- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: B.E.T.H
Wykonawca: | Piotr "Marqs" Mossakowski - B.E.T.H (gitara basowa) |
B.E.T.H to mieszanka niesamowitej energii z porywającymi melodiami. Zespół powstał w 1996 r. w Warszawie - i choć na swoim koncie ma tylko jedną płytę długogrającą, która wydana została w 2006 r., a zatytułowana była po prostu "B.E.T.H" - z całą pewnością jest warty uwagi. Pod koniec zeszłego roku grupa przypomniała o sobie singlem "Dzień po dniu". Na początku bieżącego - poinformowała o odejściu wokalisty - Marcina Świstaka. O poszukiwaniach nowego frontmana, muzycznych korzeniach i kierunku, w jakim zmierza zespół, czytelnikom serwisu rockmetal.pl opowiedział basista B.E.T.H - Piotr "Marqs" Mossakowski.
strona: 1 z 1
rockmetal.pl: Nad waszą debiutancką płytą pracowaliście trzy lata. Tyle samo czasu minęło od premiery tego krążka. Kiedy możemy spodziewać jego następcy? Co się na nim znajdzie?
Marqs: Materiał na nasz debiutancki album zaczęliśmy przygotowywać znacznie wcześniej. Później długo zastawialiśmy się nad tym, jak i gdzie go wydamy. Bardzo zależało nam jednak, by jego promocją zajęła się duża firma fonograficzna. Jeśli chodzi o drugą płytę - mamy już gotowe numery, które znajdą się na niej... Niestety ostatnio w składzie zespołu nastąpiły dość znaczące zmiany. Kilka tygodni temu nasze drogi z Marcinem Świstakiem - dotychczasowym wokalistą B.E.T.H - rozeszły się. W tym momencie jesteśmy na etapie poszukiwań lidera grupy. Tak więc niestety na drugi album będzie trzeba jeszcze troszkę poczekać...
Co się stało, że rozstaliście się z Marcinem?
Świstowi zaczynało brakować czasu na próby, pisanie tekstów czy też koncerty. Dopadło go życie. Spadło na niego bardzo dużo obowiązków: praca, mieszkanie, dziecko, kredyt. Sam przyznał, że nie jest w stanie pogodzić tego z muzyką. Nam wszystkim jest ciężko... Trzeba pamiętać, że nikt z nas nie utrzymuje się z grania. Codziennie rano wstajemy do pracy, by dwa lub trzy razy w tygodniu - po ciężkim dniu w biurze - spotkać się na próbie. To była bardzo trudna decyzja. Długo zastanawiałem się, czy bez Marcina jest sens to dłużej ciągnąć. Ale zdecydowaliśmy, że skoro połowę życia związaliśmy z zespołem, to nie możemy teraz, tak po prostu, zamknąć tego tematu. Czas pokaże, czy to była dobra decyzja...
Na jakim etapie są poszukiwania nowego wokalisty? Macie już kogoś "na oku"?
Obecnie trwają przesłuchania zgłaszających się do nas chłopaków. Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany wzięciem w nich udziału, po szczegóły zapraszam na naszą stronę: www.beth.pl. Muszę jednak Was uprzedzić, że poziom jest wysoki. Naprawdę nie spodziewałem się, że w naszym kraju jest tylu zdolnych wokalistów. Nie wiem, ile czasu potrwa jeszcze taka sytuacja. Mam nadzieję, że nie dłużej niż do końca marca bieżącego roku.
Czy nowy materiał - tak, jak debiut - ukaże się dzięki Sony?
Bardzo bym chciał, żeby tak się stało. Gdy zakończymy proces rejestrowania poszczególnych utworów, na pewno porozmawiamy z ludźmi z Sony na temat tego wydawnictwa.
Jesteście zadowoleni z dotychczasowej współpracy z tym labelem?
Tak, jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, co zrobiło dla nas Sony BMG. Współpraca z nimi to było bardzo duże doświadczenie dla takich żółtodziobów, jak my. To była dla nas duża lekcja, za którą jesteśmy im bardzo wdzięczni.
