- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Guess Why
Wykonawca: | Perła - Guess Why (wokal) |
Guess Why to jeden z ciekawszych zespołów w naszym kraju. Muzycy nie boją się łączyć rockowo-metalowych brzmień między innymi z jazzem i psychodelią. O nowej płycie "Road To The Horizon" i nie tylko o niej rozmawialiśmy z liderem i wokalistą formacji Perłą.
strona: 1 z 1
rockmetal.pl: Waszą nową płytę promować będzie teledysk do utworu "Take It On". Kawałek ten jednak trochę różni się od reszty albumu. Czy nie boisz się, że ludzie, którzy po teledysku będą spodziewać się jakichś nowoczesnych, modnych brzmień, mogą być zaskoczeni zawartością płyty?
Perła: To bardzo proste, ten kawałek można było najszybciej i najłatwiej skrócić. W wersji teledyskowej nie ma całej tej mocnej końcówki. Nie mamy pieniędzy, żeby robić teledysk jakiej chcemy długości. Gdybyśmy mogli, zrobilibyśmy do "Say (It's Not So)", ale ten numer ma chyba z pięć czy sześć minut, a kolega, który robił nam ten teledysk i tak robił to za darmo, więc chciał, żeby piosenka była jak najkrótsza. Kiedy nie ma pieniędzy, wybiera się cokolwiek. Była taka sytuacja, że albo nagrywamy teledysk do tej piosenki, albo nie nagrywamy w ogóle, no więc co mieliśmy zrobić? A że ten kawałek jest inny? Każda piosenka na tej płycie jest z innej bajki, żadna nie jest podobna do pozostałych. Widzisz jakieś podobne?
Wydaje mi się, że środek płyty, właśnie poza pierwszym kawałkiem i końcówką, jest jednak bardziej spójny, jeśli coś się wyraźnie różni, to właśnie pierwszy kawałek i dwa ostatnie...
Może tak być, ale jeśli wziąłbyś na przykład teledysk Mr. Bungle i kupił płytę dlatego, że jest to ładna, fajna piosenka, to też byś się zdziwił.
Powiedz coś o samym klipie.
Teledysk został nakręcony za pięć złotych (śmiech). Jest to wynik pracy naszego wspaniałego przyjaciela Szymona Felkela, który pomaga nam od wielu lat. Dostał on od nas z pięć czy dziesięć kaset video z różnych nagrań ze studia, wyjazdów koncertowych itd. Złożył to wszystko do kupy, ponakładał różne filtry i pierdoły po to, aby tanim kosztem można było to w jakiejś telewizji włączyć, bo wiadomo, że nikt cię nie weźmie do żadnej telewizji na wywiad czy promocję, jeśli nie mają czego włączyć. Nie jest to teledysk wymarzony, aczkolwiek jesteśmy z niego zadowoleni bardzo...
Udało wam się chyba zachować jakąś spójność, ponieważ teledysk jest utrzymany w takim samym klimacie, jak zdjęcia we wkładce...
A to akurat robił zupełnie inny gość. To są wszystko nasi przyjaciele. Zdjęcia robił Bartek Dziamski, też wspaniały człowiek, okładkę i prezentację multimedialną zrobił Krzysztof Tokarski, również nasz odwieczny znajomy. Wszystko oczywiście za darmo, tylko dlatego, żeby nam pomóc. Mieliśmy oczywiście spory wpływ. Krzysztof Tokarski to jest gość, któremu całkowicie ufam, jeśli chodzi o estetykę, natomiast sam pomysł wyjściowy był mój. Połączenie koloru czarnego, bo czarna jest ziemia i pomarańczowego, bo pomarańczowe jest niebo (hahaha...) - jako horyzont na okładce, żeby się chociaż trochę kleiło z tytułem. Natomiast strzałki były jego inwencją i to też pasuje, bo one są pewnego rodzaju drogowskazami, które cię prowadzą podczas tej drogi na horyzont.
W waszej muzyce słuchać dużo jazzu. Czy jesteście entuzjastami tego gatunku, czy to może zasługa np. pianisty?
