zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku poniedziałek, 25 listopada 2024

wywiad: Antimatter

3.01.2004  autor: Sopel

Wykonawcy:  Mick Moss - Antimatter (gitara, gitara basowa, instrumenty klawiszowe, programowanie, wokal), Duncan Patterson - Antimatter (gitara, instrumenty klawiszowe, programowanie, wokal, gitara basowa)

Na początku stycznia ubiegłego roku Duncan Patterson i Michael Moss zamknęli się w irlandzkim Sun Studios, aby dać upust wszystkim swoim żalom, cierpieniom i frustracjom. Wspomagani przez Jamiego Cavanagh (Anathema) w roli inżyniera dźwięku, stworzyli album, który śmiało można nazwać muzycznym synonimem mroku. Niezwykle klimatyczny, pełen smutku, momentami wręcz psychodeliczny, ambientalny, a nawet minimalistyczny. Zobaczmy co na jego temat, i nie tylko, ma do powiedzenia dwójka wspomnianych wcześniej osobników. Poniższy wywiad został przeprowadzony na raty, pierwszy raz zaraz po nagraniu krążka, drugi po zakończeniu trasy po Stanach.

strona: 1 z 1

rockmetal.pl: Nagrania następcy "Saviour" zostały ostatecznie ukończone w zeszłym tygodniu. Jak się czujecie teraz - dopiero co po ukończeniu "Lights Out"?

Duncan Patterson: Czuję ogromną ulgę, że już jest po wszystkim. Przebywanie w jednym i tym samym pomieszczeniu przez cztery tygodnie wystawia mózg na niezłą próbę. Jeśli chodzi o sesję nagraniową, to nie wszystko poszło dokładnie zgodnie z planem i mamy szczęście, że udało nam się skończyć płytę w tym czasie. Jednakże jestem zadowolony z tego jak wyszedł ten album.

Michael Moss: Ja czuję się kompletnie wyczerpany, trochę chory na umyśle i trochę oszołomiony, zastanawiając się przy tym czy to co właśnie zrobiłem, było tego warte - czyli zupełnie tak jak po seksie.

Dlaczego tym razem wybór padł na Sun Studios? Dlaczego nie Academy ze sprawdzonym z tyłu i z przodu Magsem?

D.P.: Tym razem chciałem spróbować czegoś innego, poza tym studio w Dublinie miałem do dyspozycji 24 godziny na dobę, więc mogliśmy pracować naszym własnym rytmem.

Jak porównalibyście nowy krążek do "Saviour"?

D.P.: Te krążki różnią się pod wieloma względami. Na "Lights Out" perkusja brzmi lepiej. Album ten jest mroczny i oryginalny. Nie ustalamy żadnych reguł ani zasad co do tego jaki powinien być nasz styl. Piosenki bronią się same. Jeśli chodzi o podobieństwa to myślę, że utwór "Dream" pasowałby na "Saviour" najlepiej, jest mu najbliższy.?

M.M.: Włożyłem dużo starań, aby tym razem moje piosenki muzycznie były bardziej dynamiczne i rozbudowane. Moje utwory na "Saviour" były na jedno kopyto "zwrotka-refren-zakończenie" i tak naprawdę nic więcej poza tym, po prostu bardzo proste aranżacje. Tym razem dopilnowałem, by w każdym kawałku znalazło się miejsce, gdzie wokal cichnie i sama muzyka wychodzi na pierwszy plan.

Mick, miałeś śpiewać na prawie całym albumie?

M.M.: Spośród siedmiu kawałków z wokalem śpiewam w trzech, więc krążek ponownie zdominowany jest przez dziewczyny. Właściwie tak chciałem, ponieważ ich głosy przynoszą trochę słodyczy do niezbyt przyjemnych tekstów, naprawdę bardzo dobry kontrast. Duncan chciał, żebym zrobił więcej wokali. Początkowo planowaliśmy, że zaśpiewam około 70 procent parti wokalnych, ale nie sądzę, żebym był gotowy na to już teraz.

Kilka słów o okładce?

M.M.: Po prostu wizualne przedstawienie tytułu.

D.P.: Gasnące światło. To wszystko.

Nie ma jak wylewne odpowiedzi :). Pojawiły się plotki, że ma być dostępna także limitowana edycja z bonusowymi akustycznymi przeróbkami niektórych kawałków.

