- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Venom, Kraków "Kwadrat" 23.06.2010
miejsce, data: Kraków, Kwadrat, 23.06.2010
"Lay down your soul to the gods rock 'n' roll!". Data 23 czerwca 2010 r. to kolejny historyczny moment dla fanów starej szkoły - po występie "Wielkiej Czwórki" thrash metalu 16 czerwca na warszawskim lotnisku na Bemowie. Może i nie było to święto aż tak wielkiego formatu, jak "Sonisphere Festival", lecz jego uczestnicy z pewnością zapamiętają ten piękny dzień do końca życia, albowiem była to pierwsza w dziejach wizyta w naszym kraju niekwestionowanej legendy New Wave of British Heavy Metal i zarazem prekursorów black metalu. Mowa, rzecz jasna, o dowodzonej przez Cronosa grupie Venom, której od 1995 roku jest jedynym stałym członkiem. Pokuszę się wręcz o stwierdzenie - i nie sądzę, bym w tym przypadku przesadzał - że Venom to Cronos. Nie umniejszam tu w żaden sposób roli gitarzysty i perkusisty, lecz Abaddon już kiedyś próbował ciągnąć działalność zespołu bez udziału Conrada Lanta, obsadzając za mikrofonem Tony'ego Dolana z protothrashowej formacji Atomkraft. I nie miało znaczenia, czy Dolan był lepszym muzykiem, czy gorszym. Po prostu nie był Cronosem. Niezależnie od tego, jak kto ocenia ich wartość merytoryczną, trzy wydane z Tonym albumy nie przyniosły wymiernych efektów finansowych, toteż Music for Nations odmówiło dalszego wspierania kapeli, co pociągnęło za sobą jej rozwiązanie.
Venom, Kraków 23.06.2010, fot. Grzegorz Chorus
Przeprowadzony w 1995 roku przez Cronosa, Abaddona i Mantasa reunion nie przetrwał próby czasu i po paru przetasowaniach wykrystalizował się teraźniejszy skład: gitarzysta La Rage dołączył w roku 2007, zaś pałker Dante w zeszłym. Na krakowskim gigu usłyszałem komentarze, jakoby ci dwaj panowie byli warsztatowo przeciętni i słabsi od Abaddona i Mantasa. Cóż, ja nigdy nie widziałem na żywo tych kultowych postaci, więc nie mam porównania, natomiast to, co w klubie "Kwadrat" zaprezentowali obecni kompani Lanta, całkowicie mnie zadowoliło.
Venom miał odwiedzić Polskę na tej trasie dwa razy: 23 czerwca w krakowskim "Kwadracie" i 25 w stołecznej "Stodole". Ostatecznie warszawski występ został odwołany z powodu, jak podaje oficjalna strona zespołu, zagrożenia powodziowego. Nie mam pojęcia, od kogo wyszła ta brednia, ale prawdziwej przyczyny łatwo się domyślić. Tak czy siak, autor tego fantastycznego tekstu zdecydowanie powinien porzucić myśl o karierze w public relations.
W klubie "Kwadrat" nie miałem okazji być wcześniej, lecz lokal bardzo mi się spodobał - wewnątrz wszystko porządnie i profesjonalnie wykonane, tchnące świeżością, nagłośnienie i akustyka bez zarzutu. Do tego jest szatnia oraz balkon biegnący wokół niemal całej sali. No i jeszcze parking przed budynkiem. Mam szczerą nadzieję, że będzie tam organizowanych coraz więcej koncertów, bo nie ma się co czarować, "Kwadrat" zjada "Loch Ness" na śniadanie pod każdym względem.
