- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Camel
Wykonawcy: | Guy LeBlanc - Camel (instrumenty perkusyjne), Denis Clement - Camel (instrumenty klawiszowe), Colin Bass - Camel (gitara basowa, wokal), Andrew Latimer - Camel (gitara, flet, wokal) |
13 września 2000 roku - Bydgoszcz - od rana dzień przerywają pomruki błądzącej nad miastem burzy... Porywisty wiatr i krople deszczu nie są jednak w stanie ostudzić podniecenia fanów fantazji rockowej, określanej od niemalże 30 lat jednym, krótkim słowem - Camel. To dziś od rana ściągają do Bydgoszczy rzesze fanów gotowych na spotkanie z legendą. Polski odcinek The Rajaz World Tour rozpoczyna się właśnie tutaj. Bydgoszcz jest pierwszą z czterech polskich oaz, do których zawinąć ma karawana Andrew Latimera... Zbliża się godzina 13:00. Wiadomo, że zespół jest już w mieście. Do godziny 19:00 jest jeszcze sporo czasu, ale w klubie "Kuźnia" grono dziennikarzy gorączkowo spogląda w stronę estrady, na której za kilka minut pojawić się mają pasażerowie wspomnianej karawany... Przez salę przebiega szmer... Grupa jest już w "Kuźni". Pojawia się Andrzej Marzec, przepraszając za zwłokę. Czekamy jeszcze na dziennikarzy z Torunia. Napięcie rośnie. Niemalże słyszymy bicie naszych serc... Wreszcie dzieje się to, co jeszcze niedawno wydawałoby się niemożliwe. Na scenę klubu "Kuźnia" w Bydgoszczy wkracza czwórka bohaterów tego dnia Wśród nich łatwo rozpoznać rosłą, choć szczupłą postać Andy Latimera oraz schowaną za krzaczastymi brwiami twarz Colina Bassa... Kilka słów powitania ze strony Andrzeja Marca. To głównie jemu zawdzięczać możemy obecność grupy Camel w Polsce... Muzycy zajmują miejsca na kanapce w centrum estrady i uśmiechając się do obecnych, dają do zrozumienia, że gotowi są odpowiedzieć na nasze pytania.
strona: 1 z 1
Czy możemy poznać aktualny skład zespołu Camel?
Andrew Latimer: Oczywiście! Obecnie Camel występuje w składzie: Colin Bass - gitara basowa i śpiew; Guy LeBlanc - instrumenty klawiszowe; Denis Clement - perkusja i instrumenty perkusyjne oraz ja - Andy Latimer - gitary, flet, śpiew.
Jakie utwory wypełnią dzisiejszy koncert i jak długo potrwa występ grupy Camel w Bydgoszczy?
Andrew Latimer: (wyraźnie uchylając się od odpowiedzi) - Z pewnością dzisiejszy występ będzie krótszy od tego sprzed trzech lat w Warszawie...
Czy zespół jest świadomy swojej olbrzymiej popularności w Polsce?
Andrew Latimer: W 1997 roku po koncercie w Warszawie zauważyliśmy, że warto tu powrócić, przyjęto nas bardzo gorąco. Zatem jesteśmy u Was ponownie!
W ubiegłym roku Colin zaskoczył wszystkich swoją solową - świetną zresztą - płytą "An Outcast Of The Island". Czy Andy Latimer zamierza być może pójść w ślady Colina i nagrać solową płytę? Jeśli tak, to jaka byłaby to muzyka? Czy inna od albumów grupy Camel?
Andrew Latimer: Istnieje taka możliwość... Myślę, że nie trzeba się ograniczać tylko do tworzenia z zespołem. To bardzo interesujące pytanie, ale nie mam pojęcia, jak dzisiaj na nie odpowiedzieć. Prawdopodobnie to nieuniknione, że na mojej płycie solowej, znalazłyby się pewne elementy muzyki Camel - myślę, że to oczywiste! Ale szczerze mówiąc, nie wiem, jak taka solowa płyta by wyglądała. Jeszcze o tym nie myślałem!
Co jest powodem tak częstych zmian w składzie zespołu? Czy spowodowane jest to trudnym charakterem Andy'ego?
Andrew Latimer: (śmiejąc się) Myślę, że to sprawa mojej osobowości. Nie płacę członkom zespołu tyle, ile by chcieli? A tak poważnie - nie wiem co jest powodem!
Pytanie do Colina: Colin Bass tak często bywa w Polsce, że na pewno czuje się w pewnej części Polakiem?
Colin Bass: (śmiejąc się) Taaaak! Jednakże nie powiem - w jakiej części jestem Polakiem!