D.P.: Tak, ukaże się nakładem mojej własnej Strangelight Records. Jak na razie jest to bardzo mała wytwórnia. Z czasem zamierzam się stopniowo rozrastać, jednak na tym etapie mojego życia nie chciałbym zbytnio się pogrążać w robocie papierkowej. Wytwórnia ta pozwala nam na wydawanie czegokolwiek zechcemy, także pomaga organizować koncerty. Już nigdy nie chce być częścią żadnej z tzw. "major labels", to jest czysty nonsens. Istniejemy na swoich własnych warunkach i bardzo dobrze mi z tym.

W październiku 2002 roku zagraliście kilka koncertów we Francji i Beneluxie wraz z Danielem Cavanagh, w maju 2003 zaliczyliście występy w Stanach i na południu Europy? czy jest szansa na przyjazd do Polski? Mick, podobno panicznie się bałeś śpiewania na żywo?

M.M.: Myślę, że to zawsze będzie stresujące, ale to dobrze, bo wtedy daję z siebie wszystko. Gdybym nie bał się występów na żywo to najprawdopodobniej moje podejście byłoby wtedy bardziej olewcze.

D.P.: To były najlepsze doświadczenia koncertowe w moim życiu. Pierwszy raz byłem na scenie z ludźmi, którzy rozumieją muzykę i wiedzą o czym są piosenki. To jest dla mnie bardzo ważne. Bardzo chciałbym wrócić do Polski, ale jak dotąd nie dostaliśmy żadnych ofert z waszego kraju. Miejmy nadzieję, że to się zmieni.

Swego czasu pojawiały się informacje o planowanych gościnnych udziałach Darrena White'a (ex-Anathema) czy Daniela Cavanagh (Anathema). We wkładce (tak ludzie, nie mam tego tylko na mp3 i kupiłem płytę, tak też można) jednak nie ma o tym ani słowa, ale widzę i słyszę, że Halley i Michelle ponownie uraczyły nas swoją obecnością?

D.P.: Tak, obie przyleciały do Dublina, aby nagrać swoje partie wokalne i jak zawsze zrobiły to doskonale. Naprawdę miło jest mieć takich ludzi, którzy z chęcią odgrywają swoją rolę w muzyce. Rozmawiałem z nimi długo przed naszym wejściem do studia. Jedyną rzeczą, na którą czekałem, był czas, kiedy będą wolne, by przyjechać i nagrać swoją część. Wiesz, każdy ma swoje życie. Jeśli chodzi o Darrena to jest on obecnie w Indiach, natomiast co do Danny'ego, po prostu nie mieliśmy czasu, żeby ściągać go z Liverpoolu i przygotowywać specjalnie dla niego rzeczy do zagrania. Gdyby sprawy potoczyły się lepiej to z pewnością pojawiłby się na płycie.

Les Smith wystąpił gościnnie na "Saviour", Jamie Cavanagh na "Lights Out", Daniel Cavanagh zagrał z wami na trasie w zeszłym roku, na koncertach gracie także kompozycje Anathemy. Duncan, nie boisz się, że już na zawsze zostaniecie zaszufladkowani jako zespół byłego basisty Anathemy?

D.P.: Les właściwie nie grał na "Saviour", pomógł nam tylko ze sprzętem. Na trasie graliśmy piosenki, które ja sam napisałem, do czego chyba mam prawo? Jamie pomógł z produkcją i zagrał trochę na perkusji. Poza tym dlaczego miałbym chcieć, aby zapomniano, że byłem w Anathemie? To kim są teraz jest przecież moją dużą zasługą.

Tymczasem podobno poprosiłeś Anathemę by nie grali twoich kawałków na koncertach...

D.P.: Rozmawialiśmy o tym z Danielem i on to rozumie. Zaraz po moim odejściu ich setlista na koncerty składała się w wiekszości z moich utworów. Grali moje kawałki, a przy tym obrzucali mnie gównem w wywiadach i rozmowach z ludźmi, nie było to zbyt fair. Do tego nie pamiętam by wtedy ktokolwiek mnie bronił... Ech, mniejsza z tym. W każdym razie cieszę się, że bez nerwów mogłem o tym pogadać z Danielem i że on rozumie w czym rzecz. Mieliście tyle lat, by usłyszeć te kawałki, więc nie skarżcie się teraz. Poza tym dotyczy to tylko utworów, które zostały napisane tylko i wyłącznie całkowicie przeze mnie.

Mick mieszka Liverpoolu, a Duncan w Mullingar w Irlandi. Czy nie utrudnia wam to współpracy? Nie tęsknicie za sobą?

