No, Wacu, teraz to pojechałeś jak prawdziwy fan Manowar! Plus za postawę, mimo że widzę paru lepszych kandydatów do oklepania niż Danzig:)

Nicka Cave'a, Swans i Einstürzende Neubauten nie wolno krytkować:)

Toma Waitsa i Johnny Casha też bym się nie odważył

I Elvisa :)

to jak już to raczej Roya Orbisona

Albo raczej wymiataczy z Beach Boys :)

czy aż takich wymiataczy? cukierkowi niczym The Beatles.
Owszem zapisały się w annałach rozwoju muzyki rockowej.
Roy Orbison przynajmniej miał melancholijne utwory, pełne nastroju i lekko patetycznej melodii i to było piekne, tzn., jest:)

Akurat fenomenu pałowania się Swansami, szczególnie dwiema ostatnimi płytami to nigdy nie pojmę. Przecież tych 30 minutowych kolosów zbudowanych na zasadzie grania jednego motywu po 10 minut non stop nie da się słuchać, bez pójścia w międzyczasie do kibla czy w celu zrobienia sobie kanapki. Na tych płytach zajebiste są kawałki średniej długości i krótkie miniaturki natomiast te najdłuższe Gira powinien poskracać o jedną trzecią i muzyka tylko by na tym zyskała. A jak czytam w reckach te peany jaka to muza współczesnego świata i skończony geniusz to śmiech mnie ogarnia.

Swans to nie tylko 2 ostatnie płyty (pewna twórczość dla wtajemniczonych :)) ale całokształt od lat 80.

Tak postawione pytanie w sondzie kieruje moje skojarzenia w stronę postaci tzw idola. Kiedy rock był dominującym nurtem w muzycznej popkulturze prawie każdy nastolatek był wpatrzony w jakiegoś idola tj bożyszcze, kogoś kto osiągnął to o czym marzy każdy mając naście lat - żeby mieć wszystko w dupie i równocześnie żeby tłum mnie pokochał. Dzięki talentowi oraz piciu i ćpaniu kilku osobom udało się to osiągnąć naprawdę spektakularnie. Potem był taki gostek o imieniu Kurt, który mimo że to osiągnął, strzelił sobie w łeb z pistoletu zanim odpalił tzw "złoty strzał". Chyba od tego czasu właśnie, rock zaczął tracić na popularności. W MTV kapele rockowe pokazywano coraz rzadziej a zamiast nich pojawili się raperzy w złotych łańcuchach i hordy nimfomanek (hail Shakira!). Rockowy idol padł trupem. Ciekawe czy przypadkowo na forach internetowych podstarzali fani tej muzyki piszą, że współczesny rock tworzą głównie jakieś leszcze, nie to co kiedyś? Wtedy trzeba na piedestał dać jakiegoś starego twardziela (Ozzy, Lemmy...) - nowy wzorzec dla młodzieży, którego lepiej nie krytykować, bo wtedy już nic się nie ostanie. Wszystko to marność. Chyba zacznę w końcu słuchać Paradise Lost czy innego My Dying Bride.