- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Carnal
Wykonawca: | Robert Gajewski - Carnal (wokal) |
Marzeniem każdego młodego muzyka, który zakłada zespół, jest granie koncertów ze swoimi ulubionymi kapelami. Nieliczni szczęśliwcy, którym się to udaje, mogą mówić o dużym sukcesie. Przez ten pryzmat należy spojrzeć na warszawski Carnal, który obchodzi w tym roku dziesięciolecie swojego istnienia i może się poszczycić występami między innymi przed Paradise Lost i Samael. O nowej płycie zespołu "Re - Creation", siedmiu grzechach głównych, smutku, szalonych fankach i idealnym dniu muzyka opowiedział mi wokalista, Robert Gajewski.
strona: 1 z 1
Robert Gajewski - Carnal, Kraków 3.12.2009, fot. kriz
rockmetal.pl: Carnal istnieje już dziesięć lat, a w tym roku ukazał się wasz drugi pełnometrażowy krążek, "Re - Creation". Uważasz, że jak na polskie warunki, udało wam się dużo osiągnąć przez ten czas?
Robert Gajewski: Ja przez cały czas mam w głowie zdanie, które kiedyś wypowiedział Zbigniew Hołdys, że aby coś osiągnąć, nie można patrzeć na gości po drugiej stronie ulicy - i nawet jeśli jesteś od nich lepszy, to nie można spocząć na laurach. Trzeba patrzeć na tych, którzy są dużo wyżej niż ty. W tym kontekście jesteśmy praktycznie na początku naszej drogi. Jeszcze dużo przed nami. Boję się tylko, że zanim poczuję, że rzeczywiście coś osiągnąłem i będę z tego zadowolony, będę już staruszkiem. Choć w tym wszystkim jest też drugie dno: biorąc pod uwagę to, że startowaliśmy jako kompletni amatorzy, którzy od początku musieli nauczyć się wszystkiego: grać na instrumentach, aranżować, pracować w studiu, to po tych wspólnie spędzonych latach jestem ogromnie dumny, że znaleźliśmy w sobie tyle determinacji, żeby ten rockandrollowy kram pchać dalej i przez cały czas czerpać z tego mnóstwo radości. Adrenalina na koncertach, emocje podczas pisania kolejnych utworów. Tego nie da się niczym zastąpić. Ostatnio dochodzą do nas bardzo przychylne opinie na temat nowej płyty, jesteśmy zapraszani na coraz większą ilość koncertów. To bardzo miłe akcenty.
Powiedziałeś kiedyś w wywiadzie, że aby Carnal mógł wejść na wyższy poziom, potrzebujecie dużej wytwórni, która opracowałaby dobrą strategię promocji zespołu. Czy Revolution Records sprawdza się w tej roli?
Revolution Records nie jest dużą wytwórnią, ale czuję u nich ogromną pasję i chęć rozwoju. Pracują bardzo profesjonalnie. Jeśli wszystko będzie szło w tym tempie, co teraz, to niebawem Revolution - Witchinghour może okazać się jedną z czołowych wytwórni w kraju zajmującą się wydawaniem ciężkich brzmień. Ja im ogromnie kibicuję, a ze współpracy jestem zadowolony.
Powiedz, dlaczego według ciebie warto posłuchać waszego nowego krążka? Jakie są jego najmocniejsze strony?
To płyta z charakterem. W kwestii brzmienia, podejścia do struktury utworów. Przy zachowaniu praktycznie standardowego układu zwrotkowo - refrenowego uważam, że udało nam się osiągnąć na tym albumie bardzo rozpoznawalny styl, który mieści się gdzieś miedzy estetyką metalową i rockową. Dużo tu melodii, przeciwieństw i emocji. Trzeba posłuchać i samemu ocenić.
Robert Gajewski - Carnal, Warszawa 26.10.2009, fot. Lazarroni
Zapowiadałeś enigmatyczną i złożoną oprawę tekstową "Re - Creation". Czy możesz opowiedzieć, jakich zagadnień ona dotyka?
