- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Dominium
Wykonawca: | Dominium - Dominium |
strona: 1 z 1
rockmetal.pl: Zacznijmy rozmowę od waszego poprzedniego wcielenia, czyli Unknown Dimensions. Swego czasu zaczynało być dość głośno o tym zespole, zagraliście na kilku większych imprezach, a później słuch o was zaginął. Co się stało?
Dominium: Co można powiedzieć w ogóle o zespole Unknown Dimensions... Tworzyliśmy go w innym składzie, grał nieco inny rodzaj muzyki. Jestem bardzo dumny z tego, co stworzyliśmy. Z tamtego składu zostaliśmy tylko we dwóch z Wojtkiem. Nagraliśmy demówkę, zagraliśmy parę koncertów, zajebiście współpraca się układała, ale na skutek przeróżnych przyczyn niestety skład się rozleciał, zostałem ja z Wojtkiem, czyli drugim gitarzystą. Później doszedł do nas Bartek, nagraliśmy demo, porozsyłaliśmy je, dostaliśmy propozycję z Metal Mindu, nagraliśmy pierwszy materiał, zagraliśmy koncert (Metalmania - red.), no i później był rok przestoju. Po tym martwym roku zaczął się formować nowy skład. Doszedł Cezar oraz reszta chłopaków i zaczęliśmy pracować nad nową demówką. Zrobiliśmy nowy materiał, przesłaliśmy do Metal Mindu, Dziubie się spodobał, podpisaliśmy umowę na trzy płyty... A co mogę powiedzieć o tych trzech materiałach - bo jest to Unknown Dimensions, Dominium i "nowe" Dominium... Pierwsze wcielenie to był black metal, przynajmniej tak się określaliśmy. Na pierwszej płycie Dominium już ("Unknown Dimensions" - red.) zaczęliśmy eksperymentować... To był jeden wielki eksperyment. Z braku pełnego składu, użyliśmy tu automatu perkusyjnego i nie tylko. Bębny, bas i podkłady klawiszowe były tutaj automatyczne, natomiast gitary i wokale zostały do tego dograne. Ogólnie byliśmy zadowoleni z tego materiału, aczkolwiek brakowało nam żywej sekcji. Zależało nam cholernie, żeby stworzyć żywą sekcję. Ale, tak jak mówiłem, po Metalmanii '99 był rok zastoju, później zaczęliśmy współpracę z Bartkiem, złożyliśmy nowy skład - obecnie: Cezar - gary, Jarek - klawisze, Adam - bas, Adaś, który przebywa sobie obecnie na urlopie - wokal, no i Wojtuś - gitara ("i Marek - gitara" dodaje Wojtuś - red.) Zaczęliśmy komponować, tworzyć nowy materiał, dzięki któremu, jak już wspomniałem, podpisaliśmy umowę na trzy kolejne płyty. Umowa dotyczyła nowych ludzi, więc dzięki temu nagraliśmy płytę w Selani Studio i wszystko zaczęło się jakby od nowa - nowi ludzie i nowa muzyka. Zapierdol ostry jest teraz - jest skład, stabilizacja, no a ten okres wakacyjny chcielibyśmy przeznaczyć na promocję od strony merytorycznej, medialnej, później w październiku może uda nam się pojechać na trasę z Turbo, ale to zależy od Kupczyka i Metal Mindu. Są rozmowy, co z tego wyjdzie, zobaczymy. Dużo zależy też od przyjęcia materiału, na razie jest pozytywne, tydzień temu, udzielając wywiadu, byliśmy zaskoczeni takim przyjęciem, o jakim Jarek Szubrycht nam opowiadał. Ale to zależy od sprzedaży i od wszystkiego, no ale mamy nadzieję... My chcemy, a co z tego wyjdzie... Jesteśmy gotowi, jest skład. Jeśli ktoś zadzwoni i powie, że na przykład mamy pakować się i wyjechać na koncert do Japonii, to pakujemy sie i jedziemy (śmiech)...
