Oba ostatnie koncerty Sisters of Mercy w Krakowie były fatalne. W 2006 zagrali w Studio najlepszy koncert mojego życia. W 2009 - najgorszy (za cicho, można było pod barierkami swobodnie rozmawiać, a ulubiony Vision Thing poznałem dopiero ...w drugim refrenie!). W 2014 na Czyżynaliach nie było wiele lepiej - dźwięk "rozjechany", jakiś pogłos perkusji, przez co każde uderzenie słychać było dwa razy (!), co sprawiało koszmarne wrażenie. Dlatego odpuściłem w tym roku występ w Progresji i okazuje się, że dobrze zrobiłem, bo z relacji znajomych dowiedziałem się, ze na tym wyprzedanym koncercie dźwięk był... za głośny, aż nie było nic wyraźnie słychać :)

Chyba tak, z tego co pamiętam niepotrzebnie byłem na Red hot chili peppers. Chociaż nawet zagrali jakieś kawałki z Blood sugar sex magic, to niesmak z repertuaru pozostał na długo.

Drugim takim koncertem było Prodigy w naszym nieszczęsnym kraju traktowane jako wyznacznik dobrego smaku w muzyce elektronicznej.

Zaplątałem się jeszcze na Guano Apes i Alter Bridge podczas festiwalu. Ponieważ wcześniej nie znałem tych grup, to może mi będzie wybaczone przez spowiednika :)

Ale raczej unikam zespołów, których występy mnie nie interesują. Tak ominąłem Scream Maker. Kiedyś znakoma kapela grała przed nimi. Po występie znajomych wróciłem do domu.

Dodam jeszcze Placebo i Kings of leon ponownie na festiwalu. Jeden znajomy słyszał, że to mogą być ciekawe zespoły, a słyszał wcześniej po jednym kawałku w radio więc nie wiadomo skąd ta opinia. Wynudzilismy się strasznie.

Weź się nie pogrążaj Wolrad. Obydwie kapele są na poziomie i mają swój styl. Placebo nagrało doskonałe płyty pod względem artystycznym. Trzeba być naprawdę ignorantem muzycznym by się nudzić przy Placebo podobnie jak przy kolegach z nurtu, choćby przy The Verve. Kings of Leon natomiast to alternatywny żywy band czerpiący inspiracje z muzyki rockowej hippiesowskiej lat 70. Stworzyli dwie pierwsze niezły płyty. Nic się nie poradzi, że Was nie zadowoliły skoro Wy się ograniczyliście do wychwalania w niebiosy tendencyjnych idących na modę i popyt - Paradise Lost, swojego czasu kopiujących doszczętnie Depeche Mode. Proponuję trochę więcej otwartości na bardziej niszowe gatunki i zespoły, zdecydowanie nie takie kwadratowe jak PL i temu podobne.
ps. Żeby nie było. PL znam od 1990 roku i 1 i 2 (albumy) są w mojej kolekcji jako obowiązkowe albumy.

że co? Placebo ''lepsze'' tak ogólnie niż Paradise Lost? jasne heh ale tak jestem ignorantem muzycznym hehe

Marcinie Kutera piszesz jakby Placebo i Kings of leon były klasycznymi zespołami pokroju Pink Floyd, czy Black Sabbath, które każdy fan muzyki rockowej powinien wielbić.

A to po prostu dobre zespoły w swoim gatunku,
a skoro mi się nudziło na ich koncertach to tylko moja sprawa. Mogę nie lubić tych kilku zespołów,
bo i tak lubię ze 100 innych.

Nigdzie też nie pisałem, że płyty PL z ich okresu po Draconian Times są jakieś wybitne. Gotycką 'Symbol of Life' lubię najbardziej, ale dopiero 'Plague Within' uważam za świetną

Wolrad, pogrążyć się w oczach Takiego Fachowca... Jak będziesz teraz z tym żył?!
Pik, posuń się, ja tez się schowam za Twoja ignorancją ;)

Marcin jest osłuchany, może nawet za bardzo....
bo brak mu czasami dystansu i napisał koment
hur dur krzywdzą mi zespół.
A co jak pierwszoligowy i kultowy zespół da ciała i słabo zagra? Mam się cieszyć,
bo mam bilet i jechałem pół Polski?

Tobie za to gratuluje dystansu i spokojnego, trzeźwego podejścia. U mnie niestety w takich sytuacjach pojawiają sie przeważnie skrajne reakcje. Jestem ubawiony. Albo wqrwiony. To utrudnia zycie. No i oczywiście stanowi istotna przeszkodę na drodze do spokojnego Nicnierobienia :)