Nowa płyta grupy jest pewnego rodzaju powrotem do przeszłości. Czy podobnie będzie z następną?
Andrew Latimer: Prawdopodobnie... nie! Nie jest powiedziane, że kolejna płyta musi być również powrotem do lat 70. Czasem są to zmiany, które wychodzą jakoś tak spontanicznie. Wolę zresztą jeśli jakaś sprawa rozwija się sama i zmiany następują samoistnie. Zatem, co do nowej płyty - nie jestem pewien, ale być może będzie to jakiś eksperyment... lub coś w tym rodzaju...
Pytanie do Andy'ego: Która Twoim zdaniem płyta z dorobku grupy Camel jest najlepsza, najpełniejsza, stanowi dzieło w pełni skończone?
Andrew Latimer: Nie znam żadnej swojej płyty, która byłaby doskonała, żaden mój album taki nie był! Jeśli miałbym już wymienić płytę moim zdaniem najlepszą, to pod względem kompozytorskim wskazałbym na "Snow Goose" albo "Dust And Dreams". Z drugiej zaś strony - wszystkie swoje albumy traktuję jak swoje dzieci! No i oczywiste, że dzieci się kocha, chociaż jedne wyrastają na lepsze. Inne na gorsze. Dlatego trudno mi w tej sprawie zachować pełen obiektywizm.
Pytanie do nowych członków grupy: Czy wcześniej graliście podobną muzykę? Jak udało się Wam wczuć w grę zespołu, opanować jego repertuar?
Denis Clement: Nie chodziło za bardzo o to, by się dostosować, żeby wejść w klimat tej muzyki z wielką trudnością. Wiadomo jednak, że kosztuje to sporo! Muzyka Camel jest bardzo bogata, sporo w niej różnych elementów, także klasyki. Trzeba było zatem włożyć w to dużo trudu. Nie było to jednak wielkim szokiem, nie wiązało się z nagłą zmianą zainteresowań.
Guy LeBlanc: Dla mnie to było inne doświadczenie. Być może dlatego, że od 20 lat gram podobną muzykę jak Camel, tyle że z własnym zespołem, który był także grupą progresywną, choć jej kompozycje miały inny charakter. Największą trudność sprawiło mi jednak granie nie własnych lecz obcych kompozycji.
Andy, Czy pamiętasz swoje pierwsze doświadczenia muzyczne, swoje pierwsze kroki na muzycznej ścieżce?
Andrew Latimer: Największy był wpływ mojego ojca, który handlował instrumentami, a prywatnie bardzo lubił irlandzką muzykę, szczególnie orkiestry dęte z Dublina. Sam zresztą podczas wojny grał w zespole. Ponieważ - jak wspominałem - mój ojciec handlował instrumentami, w moim domu wokół zawsze było ich pełno - trabki, saksofony, banjo, mandoliny, gitary. Myślę, że ojciec miał nadzieję, że któregoś dnia zainteresuję się jakimś instrumentem. Ale ja bardzo długo byłem obojętny. Aż skońcyłem 14 lat i pomyślałem, że warto by na czymś pograć. Chwyciłem za gitarę, bo wydawała mi się najłatwiejszym instrumentem i wtedy nagle stałem się bardzo popularny wśród dziewcząt z mojej wsi. No cóż, nie powiem, żeby mi to nie odpowiadało.
Pytanie do Ady'ego: Grupę Camel stworzyły dwie indywidualności - Peter Bardens i Andrew Latimer. Dlaczego rozstaliście się przed laty?
Andrew Latimer: W zespole, tak jak w każdym związku - na przykład małżeństwie - jeśli się jest ze sobą wiele lat, kontakty stają się coraz trudniejsze. I tak właśnie stało się z nami - muzycznie jakoś się dogadywaliśmy, ale prywatnie między nami było zero kontaktów. Nie spotykaliśmy się, nie rozmawialiśmy w cztery oczy. Tak zatem doszło do nieuniknionej decyzji, do odejścia Petera, bo przecież Camel był moją grupą! Przypomnę, że stało się to 23 lata temu. Dzis jednak utrzymujemy kontakt ze sobą. Już wprawdzie nie gramy razem, ale spotykamy się, choć różnice poglądów jakie były - takie pozostały.
Jedną z najlepszych płyt w historii grupy Camel, był album "Stationary Traveler". Opowiadał on o mieście podzielonym murem. O Berlinie...
