadal na bardzo dobrym poziomie muzycznym. Dzisiaj ta płyta również byłaby mocną pozycją dla naszego zespołu, oczywiście gdyby nagrać ją w troszeczkę lepszych warunkach. Uważam, że jest to płyta, nie chwaląc się, bardzo dobra.

Czy masz jakieś szczególne wspomnienia z okresu nagrywania tej płyty?

To była nasza druga płyta, a w tamtych czasach bardzo trudno było nagrać album, a co dopiero go wydać. Zespół, który wydawał płyty, które ukazywały się w sklepach, to był zespół uznany, który musiał dość długo walczyć o swoją pozycję. Nam się w końcu udało. Drugą płytą musieliśmy udowodnić, że warto było wydawać pierwszą i myślę, że to udowodniliśmy. Pamiętam, że w studiu pracowaliśmy z przerwami - to była sesja składająca się z kilku części. To, co było dobre w tamtym czasie, to nie dość, że była bardzo dobra atmosfera w zespole, to jeszcze była fajna pogoda. Siedzieliśmy w studiu w Izabelinie, które znajduje się w willi, w lesie, i pomiędzy nagraniami utworów chodziliśmy sobie po parku. Były dwie knajpy, gdzie piliśmy piwko w bardzo miłych okolicznościach przyrody (śmiech). Wszystko było w porządku. Walczyliśmy głównie o to, żeby płyta była jak najlepsza. Całe nasze życie i wszystkie rozmowy sprowadzały się do jednego: żeby to zagrać tak, to zaśpiewać tak, żeby to brzmienie było takie a nie inne. Godzinami rozmawiałem z realizatorem nagrań, Andrzejem Puczyńskim, który jest teraz prezesem Universal Music Polska, o brzmieniu gitar. Ja mu pokazywałem na podstawie różnych płyt o co mi chodzi i razem kombinowaliśmy, żeby wyszło tak, jak miało wyjść. Oczywiście, teraz wiadomo, że można by to inaczej uzyskać, ale jak na tamte czasy myślę, że jest "okej".

Wspomniałeś o dobrej atmosferze podczas nagrań, a jednak niedługo po wydaniu tej płyty zawiesiłeś działalność Kata i rozpocząłeś współpracę między innymi z muzykami SBB i Perfectu. Czy poczułeś przesyt tą muzyką, czy chciałeś po prostu spróbować czegoś nowego?

Kwestia samych nagrań to była bardzo miła i przyjemna atmosfera, natomiast po nagraniach okazało się, że jak zwykle wystąpiły konflikty pomiędzy Kostrzewskim, a mną i resztą zespołu. No i Roman Kostrzewski został odsunięty od pracy w zespole, a ja później zacząłem współpracować z innymi muzykami. Trwało to jakiś czas. Szczerze mówiąc dużo mi to dało, bo w gruncie rzeczy praca z innymi muzykami powoduje, że człowiek się cały czas kształci, przez cały czas nabywa innych doświadczeń i przez to moje podejście do słuchania muzyki troszeczkę zmieniło. Po jakimś czasie nowy członek zespołu w jakiś sposób nas skojarzył, ale to, co było między nami już się nie zmieniło.

Drugim albumem, który został ponownie wydany jest "38 Minutes of Life". Jak oddaje on atmosferę tamtych koncertów?

Tamte koncerty były na tyle inne, że w tamtych czasach w ogóle każdy występ był dużym wydarzeniem. Szczególnie jeśli chodzi o metal, muzykę ciężką. "Spodek" to do dzisiaj jedna z najlepszych sal koncertowych. To było nasze marzenie, żeby zagrać w "Spodku", gdyż mieszkając tutaj chodziliśmy na te koncerty i znaliśmy tą atmosferę. Koncert zaczynał się od momentu przyjazdu pod halę, a kończył się następnego dnia, jak jeszcze opowiadaliśmy sobie o tym, jak było. Jeszcze przed nagraniem "Oddechu...", okazało się, że mamy możliwość zagrania z Metalliką. Było to wielkie marzenie każdego z nas, ale takie marzenie, które uważaliśmy za nie do zrealizowania. A jednak się udało. Trzeba było wszystko postawić na jedną kartę, czyli zagrać tak, żeby pokazać, że my też coś potrafimy. Zespół Kat to była taka grupa ludzi, która postawiła wszystko na jedną kartę i dlatego pracowaliśmy przez lata, dzień w dzień, nie mając żadnych perspektyw. Będąc w "Spodku" musieliśmy się szybko nauczyć jednego: zobaczyć jak to robią Amerykanie i czym to się różni od nas. I to nas utwierdziło w jednym: na scenie należało grać na 150 procent swoich możliwości. Oddać ile się tylko da, nie zwracać uwagi na nic, tylko robić to dla tych ludzi, którzy przyszli. To robią wszystkie gwiazdy zachodnie i dlatego są gwiazdami. Nas polska scena tego nie nauczyła, dopiero jak zobaczyliśmy, jak to robią na zachodzie zrozumieliśmy, że to ma sens. Hetfield (James - wokalista i gitarzysta Metalliki - red.) przed koncertem wpadł do nas do garderoby. Wypiliśmy razem trochę wódy, a właściwie Hetfield wypił nam pół flachy. I tak się rozpoczęło nasze spotkanie. Pogadaliśmy chwilę, powiedział, że wpadnie na koncert, w co oczywiście nie wierzyliśmy, ale kiedy graliśmy drugi koncert następnego dnia, była już cała kapela. Było dobrze. Teraz koncertów jest dużo i wiele z nich jest tylko technicznie zagranymi koncercikami, natomiast mało z nich pozostaje w pamięci na lata. Myślę, że tamte koncerty pozostały w zespole Kat, a także wśród osób, które były wtedy na sali, do dziś.

