zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

wywiad: Armagedon

4.02.2010  autor: Verghityax

Wykonawca:  Krzysztof "Krizz" Maryniewskey - Armagedon (gitara)

strona: 1 z 1

Armagedon, fot. Michał Badura
Armagedon, fot. Michał Badura

rockmetal.pl: Witaj Krizz! Pierwsze pytanie, dość fundamentalne: jak doszło do tego, że po dwunastu latach wróciliście?

Krizz, Armagedon: Jest to pytanie, na które już często odpowiadałem. Na dobrą sprawę, w latach 90-tych zawiesiliśmy działalność zespołu, ale nigdy go nie rozwiązaliśmy. Był to okres, w którym zbiegło się trochę złych wątków dookoła nas i postanowiliśmy zawiesić działalność, jednak nie myśleliśmy, że potrwa to aż tak długo. Wielokrotnie mieliśmy próby reaktywacji, najbliżej było nam do tego w roku 2000. Niestety, wówczas w wypadku samochodowym zginął nasz przyjaciel i perkusista, Rysiu Bieniek, no i te nasze plany powrotu musieliśmy na jakiś czas odłożyć. Udało się ponownie po kilku latach zebrać to wszystko do kupy. To, że teraz znów gramy, niekoniecznie nazwałbym powrotem po ponad dekadzie. Dla nas jest to jedna z wielu prób, jakie przechodziliśmy, tyle, że tym razem udana.

Podobno wasze najnowsze dzieło, "Death Then Nothing", nagrywaliście aż dwa lata. Co sprawiło, że trwało to tak długo?

Nie, nie nagrywaliśmy go przez dwa lata. Tak na dobrą sprawę to około dwóch lat trwały prace nad materiałem, komponowanie, próby i tak dalej. Sam proces nagrywania zajął nam około półtora miesiąca. Tak to mniej więcej wyglądało.

Czy wszystkie kompozycje na tym albumie pochodzą z czasów obecnych, czy może wykorzystaliście coś z dawnych lat, czego nie udało się wam wtedy nagrać?

Nie, jest to materiał całkowicie nowy, przy czym jeden numer, "Bed of Thorns", pochodzi z około 2000 roku. A tak, generalnie, w 90% to nowe kompozycje.

Wiem, że wszyscy was o to pytają, ale i tak muszę was w tej sprawie przemaglować. Mieliście podpisany kontrakt z Peaceville Records, które się ostatecznie z umowy wycofało. Co tak naprawdę zaszło?

Szczerze powiedziawszy, do dzisiaj jest to dla nas swego rodzaju zagadką. Bo w tamtym okresie rzeczywiście mieliśmy kilka propozycji na kontrakt. Zdecydowaliśmy się na Peaceville z paru powodów. Podówczas wydawało się nam, że jest to dla nas najlepsza opcja. Kontrakt opiewał na trzy płyty, uwzględniał również promocję w Europie w postaci tras koncertowych. Korzystaliśmy tutaj z doradztwa i pomocy Mariusza Kmiołka i w zasadzie złożyliśmy swoje podpisy, wszystko było klepnięte. Później przyszedł taki czas, w którym przygotowywaliśmy się do nagrania płyty, byliśmy gotowi, czekaliśmy na możliwość rezerwowania studia, wchodzenia, nagrywania materiału. To wszystko przeciągało się, termin został kilkukrotnie przesunięty, po czym dostaliśmy poprzez Mariusza informację, że strona angielska nie może wywiązać się z umowy. Nie było natomiast żadnych szczegółów, co się właściwie stało i dlaczego. Fakt faktem, iż wtedy Peaceville miało taki moment, że nic nie wydawało. To były chyba ze dwa czy trzy lata zastoju. Ale ja nie wiem, co się tak naprawdę wydarzyło. Na pewno nie było w tym winy zespołu. Dzisiaj z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że szkoda, iż stało się, jak się stało. Szkoda, że nie wybraliśmy jakiejś mniejszej wytwórni, z której też mieliśmy propozycję, bo być może bylibyśmy dzisiaj w całkowicie innym miejscu.

Armagedon, fot. Michał Badura
Armagedon, fot. Michał Badura

Przypuszczam, że w takim przypadku bylibyście dziś headlinerem (wywiad został przeprowadzony przed koncertem w Zabrzu 23.01.2010 - przyp. red.).

Dzisiaj nie jesteśmy headlinerem z wyboru. Mieliśmy już propozycje tras koncertowych w tym sezonie i w zeszłym w roli headlinera. Ale my sami doszliśmy do wniosku, że to jeszcze nie jest odpowiedni moment. My wciąż musimy przypomnieć się ludziom. Ta trasa ma głównie temu służyć, aby pojawić się w wielu miejscach i pokazać, że Armagedon to nie był tylko projekt pod tytułem "płyta i nic więcej", że wracamy do czynnego stawiania się na koncertach. Natomiast, być może za jakiś czas, być może przy promocji kolejnego materiału rola headlinera bądź supportu na większej trasie innego formatu będzie właściwym miejscem dla Armagedonu.

Dlaczego nie zebraliście całego starego składu?

