- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Gehennah
Wykonawcy: | Micke Birgersson - Gehennah (instrumenty perkusyjne), Charley Knuckleduster - Gehennah (gitara basowa), Mr. Violence - Gehennah (wokal) |
strona: 2 z 2
Gehennah, Gliwice 1.04.2017, fot. Verghityax
Skoro mowa o tekstach, jeden z waszych utworów nosi tytuł "Cause We're A Street Metal Band". Czym właściwie jest "uliczna kapela metalowa"?
Charley: A czym ci się to kojarzy? Bo dla nas ten "uliczny" klimat obrazuje okoliczności, w jakich zaczynaliśmy tworzyć, i ducha, w jakim powstaje nadal nasz materiał. Liczy się przede wszystkim muzyka, prostota przekazu i szczerość. Każdy, kto włóczył się po ulicach z kolegami, zrozumie, o jakiej atmosferze tu mowa.
Hellcop: Gehennah nigdy nie pasowała do typowych etykietek obowiązujących w metalu. Nie gramy ani czystego thrashu, blacku, deathu, rocka, ani tym bardziej heavy metalu. Niektórzy określają naszą muzykę jako black'n'roll, ale według mnie to określenie też nie do końca do niej pasuje. Dlatego sami wymyśliliśmy nazwę, która naszym zdaniem najlepiej reprezentuje nie tylko brzmienie, ale i treści, które pojawiają się w naszych numerach. To taka muzyka z ulicy. Wiesz, osobiście serdecznie nienawidzę hip-hopu, ale jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ten wywodzący się z ulicy jest uważany za prawdziwy, a taki robiony na siłę w ekskluzywnym studiu nie cieszy się zbytnim poważaniem. Kluczowe są tu autentyczne uczucia, które towarzyszą tym chłopakom z Bronksu, codzienna walka o przetrwanie i brak perspektyw na lepsze jutro. Teksty tworzone przez tych kolesi są wiarygodne, bo zawierają autentyczny przekaz. Z "ulicznym metalem" Gehennah jest podobnie, z tym, że nasza muzyka brzmi jednak nieco lepiej... (śmiech)
Gehennah, Gliwice 1.04.2017, fot. Verghityax
Skoro mowa o autentyczności, w waszych tekstach przewija się też temat pozerów w muzyce metalowej. Kogo uważacie za takich?
Hellcop: Sabaton, Hammerfall... mógłbym wymienić naprawdę wiele kapel, które rujnują oblicze sceny metalowej. Najgorsze jednak nie jest to, że te zespoły istnieją, ale fakt, że tyle osób chce ich słuchać. Kapele takie jak Hammerfall nie mają nic wspólnego z metalowym stylem życia i nie reprezentują tego, czym powinna być ciężka muzyka. Metal nie może być grzeczny. Nie takie jest założenie tego gatunku. Ta muzyka ma z założenia być niebezpieczna i brudna. Ładni kolesie i słodkie melodyjki średnio mi do tego pasują.
Charley: Kiedy na scenie pojawił się Venom, to było coś totalnie nowego. Coś złowieszczego i oryginalnego. Siła tej muzyki polegała na jej brzydocie i bezkompromisowości. Nie można nazywać metalem czegoś, co jest ugłaskane i ma być miłe dla ucha. To sprzeczne z założeniami tego gatunku.
Hellcop: Co ciekawe, nam też zarzucano, że jesteśmy pozerami, a to dlatego, że pomimo całego brudu i szczerości, które staramy się zawrzeć w muzyce Gehennah, jest w niej miejsce też na dystans do siebie i poczucie humoru. Nie utożsamiamy metalu z totalną napinką. Czym innym jest naturalność i szczery przekaz, a czym innym udawanie twardziela i przykładanie zbyt wielkiej uwagi do tego, czy inni postrzegają twój imidż jako wystarczająco ekstremalny.
Co zadecydowało o tym, że zdecydowaliście się grać taką muzykę?
