- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
wywiad: Accept
Wykonawca: | Wolf Hoffmann - Accept (gitara) |
strona: 2 z 3
Accept, Kraków 27.05.2015, fot. Verghityax
W przeszłości twoja żona Gaby nie raz pomagała w pisaniu tekstów. Czy miała jakiś wkład w "Too Mean to Die"?
Po pierwsze, muszę cię poprawić. Jesteśmy z Gaby w separacji.
Wybacz, nie miałem pojęcia.
W porządku, nic się nie stało. Po drugie "Too Mean to Die" stanowi owoc kolektywnej pracy zespołu. Rzecz w tym, że Gaby przez całe dziesięciolecia gromadziła chwytliwe zwroty, tytuły i pomysły na piosenki, po czym zapisywała je w zeszytach. To nawet nie były gotowe zwrotki czy refreny, raczej surowe szkice tego, o czym utwory mogą traktować. Jeśli mnie pamięć nie myli, nie korzystaliśmy z archiwów Gaby na tym albumie.
Okładkę "Too Mean to Die" przygotował Gyula Havancsak, z którym współpracowaliście już przy "The Rise of Chaos". Dostał od was wytyczne, czy ten wąż to jego własna inwencja?
Nie pamiętam dokładnie, kto zaproponował węża, ale z pewnością był to ktoś z zespołu. Nigdy nie rozmawiałem z Gyulą osobiście, cała nasza komunikacja odbywa się drogą mailową. Zapytaliśmy go, czy byłby w stanie namalować złowrogie, mechaniczne monstrum w kształcie węża? Z powierzonego mu zadania wywiązał się znakomicie. To fantastyczna okładka.
Na liście autorów "Too Mean to Die" widnieje niejaki Clay Vann, który zrobił wam chórki. Kto to taki?
Chórki to coś, co zwykle dogrywamy na późniejszym etapie produkcji. Staramy się wówczas wykreować w studiu bardziej imprezową atmosferę i zapraszamy przyjaciół zespołu, by pośpiewali z nami. Dzięki temu poszczególne chórki na płycie nie brzmią identycznie. Clay Vann to właśnie jeden z takich przyjaciół. Znamy się od lat, spotkałem go kiedyś w Nashville. Wystąpił już na "The Rise of Chaos", po prostu nigdy nie został uwzględniony we wkładce do albumu. Chciałem się upewnić, że tym razem będzie inaczej.
Accept, Sopot 27.02.2017, fot. Karol "Tarakum" Makurat
Od momentu reaktywacji wydawaliście swoje płyty pod szyldem Nuclear Blast, jednak ostatnio (w lutym 2022 roku - przyp. red.) zmieniliście barwy na Napalm Records. Co spowodowało tę decyzję?
Byliśmy niezmiernie zadowoleni z dotychczasowej współpracy z Nuclear Blast. Niestety parę lat temu w wytwórni doszło do dużych zmian. Mówiąc krótko, zostali wykupieni przez jakąś korporację (francuska firma Believe Digital stała się głównym udziałowcem Nuclear Blast w 2018 roku - przyp. red.). Zaczęły się przetasowania personalne. Nagle wszyscy ludzie, którzy się nami opiekowali i których znaliśmy, odeszli. To zawsze wygląda tak samo, niezależnie od branży. Duża firma przejmuje mniejszą i twierdzi, że nic się nie zmieni, że klient nadal będzie otrzymywał usługę na poziomie, do jakiego przywykł. W rzeczywistości część pracowników dostaje wypowiedzenie, inni sami rezygnują, a ceny idą w górę. Nuclear Blast przestał być wytwórnią, którą pokochaliśmy. Gdy ekipa z Napalm Records złożyła nam ofertę, stwierdziliśmy, że pora iść naprzód.
Europejskie tournee promujące "Too Mean to Die" nie doszło do skutku w pierwotnym terminie z powodu pandemii. Miały wam wtedy towarzyszyć formacje Phil Campbell and the Bastard Sons oraz Flotsam and Jetsam. Ostatecznie występy udało się przenieść na styczeń i luty 2023 roku, lecz już bez udziału tych kapel. Zamiast tego wasze koncerty otwierać będzie The Iron Maidens, żeńska grupa wykonująca piosenki z dorobku Iron Maiden.