Lubimy jazz, szanujemy. Ja bardzo lubię Keitha Jarreta, to jest wspaniały pianista jazzowy. Bardzo lubię też Milesa Davisa. Ale nie jesteśmy jakimiś fanatykami, żeby kupować analogi itd. Być może trochę nie dojrzeliśmy do tego. Te rzeczy, które słyszałeś na płycie, tak naprawdę obok jazzu nie leżały. Jak tego posłucha jakiś znawca, to powie jakie to jest gówno. Staraliśmy się jednak choć trochę zmierzać w tym kierunku. Postanowiliśmy trochę poimprowizować na próbach. A jak zaczęliśmy improwizować, to zaczął wychodzić nam pseudo-jazz i dlatego tak jest na tej płycie. Chociaż jeśli chodzi o taką muzykę, to nawet w najnowszym System Of A Down są patenty, które z jazzu zostały wzięte.
Zamierzacie nadal iść w tą stronę?
Nie, chyba nie. Może będą jakieś cytaty z tej muzyki, ale nie będzie to płyta w większym stopniu jazzowa, bo nie potrafimy tak grać. Poza tym w jazzie przesterowana gitara nie za bardzo miałaby sens.
Na "Road To The Horizon" słychać bardzo dużo różnych rzeczy, jednak żaden styl nie jest dominujący, jest np. trochę Primusa...
Właśnie z tym Primusem to się trochę dziwię. W sumie nikt z nas nie jest fanatykiem ekipy Claypola, chociaż bardzo szanujemy ten band, nawet mam jakieś kasety w domu... A jeśli chodzi o nasze inspiracje muzyczne, słychać tu troszeczkę Radiohead z ostatnich dwóch płyt, piosenki są bardziej osadzone, czasem na jednym, dwóch dźwiękach i bardziej nastawione na puls. Nawet nie na rytm tylko na puls, który można wytworzyć chociażby samą gitarą basową. Co jeszcze? Queens Of The Stone Age troszeczkę gdzieś tam słyszę, Kyuss - wiadomo... Moloko (śmiech), tego może nie słychać, ale w przedostatnim numerze jest taki beat house'owy i to jest pewnego rodzaju hołdem dla Moloko. Hmm... chociaż oni nie grają house, tylko jedną taką piosenkę nagrali... A inspiracje pozamuzyczne to wszystko, co się wokół dzieje - każda chwila, jakieś spojrzenie, jakiś dotyk, jakiś dźwięk, jakaś myśl zabłąkana...
Bodajże w "Always Ready To Go Mad" pojawia się też coś z ducha Pink Floyd, taka solówka w klimacie ich wczesnych rzeczy...
Ooo, super, że powiedziałeś o tym zespole. Jestem wielkim fanem Pink Floyd, tak samo King Crimson, których zapomniałem wymienić. Ja w ogóle fascynuję się starymi brzmieniami. Te wszystkie nowoczesne, plastikowe pierdoły mi nie odpowiadają. Są zbyt łatwo dostępne i nudne. Wszyscy zaczynają wykorzystywać te komputerowe nowości. Natomiast pójście w drugą stronę, doszukanie się tych starych efektów, starych brzmień, starych gitar, takich jakich używali ludzie, którzy nagrywali płyty chociażby Pink Floyd... To jest wyzwanie!!!
Z drugiej strony w "Swallowed The Sun" pojawia się taneczny beat. Czy więc w jakimś stopniu inspiruje was też nowoczesna scena elektroniczna?
Mam zamiar się zagłębić szczególnie we francuską scenę okołotriphopową. Jeszcze do końca tego nie znam, ale bardzo mi się podobają takie rzeczy, szczególnie te nie śpiewane i bez beatów, tylko z plamami dźwięku. Podchodzę do tego, wiem, że mam do tego serce i chcę to zrobić, ale jeszcze do końca nie mam na to czasu, pieniędzy i ludzi, którzy mogliby mi to pokazać. Tak więc szacuneczek mam wielki dla tych nowych rzeczy - dobrych nowych rzeczy. Zresztą obojętne - starych, czy nowych - jeśli coś jest dobre to jest dobre i koniec.
Gdybyś zaczął "bawić się" w takie dźwięki, robiłbyś to pod szyldem Guess Why?
