- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Artrosis
Wykonawcy: | Medeah - Artrosis (wokal), Maciej Niedzielski - Artrosis (instrumenty klawiszowe) |
strona: 1 z 1
rockmetal.pl: Zacznijmy rozmowę od tytułu waszej nowej płyty. Podobno słowo "fetysz" nie niesie w tym przypadku ze sobą erotycznych skojarzeń?
Medeah: Tak, jak najbardziej. Takie kojarzenie jest zupełnie błędne. Zależy jak zinterpretujemy pojęcie fetyszyzmu. Z jednej strony może to oznaczać ludzi z pejczami, w lateksach i skórach, ale nam na płycie "Fetish" nie chodziło o tego rodzaju, jak to niektórzy określają, dewiacje seksualne, tylko o fetyszyzację, czyli nadawanie nadludzkich, boskich cech przedmiotom, które ich nie posiadają. W dzisiejszych czasach można zauważyć, że dla wielu z nas fetyszem jest na przykład komputer... Zresztą sami wiecie, rockmetal.pl jest przecież jak najbardziej internetowym serwisem, tak więc wy też nie potraficie obyć się bez komputera i jest on dla was w jakiś sposób fetyszem. Dla innych ludzi komórka lub telewizor na przykład, takie rzeczy użytku codziennego... Stąd ten tytuł. Sens słowa "fetysz" jest właśnie taki.
Jak to się ma do tekstu utworu tytułowego?
Medeah: Tam się pojawia motyw granitowego króla. I to on symbolizuje niejako właśnie te przedmioty, które są obiektem naszej fetyszyzacji...
Autorem okładki jest K'haal z Gothic Art. Dlaczego zrezygnowaliście ze współpracy z Daniłowiczem (autor poprzednich okładek płyt zespołu - red.) i w jaki sposób znaleźliście K'Haala?
Medeah: Skontaktował nas z nim Tomasz Dziubiński, nasz wydawca, szef Metal Mind Productions. Nie chciałam już współpracować z Graalem (Daniłowicz - red.), ponieważ nie oddawał klimatu naszej muzyki, robił to raczej jako rzemieślnik. Nie czuł tego. Postanowiliśmy coś zmienić i nawinął się Jarek (Kubicki, K'Haal - red.), w rezultacie jest to pierwsza okładka, która dokładnie oddaje charakter muzyki. Pierwsza, do której nie miałam kompletnie żadnych obiekcji.
Mieliście wpływ na wygląd okładki, czy zostawiliście mu wolną rękę?
Medeah: Zostawiliśmy mu wolną rękę... Kiedyś w rozmowie telefonicznej na różne sposoby interpretowaliśmy słowo "fetysz" i dogadaliśmy się, że dla niego to też te komputery, więc on wysunął pomysł, żeby była to maszyna ubrana w ludzką skórę, a więc coś takiego jak to, o czym przed chwilą mówiłam, bliskiego tej interpretacji. Myślę, że bardzo dobrze to wyszło. Chcielibyśmy nadal współpracować.
Czy multimedialna prezentacja na płycie także jest jego autorstwa?
Medeah: Tak, to też on zrobił. Ja jeszcze nie widziałam tej prezentacji. Chcieliśmy, żeby coś takiego znalazło się na płycie, nawet w takiej dość skromnej formie. Po prostu nie mieliśmy dużo czasu.
Na płycie znalazł się również teledysk, zrealizowany przy użyciu dość prostych środków. Czy to również z powodu braku czasu?
Medeah: Nie, to było zamierzone, takie było założenie. Widziałam ten teledysk tylko raz i to w dość niespokojnych warunkach, tak więc nie nabrałam jeszcze do niego dystansu, trudno mi go ocenić. Z jednego jestem zadowolona, jest on na pewno inny od naszych pozostałych clipów.
A samo zamieszczenie teledysku było waszym pomysłem, czy może spowodowała je sugestia wydawcy?
Medeah: Nie, chcieliśmy to zrobić. Tak samo jak to było w przypadku naszych poprzednich wydawnictw, kiedy padło hasło "wersja multimedialna", stwierdziliśmy, że ten teledysk musi się tam ukazać.
Powiedz coś o klubie, w którym odbyła się sesja fotograficzna...
