Film można obejrzeć w domu. Atmosfery koncertu i tego co się dzieje pod sceną nie da się przenieść. DVD, Blu-ray czy YouTube tego nie odda...

Ja nie chodzę to kina, bo mi buraki kładą nogi na oparcie, a po za tym tam ciągle ktoś coś je - zupełnie jakby co niektórzy w domu żarcia nie mieli... Co to za problem wytrzymać bez jedzenia przez 1,5 godziny?

Dlatego do kina chodzę prawie wyłącznie takiego jednego studyjnego, w którym nie sprzedają popcornu. Bilety tańsze niż w sieciowych multipleksach, na sali więcej wolnych miejsc, tylko czasami słychać, jak się komuś butelka przewraca.

Z piciem to już inna rzecz... Jak człowiek czuje pragnienie, to nie może skupić się na filmie... ;)

Nie chodzę ani do przybytku jakim jest kino, bo filmy są coraz to gorsze (nie było jak stare dobre westerny...). Jeśli zaś chodzi o koncerty to nie lubię tłumów ludzi. Taki koncercik na DVD w domowym zaciszu to też coś pięknego (jest się widzem w pierwszym rzędzie).

jeśli chodzi o stare westerny to lubię nie tylko te amerykańskie ale też tzw. spaghetti westerny w reżyserii Sergio Leone np. ''dobry, zły i brzydki'' :)

Dvd to slaba jakosc na dzisiejsze czasy.
Zycie przed telewizorem to tez slabe zycie, wspolczuje.

Inne życie nie znaczy gorsze. Zresztą może nie ma z kim chodzić na koncerty, może ktoś zaprosi... Więcej emaptii.

na koncerty, aczkolwiek jeszcze częsciej chodzę (też na litere k) do kibla ;)

Jako zwolennik teorii, że wszystko w popkulturze jest coraz gorsze, nie śledzę za bardzo nowości kinowych. Ale oczywiście jako fanatyk Star Wars byłem na "Przebudzeniu Mocy".