Tak, przekładaliśmy trasę dwukrotnie i tamte zespoły zwyczajnie nie były dostępne w nowym terminie. Nie znam szczegółów, ale trudno oczekiwać, by ich plany przez rok nie uległy zmianie. The Iron Maidens spotkaliśmy w Los Angeles. Panie znają się na swoim fachu i wspaniale radzą sobie na scenie. Poza tym wszyscy kochają numery Iron Maiden. Myślę, że to dobry zestaw.
Accept, Sopot 27.02.2017, fot. Karol "Tarakum" Makurat
Jeśli to nie tajemnica, jakiego repertuaru mogą się spodziewać europejscy fani? Zgaduję, że główny nacisk położony będzie na "Too Mean to Die", którego nie mieliście okazji należycie ograć?
Uważam, że to naprawdę mocny album i moglibyśmy sięgnąć po niemal każdą kompozycję, jaka się na nim znalazła. Niedawno skończyliśmy trasę po Ameryce Północnej i w jej ramach co wieczór wykonywaliśmy pięć albo sześć kawałków z "Too Mean to Die". Żeby nie było nudno, każdego dnia lekko modyfikowaliśmy setlistę. W Europie prawdopodobnie zrobimy tak samo. Mniej więcej połowa materiału pochodzić będzie z płyt, które zarejestrowaliśmy z Markiem Tornillo, a reszta z lat 80. Jesteśmy w takim punkcie naszej kariery, że oba te okresy są równie ważne i nikt nie może już powiedzieć, że Accept wrócił po to, by odcinać kupony od dawnej sławy. Wielu fanów stawia nasze dokonania po reaktywacji w jednym rzędzie ze starymi klasykami. Daje nam to obszerny katalog, z którego możemy wybierać. To bardzo przyjemny dylemat.
Accept, Vizovice 11.07.2013, fot. Verghityax
Większość waszych piosenek napisana została w oparciu o dwie gitary. Teraz, gdy w kapeli udziela się Philip Shouse, dysponujecie trzema gitarzystami. W jaki sposób przekłada się to na występy? Musieliście przearanżować kompozycje, czy po prostu dzielicie się poszczególnymi partiami?
Świetne pytanie. Przekopaliśmy się przez cały nasz repertuar, szczególną wagę przykładając do utworów, które w oryginale miały dodane nakładki. Dzieląc się partiami, możemy je teraz zaprezentować na żywo w takim kształcie, w jakim zostały zarejestrowane. Lubimy też przypuścić podwójny atak gitarowy i toczyć bitwy na solówki. Staram się dawać Philowi dużo przestrzeni. Poszerza to spektrum naszego brzmienia.
Accept, Vizovice 11.07.2013, fot. Verghityax
Pozwól, że zanurzymy się teraz w odległej przeszłości, jest bowiem gros wątków w waszej historii, które nie są zbyt często poruszane. Gdy w 1976 roku dołączyłeś do Accept, część składu - Udo Dirkschneider, Gerhard Wahl i Frank Friedrich - znała się już z poprzedniego projektu pod nazwą Band X. Chyba jeszcze Michael Wagener (gitarzysta - przyp. red.) kręcił się wokół nich. Czym zwrócili na siebie twoją uwagę?
Mieszkałem wówczas w Wuppertalu, rzut kamieniem od Solingen. Sporo kapel funkcjonowało w tym rejonie, były to jednak wyjątkowo nietrwałe przedsięwzięcia o średniej długości życia nieprzekraczającej paru miesięcy. Najczęściej dana ekipa koncertowała w okolicznych knajpach, dopóki nie skończył się jej zapał, a następnie zwijała manatki i na jej miejscu pojawiał się kolejny, równie niestabilny twór. Ze stylem muzycznym Accept było mi początkowo nie po drodze, lecz to, czym naprawdę mi zaimponowali, było profesjonalne podejście do tematu. Odbywali regularne próby, mieli własne nagłośnienie i potrafili się zorganizować.
Co do Michaela Wagenera, nie jestem pewien, czy on kiedykolwiek był członkiem Accept. Wiem, że wpadał do Udo z gitarą i eksperymentowali z jakimiś piosenkami, ale kto jeszcze należał do załogi i czy rzeczywiście występowali jako Band X, ciężko powiedzieć. Każdy zna swoją wersję tej historii i nie mam pojęcia, która jest prawdziwa.
Melduje sie w Progresji