Ja to jedynie enigmatycznie zapowiadałem (śmiech). Teksty na albumie "Re - Creation" są osnute wokół zagadnienia siedmiu grzechów głównych. Natomiast dotykają tych wątków, bazując na bardzo różnych tekstach kultury, jak film, malarstwo, powieść. Na bazie już znanych historii starałem się stworzyć własną interpretację i odnieść się czasem tylko do fragmentu konkretnego dzieła. I tak utwór "Doom's on You" nawiązuje do opowiadania Jerzego Andrzejewskiego "Teraz na Ciebie zagłada", w którym to autor snuje alternatywną wizję wypędzenia Adama i Ewy z raju. Z braci, Kaina i Abla, robi kochanków, a zbrodnia, której dokonuje Kain na swoim bracie, okazuje się zbrodnią z miłości, a nie z zazdrości, jak możemy o tym przeczytać w Biblii. Kolejne utwory są inspirowane m.in. filmem Ingmara Bergmana ("Source of the Game"), malarstwem Hieronimusa Bosha ("Insolence") itp. W każdym przewija się motyw grzechu, natomiast jest to przeze mnie potraktowane jako jedynie punkt wyjścia do moich, czasami bardzo odległych od pierwowzoru, rozważań. Stad właśnie tytuł płyty "Re - Creation", jako akt ponownego tworzenia. Zachęcam do zajrzenia do bookletu i zapoznania się z tekstami oczywiście (uśmiech).
Kiedyś spytano cię, czy twoje teksty nie mogłyby być bardziej optymistyczne. Odpowiedziałeś: "...niestety nie. Po prostu nie lubię wesołych melodii, piosenek, filmów ani komedii romantycznych..." Nie lubisz tworzyć wesołych rzeczy, czy nie lubisz takiej sztuki w ogóle? Do jakiej muzyki w takim razie bawisz się na imprezach?
Jeśli masz na myśli imprezy taneczne, to niestety na takich nie bywam, a jeśli już trafię do tego typu lokalu, np. z przyjaciółmi, wówczas siedzę sobie przy barze i spokojnie sączę drinki. Być może ma to związek z moja pracą, ponieważ w miesiącu jestem na około 15 - 20 koncertach. Kiedy zatem mam wolny wieczór, wolę go spędzić z przyjaciółmi w jakimś zacisznym miejscu, bez dymu papierosowego, choć już niekoniecznie bez alkoholu. Nie wynika z tego wcale, że jestem ponurakiem. Wręcz przeciwnie, w życiu prywatnym jestem bardzo pogodnym człowiekiem, lubiącym długie rozmowy na konkretny temat. Od sztuki natomiast wymagam refleksyjności, czegoś, co spowoduje, że temat w niej poruszony skłoni mnie do zastanowienia, pozostanie na dłużej. Nie znoszę historii, które następnego dnia wylatują z głowy.
Robert Gajewski - Carnal, Warszawa 26.10.2009, fot. Lazarroni
Najwięcej "smutnego" pierwiastka można chyba odnaleźć w klimatach gotyckich. Co sądzisz o posępnie wyglądającej młodzieży, stylizującej się na mroczne osobistości, którym luz i uśmiech wydają się obce?
Nikt z mojego bliskiego otoczenia nie manifestuje w ten sposób swoich poglądów. To, że lubię melancholijny klimat w sztuce, nie oznacza wcale, że maluję sobie paznokcie na czarno, spuszczam głowę i nosze koszulkę z napisem "Cierpię". Nie o to w tym chodzi. Natomiast rozumiem doskonale, że ktoś czuje się lepiej, jeśli podkreśli swoją osobowość jakimś elementem ubioru. To naturalne, zwłaszcza w młodym wieku. Kiedyś byliśmy świadkami mody na rozciągnięte, czarne swetry, wcześniej na kolorowe, kwiatowe wzory na koszulach, kiedy indziej skórzane kurtki i irokezy. Każdy czas ma swoje prawa. Cieszę się, że jesteśmy kolorowi w tym sensie, że interesujemy się rożnymi rzeczami. Fakt, że czasami pewne zachowania są śmieszne i żenujące, ale nie mam zamiaru nawoływać do jedynie słusznej konwencji, stylu czy mody. Fajniej, że ta młodzież, o której wspomniałaś, ubiera się jakby żyła w epoce wiktoriańskiej, niż na kibiców klubu piłkarskiego. Byłoby nam wówczas na pewno mniej do śmiechu...
