- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Venom Inc., Vader, Divine Chaos, Wrocław "Alibi" 11.10.2015
miejsce, data: Wrocław, Alibi, 11.10.2015
Potwierdziły się opinie, że właśnie Venom z "Mantasem" i "Abaddonem" to ten "prawdziwy" Venom i żadne dopiski "Inc." tego nie zmienią. To taka sama sytuacja, jak z naszym Katem i Romanem K. Nie ma racji bytu formacja Luczyka i tyle w temacie. Trudno wyrazić jakieś wiążące opinie o muzycznych zakusach Cronosa. Pewnie, posłuchać można, wyrobić sobie zdanie, wybrać się na koncert, a potem porównać, jak powinien zabrzmieć legendarny skład. Nie wiem, jak zabrzmiał on dzień wcześniej w Szczecinie, dwa dni wcześniej w Gdańsku i 8 października w Warszawie. Ale wiem, jak łupnęli we Wrocławiu i króciutką relację z tego wydarzenia chciałbym tu dopisać.
Wieczór otwierał brytyjski zespół Divine Chaos, który chyba pojawił się w programie z powodu perkusisty zaangażowanego w inny, bardziej znany projekt; mowa tu oczywiście o Vaderze. Piątka muzyków - Chris O'Toole, Dave Bennett, Benny F, Gilmour i rzeczony James Stewart - ledwo mieszcząc się na małej scenie klubu "Alibi", zagrała dość energetyczny koncert. Choć istnieją już prawie dziesięć lat, to dopiero w zeszłym roku wydali pełnometrażowy album, zatytułowany "A New Dawn in the Age of War", utrzymany w klimatach melodyjnego death metalu. Udało mi się zapamiętać jeden utwór, który zagrali z tego krążka - "Death Toll Rising". Co do reszty, to nie wiem, bo prawie nie znam ich twórczości. W każdym razie jeden z numerów zadedykowali kolegom z Venom i Vader. Po początkowym "rozpoznaniu terenu" rozciągniętym na pierwsze dwa utwory, widząc zaangażowanie garstki fanów pod sceną, chłopcy rozkręcili się na dobre. Grali 25, może 30 minut.
Vader od razu zajebał z grubej rury. Tu nie potrzeba było robić podchodów, oglądać się za siebie, by sprawdzić co i jak. Piotr Wiwczarek stanął przy dźwiękach intro przed tym swoim fantastycznym statywem wykonanym z grubych ogniw pordzewiałego łańcucha i odwróconym krzyżem, stanął i zapytał: "Wrocław! Jak się macie?!". Odpowiedziała mu wrzawa tłumu, który odstąpił od baru, by pokłonić się generalskiej buławie. Na początek zagrali "Dark Age", który był jednym z nowszych utworów zaproponowanych tego wieczoru. Potwierdził to lider grupy, mówiąc: "To był 'Dark Age' z naszej debiutanckiej płyty. Dalej pójdziemy wstecz, by grać coraz starsze rzeczy. Kto je zna, przypomni sobie, kto nie zna... będzie okazja poznać". No cóż, przyznaję się, że byłem w tej drugiej grupie. Nie znałem wcześniej ani wydawnictw demo "Live in Decay", "Necrolust" i "Morbid Reich", ani nie poznałem ich reedycji. Zresztą sam występ we Wrocławiu był częścią trasy zatytułowanej "Zanim nastała Era Chaosu", więc każdy uczestnik koncertu wiedział, czego się spodziewać. W trakcie 50 minut, jakie Vader spędził na scenie, rzeczywiście było oldschoolowo. Na sam koniec grali chyba "Tyrani piekieł", choć z setlisty wynikało, że miał to być cover Black Sabbath. Ale być może numer ten wykonują, gdy są headlinerem trasy.
