zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 24 listopada 2024

wywiad: Death Angel

29.11.2010  autor: Verghityax

Wykonawcy:  Mark Osegueda - Death Angel (wokal), Rob Cavestany - Death Angel (gitara)

strona: 1 z 1

Death Angel, Kraków 22.05.2010, fot. kriz
Death Angel, Kraków 22.05.2010, fot. kriz

rockmetal.pl: Wiecie, tak patrzę na okładkę "Sonic German Beatdown - Live in Germany" i zastanawiam się, czy wyście byli nawaleni, kiedy zgodziliście się na ten obrazek? Anioł wygląda koszmarnie.

Rob Cavestany: Faktycznie, wygląda paskudnie i upiornie. Pasuje bardziej do Depeche Mode, niż do nas. Zresztą, okładka poprzedniego albumu studyjnego też jest strasznie dziwna.

Mark Osegueda: Halo? (pochylając się nad dyktafonem) To już działa? Lubię polską "Żołądkową Gorzką"!

Rob Cavestany: Ja też.

Mark Osegueda: W Krakowie dostanę pięć butelek. Już złożyłem zamówienie.

Rob Cavestany: Świetnie.

Mark Osegueda: To będzie zabójcza impreza.

Czy polska "Żołądkowa Gorzka" to wasz ulubiony alkohol?

Mark Osegueda: Jeden z ulubionych. Zdecydowanie. Uwielbiam "Żołądkową Gorzką" nawet bardziej niż "Fernet Branca", a kocham "Fernet Branca".

Rob Cavestany: Dokładnie. Wpadnij na koncert z butelką "Żołądkowej Gorzkiej" i masz wejście na backstage, do autokaru...

Mark Osegueda: ...będziesz mógł nawet przespać się z Willem (śmiech).

Nie ma sprawy, wpadnę z kilkoma flaszkami (śmiech). A skoro już mowa o Willu (Carroll - przyp. red.), jak doszło do tego, że zastąpił Andyego Galeona?

Rob Cavestany: Will jest już z nami około roku. Gość pochodzi z Bay Area i jest naszym kumplem od bardzo dawna. W przypadku, gdy ktoś odchodzi z kapeli, w pierwszym rzędzie myślimy o muzykach, których dobrze znamy i z którymi się dogadujemy. Wiele zależy od tego, czy potrafi grać zespołowo, bo trzeba dbać o pozytywne relacje pomiędzy członkami załogi. Will był oczywistym wyborem, ponieważ był na miejscu, jest fantastycznym perkusistą i wielkim fanem tego, co gramy... no i do tego jest świetnym kolesiem. To bardzo wygodne, gdy możesz współpracować z kimś, z kim normalnie spotykasz się na stopie towarzyskiej, bo już mniej więcej wiesz, czego możesz się po takiej osobie spodziewać. Kiedy spędzasz większą część życia w trasie, jest niezwykle ważne, aby nie było żadnych niespodzianek.

To fakt, niespodzianki potrafią być prawdziwym utrapieniem. Panowie z Anthrax wiedzą o tym najlepiej.

Death Angel, Warszawa 14.07.2009, fot. W. Dobrogojski
Death Angel, Warszawa 14.07.2009, fot. W. Dobrogojski

Mark Osegueda: Au (gwizd).

Rob Cavestany: Tak, u nich faktycznie to standard.

Ostatnimi czasy nastąpiło jeszcze jedno przetasowanie w składzie Death Angel - odszedł wasz basista, Sammy (Diosdado - przyp. red.). Czemu tak się stało?

Mark Osegueda: Sammy był dokładnie tym, kogo potrzebowaliśmy, czyli doskonałym muzykiem sesyjnym, który pomógł nam na trasie z koncertami. Chcieliśmy, żeby został na stałe, ale niestety, jak wszyscy związani z Death Angel, miał problemy osobiste (śmiech). No i musiał się nimi zająć. Wydaje mi się, że na początku przyjął naszą ofertę przystąpienia do grupy z czystej ekscytacji, nie zdając sobie sprawy, z jakimi wiąże się to wyrzeczeniami, zwłaszcza w sprawach rodzinnych.

Rob Cavestany: Nie przypuszczał chyba, jak napięty jest nasz grafik jako kapeli i ile czasu będzie musiał temu poświęcić. Po prostu nie dało się pogodzić jego życia osobistego z zaangażowaniem, jakiego wymaga życie na trasie.