Wróćmy jeszcze do "Re - Creation". Mówi się, że dobry kower to taki, który wnosi coś nowego do utworu, a nie ogranicza się do powielenia oryginału. Wy nagraliście "More" zespołu The Sisters Of Mercy i dodaliście temu numerowi niezłego kopa. Jesteście zadowoleni z rezultatu?
Miło, że doceniasz pracę, którą włożyliśmy przy nowej aranżacji starych, dobrych Sióstr Miłosierdzia. Przyznam, że ja też bardzo nie lubię, kiedy spotykam się z próbami odegrania w skali jeden do jeden pierwowzoru. Nam przygoda z tym, że sięgnęliśmy po twórczość innego artysty, zdarzyła się po raz pierwszy. Owszem, czasami zdarzało nam się coś zagrać na próbach z repertuaru innych kapel, ale to też nieczęsto. Zawsze woleliśmy się skupić na czymś od początku do końca naszym. A że w którymś momencie padła propozycja, żeby wziąć na warsztat kompozycję The Sisters Of Mercy z gwarancją, że od razu trafi na tribute album, skorzystaliśmy z okazji. Takie doświadczenia zawsze uczą.
Teraz wtargniemy trochę w twoją prywatność. Pracujesz przy organizacji koncertów, jesteś producentem w klubach, udzielasz się w radiu, a jednocześnie jesteś muzykiem. Powiedz, po której stronie wolisz być - na scenie czy poza nią?
Robert Gajewski - Carnal, Warszawa 26.10.2009, fot. Lazarroni
Tak się złożyło, że od prawie dziesięciu lat moja praca toczy się wokół sceny i czasami bywa, że w pracy tracę dystans i ten młodzieńczy entuzjazm, który towarzyszył mi jeszcze kilka lat temu, kiedy miałem okazje pracować przy koncertach zespołów, na których muzyce się wychowywałem. Natomiast to całe "zmęczenie materiałem" kończy się natychmiast po wejściu na scenę. Zapominam o tych wszystkich sztuczkach, biznesie itp. Jestem na scenie i ten moment jest zawsze najważniejszy. Pozostaje tylko zabawa i przyjemność z tego, że wspólnie z przyjaciółmi stworzyliśmy muzykę, która się nam podoba i możemy ją grać na żywo. Piękny czas.
Gdyby Carnal stał się na tyle sławnym zespołem, że mógłbyś rzucić pracę i skoncentrować się tylko na karierze muzycznej, zdecydowałbyś się na to? Wielomiesięczne trasy koncertowe, kontrakty z wielkimi wytwórniami, naciski na zespół, żeby grał to, co się sprzeda...
Tak się nie stanie, więc nie ma co świrować.
Czy kiedykolwiek po koncercie zdarzyło ci się poczuć jak gwiazda dużego formatu? Masz jakieś szczególne wspomnienia ze spotkań z fanami... a może z fankami?
Pamiętam jak w garderobie na jednym z festiwali wzięto mnie za jedną z gwiazd programu "Jak Oni Śpiewają". A już całkiem poważnie, to nie zdarzyło mi się nigdy poczuć dyskomfortu w kontakcie z natrętnymi fanami. Czasami ktoś chce autograf na płycie, zrobić zdjęcie po koncercie, to wszystko. To są bardzo miłe momenty.
Raz, kiedyś, bardzo dawno temu nasz basista miał jedną niesamowitą fankę, która po koncercie nie chciała pozwolić, żeby bus odjechał i przez długi czas tkwiła na masce samochodu. Ale chyba była pijana i bardziej podobał jej się sam basista niż nasza muzyka... Więcej grzechów nie pamiętam (śmiech).
Gdybyś mógł wystąpić gościnnie na płycie jakiejś znanej, zagranicznej gwiazdy, wybrałbyś...?
Metallica! Ale oni bardzo rzadko zapraszają gości, cholera...
W grudniu graliście dwa koncerty z Paradise Lost i Samael. Obecna twórczość obu kapel znacznie różni się od stylu, dzięki któremu zyskały popularność. Wolisz "stare" czy "nowe" dokonania tych zespołów?