Andrew Latimer: Wiedziałem i wierzyłem, że kiedys ten mur runie i tak też się stało. Najlepiej jednak mógłby o tym powiedzieć Colin, który mieszkał w Berlinie i napływ ludzi, zmiana otoczenia. Z pewnościa miały wielki wpływ na niego. Ja - przyznam się szczerze - nie lubię tworzyć muzyki o podłożu politycznym, z podtekstami publicystycznymi, jednakże trudno tego uniknąć. Jeżeli sięga się po tematy, które dotyczą człowieka, to siłą rzeczy maja one charakter publicystyczny. "Stationary Traveler" w moim przekonaniu nie był albumem politycznym, nie był płytą, która mówi o społeczeństwie, ale o jednostkach, o ludziach, którzy zamieszkiwali to miasto. Siłą rzeczy, mogła być tak właśnie politycznie odebrana.
"Snow Goose" oraz "Dust And Dreams" to dwie płyty grupy Camel, oparte na literaturze. Jakie książki lubisz czytać i czy masz czas na ich czytanie?
Andrew Latimer: Na czytanie szczęśliwie znajduję duzo czasu na przykład w trakcie tourne. Nie mam jednak swoich szczególnych upodobań - czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce, bądź co mi ktoś poleci. Ostatnio Colin zwrócił moją uwagę na książkę o Dalajlamie. Przeczytałem również książkę o II wojnie światowej - to temat, który szczególnie mnie interesuje. W sumie jednak trudno mi przyznać się do jakichś określonych fascynacji, czy do stwierdzenia, że pewne gatunki literackie wynoszę ponad inne.
Podobno przy "Snow Goose" staraliście się o zgodę autora - Paula Galico - na wykorzystanie fragmentu jego tekstu?
Andrew Latimer: Rzeczywiście! Czytając książkę "Snow Goose" od razu pojawił się pomysł na wykorzystanie fragmentów tekstu. Prawdą jest również to, że były problemy z wydaniem tej płyty, gdyż autor był wielkim przeciwnikiem palenia papierosów i nie chciał się zgodzić ani na pomysł wykorzytania fragmentów swego opowiadania, ani nawet na wydanie tak nazwanej płyty. I nawet, gdy w końcu się ukazała, starał się zapobiec jej dystrybucji. Dlatego też początkowo nazwaliśmy ją nie "Snow Goose" lecz "Muzyka inspirowana książką "Snow Goose""...
Muzyka grupy Camel, jest w warstwie instrumentalnej bardzo symfoniczna. Czy mieliście kiedyś zamiar nagrać płytę z orkiestrą filharmoniczną, podobnie jak zrobiły to grupy Yes, Kansas, Scorpions Metallica czy Deep Purple?
Andrew Latimer: Bardzo lubię muzykę klasyczną i brzmienie orkiestry symfonicznej, ale po pierwsze nie mam pieniędzy, żeby taki pomysł zrealizować, a druga sprawa - nagrywając ostatnią płyte Camel "Rajaz" oraz solowy albym Colina Bassa "An Outcast Of The Island" - odkryłem na nowo dla siebie brzmienie gitary akustycznej! Zafascynowało mnie to i dlatego - jeżeli chodzi o najbliższą przyszłość - skupię się na tym. Czuję się bardziej gitarzystą niż kimś innym, kto mógłby muzykę Camel rozpisać na instrumenty orkiestry symfonicznej. Chcę poza tym, aby zespół bardziej się zgrał - mam na myśli nowych jego członków - aby jeszcze bardziej wspomogli mnie w roli gitarzysty.
Po przeprowadzce Andy'ego do Kalifornii, okolicę, w której mieszkał nawiedziło trzęsienie ziemi. Zniszczony został dom i domowe studio. Czy Andy nie miał ochoty wszystkiego porzucić? Jak znalazłeś motywację do stworzenia takiej płyty jak "Dust And Dreams"?
Andrew Latimer: Nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem pytanie. W Kalifornii było co prawda trzęsienie ziemi, ale naprawdę niewiele wtedy straciłem - nie było to więc wielkim problemem, choć z drugiej strony trzęsienie ziemi nie jest zbytnio przyjemnym doświadczeniem. Ale opowiem od początku. Przeniosłem się do Ameryki, gdyż w Anglii nikt nie chciał wydawać płyt zespołu Camel. Uważano, że nie są komercyjne, że nie można na nich zarobić, bo nie są popularne, nie goszczą na listach przebojów. W związku z tym w Ameryce skupiłem się na szukaniu wydawcy oraz nowej energii, nowych pomysłów, nowej motywacji do pracy. Oczywiste, że nie było to wcale łatwe. Było sporo trudności, które sprawiły, że płyta "Dust And Dreams" ukazała się po tylu latach przerwy. Jednakże szczęśliwie, dzięki dużej determinacji, doprowadziliśmy do jej powstania i wydania.