(do garderoby wchodzi Mr. Violence)
Mr. Violence: Cześć, jestem wokalistą Gehennah i przepraszam, że zjawiłem się tak późno, ale... chętnie przejmę to pytanie. Ja i Micke jesteśmy kumplami od dziecka, a zainteresowanie tym gatunkiem muzycznym pojawiło się u nas bardzo wcześnie. Najpierw oczywiście tylko słuchaliśmy razem kaset i wyobrażaliśmy sobie, jak mogłoby wyglądać granie w kapeli, ale kiedy mieliśmy po czternaście lat, zdecydowaliśmy się wcielić słowa w życie i zacząć grać. Na początku byliśmy obaj w różnych zespołach, dopiero później zdecydowaliśmy się zrobić coś razem. To były dobre czasy i znalezienie muzyków do składu nie było wcale takie trudne, bo złożyło się tak, że w naszym kręgu przyjaciół wyjątkowo dużo osób uczyło się gry na instrumentach i słuchało ciężkiej muzyki. Co ciekawe, mimo że na początku każdy nastolatek traktuje granie głównie jako rozrywkę, mieliśmy do tego stosunkowo poważne podejście.
Gehennah, Gliwice 1.04.2017, fot. Verghityax
Czy w Szwecji w czasach waszej młodości zdarzało się, że metalowcy miewali problemy z policją z powodu swoich upodobań muzycznych? W krajach bloku wschodniego przedstawiciele tej subkultury zawsze byli nieco na celowniku.
Mr. Violence: Zdarzało się to, choć muszę przyznać, że nie na taką skalę, jak w Europie Wschodniej. Oczywiście, że koncerty metalowe również w Szwecji były obserwowane przez służby porządkowe, ale to, że ktoś oberwał bez wyraźnego powodu, tylko dlatego, że nosi długie włosy i słucha metalu, zdarzało się na pewno zdecydowanie rzadziej niż na przykład w Polsce.
Hellcop: W porównaniu do zespołów z Europy Środkowej i Wschodniej mieliśmy wręcz cieplarniane warunki, żeby zajmować się tego rodzaju muzyką. Jesteśmy świadomi tego, że było u was dużo trudniej pod tym względem i dlatego szanujemy kapele, które pomimo to starały się robić swoje. My w Szwecji mieliśmy co najwyżej przejebane u rodziców za noszenie długich włosów... (śmiech) Trochę bardziej gorąco wokół ciężkiej muzyki zrobiło się w Skandynawii po zajściach związanych z działalnością sceny blackmetalowej w Norwegii w latach 90. Dotąd panowało społeczne przekonanie, że kapele metalowe to taki niegroźny żart, szarpanie strun dla zabawy, a ten cały "groźny" image to totalna lipa. A tu nagle zapłonęły kościoły... (śmiech)
Gehennah, Gliwice 1.04.2017, fot. Verghityax
Skoro już poruszasz ten temat - jak wyglądają wasze relacje ze szwedzkimi zespołami blackmetalowymi? Gehennah to zespół o dość luźnym podejściu i z dużym poczuciem humoru. To średnio wpisuje się w wizerunek dominujący wśród kapel wykonujących black metal.
Charley: Paradoksalnie nasze relacje z większością zespołów blackmetalowych są bardzo dobre. Ten ich mroczny wizerunek przeważnie utrzymuje się tylko na scenie albo na sesji zdjęciowej. Prywatnie to w większości całkiem normalni, sympatyczni kolesie.
Hellcop: Tak, jak powiedział Charley, nasze układy ze sceną blackmetalową w Szwecji są całkiem normalne. Wszyscy wychowywaliśmy się na tej samej muzyce. Mamy wiele wspólnego. Większość tych naprawdę dobrych kapel blackowych rozumie podejście Gehennah i nie jest to żaden problem, też słuchamy przecież black metalu, co nie oznacza, że musimy go grać. Zdarzało się oczywiście, że jakieś pojedyncze zespoły wytykały nam nasze rzekomo niepoważne podejście do grania metalu, ale dziwnym sposobem były to kapele mało znane, sfrustrowane brakiem popularności i zwyczajnie szukające zaczepki. Te naprawdę znaczące zespoły ze Skandynawii, jak na przykład Darkthrone, Beherit, Mayhem czy Dark Funeral, to nasi kumple.
Pozwólcie, że zacytuję tekst jednego z waszych utworów z ostatniej płyty: "All of the decadence, none of the success. All of the habits, but none of the cash. None of the career highs, but lots of lows. For every fan you'll make a hundred foes" - czy to podsumowanie kariery Gehennah?
Hellcop: (śmiech) Niestety tak. Nigdy nie zabiegaliśmy o popularność i nie graliśmy dla pieniędzy. Robimy to głównie dla siebie.
Mr. Violence: Ja ujmę to tak - nawet jeśli setka dzieciaków ma cię gdzieś, bo woli słuchać Dimmu Borgir, a w tym czasie jeden koleś chce usłyszeć właśnie Gehennah, to warto robić to dalej.