Czyli nie wytrzymał rock and rollowego trybu życia?

Rob Cavestany: Nie, nie dał rady jako drogowy mutant.

Mark Osegueda: Nie każdy się do tego nadaje (śmiech). Tylko ja i Rob (śmiech).

I na jego miejsce znaleźliście Damiena Sissona. Skąd go wytrzasnęliście?

Mark Osegueda: Koleś jest z Bay Area i wcześniej grał w kapeli Scarecrow razem z Willem i Tedem (Aguilarem - przyp. red.) w San Francisco. Przedtem grywał na basie jeszcze w innych formacjach i wiele razy miałem okazję widzieć go w akcji. To niesamowity basista. Błyskawicznie się wpasował - to był dobry wybór. Przeczuwaliśmy, że Sammy zamierza odejść, więc pewnego wieczoru Rob zadzwonił do Damiena i już następnego dnia chłopak zjawił się w salce prób.

Rob Cavestany: Dokładnie. Sammy odszedł, po czym następnego dnia Damien był z nami w salce, gotów wymiatać. Przyszedł doskonale przygotowany, z całym setem piosenek.

Spotkałem się nawet z opinią, że ten gość jest nowym wcieleniem Cliffa Burtona. Ponoć sam James Hetfield przyszedł na koncert, żeby go zobaczyć. Czy to prawda?

Mark Osegueda: Nie wiem, czy Hetfield zjawił się na gigu tylko po to, żeby go zobaczyć (śmiech). To była świąteczna impreza i James został zaproszony, ale tak, przyszedł. Damien istotnie ma w sobie coś z Cliffa - posiada świetną prezencję, która ludziom przywodzi na myśl Burtona. Młodsze pokolenie, które grę Cliffa mogło obejrzeć wyłącznie na wideo, przychodzi potem na występ i mówi, że nowy basista jest zajebisty. To wulkan energii i do tego naprawdę rewelacyjny muzyk.

Death Angel, Warszawa 14.07.2009, fot. W. Dobrogojski
Death Angel, Warszawa 14.07.2009, fot. W. Dobrogojski

Rob Cavestany: Tak, to świetny gość, bardzo trzeźwo myślący, sympatyczny w obejściu i łatwo się wpasowuje.

Nie porzucając tematu nowości, to z tego, co wiem, nagrywacie nowy album...

Mark Osegueda: Już go nagraliśmy.

Rob Cavestany: Tak, jesteśmy teraz w fazie miksowania.

Możecie zdradzić, jaki będzie nosił tytuł?

Mark Osegueda: Hmm... (śmiech). Mamy tytuł roboczy, ale jeszcze nie chcemy go ujawniać.

Rob Cavestany: Zanim ten wywiad się ukaże, wszyscy i tak już pewnie będą go znali (mowa o "Relentless Retribution" - red.).

A ile wałków trafi ostatecznie na płytę?

Rob Cavestany: Dwanaście.

Planujecie jakieś bonusy czy dodatki?

Mark Osegueda: Nie, lecz do limitowanej edycji dodamy płytę DVD z relacją z procesu nagrywania albumu.

Czy okładkę wykona ten sam gość, który był odpowiedzialny za "Killing Season"?

Mark Osegueda: Nie, to nowy artysta. Nazywa się Brent Elliott White i jego prace robią niesamowite wrażenie.

Rob Cavestany: Jakiś czas temu widzieliśmy szkice. Są rewelacyjne i wyglądają naprawdę brutalnie.

Macie jeszcze jakieś konkretne plany na przyszłość? Oczywiście, poza wypuszczeniem na rynek nowego albumu.

Rob Cavestany: Mamy zaplanowanych kilka tras. Właśnie kończymy jedną, po niej wracamy do domu i znów uderzamy na Europę. Wystąpimy między innymi na "Sweden Rock Festival", "Sauna Open Air"... Potem czeka nas w tournee po Stanach z Soilwork. Później ukaże się nowy krążek, a następnie przypuścimy atak na Meksyk, razem z Cavalera Conspiracy, Twisted Sister, Destruction... Jest też pomysł, by odwiedzić Amerykę Południową.

Mark Osegueda: Nigdy wcześniej tam nie graliśmy.

Nie licząc Ameryki Południowej, są jakieś miejsca, w których Death Angel nigdy nie zagrał koncertu?

