- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Delight
Wykonawca: | Paulina Maślanka - Delight (wokal) |
Delight to zespół, który powoli odnajduje swoje miejsce na scenie gotyckiego metalu, płytą "Eternity" pokazując, że potrafi stworzyć coś o osobistym charakterze. Między innymi o nowej płycie oraz trasie z Artrosis i Moonlight rozmawiałem z wokalistką, Pauliną Maślanką i choć ten wywiad ukazuje się nieco później niż powinien, mam nadzieję, że znajdziecie w nim wiele interesujących rzeczy.
strona: 1 z 1
rockmetal.pl: Wasza nowa płyta jest pewnym zaskoczeniem. Zespół, któremu zarzucano wtórność i brak świeżych pomysłów stworzył coś o dość indywidualnym charakterze, album dużo dojrzalszy od poprzednich. To naturalna ewolucja, czy może czuliście się pod presją?
Paulina Maślanka: Naturalna ewolucja, nowe doświadczenia i już wiek nie ten, bo trochę dojrzeliśmy... Najważniejsze jest to, że najsurowszymi krytykami tego, co tworzy Delight jesteśmy my sami, więc to my za każdym razem podnosimy poprzeczkę. "Eternity" jest dla mnie jakby debiutancką płytą naszego zespołu, bo dopiero teraz mogę powiedzieć, że odnaleźlismy się tak muzycznie. Zaczęliśmy bardzo wcześnie, może za wcześnie... Nie wszystko na poprzednich płytach było przemyślane, nie wiedzieliśmy wielu rzeczy o nas samych, szukaliśmy. Nie było nikogo kto mógł nam pomóc w tych poszukiwaniach, dlatego to do czego doszliśmy jest wręcz pewnym powodem do dumy dla nas, bo udało nam się zrobić płytę, która nie traci na wartości po kilku jej przesłuchniach. Przynajmniej na razie...
Na "Eternity" daje się zauważyć ciekawe zastosowanie elektroniki.
Bardzo się cieszę, że zwróciłeś na to uwagę. Wielu ludzi nie zauważa tego, nawet uważa, że na nowej płycie jest mało klawiszy. Ale one tam są, są tylko bardziej subtelne.
No właśnie, to już nie ta pompatyczna symfoniczność, tak często spotykana w gatunku. A jak będzie wyglądać dalszy rozwój zespołu? Zagłębicie się w zimne, elektroniczne brzmienia, z gatunku tych, w których zagustowało Artrosis?
Obecnie zastanawiamy się nad tym jak ma wygladać Delight 2004, bo wtedy wydajemy następna płytę. Już wiemy, że inwestujemy w elektronikę. Ale nie będzie to zimna muza, bo w Delight to raczej czadowe, wręcz radosne granie a nie mroczny gotyk. Będziemy bardziej odważnie korzystać z przywilejów dzisiejszej techniki. No i jesteśmy zespołem gitarowym, gitar w Delight nie zabraknie!
Dla mnie to raczej muzyka wokalna...
Teraz, po tej płycie może rzeczywiście. Tutaj wokal ma bardzo duże znaczenie, jest bardzo z przodu. Natomiast na poprzednich płytach to nie koniecznie wokal był na przedzie, walczył z gitarami. Tym razem gitary mają swoją przestrzeń i wokal ma swoją przestrzeń. Zresztą ludzie to zauważają i to się im podoba. To większa dojrzałość komponowania i myślę, że będziemy robić w przyszłości tak, żeby każdy instrument miał swoją przestrzeń.
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy wokalu. Muszę przyznać, że to zdecydowanie najmocniejsza strona tej płyty - widać tu bardzo duży postęp i pewną indywidualną tożsamość.
