zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku poniedziałek, 25 listopada 2024

wywiad: Coroner

19.04.2017  autorzy: Verghityax, Katarzyna "KTM" Bujas

Wykonawca:  Thomas Vetterli - Coroner (gitara)

strona: 2 z 2

Coroner, Kraków 25.11.2011, fot. Lazarroni
Coroner, Kraków 25.11.2011, fot. Lazarroni

Jako muzyk i producent miałeś okazję doświadczyć wielu przemian w biznesie muzycznym. Jest teraz lepiej czy gorzej niż wtedy, gdy zaczynałeś z Coroner?

Biznesowa część całego przedsięwzięcia zmieniła się nie do poznania. Z jednej strony niezmiernie trudno zarobić dziś pieniądze na muzyce, z drugiej internet pozwala zespołom dotrzeć do odbiorców na całym świecie... Nie chcę być jednym z tych zrzędów, którzy tylko marudzą, jak to kiedyś było lepiej. To sprawia, że czuję się bardzo staro (śmiech).

Jesteś przeciwny rozpowszechnianiu muzyki za pośrednictwem internetu?

Z pewnością jestem przeciwny ściąganiu jej za darmo. To poważny problem, bo produkowanie muzyki, komponowanie, instrumenty - to wszystko kosztuje i to niemało. Do tego jest to niezwykle czasochłonne zajęcie. A ludzie, którzy ściągają muzykę z nielegalnych źródeł, po prostu kradną. To tak samo, jakbym wszedł do supermarketu i wyniósł jedzenie, na które mam ochotę. To nie w porządku. Nawet taki Spotify nie generuje żadnych realnych zysków dla muzyków, choć to i tak lepsze niż ściąganie z sieci za darmo. Mimo to zdaję sobie sprawę, że czasu się nie cofnie i trzeba zaakceptować obecny stan rzeczy.

Obecny stan rzeczy z pewnością ma jednak jakieś plusy. Jeden z pierwszych koncertów, które zagraliście po reaktywacji, miał miejsce na "Hellfest" we Francji. Pamiętam, że pod sceną czekały na was dziesiątki tysięcy fanów, a w pierwszym rzędzie Neil Fallon, wokalista Clutch.

To było, kurwa, niesamowite. Naturalnie nie każdy nasz koncert tak wyglądał, na przykład w Zurychu zagraliśmy w niewielkim klubie. Mimo to po kilku występach zaczęliśmy zadawać sobie pytanie, co się właściwie stało? Nagle Coroner stał się dziesięć razy większą nazwą niż kiedykolwiek wcześniej. Fantastyczne uczucie. Z początku obawialiśmy się, że przyjdzie raptem kilkadziesiąt osób, żeby sprawdzić, czy stare pryki jeszcze dają radę. Tymczasem czekało nas zgoła odmienne przyjęcie, pełne radości i wyczekiwania.

Czy trudno było wrócić po tak długiej przerwie?

Kiedy decyzja o powrocie zapadła, siedzieliśmy w sali prób przez sześć dni w tygodniu, żeby się należycie przygotować. Okazało się, że to trochę jak z jazdą na rowerze - pewnych rzeczy się nie zapomina.

Coroner, Kraków 25.11.2011, fot. Lazarroni
Coroner, Kraków 25.11.2011, fot. Lazarroni

Zważywszy na to, jak ludzie was teraz przyjmują, czy żałujecie, że w 1996 roku zakończyliście działalność?

To był idealny moment, aby powiedzieć sobie: "dość". Każdy z nas chciał wtedy robić coś innego. Obawiam się, że gdybyśmy wtedy kontynuowali, przestalibyśmy wkładać w naszą muzykę serce i pewnie zaczęlibyśmy nagrywać kiepskie albumy. Podjęcie tej decyzji było bolesne, ale konieczne.

Wiemy już, że po rozpadzie Coroner grałeś w Kreatorze i pracowałeś jako producent muzyczny. Czy możesz opowiedzieć, co w tym czasie porabiali Ron Royce i Marquis Marky?

Ron znalazł pracę w firmie ochroniarskiej. Marky najpierw miał zespół Apollyon Sun z Tomem Warriorem, a potem zupełnie porzucił metal na rzecz muzyki elektronicznej i tanecznej. Założył w tym gatunku dwa projekty: Spoo i Knallkids.

Wspomniałeś o Tomie Warriorze. W sieci natknęliśmy się na informację, że zanim założyliście zespół, byliście ekipą techniczną Celtic Frost.

