- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Wacken Open Air 2004, Niemcy, Wacken 5-7.08.2004
miejsce, data: Wacken, 5.08.2004
miejsce, data: Wacken, 6.08.2004
miejsce, data: Wacken, 7.08.2004
Zacznę od spraw pozamuzycznych. Wydaje mi się, że organizatorzy wykorzystali 15-tą, roczniczową Wacken Open Air edycję festiwalu dla wyciągnięcia jak największej ilości "euro-grajcarów" od ludzi. Począwszy od cen biletów i karnetów, poprzez opłaty za pojazdy na kempingu (wzrost o 100%), skończywszy na takich pierdołach, jak smycz do identyfikatora, za którą liczyli sobie jedno euro. Co do napojów regeneracyjno-wyskokowych, to ceny pozostały na niezmienionym poziomie, a nowością było litrowe piffko za 7.50 euro i plastikowe nietandetne pokale i kufle, które już bez obciachu można sobie na pamiątkę na regale ustawić;]
Natomiast muzycznie muszę przyznać, że był to najsłabsza z zaliczonych przeze mnie edycji. Moim zdaniem pojawiło się zbyt dużo niemieckiej drobnicy, praktycznie cały "Wet Stage" obsadziła teutońska okręgówka - właściwie poza Misery Index i Disbelief nie było na czym ucha zawiesić. Niestety warunki klimatyczne sprawiły, że niemożnością było zaliczyć cały koncert w namiocie, który momentalnie stawał się sauną (zgodnie z nazwą sceny)... Na zewnątrz prażące słońce i grubo ponad 30 stopni, w środku wilgotoność przywodząca skojarzenia z tropikami, masa spoconych ciał i zapach mniej lub bardziej przetrawionego alkoholu. No dobrze, ale dosyć narzekania, przejdźmy do konkretów.
Czwartek, 5 sierpnia
Dzień pierwszy, a właściwie zerowy ochrzczony mianem "A Night To Remember" traktowany jest jako rozgrzewka przed zasadniczą częścią festiwalu. W tym roku ze względu na Motorhead i Bohse Onkelz, a właściwie bardziej ze względu na tych drugich, którzy rozpoczynali serię pożegnalnych występów przygotowano oddzielne bilety. I widać, i słychać było, że cała masa Niemiaszków przyjechała właśnie na Złych Wujów, którzy to między Odrą a Renem cieszą się prawdziwym kultem, ale ponieważ dla mnie twórczość wyżej wymienionych jest czystą abstrakcją, więc nawet nie miałem w planach podziwiania ich twórczości przed sceną. Niestety stanowili uciążliwe tło dla miłego towarzysko wieczoru przy grillu i piwie. "A Night To Remember" to właściwie tylko występ Motorhead - Lemmy i spółka byli w wyśmienitej formie, zaprezentowali długi set będący mieszanką starych kawałków i tych z ostatnich wydawnictw. W trakcie koncertu usłyszeliśmy między innymi: "No Class", "Shoot You In The Back", "Civil War", "God Save The Queen", "Sacrifice", "Metropolis", "Dr. Rock", "We Are Motorhead", "Life's A Bitch", "Killed By Death", "Ace Of Spades" i "Overkill".