Koniec zeszłego roku zaowocował nowym singlem B.E.T.H - "Dzień po dniu" - czy piosenka ta wyznacza kierunek, w którym podążycie na drugim albumie?
Utwory, które znalazły się na pierwszym krążku, mają teraz od pięciu nawet do dziesięciu lat. Dziś słuchamy innej muzyki, a na co dzień dotykają nas inne problemy niż te, z którymi borykaliśmy się w tamtym okresie. Jednak wszystko, co się wtedy wydarzyło, ma wpływ na naszą dzisiejszą twórczość... Teraz jesteśmy dojrzalsi. Staliśmy się też bardziej wybredni, już nie potrafimy z byle riffu robić numeru. Każdy nowopowstały utwór to dokładnie wyselekcjonowana kompozycja, niejednokrotnie rodząca się w bólach oraz przy akompaniamencie głośnych starć czterech wyrazistych osobowości (śmiech). Piosenka "Dzień po dniu" doskonale pokazuje to, co teraz robimy. Nowy materiał z całą pewnością będzie mocniejszy od debiutanckiego.
A propos kierunku... W jednym z wywiadów Hubert "Jimi" Zieliński powiedział, że w początkowym okresie działalności cała scena z Seattle była bliska Waszym sercom... Co się stało, że w efekcie zaczęliście zbliżać się jednak do dokonań zespołów z Kalifornii?
Większość składu B.E.T.H wciąż kocha scenę z Seattle. Na tym się wychowaliśmy. Nasza obecna twórczość jest chyba miksem wszystkiego, czym jesteśmy zafascynowani. To nie jest tak, że każdy z nas słucha tych samych grup. Powiedziałbym nawet, że nasze gusta są totalnie zróżnicowane, choć czasami zdarzają się takie rodzynki, jak Karnivool, które rozkładają nas wszystkich na łopatki.
Wydaje się, że jeden ze wspomnianych zespołów kalifornijskich miał szczególny wpływ na Waszą twórczość... Czy Bethlehem Abortion Clinic - pierwotna nazwa grupy - to swego rodzaju hołd dla dokonań Toola?
Chyba mogę tylko odpowiedzieć, że tak. Tool również należy do takich rodzynków, czyli zespołów-ikon w mniemaniu wszystkich członków zespołu B.E.T.H. Zresztą, kto nie lubi Toola (śmiech).
Idąc dalej tropem grup zza Oceanu - czy określanie B.E.T.H polskim Kornem jest dla Was pochlebstwem, czy to raczej porównanie wynikające przede wszystkim z podobieństwa zapisu nazwy (K.O.R.N.)?
Myślę że to tylko - kompletnie niezamierzone - podobieństwo nazw. Czy ktoś nas porównywał do tej grupy? Świstak odebrałby to jako wielki komplement. Cenię ten zespół, ale nigdy nie byłem jego mega fanem. Zawsze przytłaczała mnie wszechobecność fanów Korna w koszulka z podobiznami członków kapeli.
Korn, Linkin Park, Limp Bizkit... wszystkie te grupy wykorzystują elementy hip-hopu. Pojawiły się one również w ostatnim utworze z Waszego debiutu - "Zeznanie" i ukrytej kompozycji - "Maktub". Jednak - jak twierdzi Jimi - piosenki te zamykają Waszą przygodę z tym gatunkiem muzycznym, czy na pewno?
Strasznie nie lubię do tego wracać... (śmiech) To był pewien eksperyment, który - oczywiście z całym szacunkiem dla bardzo utalentowanego tekściarza, jakim jest Jarek Chojnacki (autor tekstu do tych piosenek - przyp. red.) - okazał się nie do końca tym, czego oczekiwaliśmy. Jednym słowem pomyłka...
Demo poprzedzające Waszą pierwszą płytę zawierało kompozycje w języku angielskim. Dlaczego więc postanowiliście debiut nagrać po polsku?
