- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Ian Anderson
Wykonawca: | Ian Anderson - Ian Anderson (flet, wokal) |
Iana Andersona przedstawiać chyba nie trzeba. Od ponad trzydziestu lat ten energiczny flecista i wokalista współtworzy historię muzyki rockowej i nic nie wskazuje na rychły koniec jego kariery. Wręcz przeciwnie - niedawno ukazała się najnowsza solowa płyta Iana - "Rupi's Dance" i właśnie głównie o niej miałem okazję z nim porozmawiać.
strona: 1 z 1
rockmetal.pl: Twoja nowa płyta, "Rupi's Dance" jest niejako kontynuacją stylu obranego na "The Secret Language of Birds". Przyznam się, że nie spodziewałem się usłyszeć na niej przesterowanych gitar...
Ian Anderson: Tak, pojawiają się w kilku piosenkach, ale to tylko krótkie fragmenty powrotu do rockowego brzmienia. Zazwyczaj, gdy zajmuję się swoim solowym projektem, staram się trzymać z dala od elektrycznych gitar, elektronicznych instrumentów klawiszowych - to coś, co robię w Jethro Tull. Tam takie rzeczy są na porządku dziennym, a jeśli ich nie ma to wpędza to innych członków zespołu we frustrację, bo nie mają co robić. Kiedy piszę muzykę dla Jethro Tull muszę być pewny, że dostarczy im ona dobrych muzycznych doznań, że będą mieli wpływ na całokształt utworu. Kiedy piszę dla swojego solowego projektu nie muszę się przejmować, czy będzie tam partia dla Martina Barre, czy na zestaw perkusyjny. Myślę tylko w kategoriach całej piosenki i moich własnych partii. Jeśli potem pomyślę: "Hej, może by dodać tu trochę konwencjonalnej perkusji, czy głośnych gitar?", mogę to zrobić, ale nie muszę uwzględniać tych instrumentów w procesie komponowania. To taki opcjonalny dodatek.
Czyli nie będziesz zbliżać się na solowych płytach do brzmienia znanego z Jethro Tull?
Zawsze będzie pewne podobieństwo, bo gdy ludzie będą słuchać moich solowych płyt zawsze będą na nich słyszeć mój wokal i mój flet. Niezależnie, czy się je lubi, czy nie, są one dość charakterystyczne, bo przede wszystkim nie śpiewam z jakimś sztucznym, amerykańskim akcentem. Zawsze mnie intrygowało, czemu Elton John, Rod Stuart, Mick Jagger i wielu innych czują się zobowiązani śpiewać z tym niedorzecznym akcentem, który nie ma nic wspólnego z tym, jak mówią. Ja staram się śpiewać uczciwie. Nie miałem nigdy szczególnie dobrego głosu, ale jest dla mnie bardzo ważne, żeby dostarczyć piosence trochę tego, jaki sam uważam, że jestem, zamiast poddawać się tej absurdalnej zasadzie, obowiązującej w popowej i rockowej muzyce, że niezależnie od miejsca zamieszkania, jeśli śpiewasz po angielsku, musisz to robić z amerykańskim akcentem. To coś, przed czym niedawno przestrzegałem młodych piosenkarzy, mówiąc: "Hej, nie dajcie się złapać w pułapkę tej idei, że musicie śpiewać z amerykańskim akcentem, zanim będzie za późno. To głupie, po co to robić? Nie ma żadnego powodu, dla którego mielibyście to robić.". Niektóre rzeczy są wtedy łatwiejsze do zaśpiewania i to jestem w stanie zaakceptować, ale brzmi to głupio, jeśli ktoś z Londynu, czy Kolonii brzmi jakby pochodził z głębi Ameryki. Nie chcę podrabiać amerykańskiej muzyki, bo nie jestem Amerykaninem. Nie jestem Murzynem, więc nie ma powodu, żebym próbował śpiewać bluesa jak czarni amerykańscy bluesmani. Mam niewłaściwy kolor skóry i pochodzę z miejsca oddalonego o tysiące mil. (śmiech) To co robię jest bliższe mojemu pochodzeniu. Jako samouk czerpię inspirację z mnóstwa różnych źródeł. Nie jestem muzykiem klasycznym, bluesowym, jazzowym, popowym... Nie myślę o sobie jako o mainstreamowym muzyku rockowym. Ale uważam, że to, co robię nie może być łatwo pomylone z dokonaniami jakiegoś innego flecisty, wokalisty, czy autora piosenek. Myślę, że to, co daję muzyce może nie będzie się podobać większości ludzi, ale jest to bardzo osobiste. Uważam, że to bardzo ważne, żeby nie być takim jak wszyscy inni. Szczególnie w świecie, w którym MTV dyktuje, że wszyscy powinni być do siebie podobni. Kiedy czasem włączę MTV jestem po prostu potwornie znudzony już po pięciu minutach, bo wydaje mi się, że każdy chce być podobny do innych. Indywidualność, która egzystowała w muzyce 30 lat temu, a może nawet te 10 - 13 lat temu, podczas renesansu muzyki rockowej w USA, emanującej szczególnie z Seattle, była iskrą czegoś innego, a współczesne zespoły rockowe chcą brzmieć jednakowo.