Jest taka scena w filmie "Fala", który dokumentuje festiwal w Jarocinie '85, kiedy to Kat rozpoczyna koncert, a publiczność dosłownie szaleje na waszym punkcie. Czy dzisiaj zdarzają się jeszcze takie momenty na waszych koncertach?

Tak, oczywiście. Tylko szczerze mówiąc, nie wiem, czy dzisiaj nam na czymś takim zależy. Bardziej nam odpowiada, a szczególnie mi, jeżeli publika rozumie dokładnie to, co gramy, jeżeli pulsuje w takt tego co gramy, jeżeli śpiewa utwory i widzę, że to, co się dzieje na scenie współgra z tym, co dzieje się wśród publiczności. A wszelkiego rodzaju szaleństwa, tańce pogo i tak dalej, dla mnie mogłyby nie istnieć. Nie uważam tego za żadną atrakcję. Może dla kilku osób, które chcą sobie poskakać i rozwalić sobie główki jest to ważne. Ale i dzisiaj na naszych koncertach bywa tak, że ludzie dostają "zajoba".

A jak was przyjęto, kiedy kilka miesięcy temu graliście na zachodzie?

Graliśmy materiał z nowej płyty "Mind Cannibals", który jest troszeczkę odmienny od naszych starych utworów. Harmonicznie jest właściwie oparty na płycie "Oddech wymarłych światów", ale kwestia stroju i sposobów aranżu jest już inna, bardziej nowoczesna. Myślę, że to dobrze trafiło do tamtej publiczności. Ta nowa płyta jest skierowana do ludzi, którzy odkrywają się na nowe brzmienia, ale w oparciu o wszystko, co było wcześniej. Zarazem ważne było dla mnie, żeby ta muzyka była zrozumiała. I to było na tych koncertach widoczne. Ludzie rozumieli to, co gramy, chociaż nie znali tego materiału. Koncerty były bardzo pozytywnie odbierane. Mogliśmy w niektórych miejscach bisować, co się właściwie bardzo rzadko zdarza, bo byliśmy zespołem, który oni pierwszy raz widzieli na oczy. Bardzo pozytywnie wspominam te koncerty. Myślę, że teraz będziemy chcieli zagrać z innym zestawem kapel, które grają coś bardziej zbliżonego do naszego gatunku. Ale oceniam to dobrze. Pokazaliśmy, co potrafimy robić w tym kraju. Myślę, że w Polsce jest bardzo dużo dobrych zespołów, ale one, oprócz dwóch, niestety nie są widoczne w Europie. Należałoby poszerzyć możliwości i wysłać to, co tutaj jest grane za granicę, żeby pokazać, że my też potrafimy grać.

Domyślam się, że płyta "Mind Cannibals" była też istotna dla fanów w Polsce, ponieważ pokazywała zupełnie nowe oblicze Kata. Czy miałeś obawy, że mogła być ona śle przyjęta z tego powodu?

Może nie tyle obawiałem się, tylko brałem pod uwagę, że dla niektórych będzie to coś innego, co nie będzie do końca im odpowiadało. Szczególnie dla osób, które patrzą na Kata wyłącznie przez pryzmat jakiejś religii, czy satanizmu, czy czegoś tam... A ci, którzy zwracają uwagę na muzykę, bardzo dobrze przyjęli tą płytę. Mam taki oddźwięk, jak rozmawiam z naszymi fanami. Im dłużej tego słuchają, tym bardziej im to odpowiada, tym bardziej to rozumieją. Dla mnie jest to najlepsza płyta w naszej historii. Dla wielu naszych fanów tak też jest. Myślę, że nic w tym złego, jeśli są zarówno oceny pozytywne, jak też są osoby, którym to nie do końca pasuje. Natomiast na zachodzie wszyscy to bardzo pozytywnie oceniają, zwłaszcza ludzie, którzy nie znali zespołu z lat wcześniejszych. Myślę, że nie ma się czego bać, tylko należy dalej iść w tym kierunku.

Większość materiału na tą płytę była napisana jeszcze przed odejściem Romana Kostrzewskiego. Czy trudno było dostosować te utwory do głosu Henry'ego Becka, który jest zupełnie inny od jego poprzednika?