Takie stricte elektroniczne nie. W Guess Why musi być gitara, muszą być bębny. To jest już zespół, który ma swój status, jakiś szkielet muzyczny i wydanie takiej płyty... Chociaż Radiohead zrobiło taki mocny ruch. "OK Computer" jest zajebistą płytą, ale mimo wszystko gitarową, natomiast "Kid A" jest bardziej klawiszowe, pojechane. Guess Why pozostanie raczej przy graniu stricte rockowym z różnymi udziwnieniami.
W waszych kompozycjach słyszę też pewien wpływ kanadyjczyków z VoiVod. Co ty na to?
Właśnie z tym VoiVod to jest taka dziwna sytuacja, bo np. jak Popcorn pierwszy raz usłyszał Guess Why, to powiedział, że my chyba dużo słuchamy tego zespołu. Otóż nie, tu cię zawiodę! Nigdy nie słuchaliśmy tej grupy. Oczywiście doskonale wiedziałem, że taki band istnieje, ale nigdy do niego nie podchodziłem. Nie wiem dlaczego. Teraz to już chyba wypada posłuchać. Chociażby z samej ciekawości.
Skąd wziął się pomysł na cover Beatlesów?
To jest bardzo dobry numer. Zacząłem ostatnio bardzo dużo Beatlesów słuchać, zagłębiać się w te ich niedocenione płyty, bo chłopaki zrobili mnóstwo dobrej muzyki. Polecam ją wszystkim, bo dziś ludzie, którzy kojarzą ich tylko z "She Loves You" i czterema pedałkami grającymi sobie na mandolinkach, są w błędzie. Ten numer jest właśnie tego dowodem. Kiedyś sobie gdzieś tam leciał, spodobał mi się bardzo, chwyciłem gitarę, coś tam zrobiłem, pokazałem kolegom, spodobało się i tyle. Pierwotnie na płycie nie miało być żadnego coveru, ale w ostatniej chwili został nagrany. Nie śpiewałem w nim, chcieliśmy, żeby był gość (Heniu z Funny Hippos - red.) i fajne jest to, że nie śpiewa w żadnej z naszych piosenek, tylko w tym numerze. Poza tym jest on zajebistym facetem, bardzo się lubimy. Wydaje mi się, że zaśpiewał rewelacyjnie, szczególnie refren. Z Funny Hippos jesteśmy zaprzyjaźnieni, czasem przychodzą na nasze koncerty z Acidami, ostatnio wypiliśmy jakieś piwko i było bardzo sympatycznie. Teraz trochę mało o nich słychać, ale to dlatego, że muzyka, którą grają, czy my gramy, nie jest jakaś specjalnie znana, chciana na tyle, żeby można było z niej żyć. To, że w jakimś momencie zespół zaczyna milczeć, najczęściej wynika z tego, że coś trzeba włożyć do gara, ludzie zaczynają chodzić do pracy, płodzić dzieci i niektóre rzeczy się rozmywają. Ja mam sytuację o tyle luksusową, że gram w Acidach i z tego żyję, dzięki temu mam czas na robienie takich rzeczy jak Guess Why. Gdybym pracował, pewnie nie powstałaby taka płyta.
Pytanie zupełnie niemuzyczne. Dlaczego nazywacie się Guess Why?
Zgadnij dlaczego (śmiech)...
Tak, takiej odpowiedzi się spodziewaliśmy (śmiech).
Nie ma w tym żadnej filozofii. Ta nazwa fajnie brzmi i ma jakiś subtelny podtekst. "Zgadnij dlaczego?" i tyle. Jest to lekko frapujące, zastanawiające. A jeśli chodzi o szczegóły to moja siostra wymyśliła te nazwę.
Mieliście więcej pomysłów, czy ten był jedyny?
Były, ale jakieś bezsensowne. Zawsze mnie inspirowały nazwy, które są niejednoznaczne. Nie tak, że "Nazywamy się Grób" - Sepultura. Jest grób i tyle. Nie wiem, czy to jest fajna nazwa. Po pewnym czasie się oczywiście urobiła, ale na przykład nazwa Soulfly jest o wiele lepsza. Jest trochę bardziej enigmatyczna.
Dlaczego musieliśmy czekać ponad dwa lata na następcę "Coffee Time"?