Piątek, 6 sierpnia
Słońce, cholerne, palące słońce wygoniło nas z namiotów, już około godziny 9.00. Po szybkim śniadaniu zapadła decyzja - wyprawa na basen w celu ochłody. Tutaj duży plus dla organizatorów, albowiem karnet festiwalowy uprawnia do wstępu na miejski basen w Wacken, który przy ówczesnych upałach, przeżywał prawdziwe oblężenie i był prawdziwym zbawieniem dla wielu fanów, którzy tłumnie przybywali aby zregenerować nadwątlone upałem i alkoholem siły. Swoją drogą, Niemcy strasznie dużo piją w trakcie takich imprez - zasypiają i budzą się z piwem w ręku i nieważne gdzie, czy w namiocie, czy obok, czy w samochodzie, czy gdziekolwiek. A wracając do pluskania się - niestety basen jest oddalony od pola namiotowego o jakieś dwa kilometry, więc taka wyprawa zajmuje około dwóch godzin. Natomiast cholerne słońce szybciutko niweluje odżywcze zabiegi w wodzie, ale przynajmniej człowiek czuje się czysty. Ofiarą wyprawy nad wodę padł Cathedral, gdyż udało mi się wrócić na końcówkę koncertu, a konkretnie na "Hopkins (Witchfinder General)". Z pewnością nie byli zawiedzeni ci, którzy zdecydowali się na koncert Arch Enemy. Szkoda, że tak wcześnie i tak krótko przypadło im grać, ale naprawdę warto było, tzn. bardziej, że nie zanosi się aby szybko pojawili się nad Wisłą. Szczególnie warto było móc podziwiać miotającą się po scenie z obłędem i szatanem w oczach wokalistkę Angelę. Grupa skupiła się głównie na promocji ostatniego krążka, ale nie zabrakło też i starszych numerów, w sumie udało im się zagrać siedem lub osiem kawałków. Po przerwie technologicznej (czytaj: "Czy ma ktoś pożyczyć kawałek cienia?"), wróciłem pod scenę na norweski Mayhem. Zanosiło się na kolejny "odfajkowany" koncert, ale na szczęście Maniac nabrał życia w momencie, kiedy skaleczył się sztućcem do podrzucania świńskich łbów. I tak się rozkręcił, że zaczął rzucać ścierwem ze sceny ;] W programie "nabożeństwa" znalazły się między innymi: "Carnage", "View From Nihil", "Dark Night", "Ancient Skin", "Freezing Moon", "My Death", "Pagan Fears" i "Pure Fucking Armageddon". Resztę dnia i wieczoru spędziłem wędrując pomiędzy kramami na polu namiotowym i w miasteczku festiwalowym, a prasowym polem namiotowym, uzupełniając płyny w dyżurnym kuflu w celu uniknięcia odwodnienia. W przerwach między wędrówkami zatrzymywałem się na kilka, kilkanaście minut aby rzucić uchem na występy Satan, Grave Digger, Ronnie'ego Jamesa Dio oraz wielogodzinny występ Doro - solo i z Warlock. Piszę wielogodzinny, gdyż w trakcie występu nastąpiła jakaś awaria sprzętu i na ponad 40 minut zapadła głucha cisza! Natomiast wielki szacunek należy się Amon Amarth, Szwedzi zagrali tak energetyczny koncert, mimo tak późnej pory - wyszli na scenę około 2 w nocy i zniszczyli, jak na prawdziwych Wikingów przystało. W programie koncertu wyłowiłem "For The Stabwounds In Our Backs", "Beheading Of A King", "Death In Fire", "Versus The World", "The Dragon's Flight Across The Waves" i "Bleed For The Ancient Gods". No i na dobranoc po bisie wspaniały toast: "Prost! Cheerz! Skol! Na Zdrowie!". Czekam na wizytę w Polsce, choć złośliwi mówią, że Johan Hegg (wokalista) w trakcie koncertów zamiast wikińskiego napitku wodę źródlaną ze swojego "trinkhorna", czyli rogu popija. Niech sczezną plugawe języki!
Sobota, 7 sierpnia
Ten dzień okazał się prawdziwym maratonem. Rano, bardzo rano szybka wyprawa na basen - tym razem skorzystaliśmy z samochodu - i powrót tuż przed występem Death Angel. Warunki atmosferyczne dla nich to pikuś - pozamiatali dosłownie i w przenośni, zwłaszcza Mark Osegueda - wokalista, który miotał się po scenie i poza nią, jak żywe srebro. W programie koncertu znalazło się dużo starych numerów, ale nie zapomnieli też o wydanym wiosną 2004 roku krążku "The Art Of Dying". Usłyszeliśmy między innymi "Thrashers", "Thorn To The Wolves", "Voracious Souls", "Thicker Than Blood", "Devil Incarnate", "I'm Bored" i "Kill As One". Po Death Angel, przyszła pora na Johnny'ego Ziemniaka i jego załogę, czyli Unleashed. Dlaczego nie mogli zagrać o takiej porze jak w 2002? Przez cały dzień zadawałem sobie to pytanie, i nie tylko ja. No ale "Death Metal Victory" o 14.00 i tak zrobiło swoje. Szkoda tylko, że był to jedyny numer ze "Sworn Allegiance", szkoda też, że zapowiadana na jesień trasa ominęła Polskę. Unleashed tak się spieszyło, że zagrali cały set w 45 minut, mimo iż w planie mieli godzinę, więc lekko zaskoczeni wrócili na bis ;] A oto menu: "To Asgaard We Fly", "Legal Rapes", "Immortals", "Berserk", "Death Metal Victory", "Evil Dead" (cover Death ze specjalną dedykacją w hołdzie dla Chucka Schuldinera i Quorthona), "Execute Them All", "Hell Is Unleashed", "Winterland", "Into Glory Ride", "Victims Of War", "In The Name Of God" i "Before The Creation Of Time".