Samaela zacząłem słuchać w momencie, kiedy wydali "Ceremony of Opposites", dlatego dla mnie każda kolejna płyta była po prostu kolejnym krokiem w rozwoju zespołu. Bardzo szanuję odważnych artystów i odważne płyty, a taką z pewnością była "Passage". Każda kolejna oczywiście potwierdzała zainteresowania muzyków elektroniką i muzyką industrialną. Nie rozumiem natomiast, dlaczego zdecydowali się wydać pod szyldem Samael płytę "Above". Kompletnie bezsensowny krok.
Paradise Lost łykam w całości, bez popijania czymkolwiek, od początku do końca. Oczywiście na początku był wyraźny progres, punkt kulminacyjny na płycie "Host", a potem bezpieczny odwrót, a teraz próba zmierzenia się z legendą pierwszych płyt. Ale dla mnie ten zespół zawsze będzie miał klasę. Nie rozgraniczam na stare, nowe itp. Chociaż wiadomo, że dwa razy wejść do tej samej rzeki się nie da i nie da się dwa razy nagrać tak dobrych płyt, jak "Icon" czy "Draconian Times", tak jak nie da się dwa razy nagrać "Czarnego Albumu" czy "Dark Side Of The Moon". Nie ten czas, nie te lata, nie ten moment i chemia w zespole. Ale szacunek pozostanie na zawsze.
Skoro mowa o koncertach, zdradź mi, jak Carnal zachowuje się w trasie. Po zejściu ze sceny grzecznie zbieracie się do wyjścia czy imprezujecie do białego rana?
Zależy czy następnego dnia gramy kolejny koncert, czy są to pojedyncze wypady. Jako że bardzo lubimy ze sobą przebywać i jesteśmy stworami bardzo towarzyskimi, często zostajemy w klubie po koncercie praktycznie tak długo, dopóki jesteśmy tam mile widziani. Lubimy wypić piwko po koncercie, pogadać czy to z fanami, czy to z gośćmi z kapel, z którymi danego wieczora gramy koncert. Zapewniam, że z jednymi i drugimi zawsze jest o czym rozmawiać. Najczęściej przywołuje nas do porządku Kuba (gitarzysta), który jest największym z nas wszystkich domatorem lub kierowcą busa, który musi nas o przyzwoitej porze bezpiecznie dowieźć do domu.
To teraz na koniec puśćmy wodze fantazji - jak wyglądałby idealny dzień muzyków Carnal? Zaproponuję początek: budzicie się w pięciogwiazdkowym hotelu, po koncercie jako headliner w trasie z My Dying Bride i Moonspell... Co dalej?
Jeśli miałby to być rzeczywiście pięciogwiazdkowy hotel, to musiałaby to być jednak Metallica, bo My Dying Bride niestety nie śpi w takich miejscach... Ale niech tam... 9 rano pobudka, idziemy na pół godzinki na basen, żeby się odświeżyć i nabrać sił, następnie na śniadanie do hotelowej restauracji, w której zjadam obowiązkowo jajecznicę na maśle i bułkę z dżemem śliwkowym do kawy, potem masaż, w tym koniecznie masaż szyi, chwila relaksu z książką, telefon do domu czy wszystko ok... A potem to już jak zwykle: bus, klub, próba, koncert, bania, bus, hotel... bus, klub, próba, koncert, bania, bus, hotel... bus, klub, próba, koncert, bania, bus, klub...
Bardzo dziękuję za wywiad i życzę powodzenia!
Dziękuję ogromnie. Do zobaczenia na koncertach.
polecam naprawdę!
Niedlugo razem gramy traske i bedzie okazja do zweryfikowania tego co kolega mowi ;)
Ciekawi mnie z kim z Jak Oni Spiewaja go pomylili?
Przeciez tam nie wystepowal zaden dlugowlosy...
Czuć, że niegupio koleżka gada.
Plyta też nieczego sobie. Choć wolę ich koncertowe wcielenie.
bez bicia piany i perdo...nia o niczym.
Widać, że koleżka ma poukładane w głowie
ale akurat muzyka zespołu Carnal to nie moja para kaloszy, za smutne to dla mnie.
Niemniej jednak rozmowa widać się kleiła.