Wielu artystów, jak chociażby Robert Fripp z "King Crimson", zdecydowało się wydawać swoje materiały nagrane podczas koncertów, aby w ten sposób walczyć z "piratami" nagraniowymi, z "bootlegami". Co sądzisz o wydaniu takich płyt przez Camel?
Andrew Latimer: Prawdopodobnie pojawi się trochę takich płyt. Nie można bowiem zagwarantować, że któryś z koncertów - na przykład tej trasy - nie zostanie nagrany w Polsce, a potem wydany we Włoszech. Żeby więc zapobiec takiemu procederowi, woleliśmy trzymać rękę na pulsie i zrobic to sami. Jest szansa, aby na płytach wydawać takie oficjalne "bootlegi". Nie jest to jednak prosta sprawa. Zawsze najważniejsza jest jakość nagranego materiału - artystyczna i techniczna. Ostatnio na przykład zastanawialiśmy się nad wydaniem koncertu nagranego w 1979 roku. Muzycznie był bardzo dobry, technicznie, niestety nie. Utwory brzmiały fatalnie i dlatego nie zdecydowaliśmy się tego wydać.
Na płycie "I Can See Your House From Here" ukrzyżowany kosmonauta spogląda na Ziemię. Podobno były jakieś problemy z tą okładką. Miała wyglądać inaczej?
Andrew Latimer: Właściwie to było odwrotnie, to nie okładka miała być inna, tylko inny tytuł płyty - "Survival". W rezultacie okładka nie jest dopasowana do tytułu całej płyty, który miał wstrzyknąć pewną dozę humoru w poczynania zespołu. Były wtedy pewne trudności w porozumieniu między muzykami. I tak zadecydowałem, żeby nie było tak grobowego wydźwięku, zatytułować album "I Can See Your House From Here", no i nieco przekornie spointować okładkę.
Czy nowi muzycy wnoszą do muzyki zespołu coś nowego? Czy mają jakieś pomysły, po które zespół dotąd nie sięgał?
Andrew Latimer: Na pewno nowi członkowie grupy będą mieli wpływ na sytuację w przyszłości. Dziś - to oczywiste - dopiero zaczęli pracę z nami. Jednakże dotąd zawsze było tak, że nowi muzycy wnosili nowy, ożywczy powiew. Tym razem jest tak samo. Choć ja staram się utrzymać muzykę Camel w tych samych granicach, do których przywykli nasi fani, a które dawno temu zostały nakreślone. Mogę jednak powiedzieć już teraz, że obecny skład jest bardzo interesujący i dla mnie fascynujący. Może dlatego, że przypomina mi pierwszy skład zespołu. Choćby dlatego, że każdy tworzy swoją własną muzykę. Colin nagrał swoją płytę solową. Guy pisał swoją muzykę przez 20 lat. Danny również posiada zdolności kompozytorskie - nagrał także solowy album. Zespół w tym kształcie istnieje zaledwie kilka tygodni i właściwie z dnia na dzień nasza muzyka coraz bardziej się krystalizuje. I dlatego, jak sądzę, można nowe oblicze Camel porównać do pierwszego składu. Grupa cały czas się rozwija, cały czas rośnie.
...i można byłoby kontynuować owo spotkanie do późnych godzin, zadawać pytania i oczekiwać super interesujących odpowiedzi, gdyby nie grzeczna interwencja Andrzeja Marca, dbającego o to, by grupa miała jeszcze czas na posiłek, odpoczynek i relaks przed wejściem na scenę bydgoskiego klubu "Astoria". Przez następne kilkanaście minut trzaskają migawki, błyskają flesze, w ruch idą okładki płyt, albumy, plakaty, wszystko podpisywane dłońmi muzyków. Kilka chwil na osobiste wymiany zdań i karawana opuszcza scenę klubu "Kuźnia". Serca biją mocno jeszcze długi czas. W oczach żarzą się jeszcze iskry. Niebo mruczy, deszcz nie daje za wygraną. A w środku każdego z nas płonie zniecierpliwienie przed świętem, które rozpocznie się o godz. 19:00.
Opracował - Zdzisław Pająk - Polskie Radio Pomorza i Kujaw. Całość zredagował - Adam Droździk.
Wszystko to byłoby tylko snem naszym, gdyby nie Andrzej Marzec, Janusz Korbiński i Piotr Kosiński, którym za szansę obcowania z legendarną karawaną - w imieniu własnym i fanów - z całego serca DZIĘKUJEMY!