A zrób taką płytę w dwa miesiące. W międzyczasie powstały dwie płyty Acid Drinkers - "Amazing Atomic Activity" i "Broken Head". Musiałem więc skupić się na różnych innych rzeczach. Nie chciałbym zresztą, żeby Guess Why wydawał płyty co rok albo co pół roku. Na zachodzie wychodzi płyta dobrego zespołu, a następna po pięciu latach. I wtedy nikt się nie pyta, dlaczego tak długo. A u nas jest jakaś taka głupia tendencja żeby wydawać jak najczęściej. Bez sensu. Ta płyta jest zrobiona spokojnie, jest przemyślana, na to był potrzebny ten czas. Ja myślę, że i tak szybko wyszło, nie wiem, czy następna będzie za dwa lata.
Jak udaje ci się godzić czasowo obowiązki związane z Guess Why i Acid Drinkers?
Nie ma problemu, po prostu sobie dzielę na pół i tyle. Z Acidami to nie jest tak, że dzień w dzień gramy jakieś próby czy coś. Wyjeżdżamy na przykład na tydzień na koncerty, a później przez dwa tygodnie nie ma nic i wtedy sobie gram z Guess Why. Poza tym jest menedżer, który ma kalendarz, ja też mam kalendarz. Zdzwaniamy się i ja mówię: "Jest taka sprawa, mam koncert Guess Why za miesiąc, 27 grudnia", on sobie zapisuje i nie robi koncertu Acid Drinkers, bo ja byłem pierwszy. I w drugą stronę - jeśli mam koncerty z Acidami, ktoś dzwoni do mnie i chce, żebyśmy zagrali z Guess Why, też mówię "sorry". Najczęściej jednak udaje się przesunąć to wszystko.
Gdybyś musiał wybrać jeden z tych zespołów, gdybyś z jednego musiał zrezygnować?
Czekałem na to pytanie... ale na nie, nie odpowiem (śmiech).
Jak odebrałeś propozycję współpracy z Acid Drinkers? Czy był to dla ciebie jakiś szok, czy przyjąłeś to chłodno i spokojnie?
Raczej to pierwsze. To był wielki szok. Nie jestem typem rock'n'rollowca-metalowca, więc byłem bardzo zdziwiony, że akurat mnie wzięli. Myślałem, że zaangażują kolegę z zespołu Hunter albo innej grupy grającej metal, a ja jak widzisz mam zupełnie inne loty, tak więc byłem przede wszystkim zaskoczony, po drugie zdziwiony, a po trzecie uradowany, że zespół pierwszoligowy zechciał ze mną współpracować. To był szok i punkt zwrotny w moim życiu, który bardzo dużo zmienił zarówno na płaszczyźnie zawodowo-muzycznej, jak i prywatnej. Wielka rzecz, cały czas to wspominam z pewnym niedowierzaniem.
Skąd w ogóle wziąłeś się w ich polu zainteresowań?
Kiedyś na bezczela poszedłem do Litzy do sklepu, jeszcze kiedy byłem dzieciakiem i powiedziałem mu: "Słuchaj, chcę kupić gitarę, musisz mi pomóc", a on odpowiedział: "Dobra, jutro jedziemy do Niemiec, bądź o czwartej rano to ci coś kupimy". Wziąłem kasę, pojechałem i tak się poznaliśmy. Litzę znam więc od dosyć dawna, bo to było jakieś dziesięć lat temu. Dzięki tej znajomości zespół Guess Why jeszcze bez wydanej płyty pojechał na trasę promocyjną "High Proof Cosmic Milk" i tam zaprzyjaźniliśmy się, jechaliśmy wspólnym autobusem. Później pojawił się problem, bo Litza chciał odejść z zespołu i zaproponował mnie na swoje miejsce. Oczywiście oni mogli się nie zgodzić, mogli powiedzieć "fuck you", ale Ślimak i Yoda chcieli, żebym grał, zadzwonili do mnie, żebym zrobił piosenki. Ja już mniej więcej czułem pismo nosem, siedziałem w domu i robiłem te piosenki. Potem przyszedłem na próbę, zaczęliśmy grać i od tamtej pory jestem w zespole. Żadnych fajerwerków, przesłuchań, castingów itd. Po prostu komfortowy, kumpelski układ.