Medeah: "4 róże dla Lucienne" to jedyny w Zielonej Górze klub, gdzie mają miejsce jakiekolwiek koncerty, średnio raz na tydzień się coś odbywa. Wierz mi, że w Zielonej Górze trudno jest o organizację jakichkolwiek koncertów poza tym właśnie miejscem. Jest to taki zielonogórski azyl muzyczny. Bardzo miły lokal, a że mamy tam paru znajomych, wynajęto nam to miejsce. Mogliśmy tam spokojnie rozłożyć sprzęt i robić zdjęcia.
Z rzeczy które stanowczo nie podobają mi się na waszej płycie muszę wspomnieć o brzmieniu gitar. Jest ono dla mnie dziwne, ponieważ z jednej strony na pewno nie jest to spokojny rockowy dźwięk, z drugiej zaś brakuje jakiejś metalowej drapieżności, ciężaru. Jest nieokreślone, nijakie...
Medeah: Rafał, nasz gitarzysta, założył, że nie chce grać metalowo. Chce spróbować czegoś z innej strony. Bo to, że on umie grać proste riffy, które są głośne i czadowe, to już wiemy...
Jednak one są nadal metalowe w swojej strukturze, mają tylko dosyć dziwne i jak dla mnie nieciekawe brzmienie...
Medeah: Tak, ale chcieliśmy to brzmienie jakoś troszeczkę urozmaicić, żeby to nie był taki Artrosis, jaki znamy z płyt "W imię nocy", czy "Ukryty wymiar". Chcieliśmy trochę poeksperymentować brzmieniowo i aranżacyjnie. Staramy się nie wpadać w schematy typu "najlepsze brzmienie gitary jest na płycie X, więc trzeba tak wykręcić, aby uzyskać taki sam efekt". Myślę, że gitara jest instrumentem, który oferuje szeroki wachlarz brzmień i trzeba nauczyć się ich słuchać. Nasza płyta jest "brudna", więc jej brzmienie zostały zrobione również w tym kierunku. Prym wiodą klawisze, natomiast gitara jest takim tłem urozmaicającym.
Eksperymenty da się też wyczuć w twoich liniach wokalnych. Mam chwilami wrażenie, że całkiem ładne motywy są na siłę przekombinowane, co nie wychodzi im na dobre.
Medeah: Właśnie nie są na siłę przekombinowane! Nie zgadzam się z tobą zupełnie... Chcesz mnie sprowokować (śmiech). Jestem zachwycona tego typu motywami. To było efektem jak najbardziej zamierzonym i bardzo cieszę się, że udało mi się go zrealizować. Nie mam zamiaru do końca życia śpiewać tak samo i "Fetish" jest tego przykładem. Jeśli ktoś pragnie ciągle słuchać jak graliśmy na samym początku, to niech włączy sobie "Ukryty Wymiar" z opcją "repeat". "Fetish" jest zupełnie inny również wokalnie, z czego jestem dumna, ponieważ nikt mi nie może zarzucić kurczowego trzymania się utartych schematów.
OK, rozumiem, że są to eksperymenty, ale czy nie uważasz, że jest ich na tej płycie za dużo?
Medeah: Nie, to tylko dwa kawałki, faktycznie trzy, bo jeśli spojrzysz na utwór "Suita", czy na utwór "Prawda"... Tam wracamy jak gdyby do korzeni, do drogi, którą obraliśmy już wcześniej. Natomiast moje ukochane utwory, które na tej płycie się znalazły, są jak najbardziej kombinowane i urozmaicone różnymi dziwnymi dźwiękami, które można tam usłyszeć. Chciałam jeszcze powiedzieć odnośnie płyty "Fetish", że jest ona najciekawsza pod względem aranżacyjnym, według mnie oczywiście, możesz się z tym zgodzić lub nie, ale bardzo lubię tej płyty słuchać z uwagi na to, że bardzo dużo dziwnych rzeczy dzieje się dookoła.
Skoro jesteśmy przy eksperymentach... Przez jakiś czas próbowaliście grać z żywym perkusistą...
Medeah: Żywą perkusję z Infernem nagraliśmy z przekory. Chciałam zobaczyć, jak to będzie właśnie z uwagi na to, że ludzie namawiali nas do grania z żywymi bębnami. Chcieliśmy spróbować i nie jestem zadowolona z efektu końcowego. Utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, żeby tak jak założyliśmy to sobie na początku, element rytmiczny stanowił automat...
