A propos duetów, proszę posłuchać nowej płyty Urfaust z Holandii pt. Untergang. Przypomina mi to ostatnie dokonania Blood Incantation. Własnie obchodzą 20-lecie działalności i wydali chyba swoją najlepszą płytę i jedną z najciekawszych w tym roku. ave metal.

Page/Plant, Covardale/Page, Kiske/Somerville, Lulu/Metallica

Od zawsze znałem duet Dead Can Dance ale to nie o nich tu chciałem opowiedzieć. Przypomniało mi się o tym jak przeczytałem tu o Eurythmics których za rockowy duet nie uważam. W 2000 roku co prawda Luciano Pavarotti zaprosił ich na swój charytatywny koncert ale nie o nich mi chodzi tylko o Skunk Anansie. Proszę posłuchać jak Skin śpiewa w duecie z Pavarottim "You'll Follow Me Down"

Royal Blood :]

A ja kliknąłem w "jeden lub kilka", zamiast "wiele", bo myślałem, że chodzi o takie okazjonalne duety jak np. Mustaine i Krycha Sbabbia. :D

Dyse, The White Stripes, Nagrobki, Simon & Garfunkel, The Everly Brothers, Gerda Blank, Insect Ark... Poza tym kojarzą mi się jakieś blackmetalowe undergroundowe, ale bardziej studyjne, niż koncertowe. Z dalszych rejonów to np. Roxette, Eurythmics i The Carpenters. Tylko czy duet, który w studiu i na scenie wspomaga się kupą innych muzyków, to dalej duet?

Blues for Neighbors. Ale np. Allen/Olzon, Allen/Lande, Coverdale-Page i Jimmy Page & Robert Plant to dla mnie duety tylko z nazwy. Podobnie "kariera solowa" to czasami bycie liderem zespołu ze stałym składem i z dużym wkładem kompozytorskim tych pozostałych muzyków, tymczasem muzyka niektórych "zespołów" to prawie w całości dzieło jednego człowieka często zmieniającego współpracowników.

Szanuję duety w opór.
A zdarzają się coraz częściej, czy to w rocku, czy to na scenie ekstremalnej. Dość wspomnieć Bolzer czy Inquisition - świetne kapele.
A z rockowych polecam stołeczny The Roadkillz. Dopiero raczkują i nie wydali zbyt dużo do tej pory, ale na koncertach jest ogień!