- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Dimmu Borgir
Wykonawca: | Shagrath - Dimmu Borgir |
Dimmu Borgir to zespół, który wzbudza wiele kontrowersji. Jedni nazywają ich pozerami, drudzy zaciekle bronią. Zarzuca im się sprzedajność i gwiazdorstwo, a ich image sceniczny jest źródłem pokładów niezdrowej radości. Chociaż nie należę do grupy, która wygłasza pod adresem tej kapeli swoje "truemetalowe" mądrości, nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać po rozmowie z frontmanem formacji. Okazało się jednak, że Shagrath jest nie tylko bardzo sympatycznym, ale i piekielnie inteligentnym facetem, który swoją pracę traktuje poważnie i ma do niej naprawdę zdrowe podejście. Wraz z Verghityaxem spędziliśmy z liderem Dimmu Borgir bardzo miłe pół godziny, a wywiad szybko przerodził się w naturalną rozmowę. Oto, co miał nam do powiedzenia Stian "Shagrath" Thoresen.
strona: 1 z 1
Dimmu Borgir, Warszawa 7.10.2010, fot. W. Dobrogojski
rockmetal.pl: Witaj Shagrath. Zaczniemy od rozmowy o waszym ostatnim albumie, "Abrahadabra". Jakie inspiracje i koncepcje kryją się za powstaniem tej płyty?
Shagrath: Tytuł "Abrahadabra" nawiązuje do zmian w zespole, do tego co działo się u nas w zeszłym roku. Dla mnie symbolizuje początek nowej ery. Teksty odnoszą się też do twórczości Aleistera Crowley'a, skąd zaczerpnęliśmy tytuł "Abrahadabra", co dosłownie oznacza "mówiąc będę tworzyć". My tworzyliśmy przez ostatni rok, kiedy w zespole zaszły duże zmiany, więc tytuł wydał nam się bardzo odpowiedni. W pewnym sensie zmienił się też nasz sposób pracy. Można powiedzieć, że zrobiliśmy Dimmu Borgir transfuzję świeżej krwi.
Zmieniliście też image sceniczny. Czyj to był pomysł? Kto zaprojektował nowe kostiumy?
Pomysł był mój, ale dopracowaliśmy go razem z Junker Designs w USA. To oni zajmują się produkcją naszych scenicznych kostiumów od jakiegoś czasu. Generalnie chcieliśmy przełamać schemat image'u blackmetalowych zespołów. Pomyśleliśmy sobie: dlaczego mamy ciągle się powtarzać? Nie boimy się zmian, mimo że niektórym osobom trudno to zaakceptować. Mało jest ludzi z otwartym umysłem, większość zamyka się w schematach. My lubimy eksperymentować i nie bardzo nas obchodzi, czy są jakieś "tradycje blackmetalowego image'u". To naturalny rozwój zespołu, staramy się odkrywać nowe terytoria.
A jak nawiązaliście współpracę z orkiestrą przy tworzeniu nowego albumu?
Pracowaliśmy już z orkiestrą na dwóch poprzednich płytach. Nie zmieniła się też osoba odpowiedzialna za aranże orkiestrowe, nadal jest to Gaute Storaas. Nagrywaliśmy dema wszystkich kawałków w moim studiu, a następnie on przetwarzał partie klawiszy na partyturę dla orkiestry. To był dość długi proces, zwłaszcza że tym razem chcieliśmy zatrudnić większą orkiestrę i chór. W stosunku do tego, co robiliśmy poprzednio, na pewno jest to jakiś krok naprzód. Ale generalnie, jako kapela symfoniczna, mieliśmy z tym do czynienia wcześniej i jest to po prostu akcja z orkiestrą na większą skalę niż dotąd.
Ale na koncertach używacie sampli?
Tak. Sampli i nagrań.
A kto napisał partie grane przez orkiestrę?
Dimmu Borgir, Kraków 8.10.2010, fot. kriz
Klawisze, które były transponowane na partyturę, zostały napisane przeze mnie. A później, tak jak mówiłem, aranżem dla orkiestry zajął się Gaute.
Mówi się, że Dimmu Borgir pozostanie kapelą złożoną z trzech muzyków i że nie szukacie już nikogo na stałe. To prawda?