Ja nigdy nie robiłem utworów, które dostosowywałem do głosu Kostrzewskiego, a prawie zawsze Kostrzewski robił swoje linie wokalne do tego, co wcześniej skomponowałem. Tutaj wyglądało to tak, że miałem, i kompozycje, i linie wokalne, które zaproponowałem Henry'emu. Oczywiście na drodze konsensusu pozmienialiśmy kilka rzeczy. Henry w niektórych utworach dodawał sam linie, które nam odpowiadały i nie było żadnego problemu jeśli chodzi o połączenie głosu Henry'ego z tym, co zrobiłem wcześniej. Ważne było dla mnie, że ta płyta nareszcie jest wyprodukowana tak jak chcę i skonstruowana muzycznie oraz wokalnie tak, jak należałoby to zrobić. Sama istota podawania dźwięków ma logiczny początek i koniec, a zarazem jest troszeczkę szaleństwa w tym wszystkim. Nie jest to przypadkowy zlepek dźwięków. Myślę, że ta muzyka jest na miarę europejską, a ta płyta brzmieniowo nie odróżnia się od najlepszych produkcji.

Na tej płycie jest kilka smaczków brzmieniowych. Moim ulubionym jest sitar w "Judas Kiss", który mi przypomina "Love You To" The Beatles. Czy to było świadome nawiązanie do Beatlesów?

Ja ci powiem, że bardzo szanuję i cenię Beatlesów i jestem ich wielkim fanem. Słuchając muzyki przez cały czas, gdziekolwiek się znajduję, gdy tylko słyszę jakiś aranż, czy coś podobnego do dzieł McCartneya, albo Lennona zawsze na to zwracam uwagę. Tutaj akurat nie powiedziałbym, że było to świadome nawiązanie, natomiast dobrze, że ktoś to kojarzy. Bo jeżeli ktoś mnie kojarzy z Lennonem, czy McCartneyem ("Love You To" skomponował akurat George Harrison - red.), to można się tylko cieszyć. Na płycie jest kilka nawiązań do innych zespołów, natomiast sitar nagrywałem biorąc pod uwagę właściwie tylko klimat, który chciałem stworzyć i była to czysta improwizacja. Możliwe, że te dźwięki siedzą mi w głowie, gdyż słucham często Beatlesów i wyszło to jakoś podświadomie.

A czyim pomysłem były te instrumenty smyczkowe w "I've Been Waiting"?

Wszelkie pomysły na tej płycie są moje. Od sitara, po orkiestrę poprzez bębenki, które stoją u mnie na półce w domu i właśnie na nie patrzę. Są to instrumenty oryginalne, niektóre przywiezione z Afryki. Na płycie grałem na nich z naszym perkusistą w taki normalny i wesoły sposób.

Jakie są najbliższe plany Kata? Podobno macie już nowe utwory...

Nowe utwory są już od dawna. Były już w trakcie nagrywania "Mind Cannibals", ale na razie nie planuję nagrywania nowej płyty. Na razie musimy pracować nad tym, żeby jak największa rzesza fanów poznała "Mind Cannibals".

Kiedy zakładałeś Kata byłeś bardzo młody. Kiedy nagrywaliście debiutancką płytę nie miałeś nawet 20 lat. Ile z ówczesnych marzeń udało ci się spełnić?

Jak zakładałem Kata miałem 12, 13 lat i byłem w podstawówce. Jak nagrywałem "szóstki" (album "666" - red.) miałem 18, 19 lat. W wieku 17, 18 lat komponowałem utwory z "szóstek". Wtedy nie wierzyłem, że kiedykolwiek zagram w "Spodku", to było moje marzenie. Teraz zagrałem koncerty w całej Europie, zagrałem koncerty z moimi idolami. Jedno, czego mi się nie udało spełnić, ale może kiedyś się uda, to jest kwestia poznania Ritchie Blackmore'a. Mało brakowało w pewnym momencie, bo myślę, że mógłbym to zrealizować, ale za bardzo szanuję tego muzyka, żeby się pchać. Natomiast cała reszta innych marzeń... No cóż, poznałem ten rynek muzyczny, zagrałem to, co zagrałem. Ważne było dla mnie, żebym nagrał płytę, którą od początku do końca traktował będę jako płytę dobrą, gdzie żadnego dźwięku nie będę się wstydził, a z przyjemnością w każdym momencie ją włączę. I udało mi się to zrobić na "Mind Cannibals". To jest dla mnie największe osiągnięcie muzyczne. Natomiast co mnie czeka, zobaczymy.

A jakie masz teraz marzenia, jako dojrzały, doświadczony muzyk?

Hmm... (chwila zastanowienia) Może żeby to, co ostatnio nagrałem zostało pokazane większej ilości fanów, nie tylko w Polsce. Po moich doświadczeniach na zachodzie myślę, że ta muzyka bardziej przemawia do ludzi wychowanych poza granicami Polski. A po drugie wydaje mi się, że nie ma tam tej zawiści i inaczej taka muzyka jest odbierana. Inna kwestia, że zespół jest nie znany i patrzy się na niego jak na coś nowego. Nowe marzenia? Mógłbym kilka zdradzić, ale zazwyczaj jak się o nich mówi, to się nie spełniają, a więc może je zatrzymam dla siebie (śmiech).

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

- Kat

Na ile płyt CD powinna być wieża?