Oby kiedyś udało się dotrzeć i do Japonii...
Ostatnio graliśmy trochę koncertów, w sumie takich bardziej regionalnych, w mniejszych miejscowościach. Zależy nam na tym, żeby grać jak najwięcej koncertów, gdzie się da. Absolutnie nie chodzi nam o jakiś tam dochód, tylko po prostu żeby grać, bo lubimy grać koncerty. Jeśli ktoś chciałby nas zaprosić na imprezę, niech wali śmiało.
Wracając jeszcze do debiutu Dominium - czy zastosowanie automatu wynikało wyłącznie z braku żywego perkusisty, czy może coś was pociągało w tym bardziej industrialnym kierunku?
Wtedy było tak, że mnie i Wojtkowi, bo nas dwóch zostało ze starego składu, zależało żeby działać cały czas. Działać jak najszybciej, ponieważ chcieliśmy grać, tworzyć cały czas. Jednak nie mieliśmy wtedy odpowiednich kontaktów, nawet na Metalmanii zagrali muzycy sesyjni. Przetoczył się wówczas przez zespół basista Piotrek, ale współpraca się nie udała. Jak najbardziej chcieliśmy mieć żywą sekcję, ale czas nas poganiał... Cały czas chcieliśmy grać, nagrywać, dlatego zdecydowaliśmy się na taką wersję. Nagraliśmy taką demówkę u siebie, w Białymstoku, wysłaliśmy do Metal Mindu i tak to się zaczęło. Najważniejsze było to wejście, fakt, że zaczęto o nas pisać w różnych gazetach typu "Metal Hammer". I to nam umożliwiło kontakt z różnymi ludźmi, między innymi z wami właśnie - możemy siedzieć i sobie pogadać - macie płytę, możecie posłuchać, ocenić. A jest tak, że są setki wspaniałych kapel w undergroundzie, tymczasem nie mają one możliwości, żeby jakoś się wydać, pokazać.
Jak to było z Metalmanią? Młody zespół, świeżo po podpisaniu kontraktu nagle znalazł się na jednej scenie z największymi. Jak to się stało?
O tym, że mamy zagrać na Metalmanii, dowiedzieliśmy się na dwa tygodnie przed koncertem. Zagraliśmy dosłownie cztery próby z sesyjnym klawiszowcem, bębniarzem i basistą. To w ogóle była komedia. Koncert w połowie był improwizowany, co pewnie można było usłyszeć (śmiech). Było to robione strasznie szybko, ale Metalmania to jeden z większych koncertów w Polsce, ma największą renomę, jest najstarszy, wiele gwiazd tam występowało, więc chcieliśmy tam zagrać. Było to trudne, ale i bardzo pozytywne dla zespołu, który dopiero startuje - zagrać na Metalmanii.
Ale miło wspominacie ten występ?
No pewnie! Zajebista impreza, na zapleczu bardzo dużo się działo, bawiliśmy się niesamowicie, panowie z Anathemy testowali nasze polskie wiśniówki, które bardzo im smakowały, nie ma co ukrywać. Wypiliśmy mnóstwo, daliśmy czadu... Sama podróż była wielką przygodą, bo jechaliśmy z naszym wspaniałym kierowcą, który rzadko przekraczał 70 km/h. Z dziesięć godzin jechaliśmy (śmiech). Została też zarejestrowana nieoficjalna taśma, ale na pewno nie ukaże się, bo to zupełnie niecenzuralne rzeczy, alkoholowo-tytoniowe takie (śmiech).
Co was łączy z Demonic Records?
Grzesiek (właściciel firmy - red.) to kolega z mojego osiedla. Bardzo nam pomaga, będzie prowadził naszą stronę internetową. Po prostu nam pomaga na zasadzie koleżeństwa i wymiany kontaktów. Złego słowa o nim nie powiem. Jesteśmy zadowoleni ze współpracy z nim, zajebisty koleś.
Pochodzicie z Białegostoku...
Tak, z wyjątkiem Adasia, który jest z miejscowości obok...