Tym pytaniem dokopaliśmy się do prehistorii zespołu (śmiech). Choć nie jestem Świstakiem - bo to chyba on najlepiej odpowiedziałby na to pytanie - to byłem od początku przy tym, jak dojrzewaliśmy do polskich tekstów. Początkowo łatwiej było tworzyć je po prostu po angielsku. Trochę czasu minęło zanim Marcin nauczył się trudnej sztuki pisania i śpiewania w rodzimym języku...
Nie sądzisz, że moglibyście być znakomitym towarem eksportowym? Bariera językowa może to jednak utrudnić, a nawet być znaczącą przeszkodą...
Nigdy w ten sposób nie podchodziliśmy do tego. Gdy zaczynaliśmy grać, realia w Polsce różniły się nieco od tego, co dzieje się w naszym kraju dziś. Wyjazd za granicę na koncert, promocja materiału w innym kraju, to była dla nas bajka. Trudno mi było wtedy jednak uwierzyć, że będziemy mogli kiedykolwiek wydać nasz album w Polsce, a co tu dopiero mówić o promocji za granicą.
Świstak powiedział kiedyś o Waszych tekstach: "Broni się to, co jest szczere. Chcę opisać wygrane i przegrane bitwy w życiu. I żeby nie było to moralizatorskie...". No właśnie, Wasze piosenki pełne są wiary i symboliki - chcecie być swojego rodzaju misjonarzami?
Zdobyłaś chyba jakimś cudem listę pytań, na które zespół nie lubi odpowiadać (śmiech). Tak, to prawda, że w tekstach jest mnóstwo symboliki i odniesień do wiary. Ale znów to pytanie powinno być zadane Świstowi. Bo tylko on może na nie szczerze odpowiedzieć. Na pewno nie gramy chrześcijańskiego hard rocka i nie należymy do fanatycznych miłośników radia ojca R. Nawet nie wiem, który z moich przyjaciół z zespołu jest wierzący, a który nie. Ale to prawda, że teksty na pierwszej płycie sprawiły, iż wielu ludzi zaszufladkowało nas jako kapelę chrześcijańską.
Nie ukrywacie też fascynacji historią ("Odległy ląd") - czego jeszcze - w przyszłości - będzie można spodziewać się po warstwie lirycznej twórczości B.E.T.H?
Być może będziemy jeszcze odnosić się do historii, ale trudno mi dziś prognozować, jak będzie wyglądała praca z nowym tekściarzem i wokalistą. Marcina Świstaka zawsze fascynowała historia Powstania Warszawskiego. Zgromadził na ten temat chyba wszystkie możliwe książki. Udało mu się nawet kilku z nas zarazić tym. Teraz - po rozstaniu z Marcinem - cały ciężar odpowiedzialności za warstwę liryczną spadnie na nowego wokalistę.
A jeśli chodzi o oprawę graficzną? Czy autorem okładki znów będzie Jimi?
Tak. Jim jest odpowiedzialny za całą szatę graficzną zespołu B.E.T.H. Zajmuje się tym od początku i uważam, że robi to doskonale. Nie wyobrażam sobie, by ktoś inny zaprojektował okładkę dla B.E.T.H.
Do tej pory front oprawy krążków B.E.T.H - zarówno ta zdobiąca debiut, jak i nowa - singlowa - były dość tajemnicze... Czy Twoim zdaniem taka też jest wasza muzyka?
(śmiech) Nie wiem, czy do końca jesteśmy tacy tajemniczy. Chcieliśmy, by nasze okładki - powiedziałem w liczbie mnogiej bo do singla też była bardzo ciekawa okładka - były intrygujące. A zawsze przemawiała do nas twórczość Jima.
Na koniec pytanie, które bardzo lubię zadawać podczas wywiadów - jakimi barwami określiłbyś Waszą twórczość?
Jako że B.E.T.H zawsze traktowałem jako ucieczkę od prozy życia codziennego, to określiłbym ją moimi ulubionymi kolorami - czarnym i niebieskim.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.