Byłeś wtedy fanem Acid Drinkers?
Tak. Cały czas nim jestem... hahaha... Kiedy usłyszałem pierwszą płytę Acid Drinkers, to wymiękłem. To jest muzyka w ogóle kosmiczna. Później już zaczęli grać trochę bardziej szablonowo, bo na przykład "plasteliny" ("The State Of Mind Report" - red.) są płytą zwykłą, chociaż dobrze brzmiącą. Mnie zawsze rajcowały nowości, jakieś takie rzeczy. A pierwsza płyta była w tym sensie zajebista. Potem może nie miałem takiego okresu, żebym chodził z naszywką Acid Drinkers na skórze, szalał za Titusem itd., tak nigdy nie było, ale zawsze szanowałem to, co oni robili, wiedziałem o co chodzi i co to jest za zespół.
Mówisz, że wyżej cenisz starsze płyty, jednak pociągnąłeś zespół w kierunku bardziej nowoczesnym...
Tak, ale ja mówię o "Are You A Rebel?", to się działo kilkanaście lat temu. Teraz wszystko się zmieniło, nagranie takiej płyty nie miałoby żadnego sensu, nikt by tego nie słuchał. W stronę nowoczesności? Ja nie wiem, mnie to zawsze trochę irytuje, jak mi ludzie mówią, że zrobiłem nowoczesną muzykę na "Broken Head". Mój Boże, nowoczesną muzykę to robi Linkin Park, umówmy się, że to jest nowoczesna rockowa muzyka. Ja akurat tego nie znoszę, ale tak jest.
Twierdzisz, że "Broken Head" jest płytą tradycyjną?
Może to nie jest płyta bardzo tradycyjna, ale jest na czasie, pośrodku. Są na "Broken Head" normalne rockowe patenty. Bez żadnych kosmicznych wymysłów w stylu Toola czy jakichś totalnie nowoczesnych rzeczy. Prosty riff, prosty rytm, wokal... wystarczy.
Czym więc charakteryzuje się według ciebie nowoczesna muzyka?
Ale jaka? Rockowa? Metalowa? Rapowo-metalowa? Bo chodzi mi o to, żebyśmy porozmawiali o konkretnych zespołach. Ja nienawidzę, jak się mówi o "new metalu", bo jak mi ktoś wsadza w to samo pudełko System Of A Down, Deftones, a zaraz potem Limp Bizkit, Korna i Linkin Park to sorry, ale to jest wielka pomyłka. Ja uwielbiam System Of A Down, to są kolesie z jajem, to też jest nowoczesna muzyka, ale to jest zupełnie inna bajka niż Linkin Park czy Limp Bizkit. Można więc powiedzieć tak, że: Linkin Park charakteryzuje się krzyczącymi refrenami, w środku jest podkład gitarowy i rap, podobnie trochę jest z Limp Bizkit, ale ich trochę bardziej szanuję, bo koleś potrafi czasem ładnie zaśpiewać. A System... coś pomiędzy punkiem, jazzem, Beatlesami i grind corem. Deftones to jest znowu cry-metal. Bardzo lubię jak gość tam śpiewa...
A jak ci się podobał pomysł wspólnej trasy King Crimson i Toola w USA?
Właśnie się zastanawiałem, jak to wyszło i kto grał na końcu...
Tool, o ile mi wiadomo...
Hmm Tool, to jest dziwne. King Crimson i Tool to są dwa zespoły, które strasznie mi namieszały w głowie, ja jestem fanatykiem i jednego, i drugiego, jednak nie chciałbym być na miejscu Roberta Frippa, który ma prawie pięćdziesiąt lat i on to granie gitarowe, które teraz Adam Jones prezentuje, stworzył. Nie chciałbym na jego miejscu patrzeć, jak ci wszyscy ludzie szaleją na Tool, a nie na King Crimson. Mogły więc być różne sytuacje, ale zestaw jest świetny.
Zostańmy jeszcze przez moment przy Acid Drinkers. Jak oceniasz ostatnią trasę?