Skoro mowa o współczesnych wykonawcach - są jakieś nowe zespoły, które uznałbyś za interesujące? Czego obecnie słuchasz?
Właściwie nigdy nie słuchałem popu, czy rocka, gdy byłem nastolatkiem, raczej bluesa i jazzu, później muzyki klasycznej... Te gatunki właściwie brzmią teraz prawie tak samo. Większość muzyki, której słucham to moja własna, bo jako wykonawca, gram ją jakieś trzy godziny dziennie. Co za tym idzie, przez pozostałe 13, 14 godzin dnia jest całkiem przyjemnie nie słuchać niczego. Chcę zużywać moją muzyczną energię tylko na to, co najważniejsze, czyli na wykonywanie muzyki. Gdy pracuję w studio, 10-12 godzin dziennie, naprawdę skoncentrowany na tym, co robię, nie wrócę do domu myśląc o tym, czego by tu posłuchać. Wolę dać uszom chwilę odpoczynku. Nie jestem właściwie słuchaczem - gdy słucham muzyki, robię to zazwyczaj z obowiązku. Na przykład dzisiaj podczas naszej rozmowy przyszła do mnie paczka, która wygląda na kilka płyt z Ameryki. Przez następnych parę tygodni będę codziennie słuchał kilku płyt nowych, zazwyczaj nieznanych artystów, z których mam wybrać tych, którzy wystąpią gościnnie na mojej trasie "Rubbing Elbows" po USA. Będę więc słuchał wielu ludzi, starając się wybrać osoby kompetentne, których muzyka mi się spodoba i która może się spodobać publiczności, ludzi z którymi będzie się nam mogło dobrze grać. Zazwyczaj moje słuchanie muzyki wiąże się z wybieraniem muzyków, z którymi będę grać, albo płyt wykonawców, którzy chcieliby, żebym zagrał z nimi. Słucham więc wielu nowych artystów, ale jest to raczej praca niż coś, co sprawiałoby mi przyjemność. Na szczęście, czasami znajduję coś, co mi się spodoba.
Powróćmy do twojej nowej płyty. Można na niej znaleźć nie tylko dobrą muzykę, ale też bardzo sympatyczne teksty. Zdaje się, że potrafisz czerpać inspirację niemalże ze wszystkiego.
Tak, czerpię inspirację z mnóstwa różnych rzeczy, ale trzymam się z daleka od najbardziej powszechnego tematu, jakim jest miłość zyskana i utracona. Piosenka miłosna to rejon, który najrzadziej odwiedzam, bo to temat, który pojawia się bez przerwy u mnóstwa wykonawców. Ja zazwyczaj wolę poszukać czegoś innego. Moje piosenki często dotykają spraw relacji międzyludzkich, ale nie są to wiersze o miłości. Zostawię to innym.
Skoro mowa o niemuzycznych aspektach płyty - wyglądasz strasznie poważnie na nowych zdjęciach: ubrany na czarno i z tym grobowym spojrzeniem. Planujesz kolejną heavymetalową nagrodę?
Cóż... Tak po prostu wyglądam. Poza tym to część konceptu, bo na okładce znajduje się mały, czarny kot i chciałem do niego dodać podobny, prosty kawałek grafiki. Sfotografowałem więc siebie, bo te zdjęcia zrobiłem sam, żeby dopasować się do prostej graficznie natury czarnego kota. Wybrałem ten ubiór, bo uznałem, że będzie dobrze pasować do okładki. Poza tym, w tej chwili na przykład mam na sobie czarne buty, czarne skarpety, czarne spodnie i czarną koszulkę. Jestem więc w całości ubrany na czarno - to dla mnie całkiem powszednie.