Bardzo ci dziękuję, bo naprawdę bardzo doceniam to co mówisz. Cały czas słyszałam, że zrzynam, że kopiuję inne zespoły. Może rzeczywiście było w tym wszystkim trochę szukania, kopiowania, błądzenia... natomiast teraz wydaje mi się, że jestem na tyle dojrzałym muzykiem, dojrzałą wokalistką, że mogę już wziąć się za siebie i robić to co chcę. Wiem już czego chcę i to na tej płycie rzeczywiście słychać. Myślę, że zrobiłam milowy krok, jeśli chodzi o śpiewanie. Nie jest to może coś wybitnego, natomiast uważam, że jest więcej mojej osoby w tym śpiewaniu, a także więcej eksperymentów. Przy nagrywaniu wokalu bardzo liczył się mój głos - każdy dźwięk jest taki, jaki ja chciałam, żeby był, nic nie zostało narzucone z zewnątrz. Wzięłam nawet troszkę udział w produkowaniu tego. Poza tym zaczęłam przez ten czas słuchać trochę innej muzyki, poznałam kilka bardziej ambitnych rzeczy...
Na przykład?
Na przykład jestem ciągle pod ogromnym wrażeniem Pauli Cole, wokalistki, która niegdyś (nie wiem, czy wciąż to robi) śpiewała w chórku Petera Gabriela. Jej pierwsza ("This Fire") solowa płyta wywarła na mnie ogromne wrażenie, bo ta płyta pokazuje, że wokalista, tak naprawdę, może zrobić ze swoim głosem wszystko... zresztą chyba każdy muzyk może zrobić ze swoim instrumentem wszystko, to jest tylko kwestia świadomości. Jak człowiek pogłówkuje może wymyślić wiele naprawdę ciekawych rzeczy, a w wokalu i graniu nie chodzi o to, żeby się popisywać, pokazywać swoją świetną technikę, tylko o to żeby przekazać emocje. Takie zresztą, jest założenie na "Eternity".
Jakie emocje towarzyszą tej płycie, jakie przesłanie zawarte jest w tekstach? O czym, pokrótce, ta płyta, czy też konkretne utwory traktują?
Emocje są różne, bo muzyka, generalnie, powinna być różna, skontrastowana, bo człowiek to nie jest tylko złość, agresja, czad i nic więcej. Tym razem jest większy kontrast między agresją i spokojem. Kobieta zmienną jest - różne są nastroje i różne są piosenki. Są piosenki spokojniejsze, bardziej melancholijne i są też takie czadowe, z lekką schizką w pewnych miejscach. Chodziło o to, żeby pokazać jak najwięcej moich twarzy, jak najwięcej twarzy Delight. Wystarczy posłuchać, poczytać teksty, które zresztą nie są tym razem słownikowo ciężkie, są bardziej przystępne, zrozumiałe. Mój angielski nieco się poprawił, jest też jedna piosenka po polsku, która zresztą wywołała straszny skandal. Teksty traktują o poszukiwaniu autorytetu, o przemijaniu, o tym, że gdy człowiek dorasta, zdaje sobie sprawę, że nadejdzie ten dzień, kiedy trzeba będzie pożegnać się ze światem i trzeba będzie zrobić to godnie, ze świadomością, że coś się przeżyło. Są też teksty o miłości, o samotności, o poszukiwaniu bratniej duszy. Też o radości - jeden tekst to pewien pastisz, który miał naśladować śpiewanie bardziej powermetalowe. Tekst jest zabawny, prześmiewczy. Delight śmieje się trochę sam z siebie, z tego, co było do tej pory, z tej całej powagi i mroku. Śpiewam w piosence, że diabeł czeka na mój strach i śpiewam to w sposób emocjonalnie radosny, bo Delight to nie jest totalny mrok, tylko przede wszystkim radość grania muzyki. Za tymi mrocznymi elementami zawsze chowa się nadzieja i na szczęście ludzie to teraz widzą.
No właśnie, zarzucano wam kiedyś brak autoironii. Widać, że ta autoironia się pojawiła... czy też może była tam zawsze?
