- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Hedfirst
Wykonawcy: | Marcin "Dudzik" Dudzicki - Hedfirst (instrumenty perkusyjne), Bayer - Hedfirst (wokal) |
Podwójne powody do świętowania ma warszawska formacja Hedfirst. Nie dość, że zespół obchodzi właśnie pięciolecie istnienia, to na dodatek jest w trakcie trasy promującej płytę "Scarismatic", która jest już drugim pełnowymiarowym krążkiem w dyskografii grupy. W przerwie pomiędzy koncertami udało mi się porozmawiać z zespołem, reprezentowanym przez wokalistę, Przemysława Witkowskiego, oraz perkusistę, Marcina Dudzickiego. Podczas naszego spotkania opowiedzieli oni nie tylko o ostatnich pięciu latach i nowej płycie, ale także o kilku innych kwestiach, mniej lub bardziej, związanych z zespołem.
strona: 1 z 1
rockmetal.pl: Hedfirst świętuje właśnie pięciolecie istnienia. Kiedy patrzycie wstecz, to co przede wszystkim widzicie?
Bayer: Na początku spotykaliśmy się tylko towarzysko, żeby wypić piwko, a przy okazji coś razem zagrać. Wtedy chyba nikt poważnie nie myślał o tworzeniu muzyki. Dopiero po pewnym czasie to się zmieniło. Przez te pięć lat doszliśmy do takiego momentu, w którym lekkie hobby i fascynacja przerodziły się w ciężką pracę, która nadal pozostaje hobby. To, co dla mnie jest najważniejsze, w ciągu tych pięciu lat, to upór i wytrwałość. Nieraz zdarzało się nam dostać po dupie, nieraz graliśmy koncert, do którego musieliśmy dopłacić i spać w hotelu na podłodze. Dzięki temu się zahartowaliśmy. Teraz jesteśmy mocniejsi jako kapela. To wyćwiczyło w nas wytrwałość i pokorę.
Zespół wydał niedawno nową płytę. Czy dobrze myślę mówiąc, że jej tytuł - "Scarismatic" - to połączenie słów "scar", blizna, i "charismatic", charyzmatyczny?
B: Tak. Ten album jest koncepcyjny, zarówno w warstwie muzycznej, jak i tekstowej. Jeśli chodzi o teksty, to kwintesencją całej płyty jest utwór "Scars". Trzeba przeczytać wszystkie teksty, aby zrozumieć, co tytuł płyty oznacza - to jest takie słowo-klucz. Najważniejsze w przesłaniu tej płyty jest to, że niezależnie od tego, co ludzie sądzą, trzeba postępować zgodnie z tym, co się myśli samemu. Czasami jest pod górkę, ale najważniejsze jest, aby pozostać wiernym sobie.
Czy myślisz, że bez takiego podejścia do życia, Hedfirst mógłby nadal istnieć?
B: Myślę, że nie. Żyjemy w kraju, gdzie z grania nie ma finansowych korzyści. Nieraz trzeba na sprzęt dokładać z własnej kieszeni, zdarza się też grać koncert dla pięciu osób. Gdyby nie jasno określone cele, to wtedy by tego zespołu nie było. Ale z drugiej strony mamy ten fart, że ludzie przychodzą na nasze koncerty w coraz większej ilości i bawią się razem, niezależnie od tego, jakiej muzyki sami słuchają. To mnie cieszy. Te dwie rzeczy: z jednej strony upór, a z drugiej ludzie, którzy są naszym mocnym wsparciem, są najważniejsze.
Czy to jest waszą siłą napędową?
B: Tak, oczywiście.
Dudzik: Dla mnie najważniejszą rzeczą, która zadecydowała o dołączeniu do zespołu to, poza muzyką, był fakt, że ta kapela coś ze sobą robi. Idzie do przodu i realizuje swoje cele i nie ma w tym żadnej "gwiazdorki".
Czy wasze podejście do nagrywania płyty zmieniło się od czasu debiutu?
B: Przy okazji nagrywania debiutu po raz pierwszy weszliśmy do profesjonalnego studia. Było to dla nas coś nowego. Popełniliśmy dużo błędów. Płyta wyszła, jaka wyszła. Ja jestem z niej zadowolony, bo to był duży krok dla nas. Bardzo dużo się wtedy nauczyliśmy. Natomiast "Scarismatic" powstawała już z większą świadomością tego, jaka to ma być muzyka i co chcemy osiągnąć. Mieliśmy dobre studio, dobrego realizatora i jeszcze więcej się nauczyliśmy. Każdy dzień był nauką, ale dzięki temu nasza świadomość, odnośnie tego co chcemy zrobić na trzeciej płycie, jest jeszcze większa. Jest takie powiedzenie, które mówi, że dopiero trzecia płyta pokazuje prawdziwe oblicze zespołu. Mamy teraz taki skład, z którym nie boję się zrobić trzeciej płyty - a drugą się bałem.