Rob Cavestany: Po pierwsze nie odwiedziliśmy dotąd wielu rejonów Azji - jak na razie udało nam się zagrać jedynie w Japonii i na Filipinach. Nie daliśmy też popisu w Grecji.

Death Angel, Kraków 22.05.2010, fot. kriz
Death Angel, Kraków 22.05.2010, fot. kriz

Mark Osegueda: W Turcji również nie. I w Europie Wschodniej. Nigdy nie byliśmy w Moskwie, a bardzo chciałbym tam zagrać. I na "Dubai Desert Rock Festival".

Rob Cavestany: Ja chętnie wystąpiłbym w Maroku. Wyspa Man też nie wydaje się złą opcją...

Mark Osegueda: Tak. I koniecznie musimy zagrać na Wyspie Wight (śmiech). I chcielibyśmy wszędzie zabrać ze sobą naszą tour menedżerkę, Julię. Nawet do łazienki (śmiech).

Kiedy tak gadamy o tych trasach, przypomniało mi się, że w tym roku zagraliście koncert na promie płynącym ze Szwecji. A w przyszłym jesteście zakontraktowani jako jedni z wykonawców na festiwalu "70.000 Tons of Metal", czyli kolejna morska wycieczka. Lubicie takie akcje?

Rob Cavestany: Nie, w ogóle nie lubię przebywać na wodzie.

Mark Osegueda: Rob od razu dostaje choroby morskiej (śmiech).

Rob Cavestany: To po prostu świetna impreza i tak się składa, że odbywa się na jebanym, kursującym statku. Ale to fajne przeżycie. Na szczęście nie miałem ataku choroby morskiej podczas tego szwedzkiego rejsu. I nie, nie gramy tego koncertu dlatego, że pałamy jakąś wielką sympatią do statków (śmiech).

Mark Osegueda: Skład na tym feście robi się coraz lepszy, z każdą kolejną, ogłoszoną kapelą.

Rob Cavestany: To będzie pierwszy raz, kiedy Nie Aż Tak Wielka Czwórka zagra razem.

Mark Osegueda: Ale jedni z Czwórki chyba nie zostali jeszcze potwierdzeni.

Rob Cavestany: Megadeth, Slayer... czekaj, kto tam jeszcze gra?

Mark Osegueda: Ozzy (śmiech).

Rob Cavestany: Anthrax, Metallica...

Mark Osegueda: Judas Priest (śmiech).

No właśnie, w czerwcu Wielka Czwórka na jednej scenie po raz pierwszy w historii...

Rob Cavestany: Nie udało nam zamienić się miejscem z kimś z Czwórki...

Moglibyście zrobić "Sonicsphere Beatdown".

Rob Cavestany: To brzmi naprawdę świetnie!

Były jakieś szanse, żeby udało się wam wkręcić do tego rozdania?

Death Angel, Warszawa 14.07.2009, fot. W. Dobrogojski
Death Angel, Warszawa 14.07.2009, fot. W. Dobrogojski

Mark Osegueda: Nie sądzę, nie w tym roku. Może w przyszłym będziemy headlinerami. My i Pretty Maids (śmiech).

Jak sądzicie, czy jesteście teraz bardziej rozpoznawalni niż w pierwszej epoce istnienia Death Angel?

Mark Osegueda: Nie jestem pewien. Obecnie grywamy na wielu festiwalach, które wtedy jeszcze nie istniały. Ale za to w tamtych latach dawaliśmy własne koncerty jako headlinerzy w o wiele większych obiektach. Mimo to, wydaje mi się, że dzisiaj docieramy do ogromnej ilości ludzi, właśnie dzięki festiwalom. Wówczas nie było takiej możliwości.

Rob Cavestany: Nie wiem, może wtedy tego nie zauważałem, ale teraz jesteśmy chyba bardziej rozpoznawalni wizualnie. Inni muzycy i ludzie z branży... wszyscy wiedzą, kim jesteśmy. Może to dlatego, że mamy już dość długi staż. Patrzą na nas i mówią: "To znowu oni. Te świrusy z San Francisco wciąż się trzymają". I powiem ci, że podoba mi się ten rodzaj rozpoznawalności.

Chciałbym jeszcze zapytać was o kilka spraw z przeszłości. Kiedyś obaj byliście członkami projektu o nazwie Swarm. Jakiekolwiek szanse na reaktywację?