Ona była od początku, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że nie robimy na razie nic wielkiego. Byliśmy młodzi, nasza pierwsza płyta powstała gdy mieliśmy po dziewiętnaście lat. Wiadomo, że dziewiętnastolatek nie napisze dojrzałych tekstów, bo ma po prostu zbyt mało przeżyć na swoim koncie. Muzycznie były to poszukiwania, mieszanie różnych wpływów - muzyki gotyckiej i przede wszystkim metalowej, na której chowali się gitarzyści. Obecny Delight to przede wszystkim więcej naszych doświadczeń, świadomości, co chcemy tworzyć, odwagi.
Wróćmy do tego utworu śpiewanego po polsku. Powstał do wiersza Poświatowskiej, dlaczego akurat ta poetka, dlaczego właśnie ten wiersz?
To jest strasznie głupie, co teraz powiem. Dostałam w czwartej klasie liceum od mojego kochanego pana od historii tomik wierszy Poświatowskiej. Dał mi go za dobre zachowanie, czy coś takiego. Ten tomik tak sobie u mnie leżał, czasami otwierałam go i szukałam jakichś ciekawych wierszy. Wiadomo, Poświatowska pisze o miłości, nie do końca spełnionej. Wiele osób wie, jak tragiczne było jej życie. To wszystko jest wzruszające, ale jest też piękne, bo ta poetka ma w sobie ogromną siłę. Ona mówi o swojej kobiecości bez skrępowań, bez stereotypów. Postanowiliśmy zrobić jeden numer po polsku, bo fani nas o to bardzo prosili. Stwierdziliśmy, że musi on być wyjątkowy i wtedy pomyślałam, że "skowerujemy" sobie wiersz polskiej poetki. Nie poety, to musiała być kobieta, bo będzie to śpiewała też kobieta. A poza tym polskich poetów wiele osób, że tak powiem, bierze na warsztat. Zwłaszcza tych młodopolskich. Wybrałam "Wieczny Finał", bo jest on z pozoru taki gotycki - pojawia się czarci pałac itp...
...to wręcz blackmetalowy.
Tak, wręcz blackmetalowy (śmiech). Natomiast jeśli ktoś się zastanowi nad interpretacją, zauważy, że tak naprawdę opowiada on o człowieku, o ludzkiej miłości, która mimo tej całej otoczki jest czymś realnym. Wybraliśmy ten wiersz, a później żałowaliśmy, bo okazało się, że bardzo trudno jest to zaśpiewać. Utwór powstał osobno, potem ja przyniosłam ten wiersz, a tekst jest bardzo mało śpiewny. Troszkę się pomęczyliśmy i nawet w pewnym momencie stwierdziliśmy, że może nie zrobimy tego utworu. Ale już tak bardzo się zaangażowaliśmy emocjonalnie, że nie mogliśmy tego zostawić i utwór powstał. I teraz jest skandal.
Co to za skandal?
Pierwszy skandal jest taki, że na trasie się rozchorowałam i nie pamiętam już, w którym mieście, powiedziałam, że "bardzo jest mi przykro, ale chyba mnie nie zrozumiecie, jak będę śpiewała po polsku". Chodziło mi o to, że byłam chora. Od razu poleciały wielkie "młotki" itd., na mnie, że ja uważam, że polska młodzież nie zrozumie tekstu i że to jest z mojej strony bardzo niemiłe, chamskie itd. Nie uważam tak. W życiu bym nie pomyślała, że polska młodzież nie rozumie poezji, nie czyta poezji. Przecież ja sama należę do tej młodzieży, która poezję czyta. Polska młodzież jest inteligentna, wrażliwa, czyta poezję, czyta książki. Tak więc w życiu bym tak nie pomyślała. I drugie: niektóre osoby uważają, że ta interpretacja ich ulubionego wiersza ich boli, że to jest nie fair. Ale, cóż mogę tu zrobić? Mogę tylko powiedzieć, że ja też mam prawo coś powiedzieć, starać się przekazać coś po swojemu. Jak się to komuś nie podoba to trudno, nie musi przecież tego słuchać. Ale jest wiele osób, które słuchają tej piosenki i bardzo głęboko to analizują. Fani przysyłają mi nazwiska różnych poetek, które piszą ciekawe rzeczy. To ewidentnie pokazuje jakiego super mamy odbiorcę. Odbiorcę, który myśli przede wszystkim. Który słucha i myśli, co ktoś śpiewa. Więc jak ktoś powie, że muzycy metalowi, czy gotyccy, to tylko klapki na oczach, tylko czad i tylko jakaś taka mroczna zabawa, dołowanie się, odpowiem, że to nieprawda. Ludzie, którzy słuchają takiej muzyki, nasi fani, to ludzie inteligentni, wrażliwi! Tak uważam.