Który jednak gra przeważnie normalne, rockowe rytmy. Skąd więc ta niechęć do żywych bębnów?
Medeah: Doszliśmy do wniosku, że skoro już gramy z automatem, to chcemy bardziej wykorzystać jego możliwości. To słychać właśnie na płycie "Fetish". Wiadomo, jak każdy artysta rozwijamy się, szukamy nowych zagadnień, które chcielibyśmy poruszyć i myślę, że w ten sposób nam się to udaje.
Maciek: Chodzi o brzmienie. Widzisz, żywe gary brzmią jak żywe gary, a dobierając różne sample możesz zmieniać ich dźwięk...
Ale grając na żywej perkusji też możesz korzystać z różnego rodzaju procesorów, d-drumów i innych tego typu urządzeń.
Maciek: Ale to nie to. W pewnym momencie kończyn ci zabraknie. Możesz wydać jednocześnie tylko cztery dźwięki, no chyba, że jeszcze w ustach masz pałkę... Z drugiej strony sami sobie tworzymy ścieżkę rytmiczną, jakoś nie widzimy osoby, która miałaby przyjść i wymyślać sekcję.
Wiele zespołów gra jednak i z automatem, i żywym perkusistą jednocześnie.
Maciek: Początki były takie...
Medeah: Wiesz, już mieliśmy tyle koncepcji tej sekcji rytmicznej... Ja myślę, że jednak pierwszy pomysł jest najlepszy, a pierwszym pomysłem i założeniem było to, że zespół Artrosis będzie grał z automatem niezależnie od tego, czy to się komuś podoba, czy nie. I myślę, że będziemy konsekwentni. Nie mówię, że już nigdy nie spróbujemy takiego eksperymentu, natomiast w tej chwili nie czujemy takiej potrzeby. Po tym jak nagraliśmy z Infernem te utwory tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że raczej będziemy wykorzystywać automat, aczkolwiek nie chciałabym być zrozumiana tak, że on coś źle zagrał, to absolutnie nie o to chodzi. On jest jednym z lepszych bębniarzy w Polsce, więc do niego żadnych uwag nie mam. Nasza muzyka ma taki a nie inny charakter i z żywymi garami go zatraca. Nie wpadajmy w schematy! Zespół rockowy nie musi się obowiązkowo składać z wokalisty, gitarzysty, basisty i perkusisty. To nie fabryka, gdzie są pewne normy, których trzeba się trzymać. Gdyby wszystkie zespoły grały z automatem a tylko my z "żywą", czy zapytałbyś dlaczego nie chcemy automatu?
Maciek: Oczywiście inaczej jest kiedy grasz rytm na klawiszach, inaczej kiedy ci go perkusista zagra, ale i to, i to ma swój urok.
Wspomniałaś o reedycjach. Skąd wziął się pomysł ponownego nagrania starego materiału?
Medeah: Pomysł wyszedł od wydawcy. My byliśmy zadowoleni, że będzie nam dane jeszcze raz nagrać ten materiał, ponieważ przez lata nabraliśmy do niego dystansu. Do muzyki, do brzmienia... Nie byliśmy zadowoleni za pierwszym razem, np. wokale na drugiej płycie były za bardzo w tyle. Teraz brzmi to znacznie lepiej. Cieszymy się, że mogliśmy wydać te reedycje, ponieważ z tego co wiem były już problemy z kupnem naszych starszych płyt, otrzymywałam wiele informacji od ludzi, że nie mogą tych płyt dostać. Teraz będą mieli okazję.
Maciek: Niezła schiza poza tym nagrać dwa razy to samo... Deja vu dziwne.
A nie sądzicie, że ze strony wydawcy mógł to być jedynie krok komercyjny?
Medeah: Wiesz, wydawca zawsze patrzy na to pod tym kątem. To jego praca. Jednocześnie cieszy mnie to, że pomimo tego, że te płyty ukazały się już wcześniej, ciągle możemy liczyć na to, że ktoś dopiero teraz odkryje nasze wcześniejsze wydawnictwa i dla części ludzi jest to jedyny sposób zdobycia starego materiału.