Rob Cavestany: Ciężko powiedzieć. Bo to, że teraz jesteśmy razem, nauczyło mnie, by nigdy nie mówić "nigdy" w żadnej sytuacji. Aczkolwiek obecnie nie ma planów dotyczących Swarm. Naszą potrzebę tworzenia muzyki i łojenia na scenie do tego stopnia zaspokaja to, co robimy w Death Angel, że nie ma powodu ani czasu na bawienie się w poboczne projekty. Wolimy poświęcić tę energię na zrobienie czegoś pod szyldem Death Angel. No i chcemy nadrobić stracony czas. Pewnie każdy z nas ma jakieś idee, które pragnie zrealizować, ale obecnie wszyscy jesteśmy totalnie zaangażowani w tę kapelę.

A czy istnieje chociaż możliwość, że wydacie reedycje Swarm? Bo te stare wydania są koszmarnie trudne do zdobycia...

Rob Cavestany: Mamy nadzieję, że uda się to zrobić. Myśleliśmy nad tym już od jakiegoś czasu. Nie możemy pozwolić, żeby popadły w zapomnienie.

Mark Osegueda: Wiesz, są też pewne starocie z Death Angel, które wymagają odkurzenia.

Rob Cavestany: Nie znaczy to oczywiście, że mamy gdzieś ukrytą całą masę niewydanych albumów (śmiech).

Death Angel, Warszawa 14.07.2009, fot. W. Dobrogojski
Death Angel, Warszawa 14.07.2009, fot. W. Dobrogojski

Mark Osegueda: Dokładnie. Chodzi nam raczej o te z naszych dokonań, które w dzisiejszych czasach ciężko znaleźć w sklepach, jak na przykład "Act III".

Rob Cavestany: Nie wspominając już o "The Ultra-Violence" i "Frolic through the Park".

Na "Frolic through the Park" zarejestrowaliście cover "Cold Gin" Kiss. Co skłoniło was do wyboru tej właśnie piosenki?

Mark Osegueda: Bo to właśnie Kiss jako pierwsi zainspirowali nas do założenia zespołu. To był pierwszy koncert, na jakim kiedykolwiek byliśmy: ja, Rob, Dennis (Pepa - przyp. red.) i Andy. Miało to miejsce w 1979 roku. Matka Roba i matka Dennisa zabrały nas na ten gig. Oczywiście, to była wówczas nasza ulubiona grupa. Na święta chcieliśmy dostać wszystkie albumy Kiss.

Rob Cavestany: Rozdziewiczyli nas koncertowo. To było nasze pierwsze tego typu doświadczenie i czuliśmy, że to, iż gramy muzykę, zawdzięczamy właśnie im. Cover "Cold Gin" był naszym hołdem dla nich. Zaraz po tym koncercie doszliśmy do wniosku, że natychmiast musimy utworzyć kapelę. Ten moment odmienił całe nasze życie i trwa to aż po dziś dzień. To, że siedzimy tu i przeprowadzasz z nami wywiad, to że jesteśmy Death Angel - to wszystko dzięki Kiss.

Swoją drogą, skąd właściwie wzięła się nazwa Death Angel?

Rob Cavestany: Cóż, zobaczyliśmy ją na okładce płyty (śmiech). Tak na serio, to bardzo prosta historia. Gdy jeszcze byliśmy dzieciakami i właśnie formowaliśmy ekipę, wybraliśmy się na zakupy do centrum handlowego w miejscowości, gdzie mieszkaliśmy. Początkowo nazywaliśmy się Dark Fury, lecz uznaliśmy, że potrzebujemy czegoś lepszego niż to, czegoś bardziej złowrogiego, jak Black Sabbath. Kiedy przechodziliśmy obok księgarni, Dennis, nasz pierwszy basista, zauważył na wystawie książkę zatytułowaną "Death Angel". Pomyśleliśmy, że właśnie tego szukamy!

O czym była ta książka?

Rob Cavestany: Nigdy jej nie przeczytałem, ale słyszałem, że to potworny gniot.

Mark Osegueda: Mam ją w domu, ale też nie miałem jeszcze okazji jej przeczytać.

Kolejne pytanie z historii. Kiedy po "Act III" Death Angel się rozpadło, trzeba było aż jedenastu lat, byście zebrali się ponownie i zagrali na "Thrash of the Titans", benefisowym koncercie dla Chucka Billyego i Chucka Schuldinera. Dlaczego tyle to trwało, zanim znów się zeszliście?

