- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Immolation
Wykonawcy: | Ross Dolan - Immolation (wokal, gitara basowa), Robert Vigna - Immolation (gitara) |
strona: 1 z 2
Immolation, Katowice 20.05.2016, fot. Verghityax
rockmetal.pl: Cześć Ross, cześć Robert. Zacznijmy od najbardziej aktualnego tematu, czyli nadchodzącego albumu Immolation, pt. "Atonement". Co możecie nam powiedzieć o następcy "Kingdom of Conspiracy"?
Robert Vigna, Immolation: Przygotowaliśmy jedenaście utworów. Do studia weszliśmy 15 czerwca, czyli tuż po zakończeniu trasy z Marduk, Origin i Bio-Cancer.
Ross Dolan, Immolation: Ludzie z wytwórni powiedzieli nam, że premiera odbędzie się pod koniec lutego 2017 roku.
Czy zgodnie z tradycją sesja nagraniowa odbyła się w "Milbrook Sound Studios"?
Ross Dolan: Tak jest, produkcją zajął się Paul Orofino, a za miksy i mastering odpowiada Zack Ohren.
Z Paulem Orofino pracujecie od niemal dwóch dekad i to on odpowiada za wasze brzmienie studyjne na większości wydawnictw. Co sprawiło, że jakiś czas temu przerzuciliście część obowiązków na Zacka Ohrena?
Ross Dolan: Paul jest z nami od naszego trzeciego albumu - "Failures for Gods" - i aż do "Shadows in the Light" to on odwalał praktycznie całą robotę za konsoletą. Kiedy dołączyliśmy do Nuclear Blast, zaproponowano nam, abyśmy spróbowali czegoś nowego i zarekomendowali Zacka. To młodszy gość i ma inne spojrzenie na wiele rzeczy. Spodobało nam się to, co wniósł do brzmienia Immolation.
Robert Vigna: Nieco uwydatnił brutalniejsze aspekty naszej muzyki. Ostateczny miks "Majesty and Decay", "Providence" i "Kingdom of Conspiracy" bardzo przypadł nam do gustu, więc postanowiliśmy ponownie z nim współpracować. Wiecie, Paul ma fenomenalne obycie ze studiem, wie jak dobrze ustawić dźwięk i zawsze sprawia, że czujemy się swobodnie w jego towarzystwie. Traktujemy go jak członka rodziny. To prawie tak, jakbyście nagrywali album ze swoim wujkiem.
Ross Dolan: Uwielbiamy z nim pracować. Gdy już wszystkie ślady są wbite, wysyłamy materiał do Zacka, a on z nim robi, co trzeba. To bardzo dobre połączenie. Z jednej strony mamy kogoś z wieloletnim doświadczeniem studyjnym, a z drugiej młodszego gościa ze świeżym podejściem.
Robert Vigna: Zack potrafi spojrzeć na to z innej perspektywy. No i jest bardziej na czasie z muzyką. Kiedy przyszliśmy do Paula po raz pierwszy, okazało się, że przed nami żaden ekstremalny zespół nie nagrywał w "Milbrook Sound Studios". Jako producent nigdy wcześniej nie miał do czynienia z taką muzyką. "Failures for Gods" rejestrowany był jeszcze analogowo, na taśmie. Gdy następnym razem rezerwowaliśmy u Paula termin, aby nagrać "Close to a World Below", specjalnie dla nas wymienił konsoletę na cyfrową.
Immolation, Katowice 20.05.2016, fot. Verghityax
Zanim na dobre zapuściliście korzenie w "Milbrook Sound Studios", mieliście okazję nagrywać w dwóch innych miejscówkach. Jak wspominacie sesje do "Dawn of Possession" i "Here In After"?
Ross Dolan: Nasz pierwszy album, "Dawn of Possession", zarejestrowaliśmy w "Musiclab Studios" w Berlinie.
Robert Vigna: To była nie lada przygoda. Nie dość, że po raz pierwszy odwiedziliśmy Niemcy, to jeszcze celem nagrania naszego debiutu. Już samo przebywanie w obcym kraju było ekscytujące. Dodatkowo czekała nas praca w studiu, z którego wcześniej korzystały między innymi grupy Voivod, Celtic Frost, Sodom i Kreator. Super sprawa!
Ross Dolan: Harris Johns to świetny gość. Wybraliśmy właśnie jego, ponieważ bardzo spodobało nam się brzmienie zespołów, które u niego nagrywały, wszystkie te wczesne thrashmetalowe formacje. Miał duże doświadczenie i to nas ostatecznie przekonało.
Co było potem?
Ross Dolan: Po wydaniu "Dawn of Possession" rozstaliśmy się z Roadrunner Records i przez kilka lat nie współpracowaliśmy z żadną wytwórnią wytwórni, aż wreszcie podpisaliśmy kontrakt z Metal Blade Records. Ze względu na ograniczony budżet musieliśmy skorzystać z usług lokalnego producenta, więc wybraliśmy się do "Water Music Studios" w New Jersey. "Here In After" nagrywaliśmy z Waynem Dorellem i to był jego chrzest bojowy, bo gość nie miał na koncie ani jednego albumu. Byliśmy dla niego królikami doświadczalnymi (śmiech). Mimo to wykonał dobrą robotę. Kiedy mieliśmy już napisany "Failures for Gods", nasz trzeci album, po raz kolejny zmuszeni byliśmy szukać lokalnego producenta.