Wracając do utworu "Suita"... Charakteryzuje się on symfonicznym brzmieniem, ale raczej nie spod znaku muzyki klasycznej, a "symfonicznego gotyku" takiego jak na przykład Lacrimosa.
Maciek: Mi to się tak nie skojarzyło. W każdym razie nie było to zamierzone. Utwór powstał spontanicznie po przeczytaniu pod rząd dziesięciu części Thorgala (śmiech). Nie myślałem o konkretnym zespole... Myślę, że jednak tak się gra już paręset lat. Może brzmi to tak, dlatego że dźwięki wydobywane są z syntezatora. Sama faktura tego utworu, jego harmonia jest moim zdaniem klasyczna. Równie dobrze mógłby on powstać dwieście lat temu.
Gdybyście mieli określić swoją muzykę nie używając w ogóle słowa "gotyk", co byście powiedzieli?
Medeah: Zawsze mam problem z określeniem własnej muzyki. Dla mnie nie jest ważne jak to nazwiemy czy zaszufladkujemy. Dla mnie ważny jest fakt tworzenia i samorealizacji. Domeną dziennikarzy jest szufladkowanie i nazywanie poszczególnych gatunków muzycznych. To jest potrzebne, bo trudno jest człowiekowi, który nie zna konkretnego zespołu wytłumaczyć coś nie porównując.
Ale artyści są zwykle niezadowoleni z tych "szufladek".
Medeah: Wiem, że niektórych strasznie kręci klasyfikacja, czy Artrosis to gotyk czy gothic metal. Mi to wisi i powiewa szczerze mówiąc... Już nas różnie nazywano, a ja nie mam zamiaru w to ingerować...
Maciek: Przeważnie gotyk, rock gotycki, metal gotycki...
A były jakieś określenia, które was zupełnie zaskoczyły?
Medeah: Doom metal gotycki, jakieś takie totalnie odjechane nazwy...
Maciek: Kiedyś była moda na te nazwy typu doom, orchestral black melancholic metal...
Na płycie znalazł się również cover...
Medeah: Tak, ale tam jest błąd. Coverem Pornografii, który znalazł się na płycie, jest "Mur", a nie "Zatruta", jak napisano w książeczce. Taka siara się zrobiła, ale to nie jest nasza wina... Ja byłam normalnie załamana. Jeszcze coś takiego mi się nie zdarzyło. To wina pośpiechu - wszystko trzeba było szybko zrobić i stąd to się wzięło. Mam nadzieję, że jak będą dotłaczać kolejne egzemplarze, to ten błąd zostanie poprawiony, bo to dla mnie jest straszny dyskomfort.
Poza tym jakieś literówki się też zdarzyły...
Medeah: Tak, trójka zamiast "ż", dwójka w tytule "Podwójna Twarz", ale to można jeszcze interpretować jako zabawę z tekstem albo coś takiego, natomiast ta pomyłka to jest ewidentna siara...
Wracając do "Muru". Dlaczego nagraliście utwór zespołu Pornografia właśnie?
Medeah: Darzę zespół Pornografia olbrzymim sentymentem, największym na scenie polskiej. W 1996 roku zagraliśmy swój pierwszy w życiu koncert na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy w Lesznie i tam poznaliśmy się z zespołem Pornografia. Tam Tytus (De Ville, lider Pornografii - red.) stwierdził, że fajnie wyglądamy, chociaż w ogóle nas nie słyszał i zabrał nas na drugi koncert tego wieczoru. Tak więc zagraliśmy tego samego dnia dwa "pierwsze w życiu" koncerty, oba z Pornografią. Tam poznaliśmy Rafała Zakrzewskiego, ówczesnego managera Pornografii, teraźniejszego managera Artrosis...
Maciek: I z Rafałem Gruntem (gitarzysta Artrosis - red.)...
Medeah: Ale jego przecież tam nie było?!
Maciek: Pośrednio, poniekąd, mówię przecież...
Medeah: W każdym razie darzę Tytusa i zespół Pornografia olbrzymim sentymentem, kocham ich muzykę, to co tworzyli. Bardzo żałuję, że ten zespół pozostał niedoceniony jako prekursorzy gatunku w Polsce. Byli przecież jednym z pierwszych zespołów, które zasiały u nas to ziarenko gotyku. Ale niestety tego zespołu już nie ma.