Venom, Kraków 23.06.2010, fot. Grzegorz Chorus
W małopolskiej metropolii w charakterze supportu pojawiły się lokalny Hellias oraz fińskie Frostbitten Kingdom. Na ten pierwszy się nie załapałem, natomiast występu drugiego obejrzałem tylko fragmenty. Skandynawowie zagrali jakoś bez polotu, a ich muzę ciężko by nazwać wciągającą. Nic to jednak, gdyż o godzinie 21, wśród huku oklasków, na estradę wkroczył charyzmatyczny i demoniczny władca najgłębszych, piekielnych otchłani ze swą skromną czeredą. Gdy na dzień dobry przygrzmocili jeden ze swych najdoskonalszych, klasycznych utworów - "Black Metal" - nie było zmiłuj. I choć frekwencja nie rzuciła na kolana, to była na tyle przyzwoita, by móc powitać Brytyjczyków bez wstydu. Młyn pod pudłem wywiązał się praktycznie od razu i utrzymywał do samego końca. Niestety, ów koniec nastąpił szybciej, niż się spodziewałem, ponieważ już po jakichś osiemdziesięciu minutach. Mimo to, jakość i wrażenia były nie do przebicia. Cronos udowodnił, że formę ma zaiste rewelacyjną. Potępieńczy, na poły zwierzęcy ryk, jaki chwilami dobywał się z jego trzewi, sprawiał, że człowiekowi aż ciarki przechodziły wzdłuż kręgosłupa - niesamowite doświadczenie. Pozostałe partie wokalne Lanta też wypadły świetnie. Widać, że panom z Venom przypadła do gustu entuzjastyczna reakcja polskiej publiczności, a Cronosowi przez większość imprezy cieszyła się micha. Reszta setlisty rządziła równie twardo, co pierwszy wałek: "Antechrist", "Straight to Hell", "Bloodlust", "Countess Bathory", "Seven Gates of Hell", "Hell", "At War with Satan", "Burn in Hell", "Warhead", "Metal Black" oraz w ramach bisu "In League with Satan" i "Witching Hour". Schodząc ze sceny, diabelski frontman zapowiedział, iż jeszcze do nas wrócą. Oby nie były to gołosłowne obietnice.
Venom, Kraków 23.06.2010, fot. Grzegorz Chorus
By nie strzępić języka po próżnicy, powiem krótko: warto było przybyć do Krakowa. W moim prywatnym rankingu popis Venom to, jak dotąd, jeden z najlepszych gigów tego roku. Moc i basta! Kto nie był, przegrał życie.
Zobacz: zdjęcia z koncertu Venom.
Ehh gdzie jest Mantas...
Evil...
Klubik fajny ale mały, publiki mało - nie mam nic przeciwko kameralnym koncertom, ale był pewien rozstrzał: dość drogi bilet, a set krótki i klub ze średnim nagłośnieniem. Zwłaszcza sound gitarzysty został zrobiony tak że zakrywał właściwie wszystko inne, zero selektywności morderstwo dla uszu, totalna siara w złym tego słowa znaczeniu.
Oldskulowy bębniarz, jeden z takich na którego grę się też patrzy nie tylko słucha, wielki plus. I jemu i gitarzyście się wyraźnie chciało tam być i grać ten koncert, chociaż obaj czasami kaszanili i patrzyli się po sobie żeby się połapać który fragment grają. Wokal Cronosa to coś co warto usłyszeć na żywo, daje staruch radę, przesterowany bas niestety trochę się chował za wyżej wspomnianą przedobrzoną gitarą. Cronos żywcem jak ściągnięty ze sceny w Hammersmith Odeon ćwierć wieku temu, poza tym że trochę pomarszczony i żylasty, ale przynajmniej wygląda nadal jak Cronos bóg metalu, nie ma imidżu przepitego twojego starego jak np. James Hetfield.
Młyn był konkret, ogólnie impreza dla maniaków Venom, niestety nielicznych, a szkoda, bo zespół ten zasługiwałby na bycie gwiazdą wieczoru na Sonisphere z supportem ze strony całego Big Four, które się nim tak bardzo inspirowało u początków.
Materiały dotyczące zespołów
- Venom
- Frostbitten Kingdom
- Hellias