Death Angel, Kraków 22.05.2010, fot. kriz
Death Angel, Kraków 22.05.2010, fot. kriz

Mark Osegueda: Zanim do tego doszło wiele razy dostawaliśmy oferty, by przywrócić Death Angel do życia. I za każdym razem odrzucaliśmy je. Jak powiedział Rob, "nigdy nie mów nigdy", ale nie przypuszczaliśmy, że to "nigdy" naprawdę się kiedyś wydarzy.

Rob Cavestany: Oferowali nam miliony dolarów.

Mark Osegueda: A nawet miliardy (śmiech). Ale zawsze odmawialiśmy.

Rob Cavestany: Ale ten benefis to była inna sprawa. Zabraliśmy się ponownie tylko na ten jeden koncert. I nic więcej. Mówiliśmy sobie wtedy, że zrobimy to, ponieważ powód, by tam wystąpić, był o wiele głębszy i ważniejszy, niż to, co skłaniało nas, by już nie grać razem. Skupiliśmy się na tym celu całkowicie.

Mark Osegueda: Cała ta impreza była niesamowita.

Rob Cavestany: Tłum po prostu szalał.

Mark Osegueda: Na "Thrash of the Titans" przybyli ludzie z całego świata - przylecieli do Stanów specjalnie na ten festiwal. Ze wszystkich kapel na liście, my mieliśmy najdłuższą przerwę w istnieniu na rynku muzycznym. Pomyśleliśmy, że jeśli uda nam się poderwać ludzi, to będzie to jeden z najlepszych momentów w naszym życiu.

Rob Cavestany: Jedenaście lat - tak długo nie występowaliśmy. Przed tym koncertem zrobiliśmy tylko dwie próby. Dwie próby, po jedenastu latach. Pamiętam, jak wyszliśmy na scenę i krzyknąłem tylko: "Miejmy już to, kurwa, za sobą!".

Mark Osegueda: Dokładnie! (śmiech)

Rob Cavestany: I od tamtego czasu jesteśmy razem już niemal dekadę (śmiech). Nigdy nie sądziliśmy, że do tego dojdzie.

Mark Osegueda: Dzięki Bogu, jednak doszło.

Rob Cavestany: O tak. To właśnie doskonały przykład na to, jaką moc ma muzyka i fani. Wiesz, każdy z nas miał swoje sprawy. Ani przez chwilę się nie spodziewaliśmy, że przejdziemy tak długą i daleką drogę. Zobacz, jak bardzo zmieniło to nasze życie... To było zbyt ekscytujące, by przestać. Po prostu czuliśmy, że musimy grać dalej. By ponownie wprawić kapelę w ruch, wywróciliśmy wszystko do góry nogami. To było szaleństwo. I nigdy nie chodziło w tym o nic innego. Jammowanie zawsze była naszą pasją... i ten rozpalony tłum owego wieczoru na "Thrash of the Titans"... To jest jak narkotyk - uzależnia tak bardzo, że nie wyobrażasz sobie, by nie zażyć go raz jeszcze.

Death Angel, Warszawa 14.07.2009, fot. W. Dobrogojski
Death Angel, Warszawa 14.07.2009, fot. W. Dobrogojski

Ok, wielkie dzięki za wywiad!

Rob Cavestany: Dzięki! I do zobaczenia w Polsce!

Mark Osegueda: I pamiętaj o "Żołądkowej Gorzkiej"! (śmiech)

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »
Angel
Kowalek (gość, IP: 178.42.58.*), 2010-12-02 20:25:05 | odpowiedz | zgłoś
Grają 01.04.2011 w Warszawce- w Progresji !!! Pozwolę sobie jedną buteleczkę przemycić dla Marco. ;))
Fajnie
Kenji_Takahashi (wyślij pw), 2010-12-01 19:49:17 | odpowiedz | zgłoś
Mają chłopaki dobry gust. Żołądka Gorzka to jest to! :D
świetny wywiad
paulatc
paulatc (wyślij pw), 2010-11-29 19:16:14 | odpowiedz | zgłoś
świetny wywiad, zresztą jak wszystkie :P sympatyczne z nich chłopaki, a Relentless Retribution mnie opetało :) od kilku dni slucham tylko tego, help :P hehehehe, polecam :)

Materiały dotyczące zespołu

Na ile płyt CD powinna być wieża?