Venom Inc., gadżety koncertowe, Wrocław 11.10.2015, fot. Mikele Janicjusz
Uprzątnięcie sprzętu Vadera nie trwało długo. Zasługa w tym techników, którzy obsłużyli też Venom Inc. Wokalista grupy Tony "Demolition Man" Dolan już ze sceny podziękował im, co było miłym gestem. Technicy pracowali w stresogennych warunkach: scena w "Alibi" nie jest oddzielona żadną fosą, więc natarczywi fani co rusz "męczyli" ich o jakieś gówna po zespołach. Trudno się dziwić, że w końcu stali się opryskliwi. O ile Vader zadbał o oprawę sceny, wieszając tu i ówdzie bannery, to Venom Inc. postawił na totalną surówkę, garaż w chuj. Początkowo nawet obawiałem się o zasadność tej kolejności kapel - równie dobrze przecież gwiazdą mógł być Vader. Ale kiedy Venom Inc. huknął, było wiadomo, że jednak pierwszeństwo należało się Brytyjczykom; nie tylko z uwagi na starszeństwo, ale też z uwagi na legendarny repertuar. Surowa scena wprost doskonale pasowała do nie mniej surowej i brutalnej muzyki. Szczególnie szorstko dźwięczał bas Tony'ego (skojarzenia z instrumentem Verniego są na miejscu). Potężnie okładał perkusję Abaddon, za to słabo słychać było gitarę Mantasa. Chwilami.
Podstarzali panowie poubierali się w zajebiste sceniczne uniformy. Ale powaga, Venom pełną gębą! Jak na starych zdjęciach. Grali może z 80 minut. Przeważał klasyczny repertuar: "Die Hard" (przed którym Mantas zapytał nas, czy jesteśmy twardymi skurwielami), "Buried Alive" (z delikatnym wstępem), "Welcome to Hell", "Witching Hour", "Don't Burn the Witch", "The Seven Gates of Hell" (kiedy to przedstawiony został publiczności słabo widoczny perkusista). Jednak dwie absolutnie najważniejsze piosenki pozostawili na bis.
Pierwszą był legendarny "Black Metal". "Zagramy teraz piosenkę, która stała się dla niektórych bardzo ważna. Ja nie wiem dlaczego..." - zgrywał się trochę Demolition Man. Na pewno dla wszystkich, którzy przybyli do wrocławskiego klubu, był to ważny moment koncertu. Dopiero teraz naprawdę ludziska ruszyli pod sceną do boju. Swoją postawą wyrazili, że naprawdę, bez cienia wątpliwości, "Black Metal" zmienił oblicze muzyki rockowej. Venom wywrócił na lewą stronę to, co Motorhead zaproponował w latach 70., a co i tak uznawane było za zbyt hałaśliwe. Drugą doskonałą propozycją był "Countess Bathory" - też brudny i surowy numer, ale z dużą dawką strawnej melodii. No i lubiany przez heavy metalowców temat hrabiny o wampirycznej naturze. Zagrany został tak, że nawet ta miła melodia w środku utworu zabrzmiała jak bluźnierczy atak na wszystko, co ładne i pachnące w tym świecie.
Z koncertu wróciłem zadowolony. Bardzo fajnie odbiera się takie imprezy na małej scenie, gdzie zespół jest dla ciebie. Nagłośnienie było przyzwoite, to znaczy nie było czysto ani selektywnie, ani głośno, a mimo to ta muzyka zabrzmiała jak z piekieł (lub właśnie dlatego). Co było zanim nastała Era Chaosu? Pokazał to i Vader, i Venom. Hail!
Pozdrawiam tych, co byli pod sceną . Nawet jeśli to było "tylko" 150 osób.
Wiosną w gdyńskim Uchu na samym Vaderze 150 osób.
Chyba coś się, niestety, skończyło.
Jazda na demówkach zaraz się skończy, superboxy z nowymi okładkami i tym samym materiałem wydanym po raz 10- ty się sprzedadzą...
Trzeba będzie się naprawdę postarać i nagrać w końcu naprawdę dobrą płytę, żeby ludzie znowu chcieli Vadera słuchać, panie Piotrze i panie Marianie.
WTF? Ekspozja Motorhead była w 1979r i trwała do pierwszego rozpadu, wedłóg mnie najlepszego składu z jakim grał Ian, czyli okolice 1983r.
Pierwsza płyta Venom jest z 1981r prawda czy się gdzieś pomyliłem? Więc jak mogli cokolwiek wywracać na lewą stronę? Dziwny tekst.
Na płycie Black Metal (1982) w utworze tytułowym płyty jest tekst "faster than over the top" i na tym chyba zaczyna się i kończy wywracanie Motorhead na lewą stronę przez Venom.
ps Szkoda że nie mogłem być na tym koncercie.
To podobna sprawa, jak z Hellhammer, który w podziemiu miał oddanych fanów, a kolejne grupy muzyczne chciały zająć jakieś stanowisko w odniesieniu do tego, co Szwajcarzy proponowali. Chodzi głównie o to, że chcieli być jeszcze bardziej ekstremalni.
Materiały dotyczące zespołów
- Venom Inc.
- Vader