Tak, Dimmu to trzy osoby: ja, Silenoz i Galder. Za dużo ludzi to zbyt duży chaos, zbyt wiele opinii. Do tej pory i tak to my tworzyliśmy większość muzyki. Im więcej osób, tym więcej bezsensownego pieprzenia. Znacznie łatwiej się dogadać, kiedy jest nas trzech.
A co z Darayem? Podobno ma u was posadę na czas nieokreślony?
Nie mogę przewidzieć przyszłości, ale myślę, że zostanie z nami na dłużej.
Gra też z wami Cyrus z Susperii.
Tak, na tej trasie i na następnej.
Wróćmy do "Abrahadabry". Na krążku znalazł się bonusowy kawałek - cover Deep Purple "Perfect Strangers". Skąd pomysł na nagranie akurat tego utworu?
Na amerykańskiej wersji płyty znajduje się jeszcze jeden cover, "Dead Men Don't Rape" industrialnej kapeli GGFH. A Deep Purple, cóż... na ich muzyce się wychowaliśmy. A poza tym fajnie się ich coveruje, bo oprócz gitar mają organy i można to fajnie przełożyć na nasz styl.
A kto nagrał melodyjne wokale w tym kawałku?
Ja i Snowy Shaw (z Therion - red.).
Skoro mowa o Snowym, w Internecie krążyły plotki, że dołączył do Dimmu Borgir.
Nie, nigdy nie był w składzie. Wystąpił tylko gościnnie na płycie. Nie ma co słuchać plotek.
W takim razie zmieńmy temat. Na pierwszej płycie Dimmu Borgir, "For All Tid", grałeś na perkusji. Dlaczego zrezygnowałeś z tego instrumentu?
Gram na wielu instrumentach, ale bębny tak naprawdę nie są dla mnie. Tjodalv był wtedy lepszy ode mnie i miał całkowicie inny styl. Chociaż muszę przyznać, że niekiedy musiałem mu pokazywać niektóre patenty. Wiesz, w zasadzie to gram po trochu na wszystkim. Dobrze jest spróbować różnych rzeczy.
Więc tak... grasz też na gitarze, klawiszach, śpiewasz, piszesz teksty, komponujesz... Jak myślisz, co wychodzi ci najlepiej?
Dimmu Borgir, Warszawa 7.10.2010, fot. W. Dobrogojski
Naprawdę nie wiem... Chyba powinienem spytać ciebie (śmiech).
Wszystko! (śmiech)
Na pewno... (śmiech). No wiesz, robię różne rzeczy, oprócz Dimmu mam jeszcze dwie kapele. Lubię odkrywać nowe instrumenty i wyrażać przez muzykę to, co mam w środku. W ten sposób się wypowiadam. A co robię najlepiej... Nie no, nie wiem.
A propos twoich zespołów, grasz też w Chrome Division, kapeli o całkiem innym klimacie niż Dimmu. Czy to nie jest trochę tak, że każdy z nich odzwierciedla inną część twojej osobowości? W Dimmu Borgir mamy mrocznego, wkurzonego Shagratha, a w Chrome Division Shagratha, który po prostu lubi się dobrze bawić, grając rockandrolla?
Tak, coś w tym jest. A poza tym nie miałoby większego sensu, gdybym obok Dimmu powołał do życia bardzo podobną kapelę. Dimmu Borgir mam we krwi, to moja praca, moje zajęcie od siedemnastu lat. Natomiast gdy robię coś poza tą kapelą, chcę żeby to było coś totalnie innego. A prywatnie jednak dużo bardziej siedzę w muzyce rockowej niż w metalowej.
Właśnie miałam zamiar spytać cię o twoje gusta muzyczne. Wydaje mi się, że na co dzień nie słuchasz kapel zbliżonych klimatem do Dimmu.
Lubię i jedno, i drugie, ale jeśli spojrzysz na mojego ipoda, znajdziesz tam naprawdę bardzo różną muzykę. Dziesięć tysięcy tytułów, w tym wszystko od opery, muzyki klasycznej, przez rocka, metal, aż po jazz. Jestem otwarty na różne style, no i wszystko zależy od nastroju. Nauczyłem się szukać nowych rozwiązań w gatunkach innych niż metal, który jest jednak dość prymitywną formą przekazu. Trzeba umieć słuchać i wychwycić dobrą muzykę, niezależnie od tego, jaki to gatunek.
