- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Hirax
Wykonawca: | Katon W. De Pena - Hirax (wokal) |
strona: 1 z 2
Hirax, Bielsko-Biała 15.07.2015, fot. Verghityax
Hirax - podobnie jak Whitesnake, Megadeth czy Annihilator - to casus zespołu jednego człowieka. Mimo że nigdy nie udało mu się osiągnąć spektakularnego sukcesu, Katon W. de Pena jest autentyczny w tym, co robi, a jego zaraźliwy uśmiech podczas występów to żywy dowód na miłość do heavy metalu. Kalifornijczyk ma na swoim koncie cztery EP-ki, dziewięć splitów i pięć longplayów studyjnych, z których dwa pierwsze - "Raging Violence" i "Hate, Fear and Power" - można bez cienia przesady określić mianem kultowych. Charyzmatyczny lider Hirax z nieskrywaną radością opowiedział nam o swoim ostatnim wydawnictwie, pt. "Immortal Legacy", a także o trudach życia w trasie, swojej młodości oraz jak potoczyły się losy Rona McGovneya, pierwszego basisty Metalliki.
rockmetal.pl: Cześć Katon, miło nam, że ponownie możemy cię gościć na łamach rockmetal.pl. Od naszej poprzedniej rozmowy w zespole doszło do zmiany personalnej.
Katon W. De Pena, Hirax: Tak, do Hirax dołączył perkusista Mike Vega (w 2014 roku, zastępując Jorge Iacobellisa - przyp. red.). Bracia Steve i Lance Harrison wciąż są ze mną. Dużo koncertujemy, więc na brak zajęcia narzekać nie mogę.
Hirax, Bydgoszcz 5.11.2011, fot. vSpectrum
Dlaczego rozstaliście się z Jorge? Był z wami sześć lat, a przedtem jeszcze w latach 2003 - 2006.
Nasze trasy są bardzo intensywne, zdarza nam się grać dwadzieścia trzy koncerty w ciągu dwudziestu czterech dni. Na dłuższą metę mało kto jest w stanie podołać takiemu trybowi życia, a Jorge zbliżał się już do sześćdziesiątki. Potrzebował więcej odpoczynku pomiędzy kolejnymi występami, my natomiast chcieliśmy ostro przeć do przodu. Z pozoru żywot muzyka może przypominać bajkę, ale to ciężka harówka. Do tego mieszkanie w autokarze nie należy do najprzyjemniejszych, zwłaszcza gdy tournee trwa ponad miesiąc. Nie co dzień możesz sobie uprać ciuchy, nie w każdym klubie jest prysznic. Pamiętam, jak kiedyś przylecieliśmy z Los Angeles do Moskwy, skąd ruszyliśmy busem do Niemiec, a potem do Hiszpanii i Portugalii. Spędziliśmy w tej metalowej puszce cały tydzień, ani razu nie mogąc się wykąpać.
Mimo to kochamy naszych fanów, a oni okazują nam swoje wsparcie i przywiązanie. To wynagradza nam wszelkie niewygody. Traktujemy ich poważnie, dlatego na żywo zawsze wyciskamy z siebie siódme poty, niezależnie od tego, ile osób jest pod sceną. Nie jesteśmy jednym z tych zespołów, które przyjeżdżają tylko zainkasować wypłatę, po czym znikają bez śladu. Wszyscy stanowimy wielką heavymetalową rodzinę.
Hirax, Bielsko-Biała 15.07.2015, fot. Verghityax
Podczas waszej poprzedniej wizyty w Polsce towarzyszył wam gitarzysta Mark Guerrero. Co się z nim stało?
Nie będę wciskał wam kitu, że chodziło o jakieś różnice na tle artystycznym. Prawda jest taka, że nie przykładał się do nauki materiału. W nasze koncerty angażujemy się w 100%. Mike znał się na solówkach, ale całą resztę robił na pół gwizdka, przez co nieraz rozjeżdżał nam się rytm w połowie utworu. Mieliśmy dość jego podejścia, więc zdecydowaliśmy się rozstać.