To była druga część trasy. Graliśmy kilka fajnych koncertów, w Warszawie było zajebiście, przyszło mnóstwo ludzi. A jak oceniam trasę? Zimno było i jesiennie, czasem smutno, ale to zupełnie inne sprawy. Jeśli chodzi o zespół i muzykę, to było pięknie. Z publicznością jest różnie. Na wschodzie się gra o wiele lepiej niż na zachodzie. Tam jest jakiś niedosyt, na przykład w Poznaniu rzadko zobaczysz na ulicy gościa w koszulce Iron Maiden, a już chociażby w Warszawie dzisiaj widziałem mnóstwo takich ludzi. W Poznaniu generalnie nie gra się już metalu jako takiego. Troszeczkę przesadzam, ale z metalem jest kiepsko, choć jest kilka takich miejsc, gdzie jest mnóstwo fanów. Najlepiej jest w wielkich miastach, takich jak Gdańsk, Katowice, Kraków, o Warszawie już w ogóle nie mówię. Ełk też jest niezły (śmiech).
A jak było z supportami? To był wasz wybór?
Tak, ja wiem, że Ślimak w tym maczał palce. Ja nie biorę się za supporty, aczkolwiek bardzo lubię jak supporty grają. Chyba jestem jedynym członkiem tego zespołu, który wychodzi popatrzeć jak grają, podczas gdy reszta popija sobie wódzię w garderobie (śmiech). Dlaczego supporty takie a nie inne? To super chłopaki, a poza tym jakieś znajomości się odkryły między Ślimakiem a takim gościem z Warszawy, ten gość z kolei znał Al Sirat, wiedział, że oni fajnie grają, że chcieliby zagrać przed nami. Nie znam dokładnie tej historii, w każdym razie mieli wielką chęć, żeby z nami pograć no i pojechali. Poza tym okazali się zajebistymi ludźmi. Mówię w tej chwili o Al Sirat. A None to jest stara sprawa. Znamy się od wielu lat i jak tylko mają ochotę i pieniądze, żeby przyjechać, to grają przed nami.
W Warszawie zamiast None zagrał jednak zespół Shire...
Tego zespołu to w ogóle nie znałem. To była chyba kapela z gestii klubu "Park". Oni nie byli z nami na trasie. None nie mogli przyjechać z jakichś prywatnych powodów. Zawsze by się znalazł czas, ale coś im nie wyszło. Zawsze jest tak, że oni muszą mieć czas i pieniądze, nie jesteśmy w stanie im zapłacić za paliwo. Chłopaki poza tym pracują, jeden w Makro, no więc sobie wyobraź - zrobić sobie wolne, bo trzeba zagrać koncert w Warszawie. Kogo to obchodzi?
Jakie jest znaczenie internetu dla Guess Why? Doskonałe medium promocyjne czy zagrożenie?
A jakie zagrożenie?
Choćby to, że tysiąc osób kupi waszą płytę, a dziesięć tysięcy ściągnie ją w formacie .mp3?
Skąd ją ściągną?
A myślisz, że to jakikolwiek problem zrippować płytę i wystawić na jakimś serwerze?
W tym momencie pytasz o moje pieniądze. Nie zrobiliśmy tej płyty dla pieniędzy. Zrobiliśmy ją dla niej. Dla muzyki. Za to jest jeden wielki plus. Poprzez to, że tych dziesięć tysięcy ją ściągnie, oni będą mieli nasza muzykę w swoich głowach. Poza tym, pomijając już kwestię muzyki jako takiej, internet jest wspaniałym medium informacyjnym. Siadam sobie wieczorem, zapinam sobie okładkę, piszę o tym tekst i wysyłam do stu osób, które za chwilę mają wiadomość o tym, że ta płyta wychodzi. Jeżeli miałbym te same sto listów wydrukować, iść na pocztę, zapłacić, no to umówmy się, że różnica jest wielka. Poza tym strona internetowa to jest wspaniała rzecz. Gdy siedzisz sobie w domu, klikasz, wchodzisz i widzisz jakiś obraz, jakąś estetykę, którą zespół ci proponuje, niekoniecznie idąc do sklepu i dając za to pieniądze, bo nie każdemu może się to podobać. Są mp3-ki, możesz sobie ściągnąć... Na tym etapie jestem jak najbardziej za, poza tym jestem zapalonym internautą.