Festiwale to generalnie kupa (nie tylko w przenośni).
Ok, jak ktoś jedzie nie głownie dla muzyki - moze byc dobra zabawa.
Ale muzycznie... Ależ wodzu, co wódz :P

Latem wolę festiwale pod gołym niebem, niż wąchać przepocone koszulki w klubach. Poza tym wszystko zależy od nagłośnieniowca, zespołu i fanów, którzy tworzą klimat.
Każdy koncert może nie wypalić.

Chociaż nie przepadam za festiwalami, gdzie stoi się tak daleko, że sceny nie widać, tylko z telebimu można oglądać, szkoda kasy.

Raczej tylko trzy w całym 2018.

Był już w Rock&Rose w Kutnie,
a pozostały Prog in Park oraz
Summer dying loud.
Na inne chyba czasu nie starczy,
bo coś by się jeszcze znalazło ciekawego.

Red Smoke i wyjątkowo RokoPolo ze względu na Gojirę.

Oczywiście na Lwóweckie Lato Agatowe - będą gwiazdy disco polo i Maleńczuk. Poza tym może wreszcie pierwszy raz ten Przystanek w Kostrzynie.

Tradycyjnie : Obscene Extreme, Brutal Assault (po raz kolejny najlepszy zestaw kapel w historii!) i Summer Dying Loud.