Planujecie kontynuować jako kwartet?
Dopóki nie znajdziemy kogoś, kto przekona nas, że kocha metal i traktuje to serio. Nie ma sensu poszerzać składu za wszelką cenę. Widzicie, my nie tylko gramy razem muzykę. Spotykamy się także poza zespołem, urządzamy spotkania przy grillu. Dla nas to coś więcej niż kapela, to jak druga rodzina. Zanim przyjęliśmy do Hirax Mike'a Vegę, sprawdzaliśmy go przez rok. Gadaliśmy na różne tematy, w końcu zaprosiliśmy go na wódkę, żeby zobaczyć, jak sobie radzi z alkoholem. Może wam się wydawać, że to błahostka, ale w trasie każdy detal ma znaczenie. Jeśli macie w grupie zawodnika wagi lekkiej, co to nie stroni od piwa, a upija się po jednym, nie będziecie mogli na nim polegać. A my musimy mieć pewność, że pracujemy z ludźmi, którzy nie nawalą przy pierwszej lepszej okazji i nie odejdą z byle powodu.
Hirax, Bydgoszcz 5.11.2011, fot. vSpectrum
Dyskografię Hirax zamyka album "Immortal Legacy" z 2014 roku. To materiał mocno osadzony w tradycji gatunku.
Zawsze staramy się dochować wierności stylowi, jaki wypracowaliśmy na początku działalności. Do produkcji zatrudniliśmy Billa Metoyera, z którym zarejestrowaliśmy albumy "Raging Violence" i "Hate, Fear and Power". Gość to prawdziwy weteran. Z jego usług korzystały wcześniej między innymi zespoły W.A.S.P. i Slayer.
Pomijając singiel "La Boca de la Bestia", po raz ostatni mieliście z Billem do czynienia w latach 80. Co sprawiło, że postanowiliście ponownie nawiązać współpracę?
Przed wejściem do studia prowadziliśmy rozmowy z Andym Sneapem i Jeffem Watersem, Bill jednak ma nad nimi tę zasadniczą przewagę, że mieszka w Los Angeles. Łatwiej nam było wybrać się do Hollywood niż tłuc się aż do Kanady albo Wielkiej Brytanii. A wszystko zaczęło się od koncertu Armored Saint, na którym przypadkowo wpadliśmy na siebie. Zamieniliśmy parę słów, po czym Bill stwierdził, że chce wyprodukować nowy album Hirax. Była to propozycja nie do odrzucenia. Nagranie "Immortal Legacy" zajęło nam raptem dziewięć dni.
Hirax, Bielsko-Biała 15.07.2015, fot. Verghityax
Jak wam się pracowało z Billem po tylu latach przerwy?
Jesteśmy teraz bardziej doświadczeni, wiemy też, jakie brzmienie chcemy uzyskać. Zależy nam, by rezultat był ciężki, lecz możliwie zbliżony do naturalnego. Wiele kapel oszukuje dziś w studio, uciekając się do triggerów i gównianych sampli, przez co ich muzyka sprawia wrażenie przeprodukowanej. Niektórzy thrash metalowcy zapomnieli, skąd się wywodzą.
Na "Immortal Legacy" wystąpiło gościnnie trzech gitarzystów: Rocky George z Suicidal Tendencies, Jim Durkin z Dark Angel i Juan Garcia z Agent Steel. Skąd ten pomysł?
Od dawna chciałem zaprosić tych facetów do studia. Każdy z nich zaczynał w podobnym czasie, co Hirax, graliśmy w tych samych klubach, chwilami nawet rywalizowaliśmy o względy publiczności. Można powiedzieć, że znamy się jak łyse konie. Wiedziałem, na co ich stać - ich udział w sesji wzbogacił brzmienie płyty i uczynił ją wyjątkową.