Zamierzacie na następnych płytach zawierać kolejne utwory po polsku? A może w całości przerzucicie się na język polski?
Cały czas się nad tym zastanawiamy. Chcemy spróbować po polsku, mam ochotę napisać płytę po polsku. To się robi zupełnie inaczej niż po angielsku. Pisząc tekst piosenki po angielsku można ujmować wiele rzeczy bardzo metaforycznie i to nie przeszkadza w śpiewaniu. Śpiewanie po angielsku jest, jeśli chodzi o fonetykę, czy układanie melodii, zdecydowanie prostsze. Gorzej jest z akcentacją, występują transakcentacje, ale też jest tu większa dowolność, bo każda czarnoskóra wokalistka może sobie "aaaayyyyy" robić i nikogo to nie boli. W języku polskim jest z tym większy problem, bo akcent musi być mocny, wyraźny. Nie może być przesunięcia, więc każde słowo trzeba wielokrotnie przeanalizować. Poza tym w języku polskim są: "sz", "cz", "ż", "brz", "trz", "drz" - wszystko świszczy i dźwięczy, i to też trzeba umiejętnie dawkować. Można stosować różne antyzgrzytowe techniki, ale piosenka nie może bardzo boleć fonetycznie. To duże zadanie przed nami, ale będziemy próbować, eksperymentować. Ja chcę napisać polską płytę dla siebie samej, żebym mogła się sprawdzić, pokazać, że jestem już na tyle dojrzała, że mogę pisać swoje teksty po polsku. Natomiast fani piszą do nas różne rzeczy, piszą: "Delight, grajcie też po angielsku, bo jak będziecie śpiewać po polsku to wasza muzyka straci na uroku". Kiedyś nam się wydawało, że ten angielski to straszna bariera między nami, a odbiorcą, że, mimo że wszyscy młodzi ludzie znają angielski, to tak naprawdę wolą śpiewać po polsku, słuchać polskiego języka. Nie dziwię się, bo to w sumie naturalne. Teraz już sami nie wiemy, zastanawiamy się. Na pewno będą piosenki polskie, bo trzeba się z tym zmierzyć, ale też będzie dobra płyta po angielsku. Wydaje mi się, że będą dwie wersje. Natomiast jak to technicznie rozwiążemy, czy pomieszamy: pół płyty po polsku, pół po angielsku, to będzie w kwestii tego, jak do tego dojdziemy technicznie. Bo płyta to musi być całość, to nie może być tylko piosenka pierwsza, piosenka druga itd. Bardzo bym chciała, żeby płyta była dwujęzyczna, ale myślę, że z technicznych przyczyn jest to niemożliwe. Dlatego chyba będą dwie płyty, a odbiorca będzie mógł sobie sam wybrać. Natomiast na koncertach w Polsce polskie piosenki będą śpiewane po polsku. Chyba wyczerpałam całkowicie temat, nie? (śmiech)
Chyba tak (śmiech). Przejdźmy dalej. Do jednego utworu powstał teledysk. Gdzie go można zobaczyć i co można na nim zobaczyć?
