zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 23 listopada 2024

relacja: Wishbone Ash, Olsztyn "Amfiteatr im. Czesława Niemena" 17.09.2009

20.09.2009  autor: Meloman
wystąpili: Wishbone Ash
miejsce, data: Olsztyn, Amfiteatr, 17.09.2009

Obecnie na rynku muzycznym działają dwa zespoły Wishbone Ash. Jeden z nich to Martin Turner's Wishbone Ash, który koncertuje i występował nawet w naszym kraju w bieżącym roku na "Festiwalu Legend Rocka" w Dolinie Charlotty. Jednak moja relacja dotyczy formacji Wishbone Ash, prowadzonej przez Andy Powella (w zespole od 1969 roku, czyli od samego początku). Obydwa składy wywodzą się z tych samych korzeni, czyli od działającej ze sporym powodzeniem w latach siedemdziesiątych grupy o tej właśnie nazwie. Cóż takiego jest w tym zespole godnego uwagi? Otóż podstawowym charakterystycznym elementem ich brzmienia są dwie gitary prowadzące. Na jednej z nich właśnie Powell, a na drugiej Muddy Manninen (w zespole od 2004 roku). Kapelę uzupełnia Bob Skeat na basie (od 1998) oraz młodziutki i niezwykle sympatyczny Joe Crabtree (od 2007, poprzednio między innymi w Pendragon).

Wishbone Ash, Olsztyn 17.09.2009, fot. Meloman
Wishbone Ash, Olsztyn 17.09.2009, fot. Meloman

Rozpoczęło się prawie punktualnie, czyli trochę po dwudziestej. Cóż jednak znaczy kilka minut opóźnienia, kiedy czeka się ponad trzydzieści lat na możliwość, aby zobaczyć legendę rocka i jej posłuchać. Może trochę już przygasłą, ale jednak. Jeszcze się świeci. Podróżuje po świecie i daje koncerty, grając materiał ze swoich słynnych płyt i nie tylko. Zespół ten nie odcina kuponów od sławy, ale cały czas nagrywa nowe albumy. Jednym z najsłynniejszych jest "Argus" i właśnie nagraniem "The King Will Come" z tego wydawnictwa Brytyjczycy przywitali publiczność. Świetnie zabrzmiało - tak, jak w nagraniu studyjnym. Ciekawy początkowy podwójny riff, a później gitarowe dialogi i aksamitnie brzmiący głos Andy'ego. Potem "Runway", także przywołujący "zamierzchłe" czasy. Muszę przyznać się bez bicia, że następnych dwóch kawałków nie znałem - a zabrzmiały całkiem przyzwoicie. Gdy Powell zapowiedział "Persephony", trochę przyspieszył mi puls. Ale potem już pozostał na normalnym poziomie. Niestety, "Persefona" zbytnio im się nie udała. Głosowo wokalista musiał trochę zmieniać tonację na niższą, aby mógł ją wyśpiewać. To już nie było to. Poza tym gitary zabrzmiały troszkę inaczej i nie dawały balladzie takiego uroku. Jednak dla mnie było bardzo ważne, że mogłem usłyszeć ten utwór na żywo. Zawsze o tym marzyłem. Mniejsza o szczegóły. Ważne są podstawowe fakty.

Od trzeciego numeru, pośrodku sceny naprzeciw mikrofonu lidera, ustawił się długowłosy fan zespołu i trzymając przed sobą winylową płytę Wishbone Ash, pozostał tam do końca. Lecz już później nie był sam, bo część publiki po połowie grania zeszła również bliżej wykonawców. Ja też tam się pokazałem, ale głównie po to, aby zrobić kilka zdjęć. Wróciłem jednak potem do góry, gdyż tam było zdecydowanie lepiej słychać. Z bardzo znanych kawałków usłyszeliśmy jeszcze "Vas Dis", z rzadko spotykanym w tego rodzaju muzyce wokalnym scatem, oraz dosyć długim indywidualnym popisie perkusisty. Do niego doskonale dopasowano grę świateł. Robiło wrażenie. Dalej też znany, romantyczny "Sometime World". Bardzo dobrze wypadła długa dwuczęściowa kompozycja "The Way of the World". Były w niej rozmowy gitar, pojedyncze solówki oraz partie grane unisono. Jednak cały swój kunszt muzycy przedstawili w blisko dwudziestominutowej wersji "Phoenix". Rewelacyjnie wykonane, ze sporym rockowym kopem. Tutaj gitarzyści mogli pograć praktycznie bez ograniczeń. Słuchało się tych dźwięków z radością. Melodyjne solówki oraz partie dialogowe i improwizacje wręcz porywały swoją mocą, wirtuozerią i perfekcyjnym brzmieniem. Najlepszy punkt programu tego koncertu.

Wishbone Ash, Olsztyn 17.09.2009, fot. Meloman
Wishbone Ash, Olsztyn 17.09.2009, fot. Meloman

Pierwszy bis to dwa utwory. Wśród nich najpierw rytmiczny "Blowin' Free". Kiedy bohaterowie wieczoru już zeszli po raz drugi ze sceny, przedstawiciel współorganizatora imprezy, a zarazem szef "Bohema Jazz Club", przypomniał nam, że w tym roku Wishbone Ash obchodzi czterdziestolecie działalności i zaproponował zaśpiewanie po polsku "Sto lat". No i zaśpiewaliśmy. Po czym, niejako w nagrodę i jako niespodzianka, nastąpił drugi bis ekstra w postaci piosenki "Ballad of the Beacon" z folkowym, wyspiarskim motywem.

W kilka minut po zakończeniu koncertu artyści wyszli do oczekującej na nich nielicznej grupki publiczności. Żadnych gwiazdorów nie zgrywali. Podpisywali z uśmiechem płyty i plakaty, błyskały flesze - pozowali do pamiątkowych zdjęć. Chociaż nie jest to może w tej chwili najpopularniejszy gatunek muzyki, to jednak "legendarny rock" w tej postaci, jaką pokazał nam Andy Powell i jego przyjaciele, jeszcze żyje i ma się całkiem nieźle.

Lista utworów:

1. The King Will Come (Argus, 1972)
2. Runaway (New England, 1976)
3. Driving a Wedge (The Power of Eternity, 2007)
4. Growing Up (The Power of Eternity, 2007)
5. Persephone (There's the Rub, 1974)
6. Vas Dis (Pilgrimage, 1971)
7. The Way of the World, part 1 & part 2 (No Smoke Without Fire, 1978)
8. Sometime World (Argus, 1972)
9. Engine Overheat (Twin Barells Burning, 1982)
10. Jail Bait (Pilgrimage, 1971)
11. Phoenix (Wishbone Ash, 1970)

Bis nr 1

12. Blowin' Free (Argus, 1972)
13. Front Page News (Front Page News, 1977)

Bis Nr 2

14. Ballad of the Beacon (Wishbone Four, 1973)

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Zobacz inną relację

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?