A czy Tytus był w jakiś sposób zaangażowany w nagranie przez was tego coveru?
Medeah: Nie, zupełnie nie. Ale bardzo ucieszył się, że chcemy zrobić utwór "Mur", rozmawialiśmy o tym przez telefon. On jeszcze tego nie słyszał, ale jutro będziemy w Łodzi, więc zadzwonię do niego, może nas nawiedzi, chociaż jest bardzo zapracowaną osobą, ma odpowiedzialne stanowisko i wiecznie jest zaganiany, więc nie wiem czy znajdzie czas.
Jesteście stałymi bywalcami Castle Party. Czy w tym roku planujecie jakieś niespodzianki?
Medeah: Zastanawiam się nad tym, bardzo byśmy chcieli, tylko jeszcze nie mam koncepcji totalnie, co to by miało być... Muszę pomyśleć, jeszcze troszeczkę czasu mamy, tak więc spróbujemy coś wykombinować.
Może jacyś goście?
Maciek: Może balet (rozmarzonym głosem)...
Medeah: Balet? Tobie się marzą tancerki topless (śmiech), ale ja bym wolała tancerzy i co? Pójdziemy na kompromis?
Maciek: Tak. Tancerki i tancerze. Topless w klatkach podwieszany (śmiech)...
W zeszłym roku na Castle Party pojawiły się próby waszej współpracy z Anją Orthodox, ale przyjęcie ze strony publiczności było takie sobie... Jak myślisz, skąd się biorą te podziały między fanami waszymi i Closterkellera?
Medeah: Nie sądzę aby te podziały były tak wielkie. Bardzo wiele osób słucha zarówno Clostera jak i Artrosis. Bądź co bądź, ta scena - nazwijmy to gotycka - nie jest zbyt duża, a wszelkie podziały mogą ją jeszcze bardziej uszczuplić. Moim zdaniem, można nie lubić Artrosis czy Closterkellera, natomiast głupotą jest publiczne obrzucanie błotem, co z resztą jest domeną krzykaczy z list dyskusyjnych. Mój charakter sprawia, że moi znajomi dzielą się na tych, którzy mnie nienawidzą i na tych, którzy mnie bardzo lubią. Rzadko zdarzają się osoby, które mnie tolerują i ani je grzeję ani ziębię. Jestem osobą dosyć konkretną, jeśli poznać mnie bliżej, tak więc nie wiem, skąd się to bierze. Kiedyś bardzo przejmowałam się uwagami pod moim adresem, pragnęłam, żeby każdemu dogodzić, żeby wszyscy mnie lubili. Teraz przestałam na to zwracać uwagę i robię swoje. Najważniejsza jest dla mnie samorealizacja i rozwój artystyczny. A reszta? To zależy też od ludzi. Ja mam dosyć trudny charakter, prawda Maciek?
Maciek: Coś ty, masz bardzo łatwy charakter (śmiech).
Medeah: O to boldem proszę (śmiech)... (proszę - red.) Nasz zespół składa się z indywidualistów, ale jakoś się trzymamy. W ogóle często wchodzę sobie na listę dyskusyjną o gotyku i upajam się tym jak na nas wieszają psy. Nie należę do osób, które się tym przejmują... Mam z tego niezłą polewkę. I argumentacja typu "teksty Anji bo są prawdziwe, a Magdy sztuczne" bardziej mnie bawi niż złości. Chciałabym coś więcej, mogłabym popolemizować troszkę, ale nie dano mi szansy...
Jak wam się grało w radiowej "Trójce"? Jak oceniacie pomysł?
Medeah: Był to dobry pomysł, ponieważ takich koncertów jak w "Trójce" zazwyczaj nie gramy. Dobieramy sobie zwykle inne utwory, inaczej je wykonujemy. Na koncercie w "Trójce" po raz pierwszy publicznie zagraliśmy wiele utworów, których normalnie nie wykonujemy na żywo. Tam panowała taka specyficzna atmosfera. Poza tym każdy z zespołu słyszał to co ma słyszeć, dało nam to olbrzymi komfort grania. Był to jeden z nielicznych koncertów, gdzie naprawdę słyszałam siebie jak w studio na słuchawkach...