Jest nam bardzo przykro, że nie można go obejrzeć na płycie, ale to nie nasza wina. Obiecywaliśmy we wszystkich wywiadach, że teledysk będzie, bo teledysk miał być. Ale nagle się okazało, że w tym roku na płytach zespołów gotycko-metalowo-rockowych nie ma teledysków. I to jest zarządzenie odgórne. Jest nam przykro, bo teledysk poszedł chyba raz na Vivie Polska i w telewizji regionalnej, a jest bardzo fajny, aczkolwiek nie jest to teledysk komercyjny. Jest to typowy teledysk zespołu metalowego, czyli scenki rodzajowe, przedstawiające nas przebranych za postaci z witraży plus "zespół gra na żywo i trzepie włosami", bo my jesteśmy jeszcze zespołem długowłosym. Jeszcze nam testosteron nie uderzył do głowy, jeszcze włosy mamy. Teledysk jest utrzymany w ciepłych barwach, jest taki troszkę radosny, mimo że piosenka ["Stained Glass" - przyp.] jest nieco melancholijna. Ta piosenka opowiada o konfrontacji życia młodego człowieka z czymś transcendentnym, wiecznym. Chodzi tu o witraż, konkretnie o witraż Stanisława Wyspiańskiego "Bóg ojciec-stań się!" z kościoła Franciszkanów w Krakowie.
Skoro była już mowa o graniu na żywo, wróćmy na chwilę do tego tematu. Odbyliście ostatnio dużą trasę. Jakie wspomnienia?
(śmiech) W myśli zamęt i w ogóle, bo dużo się działo na tej trasie, prywatnie też. Była świetna zabawa, ale muzycznie przede wszystkim się dużo działo. Ja się rozchorowałam, cóż będę ukrywać. Zaśpiewałam koncert w Warszawie i się rozchorowałam. Pojechałam w trasę nie śpiewając połowy wokali, gdyż, jak wiadomo, ja mam też partie wysokie, a tam się nic nie da zrobić. Te niższe się śpiewa spokojnie, ale też nie chciałam obniżać wokalizy typowo solówkowej o trzy oktawy, żeby było muczenie i mruczenie pod nosem. Poza tym, jak się jest chorym i głos nie działa, jest totalne zapalenie nagłośni, to nie da się śpiewać, bo człowiek się bardzo męczy. Nie ma tej siły żeby śpiewać. Nadrabiałam to wszystko ruchem scenicznym i rozmową z ludźmi. Bo co miałam zrobić?
I jakie były efekty? Jak ogólnie zostaliście przyjęci na tej trasie?
Zostaliśmy wyjątkowo dobrze przyjęci. Czasami wychodziłam na scenę mając świadomość, że nie zaśpiewam ani jednej piosenki, że będę je śpiewała na siłę, dawała z siebie wszystko fizycznie, ale efekt będzie niedobry. Więc wyszłam na = scenę, też nie chciałam litości ludzi, więc powiedziałam, że to sprawa honoru. Tak bardzo chcieliśmy zagrać, bo może tam były dwie osoby, które przyszły na Delight. I co wtedy? Co tym osobom powiedzieć? Że nie gramy, bo wokalistka się rozchorowała i siedzi sobie w garderobie? Tak było i to było niemiłe. Wychodziliśmy na scenę i graliśmy piosenki. Jednego dnia było dobrze, drugiego niedobrze. Najgorzej było w Poznaniu. Wszystkich przyjaciół i fanów z Poznania bardzo przepraszam. Zrewanżujemy się, przyjedziemy i zagramy półtoragodzinny koncert, będę śpiewała wszystko! Poza tym nauczyłam się rozmawiać z ludźmi, bo to nie jest proste wyjść na scenę, wiedząc, że nie ma się tego, czym powinno się z tej sceny emanować, nie ma się głosu.
Odwiedziłem ostatnio waszą oficjalną stronę internetową. Prezentuje się nieźle, natomiast zaintrygowała mnie domena, na której ją znalazłem: siusiak.nie.com.pl [w chwili, w której ukazuje się ten wywiad to już nieaktualne - przyp.]...