...no i to miasto słynie raczej z brutalnej muzyki, z grindu, deathu...
...i disco polo (śmiech). No tak, my nie jesteśmy zespołem grindowym, deathowym też nie do końca. Na pewno czerpaliśmy dużo inspiracji z muzyki death i black. Można usłyszeć pewne inspiracje, sentymenty, nawiązania do wcześniejszych płyt, pewne elementy są takie same, coś z pierwszej płyty przechodzi na drugą, trzecią i tak dalej. Pewien styl zostaje zachowany, ale na pewno każda kapela stara się rozwijać. Zależało nam na stworzeniu nowego brzmienia, nowego stylu i cały czas za tym podążamy. W zespole są różni ludzie, każdy słucha różnej muzyki. Ale faktycznie scena białostocka to Dead Infection, Incarnated i takie grupy...
I słynny discopolowiec Krzysztof Cieciuch.
Ooo, znacie Krzysztofa Cieciucha!? (śmiech)
Trudno go nie znać (śmiech).
Ale wracając do pytania - Dominium stara się, aby ta muzyka była kreatywna. Wykorzystujemy wszystkie pomysły, które nam przychodzą do głów. Black metal? OK, gramy black metal. Coś zupełnie innego? Też to nagrywamy. Wszystkie pomysły są ładowane w materiał. Dzięki temu jest on świeży. Wprawdzie kompozycje powstawały przez pół roku, ale samej realizacji było dziewięć dni. Wiecie, przy takim zajebistym realizatorze jak Szymon, nie było żadnych problemów. Praca szła bardzo szybka. Wynikało to zarówno z dobrego przygotowania z naszej strony, jak i z dobrej realizacji. Warunki w Selani są takie, a nie inne, nie jest to żadna rewelacja, ale udało nam się nagrać zupełnie przyzwoity materiał. Jak ktoś kiedyś powiedział - trzeba mieć między uszami. A Szymon ma.
Okładka jest waszego autorstwa. Co chcieliście przez nią przekazać?
Pomysł jest nasz. Obraz został namalowany przez naszego przyjaciela. Namalował on zajebistą rzecz, która została nieco przetworzona przez grafika firmowego - Graala. A co przedstawia? Nawiązuje do tekstów. Widnieje tam wodospad, który znajduje się w Ameryce Południowej... Szkoda, że nie ma Adasia, naszego wokalisty, bo on by o tym opowiedział... Ale Jarek też może. Tak więc okładka, jak i utwór nawiązują do starożytnej legendy indiańskiej. Mają oni w Andach wodospad, w którym według legend i przekazów żyje legendarny potwór. Tam kąpią się ich dzieci i ci Indianie są pewni, że nic im nie będzie. Składają mu ofiary i są bezpieczni. Tylko ludzie z zewnątrz, Biali, którzy niszczą przyrodę, mają szanse, żeby spotkać się z tym potworem. To jest oczywiście tylko legenda. Adam do niej nawiązał. On jest w ogóle dobry w wyszukiwaniu takich opowieści. Inny nasz utwór - "MK Ultra" - opowiada o programie CIA, który polegał na tym, że ludziom wszczepiano płytkę, dzięki której można było nimi manipulować. W naszym teledysku odnieśliśmy to do Egiptu, bo tam też manipulowano ludźmi. Adaś wyszukuje takie dziwne rzeczy i dopasowuje je do muzyki.
Wspomnieliście o teledysku. Sami go reżyserowaliście?
Braliśmy udział, pomysł pochodził od nas. Natomiast samą realizacją zajął się kto inny... Sama fabuła teledysku nawiązuje do wspomnianego tekstu o manipulacji ludźmi, muzycznie też nawiązujemy trochę do Egiptu, do tego, że kilku kapłanów i faraon manipulowali ludźmi. W Selani Studio jest taka promocja, że przy określonym pakiecie godzin można zrealizować teledysk. Może nie jest to profesjonalny, świetny wideoklip, ale wiadomo jaki trzeba mieć budżet. A tak przynajmniej teledysk jest. Choć półprofesjonalny, ale to zawsze dodatkowa promocja.