Ale krążą opinie, że poddaliście materiał obróbce studyjnej...
Medeah: Nie, żadnej obróbki nie było. Dementujemy te wszystkie opinie, ktokolwiek by je rozsiewał i w jakimkolwiek celu by to robił... Jedyne co było to miks - czy słychać wokal, czy nie, czy może coś zrobić głośniej... To jedyna obróbka.
Jednak w recenzjach można natknąć się na opinię, że gdyby nie oklaski i głosy ludzi, materiał ten brzmi mało koncertowo, jest zbyt czysty i klarowny...
Medeah: Ale to jest chyba komplement. Jest to efektem tego, że mam sprawnych muzyków, którzy potrafią grać koncerty. Możemy trochę pofałszować... Sorry, że nagraliśmy tak dobry album... A gdybyśmy kwasili, od razu zetknęlibyśmy się z zarzutami, że nie potrafimy grać. Nigdy się wszystkim nie dogodzi.
Jakie macie plany koncertowe na najbliższy czas?
Medeah: Trasa będzie po wakacjach. Trochę żałuję, że tak późno, ale cóż, decyzja odgórna. Niebawem gramy w Poznaniu (20 maj), może dwunastego maja Gdańsk (przed Christian Death - red.), poza tym mamy w planach Rzeszów, Łódź. To się zmienia z tygodnia na tydzień, bo ciągle otrzymujemy propozycje. Bardzo serdecznie zapraszam, ale szczegółów nie mogę jeszcze podawać, bo ich po prostu nie znam.
Jaki jest wasz stosunek do internetu?
Medeah: Dla mnie...
Maciek: ...to jest zbawienie (śmiech).
Medeah: Dla mnie jest to narzędzie pracy i nagroda Nobla należy się człowiekowi, który wymyślił e-mail. Bardzo wiele ciekawych znajomości nawiązałam właśnie poprzez internet. Szkoda tylko, że tak kiepsko działa jeszcze to wszystko...
A co sądzicie o formacie mp3?
Maciek: Powinien służyć tylko do rozpowszechniania promocyjnych fragmentów. Bo sam format to jakieś gówno, to jest gorsze niż taśma magnetofonowa i nie nadaje do słuchania muzy. Powinno być używane do oprawy muzycznej stron internetowych, do niczego więcej. Mp3 jak każda kompresja... Jak ci się podobają 64 kolorowe obrazki... też mają swój klimat...
Medeah: Ja myślę, że jest to bardzo pożyteczna sprawa dla zespołów, które nie mają gdzie pokazać swojej twórczości gronu szerszemu niż koledzy z klatki obok, więc jest to pożyteczne. Natomiast jeśli chodzi o chamskie umieszczanie w sieci całych płyt, często przed premierą, oczywiście mój stosunek jest negatywny. Jestem natomiast za umieszczaniem kilku utworów jeszcze przed premierą, ponieważ odsłuchując takie mp3 jestem w stanie zadecydować, czy kupię płytę, czy nie. Jest wielu ludzi, którzy słuchają tylko takiej muzyki...
Maciek: I dostaną jakiegoś raka słuchu (śmiech). Ale przy cenach płyt...
Medeah: Zgadza się, nie można walczyć z piractwem puszczając płyty za sześćdziesiąt złotych. Gdyby społeczeństwo było stać na te płyty... Ja sama nie kupuję płyt za często, bo mnie na to nie stać... Chętnie wzbogaciłabym kolekcję o kilka płyt, ale pewnie za dziesięć lat uzbieram pieniążki na te nagrania, które chciałabym kupić. Albo częściej będziemy rozdawać autografy w EMPiKu... Bo dzisiaj dostaliśmy płyty (śmiech)...
Swoje (śmiech)?
Medeah: Nie, nie swoje. Ja wybrałam Marilyna Mansona.
Maciek: A ja Clan Of Xymox.
I w ten sposób dotarliśmy do końca wywiadu. Jakiś optymistyczny akcent na koniec?
(cisza)
Maciek: Tego się nie da zaprezentować ciszą... nie ma takiej czcionki (śmiech).
Medeah: Czekaj, daj mi pomyśleć... (cisza) Wciśnij może pauzę, bo taśmy zabraknie...
Maciek: O i to będzie ten optymistyczny akcent na zakończenie (śmiech).