Co miało wpływ na to, że "Scarismatic" jest taką spójną i mocną płytą?
B: Ona taka miała być. Miała zawierać taką muzykę, jaką chcemy robić. My nie jesteśmy wybitni technicznie i nie chcemy się ścigać ze Slayerem. Ta płyta miała być spójna i miała zapierdolić między oczy. Taki był nasz cel. Miała być równa i mocna, a utwory miały nie schodzić poniżej pewnego poziomu. Nie wiem, czy to nam wyszło, ale chyba tak.
Wspomniałeś o pewnym wspólnym koncepcie płyty. Co było dla ciebie inspiracją?
B: Chodzi ci o teksty? Nie lubię tego pytania. Nie jestem Mickiewiczem i wychodzę z założenia, że będę pisał o rzeczach, które bezpośrednio mnie dotyczą i które obserwuję, o takich, które dzieją się wokół naszego zespołu, wokół naszego życia i naszych poglądów. Nie mieszamy do tego ani polityki, ani religii, bo od tego są inne instytucje. Poruszamy się w tematyce doświadczeń życiowych i każdy tekst jest o jakimś doświadczeniu. Na płycie jest też tekst o tym, co jako zespół chcemy powiedzieć. Chodzi o "Time for Fight", którego tytuł brzmi złowieszczo, ale jego przesłanie jest bardzo proste: jesteśmy tutaj, w tym miejscu i nie pękamy. Będziemy grać dalej, czy to się komuś podoba, czy nie. To jest szczere. Mógłbym napisać tekst o Nelsonie Mandeli, ale po co? Ja go nie znam. Ja wychodzę z założenia, że muszą to być teksty o naszym otoczeniu. Nie tylko moim, ale całego zespołu.
Wasza pierwsza płyta najpierw ukazała się na Zachodzie, zanim dotarła do Polski. Jak jest w przypadku "Scarismatic"? Czy ona jest już dostępna zagranicą?
B: Jest. Niemiecki Rock Hard ocenił naszą płytę na sześć i pół punktu, na dwanaście możliwych. To jest całkiem niezły wynik, bo to bardzo "true-metalowa" gazeta. Nowocześniejsze dźwięki tam raczej nie dochodzą, a my nie jesteśmy ani heavymetalowym zespołem, ani thrashowym, ani deathowym. Kilka dni temu znalazłem recenzję w języku norweskim. Jeszcze nie wiemy, co jest w niej napisane (śmiech). Ale dotychczasowe recenzje są pozytywne. O wiele bardziej pozytywne niż w przypadku debiutu.
Czy wyjście na Zachód pociągnie za sobą koncerty?
D: Miejmy nadzieję. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. To nie jest tak prosto wyjechać zagranicę. To są dużo większe koszta, a wiadomo, że żaden klub nie zaproponuje zwrotów kosztów podróży, które się liczą w tysiącach złotych. Z kolei my nie mamy na to funduszy, chyba że to będzie coś wyjątkowego.
B: Aczkolwiek, jako że już mamy drugą płytę i być może niedługo uda nam się zrobić trzecią, to może wkrótce uda nam się gdzieś wyjechać. To wszystko trzeba robić stopniowo. Najpierw graliśmy w mniejszych klubach, potem w większych, potem była Stodoła, Metalmania... Musimy do wszystkiego podchodzić po kolei. Sami też się uczymy tego, jak chcemy brzmieć. Jeszcze kupa roboty przed nami. Może w przyszłym roku uda nam się ze dwa festiwale zagranicą zagrać, żeby przekonać się jak to będzie wyglądało.
Ostatnio dość dużo koncertujecie w Polsce. Jak w różnych miastach odbierana jest wasza muzyka, a także muzyka takich grup jak AmetriA, NoNe, czy Hunter, które grają z wami?
D: Jest odbierana różnie, bo tak naprawdę każdy z tych zespołów gra inną muzykę. My, z tej czwórki, gramy najciężej i, o dziwo, ludzie dosyć dobrze to odbierają. Nawet ludzie w koszulkach Iron Maiden czy Led Zeppelin odbierają tę muzykę dobrze, chociaż jest ona zdecydowanie ciężka.