(śmiech) O! To nie wiem, bo to nasz przyjaciel robi. On również prowadzi stronę oficjalnego fanclubu Moonlight. Mamy połączone chaty - "Dark Stars Chat", Moonlight i Delight. On prowadzi tamtą stronę i robi to bardzo dobrze. Może ta strona nie jest technicznie wybitna, ale ma życie. Są tam bieżące wiadomości o zespole, chaty, zdjęcia. Jest to taka strona dla ludzi, jest żywa. Mieliśmy = problemy ze stroną. Wcześniej mieliśmy stronę, która była piękna graficznie, ale nic się na niej nie działo, bo osoby, które ją robiły nie miały na to czasu. A myśmy też nie chcieli naciskać za bardzo, bo to też finansowa sprawa. A tym razem nasz przyjaciel Graphite podjął się pracy nad stroną Delight i jestem bardzo zadowolona. A to, że sobie jakąś tam domenę wybrał, siusiak, czy coś tam, to jest nieistotne. Strona jest www.delight.art.pl.
Na koniec nasze sztandarowe pytanie. Jaka jest twoja opinia na temat Internetu?
Regularnie wchodzę na www.rockmetal.pl. Niestety, wpisuje często w wyszukiwarce "Delight" i czytam recenzje Adama Kaliszewskiego na mój temat, którego nota bene bardzo serdecznie pozdrawiam. W ogóle lubię Adama, chociaż nie zawsze się zgadzamy (śmiech). Słucham w domu płyty Naamah "Ultima" i sobie na ten temat rozmawiamy. Otóż krytycy zawsze mają większa władzę niż muzycy i nic nie zrobisz... Słowa, słowa, słowa. Oto cały net. Ale przynajmniej raz w tygodniu odpisuje na maile fanów, a to już świadczy, że narzędzie jakim jest net jest nieodzowne.
A twoja opinia na temat takich rzeczy jak umieszczanie mp3 w Internecie i ogólnie powiązań sieci i biznesu muzycznego?
My wiemy, że Delight jest dostępny w Internecie. Myśmy go tam nie dali, bo to nie jest dla nas dobre, bo ludzie wtedy nie kupują płyt. Ale zdajemy sobie sprawę, że to jest obecne i nie mamy na to wpływu, nie jesteśmy zespołem Metallica. Z drugiej strony to może dobrze, bo może nie każdego stać na płytę, bo płyty są bardzo drogie. Może to jest też dobra forma promocji... Mamy teraz plany zrobić na stronę dodatkowe dwa utwory, po to, żeby ktoś mógł posłuchać czegoś związanego z zespołem, żeby zespół mógł się rozreklamować, ale żeby to nie było wzięte z płyt, żeby po płyty musiał już pójść do sklepu.
Generalnie uważasz, że Internet przynosi wam więcej szkód czy korzyści?
Zdecydowanie więcej korzyści, bo daje nam kontakt z ludźmi. Odbieram codziennie bardzo dużo maili. Cały czas mówię, żebyście pisali, jeśli macie ochotę coś mi powiedzieć. Mnie osobiście, bo ja czytam te maile. Adres to delight333@interia.pl, nie 666, tylko 333. Ludzie piszą różne uwagi, zarówno krytyczne, jak i takie super pozytywne. Dostaję nawet propozycje matrymonialne, z tego też się cieszę. Wiem, czego chcecie słuchać, co się wam w Delight podoba. Obiecuję, że będę odpisywać na każdy list i na każdy odpisuję, aczkolwiek nie piszę takiej całostronnicowej, długiej wypowiedzi, tylko takie krótkie, konkretniejsze. Zwłaszcza teraz po trasie. Bardzo dużo daje mi możliwość skonsultowania się z fanami, z ludźmi zainteresowanymi naszą muzyką. Czytam opinie, mamy na stronie księgę gości. Niektóre są fajne, pozytywne i miło się robi, a niektóre są krytyczne, ale też dużo dają na przyszłość. Internet rządzi! Jestem uzależniona od Internetu.
To by było na tyle, dzięki za rozmowę.
Dzięki.