- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: W.A.S.P., Warszawa "Stodoła" 17.11.2004
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 17.11.2004
17 listopada roku pańskiego 2004 znana z szokujących występów legendarna formacja W.A.S.P. z Blackie'em Lawlessem na czele po raz pierwszy w swej długoletniej karierze wreszcie zawitała do Polski. Co prawda Amerykanie na koncert w warszawskiej "Stodole", którego patronem medialnym był nasz serwis, nie przygotowali wizualnie nic szalenie obrazoburczego i skandalizującego (a szkoda!), ale z pewnością całemu wydarzeniu nie sposób odmówić niepowtarzalności i niesamowitego klimatu.
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, pierwotnie planowany "special guest" nie pojawił się. I prawdę mówiąc dobrze się stało, przecież i tak na tle widowiskowego występu W.A.S.P. każdy "rozgrzewacz" wypadłby blado. Koncert rozpoczął się z niewielkim, jak na nasze warunki, opóźnieniem, a rolę prologu, nim na scenie pojawili się odziani w "pudlo-gotycko-metalowe" ciuchy Amerykanie, pełniła brzmiąca z głośników kompozycja "The End" z repertuaru The Doors. Gdy ucichła, momentalnie salą "Stodoły" zawładnął Blackie i spółka. Publikę ogarnęło niemalże radosne szaleństwo, które spotęgował otwierający składak w postaci "On Your Knees", "Inside The Electric Circus" i "Hate To Love Me". Taki wstęp prawdopodobnie rozwiał wątpliwości tych, którzy martwili się tym, iż środowego wieczoru może zabraknąć starych numerów. Usta pozostałym malkonentom zamknęły następne utwory, albowiem W.A.S.P. pod wodzą Blackie'ego - który w trakcie koncertu nie dość że szalał za mikrofonem, to również bujał się na jego statywie, do którego "przytroczono" ludzki szkielet - w kolejnym minutach sięgnął po genialne klasyki z pierwszych dwóch płyt. Przy "L.O.V.E. Machine", "Wild Child" i "Animal (Fuck Like A Beast)" klub wrzał i kipiał, a gorąca atmosfera utrzymywała się do samego końca. Dalszą część występu Amerykanów również zdominowały numery pochodzące z płyt wydanych w latach osiemdziesiątych, w tym "Headless Children" (ze świetnym pojedynkiem gitarowym), "The Real Me", czy "I Wanna Be Somebody". One właśnie wzbudzały największy aplauz i to przy nich wraz z Blackie'm wydzierały się setki gardeł. Jedynymi przerywnikami w "worku znakomitych staroci" były "Come Back To Black" pochodzący z ostatniej płyty "The Neon God: Part 2 - The Demise", przejmujący "The Idol" (w przyciemnionej, czerwonej kolorystyce świetlnej), podczas którego zabłysnęły zapalniczki, i "Kill Your Pretty Face". Niesamowicie barwny wizualnie i muzycznie spektakl w warszawskiej "Stodole" kończył wspomniany już, przebojowy "I Wanna Be Somebody", jednakże trwające dłuższą chwilę skandowanie sprawiło, że W.A.S.P. ponownie znalazł się na scenie. Niestety zespół wrócił, by zagrać tylko jeden utwór - z gardzieli Blackie'ego wydobyło się "I'm Blind In Texas" oznajmiające bisowy "Blind In Texas" z albumu "The Last Command", po którym Amerykanie zakończyli definitywnie swoje kilkudziesięciominutowe widowisko.
Przyznam, że moje drugie spotkanie z W.A.S.P. zniszczyło mnie doszczętnie. Niewątpliwie był to rewelacyjny występ obfitujący w naprawdę znakomite kawałki, pozostał jednak duży niedosyt z racji jego długości. Niewiele ponad godzina to stanowczo zbyt krótko. Brakowało też bliższego kontaktu z publicznością - co prawda charyzma Blackie'ego była wyczuwalna, ale mówił on niewiele, brakowało swoistego dialogu. Mimo tych wad, listopadowego wieczoru w "Stodole" było iście fantastycznie.