To tylko po części prawda. Coroner istniał już wcześniej. W 1986 roku nagraliśmy naszą pierwszą demówkę, pt. "Death Cult", a Tom Warrior wystąpił na niej w roli wokalisty. Dopiero potem otrzymaliśmy od Celtic Frost propozycję, aby ruszyć z nimi w trasę po USA w charakterze ekipy technicznej. Oczywiście od razu się zgodziliśmy. Nigdy wcześniej nie byliśmy w Ameryce i nie mogliśmy przepuścić takiej okazji. Ilekroć Tom udzielał tam wywiadu, dawaliśmy dziennikarzowi naszą demówkę, aby chociaż w ten sposób się pokazać.

Podobno na którymś etapie wasza przyjaźń z Tomem Warriorem uległa nadwyrężeniu i musiało upłynąć sporo lat, zanim udało się wam naprostować stosunki. Czy coś się wtedy stało?

Nic konkretnego, Tom ma po prostu dość specyficzny charakter (śmiech). Myślę, że nasze stosunki można najprościej opisać słowami: raz na wozie, raz pod wozem. Obecnie wszystko jest w porządku, widziałem się z nim kilka razy w ciągu ostatnich miesięcy i dogadujemy się doskonale. W każdym razie nigdy nie doszło między nami do konfliktu, jeśli o to pytacie.

Coroner, Zlin 26.11.2011, fot. Verghityax
Coroner, Zlin 26.11.2011, fot. Verghityax

Powstanie Coronera datuje się na 1983 rok, choć żadnego z was nie było wówczas w zespole. Jak to wyglądało? I kto wymyślił nazwę?

Kiedy Coroner zaczął działalność, w skład wchodzili zupełnie inni ludzie. Nazwę wymyślił pierwszy basista - Phil Pucztai. Ja i Marky nie mieliśmy wtedy z nimi nic wspólnego, ale Ron przez chwilę grał z tą ekipą. W 1985 roku formacja się rozpadła, a większość jej członków porzuciła muzykowanie. Ron postanowił jednak zachować nazwę, bo fajnie brzmiała i kojarzyła się ze śmiercią.

Zanim chwyciłeś za gitarę i dołączyłeś do Coroner, grałeś podobno na skrzypcach i fortepianie. Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką?

Nigdy nie grałem na fortepianie, ale ze skrzypcami to prawda. Edukację muzyczną rozpocząłem w wieku ośmiu lat. Na zajęcia chodziłem przez, o ile mnie pamięć nie myli, cztery lata, ale nie szło mi za dobrze. Do tego byłem strasznie leniwy, co ostatecznie położyło kres mojej karierze skrzypka (śmiech). Jako nastolatek usłyszałem Hendriksa i wszystko uległo zmianie. Jego muzyka była sto razy fajniejsza niż te nieszczęsne skrzypce (śmiech).

Czy to rodzice zmusili cię do nauki gry na skrzypcach?

Nie, to był mój wybór, tylko przed rozpoczęciem nauki trochę inaczej to sobie wyobrażałem (śmiech). Moi rodzice słuchali dużo jazzu i muzyki klasycznej, choć sami na niczym nie grali. Spodobała im się twórczość Beatlesów, kiedy puścili ich w radio, ale rock i cięższe brzmienia już nie przypadły im do gustu.

Wkrótce zagracie w Katowicach na reaktywowanym festiwalu "Metalmania". Nie wiem, czy pamiętasz, ale już raz wystąpiliście na tym festiwalu w 1989 roku.

Pewnie, że pamiętam. To ta wielka hala w kształcie statku UFO, prawda?

Dokładnie tak.

Koncert na "Metalmanii" w 1989 roku był jednym z największych, jakie kiedykolwiek zagraliśmy - nasza pierwsza wizyta w Polsce i od razu powitał nas olbrzymi tłum. Później miałem okazję wystąpić tam jeszcze raz z Kreatorem. Cieszę się, że niebawem znów stanę na tej scenie.

My również czekamy na wasz występ. Dzięki wielkie za poświęcony czas i do zobaczenia.

Dzięki!

2
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Coroner
zomerberger (gość, IP: 178.235.43.*), 2017-04-19 10:00:34 | odpowiedz | zgłoś
Reborn through hate!
2
Starsze »

Materiały dotyczące zespołu

Na ile płyt CD powinna być wieża?