D.P.: Tęsknię za jego gotowaniem. Obaj mamy telefony i dostęp do internetu, więc nie ma problemu z kontaktem. Ja nigdy nie przeprowadzę się z powrotem do Liverpoolu, a Mick ma tam rodzinę, więc tak być musi.

M.M.: Raczej nie zdarza się tak, żebym chciał się skontaktować z Duncanem i nie mógł. Internet jest pod tym względem naprawdę dobry i użyteczny.

Duncan, ponoć twój muzyczny gust zmienił się nieco w ciągu kilku ostatnich lat i już nie słuchasz metalu. Od czasu do czasu podobno nawet dorabiasz jako DJ.

D.P.: Obecnie nie ma dużo dobrej muzyki metalowej. Nie chodzi o to, że wyrosłem z metalu, po prostu nie jest on już tak dobry jak kiedyś. Na dzień dzisiejszy moim ulubionym zespołem metalowym jest Primordial. Mam mnóstwo mrocznej i elektronicznej muzyki na winylach, której bardzo lubię słuchać. Słucham dużo muzyki irlandzkiej oraz eksperymentalnych rzeczy, właściwie to słucham wszystkiego po trochu. Prawda, czasami udzielam się jako DJ. Ostatnio tylko w typowo metalowych i gotyckich klubach. Do tego jestem ograniczony tylko do puszczania muzyki z płyt i nie mogę nic zagrać samemu, tak jak bym sobie tego życzył, no ale cóż? dobrze być aktywnym i w ten sposób.

Swego czasu na oficjalnym forum zespołu toczyła się niezwykle interesująca dysputa na temat włosów na klatce piersiowej. To przyznajcie się teraz z ręką na sercu kto z was ma bardziej owłosioną klatę?

D.P.: Ja.

M.M.: Osobiście uważam, że prawdziwe owłosienie kryje się wewnątrz. Na przykład włosy w nosie.

I tą niezwykle pouczającą myślą życiową kończymy. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca. Skoro to czytacie to pewnie tak, chyba że macie w zwyczaju czytanie od końca, bądź od środka. Dobra, wystarczy już. Na koniec jeszcze raport ze studia, który złożył Mick.

M.M.: Tydzień 1

Zdołaliśmy stworzyć zarys wszystkich piosenek, z wyjątkiem linii wokalnych i partii gitar. Myślę, że styl jest nieco odmienny od tego co zaprezentowaliśmy na "Saviour", utwory są dojrzalsze, a atmosfera inna. Momentami bardzo spokojnie, momentami ciężej. Na dzisiaj moim ulubionym kawałkiem jest "Expire", który został napisany przez Duncana, natomiast jemu najbardziej podoba się "In Stone", którego autorem jestem ja. Jak miło. Będzie wiecej moich wokali niż na "Saviour". Także tym razem będą mi towarzyszyć dziewczyny więc nie będą to tylko jaja i estrogen. Jestem bardzo podekscytowany tym albumem i mam nadzieję, że zostanie on ciepło przyjęty. Odzew na "Saviour" był bardzo duży i pozytywny, więc sram w gacie, że zmiany na nowej płycie są zbyt duże. Co prawda Duncan powtarza mi, że dobry album to dobry album, nieważny jest styl i to jest jebana prawda!!! Płyta jest szczera i to się liczy.

Tydzień 2

Rzeczy zaczynają nabierać kształtów. Hayley właśnie ukończyła nagrywanie wokali, które są naprawdę mroczne. Ja i ona jesteśmy Sonnym i Cher doomu, nasze głosy nawet do siebie pasują (nie śpiewaliśmy razem na "Saviour"). Wpieprzamy za dużo czekolady i ciągle pijemy Guinessa. Moim nowym ulubionym kawałkiem jest "Reality Clash". Cudowny. Dodatkowo być może pojawią się jakieś akustyczne wersje.

Tydzień 3

Swoje wokale nagrała Michelle, więc album jest już prawie ukończony, jeszcze tylko kilka małych poprawek i koniec. W tym tygodniu najbardziej wyrózniającym się kawałkiem jest "Dream", zdecydowany zwycięzca! Mam tylko nadzieję, że album zostanie dobrze przyjęty... Wiem, że to silny materiał, ale na dzień dzisiejszy słyszałem go już tyle razy, że utraciłem cały swój obiektywizm.

Koniec nagrywania

Dzięki kurwa za to! To był naprawdę ciężki miesiąc. Teraz prasa może rozedrzeć go na strzępy, bo brzmi jak hybryda Death Angel i The Lightning Seeds.

« Poprzednia
1
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Na ile płyt CD powinna być wieża?