Wróćmy jeszcze do albumu "Abrahadabra". Jednym z gości na tym krążku był Garm z Ulvera. Jak nawiązaliście z nim współpracę?
Jesteśmy przyjaciółmi od 1992 r. i cały czas mamy ze sobą kontakt. Garm ma fajny wokal i dobre wyczucie muzyki, dlatego chcieliśmy z nim współpracować.
A utrzymujecie kontakt z innymi eks muzykami Dimmu? To znaczy, z tymi wcześniejszymi, jak np. Nagash, Tjodalv...
Tak, jesteśmy kumplami. A Tjodalva poznałem, kiedy miałem trzy latka.
I nadal się lubicie? (śmiech)
Dimmu Borgir, Kraków 8.10.2010, fot. kriz
Tak... (śmiech)
A za dwadzieścia lat... gdzie widzisz Dimmu Borgir? Jak myślisz, co do tego czasu uda wam się osiągnąć?
Trudno jest przewidzieć przyszłość. Dopóki czujemy, że mamy coś do zrobienia na scenie metalowej i dopóki mamy na to siłę, będziemy grać. Nie ma ciśnienia, najważniejsze, że sprawia nam to przyjemność.
Przez najbliższe kilka miesięcy będziecie w trasie. Potrwa to do lutego, więc jeszcze długa droga przed wami. Jak sobie radzicie z takim życiem? Macie jeszcze siłę na imprezy, czy wolicie odpoczywać w tour busie?
Już tyle nie imprezujemy. Wiesz, to typowo po skandynawsku, wsiąść do samolotu, zahaczyć o sklep wolnocłowy, kupić flaszkę, nawalić się, a następnego dnia zagrać na kacu tragiczny koncert. Ale my staramy się zachowywać bardziej profesjonalnie. Poza tym nie jesteśmy coraz młodsi. Owszem, zdarza nam się wypić, ale w umiarkowanych ilościach. Trzeba zacząć dbać o zdrowie. Trasy potrafią nieźle dać w kość, ale to nasza praca i trzeba to robić. Jeśli chcesz, żeby w różnych krajach ludzie znali nazwę twojej kapeli, musisz się tam wybrać. Nieważne jak dobrą nagrasz płytę, jeśli będziesz siedzieć na kanapie i czekać aż sama się sprzeda, nie doczekasz się. Trzeba ciężko pracować, a jak osiągnie się sukces, nawet jeszcze ciężej. Dużo kapel popełnia ten błąd, że przestają się wtedy starać. Bycie w trasie jest i fajne, i cholernie nudne. Poza tym człowiek nie ma wcale prywatności. Staramy się coś robić, cały czas mieć zajęcie...
I na przykład udzielać wywiadów.
O właśnie. Udzielamy wywiadów, czasem oglądamy jakieś filmy...
A nie nudzą cię rozmowy z dziennikarzami? Ciągle te same pytania...
Wywiady są męczące, jeśli udziela się około trzydziestu w ciągu dnia. Tak było, kiedy promowaliśmy album. Dwadzieścia, do trzydziestu wywiadów na dzień i tak przez cały tydzień. Można mieć dosyć. Ale pojedyncze rozmowy z dziennikarzami są fajne.
Wróćmy do "Abrahadabry". Dlaczego dopiero teraz zdecydowaliście się nagrać utwór zatytułowany "Dimmu Borgir"?
Kiedy zaczynałem pisać ten kawałek, wyglądał mi na chwytliwy numer, który dobrze sprawdzi się na żywo. Pogadaliśmy z Silenozem i postanowiliśmy, że zrobimy z tego coś w rodzaju hymnu Dimmu Borgir. Pomyśleliśmy, że po tylu latach najwyższy czas stworzyć taki numer. Tekst opowiada o sile zespołu i o tym, że udało nam się przejść przez wiele złych rzeczy i obrócić je w coś kreatywnego i pozytywnego. Siła i jedność kapeli, o to nam chodziło.
Dimmu Borgir, Warszawa 7.10.2010, fot. W. Dobrogojski
A okładka płyty? Wygląda, jakby została zainspirowana twórczością Lovecrafta.
Tak... Okładkę wykonał gość, z którym współpracujemy od dłuższego czasu, Joachim Lutke. Zaprosiliśmy go do Norwegii, żeby mógł się zorientować, o czym będzie płyta i poczuć jej klimat. Uczestniczył w preprodukcji, słuchał demówek kawałków, spacerował zimą po norweskich lasach... No i pomysł na okładkę dopracowaliśmy wspólnie - ja, Silenoz i on.