Robert Vigna: Nasz przyjaciel polecił nam Paula Orofino. Poszliśmy obejrzeć jego studio i z miejsca przypadło nam do gustu. Czuliśmy się tam komfortowo, atmosfera była pozytywna, a z Paulem szybko znaleźliśmy wspólny język. Doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu dalej szukać. Biorąc pod uwagę samo nagrywanie, najważniejsze, czego potrzeba, to dobre środowisko pracy. Tworzenie płyty generuje wystarczająco dużo stresu, dlatego wolimy korzystać ze znanych rozwiązań.
Ross Dolan: Mieszkamy rzut kamieniem od centrum Nowego Jorku, gdzie zawsze panuje miejski zgiełk. "Milbrook Sound Studios" usytuowane jest na wsi, pośród drzew, jest cisza i spokój. To raptem godzinę drogi od nas. Mamy tam świetne warunki do pracy.
Immolation, Katowice 20.05.2016, fot. Verghityax
Skoro o pracy mowa, podobno zmieniliście tryb tworzenia materiału w stosunku do tego, jak to wyglądało wcześniej. W jednym z wywiadów wspomnieliście, że dużo dzieje się teraz na etapie preprodukcji.
Robert Vigna: To prawda, teraz jest znacznie lepiej. Od kiedy dołączyliśmy do Nuclear Blast, nauczyłem się obsługiwać nowe oprogramowanie, które pozwala mi łączyć ścieżki gitarowe, mogę też rozpisać w nim partie perkusyjne. Dzięki temu łatwiej mi się pracuje - jestem w stanie zebrać wszystkie pomysły w jednym miejscu, a nawet przygotować całe utwory z solówkami i bębnami. Steve Shalaty, nasz perkusista, również na tym zyskał. Teraz może dokładnie usłyszeć każdy riff, podczas gdy w salce prób nie zawsze da się wychwycić wszystkie detale.
Ross Dolan: Przedtem robiliśmy wszystko tradycyjnie, wiecie, kasety i magnetofony. Graliśmy do magnetofonu, po czym odsłuchiwaliśmy to po ileś razy... Koszmar!
Robert Vigna: Osiągnęliśmy etap, na którym nie musimy już nawet ćwiczyć razem materiału jako zespół. Najpierw wysyłam Steve'owi pełne utwory, potem dostaje ode mnie pilot gitary pod metronom i z tego się uczy. Następnie Steve rejestruje swoje partie w studio, a my dokładamy do tego nasze ślady. Nowe numery po raz pierwszy gramy wspólnie dopiero na otwierającym trasę koncercie (śmiech).
Chcecie powiedzieć, że zarzuciliście nawet robienie prób przed występami?
Ross Dolan: Pewnie. Zanim ruszyliśmy w ostatnią trasę z Mardukiem, po raz ostatni widzieliśmy się z pozostałymi chłopakami w październiku 2015 roku.
Nie odczuwacie tremy? Nie obawiacie się, że coś pójdzie nie tak?
Robert Vigna: Nie, bo każdy z nas wie, co należy robić. Pozostali ćwiczą regularnie, więc wchodząc na scenę mamy pewność, że wszyscy już znają materiał.
Nie brak wam starych czasów, kiedy spotykaliście się częściej jako zespół?
Ross Dolan: Nie.
Robert Vigna: Nie bardzo. Jasne, fajnie byłoby spędzić razem kilka dni przed wejściem do studia albo wyruszeniem w trasę, ale nastręczałoby to nie lada trudności, bo jesteśmy rozsiani po całym kraju. Co prawda ja i Ross mieszkamy w Nowym Jorku, ale Steve siedzi w Ohio, Bill, który jeszcze do niedawna z nami grał, żyje na Florydzie. Zastąpił go Alex, a on z kolei rezyduje w Waszyngtonie. Nie miałoby to większego sensu.
Ross Dolan: Na pewnym etapie życia próby stały się po prostu niedogodnością. Codzienna praca pożera nam kupę czasu. Kiedy wracasz do domu o siódmej wieczorem po dziesięciu czy jedenastu godzinach harówki, ostatnie, na co masz ochotę, to pędzić do salki prób i zasuwać tam przez kolejne dwie godziny.
Robert Vigna: A bywało i tak, że umówiliśmy się na próbę, po czym ktoś się nie pojawiał (śmiech). Odpowiadając na wasze pytanie, nie, nie tęsknimy do tamtych czasów.
Wspomnieliście o codziennej pracy. Czym się zajmujecie, kiedy akurat nie jesteście w trasie albo w studiu?
Robert Vigna: Ja pracuję w Altman Lighting, firmie zajmującej się produkcją oświetlenia scenicznego i architektonicznego. Jestem zatrudniony w dziale sprzedaży, a w weekendy dorabiam przy obsłudze świateł na imprezach firmowych i ślubach. Siedzę w tej branży od ponad dwudziestu lat. To dobra fucha, bo pozwala mi robić to, co robię w Immolation. Co więcej, nabyta w ten sposób wiedza nie raz przydała mi się w zespole.
Ross Dolan: Ja do niedawna pracowałem w transporcie - przez trzynaście lat byłem kierowcą ciężarówki na Manhattanie. Wcześniej miałem własną firmę, ale musiałem ją sprzedać. Obecnie jestem wolnym strzelcem.
Robert Vigna: Można powiedzieć, że przeszedł na emeryturę (śmiech).