Anthrax, cóż... można lubić lub nie, ale koncertowo klasa sami dla siebie. Sporo starych numerów, jeden nawet prastary - "Deathrider". Szkoda, że mieli tylko godzinę, dzień wcześniej w warszawskiej Proximie, jak się zdążyłem dowiedzieć, też było nieźle, i musiało im się spodobać, bo kiedy dziękowali fanom na Wacken, to wspomnieli również Polskę i to na początku tej listy podziękowań. Śmiem twierdzić, że obok Nevermore (o czym za chwilę słów kilka) i występu Dio, był to najlepszy koncert pod względem wokalnym. A Niemcy, jak te durne fiordy jedli im z ręki ;] Thrashowy koncentrat na Wacken składał się z następujących ingrediencji: "NFL", "Got The Time", "Caught In A Mosh", "Safe Home", "Anti-Social", "Room For One More", "What Doesn't Die", "Indians", wspomniany już "Deathrider", "Be All End All" i "Only". Cannibal Corpse odpuściłem, bo było już tak gorąco, że zaczęło mnie mroczyć - chciałem i musiałem chwilę odsapnąć przed Nevermore. Ci natomiast zaś zagrali świetny koncert, bo jak inaczej nazwać występ w czasie którego usłyszeć można: "Enemies Of Reality", "The Heart Collector", "Next In Line", "The Sound Of Silence", "I, Voyager" czy "Inside Four Walls". Wokalista Warrel Dane cały czas podtrzymywał kontakt z publiką, rzucając żarciki mniej lub bardziej związane z twórczością zespołu, przy okazji dostało się i prezydentowi USA, jak i cenzorom z MTV. Co ciekawe, mimo upału tylko raz czy dwa zdjął z głowy kapelusz... to się nazywa twardziel;). Hypocrisy zagrali bardzo solidny set i mniej więcej o tej samej porze co przed dwoma laty - szczęściarze. Helloween odpuściłem i chyba nie mam czego żałować... Ten koncert stanowił co prawda li tylko tło do wędrówki po komisach z płytami, ale to co słyszałem skonfrontowane z opiniami nieszczęśników spod sceny, utwierdziło mnie tylko w słuszności mojej decyzji. No i został nam deserek. Drugi raz widziałem Satyricon na żywo i drugi raz mnie znudzili. Może to upał dał mi się we znaki, ale jakieś takie nijakie to było. Zdecydowanie bardziej podobała mi się część z udziałem Nocturno Culto w roli stremowanego rybaka-frontmana uciekającego w głąb sceny. Wypadł dla mnie bardziej przekonująco niż jego akompaniatorzy z pierwszej części setu. I nawet hiciarskie "Mother North", wykonane wspólnymi siłami, nie poprawiło mi humoru i bardzo się ucieszyłem, że to już koniec ;] No i jeszcze z dla potomności i kolekcjonerów bootlegów program występu zjednoczonych sił Satyricon i Darkthrone: "Walk The Path Of Sorrow", "The Night Of The Triumphator", "Angstridden", "Filthgrinder", "Fuel For Hatred", "Forhekset", "Repined Bastard Nation", "Hvite Krists Dod" - potem nastąpiła zmiana na pozycji wokalisty i usłyszeliśmy - "Kaatharian Life Code", "The Hordes Of Nebulah", "Transilvanian Hunger" i "Under A Funeral Moon", a na bis wspomniane "Mother North".
Niniejsza relacja powstała dzięki uprzejmości m00na, który zatrzymany przez pewne obowiązki natury rodzinnej wysłał mnie w swoim zastępstwie. Relacji tej na gorąco i lekko nieskładnie mogliście również posłuchać w premierowym wydaniu "Rzeźni" na antenie Radia 94 pod koniec sierpnia 2004 roku. Co do przyszłego Wacken, to mocno się zastanawiam, czy dać im kolejną szansę? ;]
Materiały dotyczące zespołów
- Motorhead
- Bohse Onkelz
- Brainstorm
- Dio
- Grave Digger
- Kotipelto
- Cathedral
- Arch Enemy
- Mayhem
- Satan
- Doro
- Amon Amarth
- Anthrax
- Helloween
- Saxon
- Thunderstone
- Cannibal Corpse
- Children Of Bodom
- Hypocrisy
- Unleashed
- Mystic Prophecy
- Death Angel
- Nevermore
- Satyricon