B: A poza tym, co miasto, to inna publika. Z reguły w mniejszych miejscowościach ludzie są bardziej zgłodniali koncertów i bawią się lepiej. A ludzie, którzy mieszkają w większych aglomeracjach są wybredni. Chociaż my, grając w różnych miastach, na ogół spotykamy się z pozytywnym przyjęciem.
W swojej historii, Hedfirst grał też obok zagranicznych zespołów, takich jak Soulfly czy Testament. Czy zauważyliście jakieś różnice w podejściu do muzyki między zespołami polskimi a zagranicznymi?
D: Podstawowa różnica jest taka, że oni z muzyki żyją, więc mogą poświęcić się jej w stu procentach. My nie możemy grać prób od rana do wieczora, bo w dzień pracujemy. Dlatego nasz rozwój jest wolniejszy niż kapel ze Stanów Zjednoczonych. Tam osiemnastolatek może poświęcić się tylko graniu, a my mając dwadzieścia parę lat musimy zarabiać pieniądze, żeby móc je zainwestować w sprzęt. To jest główna różnica w podejściu. My byśmy chcieli mieć takie samo podejście, ale nie możemy.
B: Jest dużo zdolnych ludzi w naszym kraju, ale nie ma możliwości. Wiele osób szybko się poddaje. Nie zagrasz dobrego koncertu na gitarze za pięćset złotych. Albo robisz to, bo to lubisz, albo zabierasz się za coś innego.
Co jakiś czas w mediach pojawiają się różne slogany i hasła. Albo, że rock umarł, albo że nadciąga nowa, rockowa rewolucja. Jak wy się to tego odnosicie?
D: Ja od dwóch lat mówię, że za rok będzie rewolucja w Polsce. Zniknie ze sceny hip-hop, zostanie tylko ten lepszy, z dobrymi tekstami, bo znamy kilku ludzi, którzy robią hip-hop i są w porządku, nie okradają ludzi i mają poukładane w głowach. Myślę, że nadejdzie era rocka. W nowym wydaniu - to nie będzie to, co w latach dziewięćdziesiątych - ale będzie to muzyka gitarowa. Jest pewien progres w tym kierunku.
B: Jest coraz więcej ludzi na koncertach, zwłaszcza tych młodych, po piętnaście, szesnaście lat. Jest coraz więcej zespołów. Jest coraz lepszy sprzęt. Przyszłość zależy głównie od ludzi, którzy przychodzą na koncerty. Ale tak naprawdę, mam to gdzieś, jaka będzie przyszłość rocka, bo ja nie mam na nią żadnego wpływu. Mogę tylko robić swoje, grać muzykę na koncertach i czerpać z tego przyjemność.
D: W Polsce wytwórnie trzymają muzykę rockową i metalową na uboczu. Podobnie starzy wykonawcy, którzy nie wspierają młodych zespołów, tak jak robi to choćby Ozzy Osbourne, tylko starają się być jeszcze kilka lat dłużej popularni, żeby ich nikt nie wygryzł.
B: My robimy swoją muzykę, będąc trochę na uboczu i chyba dobrze na tym wychodzimy, bo ludzie widzą, że nie staramy się komukolwiek przypodobać, tylko po to, żeby mieć piosenkę na liście przebojów.
W utworze "The End is Always the Beginning" stawiacie pytanie: "What do you see in the mirror?" Co wy chcielibyście zobaczyć w lustrze za pięć lub dziesięć lat?
B: Rock'n'rolla. Nasze podejście się nie zmieni. To jest rock'n'roll. Niezależnie, czy łoisz ciężką muzykę, czy grasz coś w stylu Iron Maiden. Rock'n'roll to nie tylko muzyka, ale też wszystko, co jest z nią związane. Ja bym chciał zobaczyć za dziesięć lat, że nadal mam serce, żeby to robić. Nie mogę powiedzieć, że nic innego mnie dookoła nie interesuje. Mam swoją dziewczynę i chcę dla niej jak najlepiej. Tak samo chcę jak najlepiej dla zespołu. Poświęcam się na różnych płaszczyznach, ale chciałbym spojrzeć w lustro z czystym sumieniem i nie wstydzić się niczego, co zrobiliśmy jako zespół na żadnym etapie naszej działalności. Chcę zobaczyć tego samego kolesia, dziesięć lat starszego, który lubi rock'n'rolla.