A byłeś kiedyś w miejscu, które nazywa się Dimmuborgir? (skały wulkaniczne w Islandii, zwane Ciemną Twierdzą - red.)
Nie, niestety jeszcze nie. Mam nadzieję, że kiedyś będę mógł się tam wybrać.
Jest jeszcze jakieś miejsce na świecie, które bardzo chciałbyś odwiedzić?
Hmm... byłem już prawie wszędzie. Ale w gruncie rzeczy niczego nie widziałem. Ciągle tylko kluby, koncerty...
To może czas na wyjazd w celach turystycznych?
Oj, na to nigdy nie mam czasu...
A masz w ogóle jakiś czas wolny?
Teraz żadnego... Ale jeśli się to czasem zdarza, wolę nie podróżować. Podróże kojarzą mi się z pracą. Jeśli mam wolne, spędzam czas z moją rodziną i z córką.
Jeszcze jedno pytanie o pracę z orkiestrą symfoniczną. Zamierzacie kiedyś zagrać z nimi koncert?
Tak, taki koncert odbędzie się w przyszłym roku. Zagramy w Norwegii, na zamku Akershus Festning w Oslo, tuż nad brzegiem morza.
Powstanie z tej okazji jakieś DVD?
Całkiem możliwe.
Byliście obecni na podczas nagrywania partii orkiestrowych na "Abrahadabrę"? Jak myślisz, czy jako muzycy dalibyście radę pracować w ten sposób, czy to już wyższy poziom?
Może nie tyle wyższy, co inny poziom. Muzycy w orkiestrze inaczej czytają utwory. My gramy i zapamiętujemy, a oni jadą z nut. Nie muszą robić tylu prób i ćwiczyć, po prostu otwierają nuty i grają. Inny niż nasz, ale interesujący sposób grania utworów.
Tak, byliśmy przy nagrywaniu partii orkiestrowych. Pamiętam, że się wtedy spóźniłem i wpadłem do hallu już po rozpoczęciu nagrania. Wchodzę do budynku i słyszę jak grają mój riff, a potem otwieram drzwi, a tam cała orkiestra siedzi i gra to, co napisałem... Grają moją muzykę... Niesamowite uczucie, naprawdę. I wielkie osiągnięcie dla mnie jako muzyka.
Dimmu Borgir - Shagrath, Kraków 8.10.2010, fot. Verghityax
Masz jeszcze jakieś cele, które chciałbyś osiągnąć?
Chyba nie, to raczej przychodzi spontanicznie. Nie siedzimy i nie wymyślamy, co by tu jeszcze osiągnąć. Nie gramy dla cyferek, miejsc na listach przebojów... Jeśli się uda, fajnie, ale to tylko bonus. Gramy, bo to nasza pasja. Niezależnie od tego, czy sprzedamy pięćdziesiąt, czy pięć milionów płyt, będziemy to robić dalej.
A potrafisz śpiewać czysto? To znaczy nie growlem?
Potrafię. Czasem to robię, ale nie jest to mój ulubiony rodzaj wokalu. Poza tym czysty śpiew dobrze sprawdza się w innych gatunkach metalu, a ja chcę przekazać słuchaczom Dimmu Borgir trochę inny rodzaj emocji. Coś bardziej mrocznego, nastrojowego...
To może w innej kapeli?
Jeśli by dokładnie prześledzić to, co do tej pory nagrywałem, znajdą się i czyste wokale, ale tak jak mówiłem - to raczej nie moja działka.
A jak wyglądają postępy w pracy nad nowym krążkiem Chrome Division?
Nowa płyta ukaże się w marcu. Już wszystko zostało nagrane, zostały tylko miksy i kilka drobnych szczegółów do dopracowania.
Jest jakiś roboczy tytuł?
Mamy tytuł, ale niestety... nie mogę powiedzieć jaki.
A co z Ov Hell? Będzie następna płyta?
Pewnie tak, ale na razie nie ma na to czasu. I ja, i King musimy znaleźć na to chwilę wolnego, a w najbliższej przyszłości chyba się na to nie zanosi. Trzeba będzie poczekać.
No cóż... to chyba wszystko. Wielkie dzięki za wywiad!
Ja też bardzo dziękuję.