Część z was udziela się również w Bright Ophidia. Coś więcej o tym zespole?
No tak. Ja gram w tym zespole na garach, jeszcze Adaś się tam udziela. Aktualnie trwają również rozmowy z Metal Mindem na temat wydania materiału. Mamy nagrane dwie demówki. Jest potencjał, materiał, skład, priorytetem jest teraz podpisanie dobrej umowy. Mamy stronę internetową i dobre recenzje, między innymi w Metal Hammerze. Kiedy tylko złapiemy jakąś umowę, płyta powinna się ukazać. Może nawet we wrześniu, bo materiał jest. Chcemy działać.
Poszukując w internecie informacji na temat waszego zespołu, natknęliśmy się na wieści o innym Dominium - ze Stanów. Znacie ten zespół?
Nie, nie znamy, może istniało coś takiego. Dużo jest kapel, których nazwy się gdzieś tam powtarzają, trudno jest to przewidzieć. Czasami jest to bardzo ciekawe... Fajne mogłoby być spotkanie takiego Dominium i tego drugiego... Nie zamierzamy w jakiś sposób po chamsku rywalizować. Gdyby doszło do takiego spotkania, fajnie byłoby razem coś nagrać (śmiech).
Waszej muzyki nie można jednoznacznie zaszufladkować. Słychać w niej dużo różnych inspiracji... Samael się pojawia, początek pierwszego kawałka skojarzył mi się z "Curse You All Men" Emperora, gdzieś tam chwilami jakieś elementy bardziej techniczne, jazzowo-deathowe, z Pestilence mi się też coś skojarzyło... Co wy na to?
Ogólnie - co jeszcze słyszeliśmy - komuś się skojarzyło z Nocturnus. W pewnym sensie jesteśmy dumni. Na pewno nie jest to jakieś zjawisko negatywne. Czerpiemy inspiracje z różnych źródeł. Jak się słucha takich zajebistych kapel, to czasami nieuniknione jest to, że nawet podświadomie coś zostanie przeniesione. Na pewno zbieżności występują, nie tylko metalowe. W pewnym sensie są to pozytywne zjawiska. Przecież w porównaniu z kapelami, które wymieniłeś, jesteśmy bardzo młodym zespołem. Staramy się unikać "zrzynania", inspiracje są różne - od metalu po klasykę, jazz, blues. Każdy może spojrzeć przez swój pryzmat, do czegoś nas porównać...
Na przykład w reklamie waszej płyty widnieje hasło "uczniowie Vadera i Slayera"...
Tak (śmiech). Jeszcze ktoś tam coś poprzekręcał, wyszła jakaś literówka i zamiast "Slayera", było "Sayera" (śmiech) - Tomka Sawyera i Lorda Vadera (śmiech). Nieźle nas ta reklama zaskoczyła. To są media, każdy interpretuje, ocenia na swój sposób. Ktoś zna tylko Vadera, więc tak napisał... A z drugiej strony to musi być coś, co jasno reklamuje. Jakby wymienili piętnaście nazw kapel, każdą z innej szufladki, to nikt by nie wiedział o co chodzi. A poza tym jest to "najlepsza premiera", a za miesiąc wychodzi następna płyta i też jest "premierą roku" i "objawieniem".
Jaki jest wasz stosunek do internetu?
Ktoś, kto naprawdę lubi muzykę, i tak kupi płytę, tak więc nie sądzę, żeby takie rzeczy jak format .mp3 były dla nas zagrożeniem. Są różne bajery, kodery, dekodery, a i tak maniak kupi album, oryginalik. Jakość .mp3 nie jest najlepsza. Natomiast internet jest bardzo pomocny w promocji... Może właśnie z wyjątkiem "empetrójek".
Dziękujemy wam bardzo za rozmowę.
My też. Pozdrawiamy wszystkich słuchaczy muzyki metalowej i rockowej, i dziękujemy.