W 75% to jest stary skład, bo i ja, i mój brat Slavo, no i Sooloo na basie, to jest Armagedon praktycznie od początku. Z kolei nasz ówczesny perkusista już dawno, dawno temu postanowił, że nie będzie grał na instrumencie, toteż nie mieliśmy możliwości zwerbowania go. Przez tych kilka lat, kiedy staraliśmy się reaktywować zespół, mieliśmy próby z różnymi muzykami. Przy realizacji tej płyty trafiliśmy na Adama Sierżęgę, który, ku naszemu zadowoleniu, przyjął naszą propozycję współpracy, jest tu z nami dzisiaj i bawi się, mam nadzieję, tak samo dobrze, jak my. Fajny koleś. Zespół generalnie jest dosyć zwartym kolektywem, co na tej trasie widać między nami. Nie było żadnych spięć, wszystko jest jak najlepiej. Z czterech osób trzy pochodzą ze starego składu, czyli i tak nie jest źle, zwłaszcza, jeśli popatrzymy na inne reaktywowane projekty, gdzie zostaje jedna osoba albo grupy, w których w ciągu lat line-up zmienia się całkowicie.

Teraz pytanie z rodzaju teorii spiskowych. Na okładce waszego nowego albumu wskazówki znajdują się na dziesiątej i drugiej. Do tego dwunasta godzina wyrwana jest z tarczy zegara, a wasz zespół oficjalnie był zawieszony przez dwanaście lat. Czy to ma z tym coś wspólnego, czy to tylko przypadek?

Ciekawa koncepcja, ja na to nie wpadłem (śmiech). Nie, to jest przypadek, jak najbardziej przypadek. Jeśli chodzi o sam art cover, to ten pomysł był wypracowywany dosyć długo. Trudno było "Death Then Nothing" oblec w jakąś łatwą, obrazową formę. Wydaje mi się, że to, co udało się nam stworzyć, oddaje ducha i klimat, i całe to przesłanie.

Armagedon - Krizz, Wrocław 22.01.2010, fot. K. Zatycki
Armagedon - Krizz, Wrocław 22.01.2010, fot. K. Zatycki

Czy macie jakieś ulubione kapele deathmetalowe?

No, myślę, że każdy z nas ma jakieś. Ale my raczej jesteśmy ze starej szkoły tradycyjnego grania. Oczywiście, wczesne zafascynowanie Morbid Angel. Bardzo fajnie słucha nam się takich kapel, jak Entombed, Gorefest, Unleashed... stara szkoła, granie do przodu, bez czasowstrzymywaczy, bez grania do tyłu... takich dźwięków słuchamy.

Czy od razu zaczęliście od grania death metalu?

Wiesz, w latach 80-tych trudno było jeszcze mówić o death metalu. Tak na dobrą sprawę to był gatunek, który dopiero nadchodził. W związku z tym zaczynaliśmy, grając ciężko, mocno, szybko, jak się wtedy dało na tamte warunki. A to w jakiś naturalny sposób w latach 90-tych ubrało się w coś, co można nazwać death metalem. Ja natomiast nie określam w ten sposób tego, co gramy. Myślę, że po prostu napierdalamy metal, tak, jak to czujemy, tak, jak to lubimy. Nie lubię za bardzo szufladkowania muzyki.

Dlaczego Armagedon przez jedno "d"?

Odpowiedź na to jest bardzo prosta. To był nasz świadomy wybór, gdzieś pod koniec lat 80-tych, kiedy wybraliśmy tę nazwę, a nie inną. Wtedy nie mieliśmy aspiracji do bycia kapelą międzynarodowego formatu. Jak popatrzysz na słowo armagedon w słowniku języka polskiego, jest napisane przez jedno "d". Oczywiście, gdy zaczęliśmy być trochę rozpoznawani na świecie, pierwsze pytania, jakie padały, to: "A dlaczego przez jedno d? Przecież armagedon pisze się przez dwa d". I za każdym razem ta sama odpowiedź: "Ale u nas w Polsce pisownia jest taka, że przez jedno".

Ostatnie pytanie. Plany na przyszłość?

Pracujemy nad nowym materiałem, który, mam nadzieję, nagramy w przyszłym roku, około lata. Jeżeli się uda, to pod koniec tej pory roku, może jesienią powinna nastąpić premiera naszej następnej płyty. Koncept się tworzy. Myślę, że nie odbiegniemy w sposób zasadniczy od tego, co robimy. Zresztą, nigdy nie było to naszym celem, by zmieniać o 180 stopni muzykę, którą gramy. Będzie to kontynuacja, oczywiście. Mam nadzieję, że album będzie dużo lepszy, bardziej dojrzały w swojej formie. Zrobimy wszystko, żeby tak było.

Dzięki wielkie za rozmowę.

Wszystkiego dobrego.

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »
re: łysi
jakistamnick (gość, IP: 78.8.195.*), 2010-02-10 10:50:25 | odpowiedz | zgłoś
Jak ktoś łysieje to trudno żeby trzymał garstkę włosów na głowie albo chodził z gigantycznymi zakolami.
re: łysi
Apis (gość, IP: 85.222.86.*), 2010-02-10 23:25:25 | odpowiedz | zgłoś
Golenie łba to może też kwestia słowiańskich genów i łysienia. Czasem to po prostu konieczność, a nie wybór. Lepiej wyglądać jak "stary" Devin Townsend, czy "nowy": czytaj łysy? U mnie to też niestety była konieczność, żeby nie wyglądać jak pajac. I fakt, zbiegło się to też z wiekiem jakichś 30 lat. Ramoneska nie wyłysiała, więc noszę, jak nosiłem :) Jej nie golę, choć się wytarła :D
2
Starsze »

Materiały dotyczące zespołu

Na ile płyt CD powinna być wieża?