- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Guano Apes
Wykonawca: | Henning Rumenapp - Guano Apes (gitara) |
strona: 1 z 2
Guano Apes, Wrocław 1.05.2016, fot. Verghityax
Historia Guano Apes przypomina scenariusz rodem z Hollywood - młodzi muzycy z małej miejscowości odnoszą zwycięstwo w konkursie kapel, pokonując ponad tysiąc konkurentów, po czym nagrywają album, który wystrzeliwuje ich na orbitę popularności. Kolejne płyty umacniają ich pozycję, na horyzoncie gromadzą się jednak czarne chmury w postaci wewnętrznych niesnasek. Drogi skłóconych bohaterów rozchodzą się, lecz nie na długo, bowiem kilka lat później znów się spotykają, a wspólna praca pozwala im na nowo odkryć radość ze swego towarzystwa. O niemieckim happy endzie w amerykańskim stylu opowiedział nam Henning Ruemenapp, gitarzysta zespołu.
rockmetal.pl: Waszą dyskografię zamyka album "Offline" z 2014 roku. Czy pracy nad płytą towarzyszył jakiś motyw przewodni? Tytuł sugeruje chęć odcięcia się od wszechobecnego internetu.
Henning Ruemenapp, Guano Apes: Naszym głównym zamysłem było stworzenie nowej muzyki (śmiech). Ale masz rację, każdego dnia zalewa nas zewsząd nadmiar informacji. Gdybyś próbował za wszystkim nadążyć, prędzej czy później byś oszalał. Nawet w trasie, zanim w hotelu wręczą nam klucze do pokoju, dostajemy hasło do wi-fi. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do życia w sieci, że nie potrafimy już bez niej funkcjonować.
Tytuł "Offline" odnosi się do doświadczenia, jakim jest przeżywanie muzyki. Oczywiście możesz to robić za pośrednictwem Spotify, ale to nie to samo, co wybrać się na koncert. Podobnie jest z komponowaniem. Możesz pisać riffy w domu, a potem przesyłać je pozostałym członkom zespołu przez internet, lecz nic nie zastąpi ci bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem. Czasem warto wyłączyć telefon i po prostu być tu i teraz.
Guano Apes, Kraków 18.05.2013, fot. Verghityax
Na okładce zamieściliście zdjęcie blondwłosego dziecka. W jaki sposób współgra to z tematem przewodnim?
Z początku nie mogliśmy się zdecydować, jaka będzie szata graficzna graficzna i wtedy Sandra pokazała nam prace pewnej artystki z Nowego Jorku (Jill Greenberg - przyp. red.). Urzekła nas niewinność bijąca z tego zdjęcia, a jednocześnie zaczęliśmy się zastanawiać, czy za tym dziwnym spojrzeniem w bok nie kryje się drugie dno. Spodobało nam się na tyle, że nie szukaliśmy dalej, a nie chcieliśmy znów umieszczać na okładce fotografii zespołu, jak to miało miejsce w przypadku "Bel Air".
Pomiędzy wydaniem "Bel Air" i "Offline" minęły niemal trzy lata. Identyczne odstępy zachowywaliście w pierwszym okresie działalności Guano Apes. Czy sesja nagraniowa do "Offline" różniła się od poprzednich?
Cóż, nie jesteśmy najszybszym zespołem na świecie. Zwykle sporo czasu zajmuje nam przestawienie się z trybu koncertowego na twórczy, do tego dochodzi poszukiwanie inspiracji, które poruszyłyby nas wszystkich. Przy "Offline" zaangażowaliśmy do pracy dwóch producentów - był to pierwszy raz, kiedy ktokolwiek spoza kapeli miał wpływ na charakter utworów. Słychać to w paru przypadkach.
Macie już coś na następcę "Offline", czy jeszcze nie myślicie o kolejnym krążku?
Mamy kilka pomysłów, ale na razie wszystko jest w powijakach.
Guano Apes, Kraków 18.05.2013, fot. Verghityax
Kto na co dzień pełni w Guano Apes rolę głównego kompozytora?
Nikt, każdy z nas ma swój wkład w materiał. Wiem, że nie jest to najłatwiejszy sposób na pisanie muzyki, ale w Guano Apes było tak od zawsze. Dużo rozmawiamy o tym, jak powinny wyglądać nasze kawałki, całymi dniami potrafimy eksperymentować z różnymi patentami, aż uzyskamy zadowalający rezultat. Na przykład pierwowzór "Diokhan" z płyty "Walking On A Thin Line" powstał siedem lat wcześniej - przerabialiśmy go wielokrotnie, bo ciągle nie pasowało nam jego brzmienie. Z drugiej strony mamy w repertuarze kompozycje, których surowy szkic był gotowy w piętnaście minut.
W 2005 roku postanowiliście zrobić sobie przerwę od Guano Apes, by cztery lata później wrócić z serią występów. Co sprawiło, że znów zapragnęliście być razem na scenie?
Inicjatywa wyszła ze strony Stefana. Jeszcze zanim się rozstaliśmy wiedziałem, że naszą czwórkę łączy coś wyjątkowego, swoista chemia. Przez te cztery lata każde z nas pracowało z innymi ludźmi, a nabyte w ten sposób doświadczenie wnieśliśmy potem do naszego zespołu. Powoli zbliżamy się do punktu, w którym drugi etap naszej kariery będzie trwał równie długo, co pierwszy.
Guano Apes, Wrocław 1.05.2016, fot. Verghityax
Po rozpadzie formacji ty, Stefan i Dennis założyliście projekt pod nazwą IO, a Sandra podążyła własną drogą. Utrzymywaliście z nią kontakt?
Nie, ani razu się nie widzieliśmy, dopóki Stefan nie zaaranżował spotkania. Gdy po latach znaleźliśmy się w jednym pomieszczeniu, byliśmy zarazem podekscytowani i niepewni, jak się zachować. W końcu zaczęliśmy wspominać stare czasy i to, co było w nich najlepsze. Zrozumieliśmy też, gdzie popełniliśmy błąd. Byliśmy wtedy młodzi i niedojrzali, a walka o utrzymanie się na powierzchni pochłaniała nas bez reszty. Patrząc wstecz, przypominało to jazdę z góry na rowerze. W którymś momencie zabrakło między nami komunikacji, straciliśmy cel z oczu i wylądowaliśmy w wielkiej kałuży błota, z której nie umieliśmy się wydostać.
Pozwolę sobie na małą dygresję. Czy IO to zamknięty rozdział?
Zamknięty. Potrzebowaliśmy wtedy odskoczni po rozwiązaniu Guano Apes i IO taką odskocznię stanowił. Zrobiliśmy z Charlesem (Simmonsem, wokalistą IO - przyp. red.) płytę, pograliśmy trochę po klubach, choć zainteresowanie było przeciętne. Mimo to uważam to za cenne doświadczenie.