Jesteś pod wpływem swojego kota?
Cóż, nie wszystkie moje koty są czarne...
Obracasz się w muzycznym światku od wielu lat i każdy, kto posłucha płyt z różnych okresów może zauważyć, jakie przemiany przechodziła muzyka. A jak zmienił się odbiorca twojej muzyki? Widzisz jakieś różnice między tym, jacy ludzie przychodzili na koncerty, powiedzmy 20 lat temu i tymi, którzy przychodzą na nie teraz?
Hmmm... Nie. Wydaje mi się, że publiczność, ta mieszanka ludzi różnego rodzaju, jest taka sama od samego początku. Nigdy nie mieliśmy jakiegoś konkretnego, ograniczonego grona odbiorców. Wiek naszych fanów też był bardzo zróżnicowany - na nasze koncerty przychodzili ludzie starsi od nas, ale też i tacy, którzy byli dużo, dużo młodsi. Dwa pokolenia ludzi przychodzą, żeby zobaczyć Jethro Tull - ludzie przyprowadzają dzieci, a te dzieci niekiedy są w takim wieku, że mogłyby być wnukami innych, starszych fanów. Co ciekawe, zazwyczaj gdy patrzę na widownię, widzę na przemian mężczyzn i kobiety. Natomiast nie tak dawno graliśmy na festiwalu rockowym w Szwecji, gdzie wszyscy byli ubrani na czarno, oprócz tych, którzy mieli na czarnych koszulkach nadruki z nazwami heavymetalowych zespołów. (śmiech) Było to całkiem zabawne, bo byli tam prawie sami faceci i wszyscy wyglądali bardzo podobnie. Nie śmieję się z nich - śmieję się z nimi, bo oni muszą sobie zdawać sprawę, że wyglądają trochę głupio. Myślę, że pojawienie się Jethro Tull na tym festiwalu było trochę dziwne i jestem pewien, że był to jedyny moment podczas trzydniowej imprezy, kiedy ludzie mogli posłuchać fletu, mandoliny, czy Bacha. Dobrze jest wnieść trochę różnorodności w życia ludzi, a nasza publiczność wnosi też trochę różnorodności w nasze życia, bo tworzą ją bardzo różni ludzie. Graliśmy też na festiwalu motocyklistów w południowej Dakocie - tam mieliśmy niemalże w całości męską publiczność. No i byli to motocykliści - goście z Harleyami, Hell's Angels i inni, a wszystkich łączyło uwielbienie do motorów. To też był dziwny koncert dla Jethro Tull, bo nie jesteśmy "motocyklowym" zespołem, ale publiczność była całkiem dobra. Niczym w nas nie rzucali i uważam ten koncert za udany. Jak widzisz, słuchają nas bardzo różni ludzie, ale uważam to za interesujące i nie chciałbym grać ciągle dla jakiejś jednej, konkretnej grupy.
Powiedz jeszcze na koniec, co słychać obecnie w Jethro Tull.
Odbyliśmy ostatnio dwie długie trasy - najpierw jedną po Europie, a jakiś tydzień temu wróciliśmy z kolejnej, po USA. Teraz Jethro Tull ma wakacje aż do stycznia, kiedy to planujemy wybrać się do Indii i na środkowy wschód. W lutym mamy trasę po Wielkiej Brytanii, w marcu po południowej Ameryce, a w czerwcu planujemy pojawić się we wschodniej Europie, więc prawdopodobnie zawitamy wtedy też do Polski. Jak na razie, do końca roku, mam w planach dwie solowe trasy, podczas których zostanie wydany "Christmas Album" Jethro Tull, więc gdy będę na trasie, będę dodatkowo zajmował się promowaniem płyty Jethro Tull. Te terminy powypadały naprawdę źle - płyta zespołu wychodzi, gdy jestem na trasie solowego projektu, a mój solowy album ukazał się, gdy byłem na trasie z Jethro Tull. (śmiech) Zawsze staramy się jakoś to planować, ale terminy tras musimy wyznaczać z rocznym wyprzedzeniem.
Dziękuję za wywiad. Pozdrowienia od fanów z Polski.
Dziękuję. Mam nadzieję, że przyszłego lata pojawimy się w Polsce.