- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Vader, Hate, Elysium, Azarath, Warszawa "Proxima" 2.06.2002
miejsce, data: Warszawa, Proxima, 2.06.2002
Warszawski koncert miał zamykać tę trasę, jednak z przyczyn "technicznych" (chodzi tu o czerwcowy występ Slayera) stolica stała się punktem startowym "Revelations Tour 2002".
W miarę punktualnie na deskach "Proximy" swój występ rozpoczął trójmiejski Azarath z muzykami Behemoth i Damnation w swoich szeregach. Nie dane mi było wcześniej poznać zawartości ich debiutanckiego albumu "Demon Seed", a ich prawie trzydziestominutowy koncert zawierał część tego materiału. A muzyka to niezła, co na szczęście dało się wychwycić mimo średniego nagłośnienia. Pół godziny szybkiego, bluźnierczego, old schoolowego death metalu, pół godziny porządnego napieprzania, tak w skrócie i chyba całkiem obrazowo można opisać ten występ. A na potwierdzenie tego, że muzykom Azarath pojęcie grania wolno jest obce, końcówkę występu stanowił cover Kreator "Pleasure To Kill", zagrany przynajmniej dwu- lub trzykrotnie szybciej od oryginału. Ale jak tu grać wolno, mając w zespole takiego dobrego bębniarza, jakim jest Inferno?
Po kilkunastu minutach na scenie mogliśmy zobaczyć Elysium, jednak chyba tego występu zespół do najlepszych zaliczyć nie może. Problemy Wrocławian zaczęły się właściwie dwa dni wcześniej, wtedy to drugi wioślarz oświadczył, że nie jedzie w trasę, na znalezienie zastępstwa było zbyt mało czasu. Mimo to zespół postanowił nie rezygnować. Ten, kto nagłaśniał Elysium w "Proximie", chyba powinien wybrać się do laryngologa, przez pierwsze minuty Wrocławianie mogli właściwie obyć się bez gitarzysty, tego instrumentu prawie nie było słychać. Później sytuacja poprawiła się nieco. W trakcie kolejnych, "słyszalnych" dwudziestu minut zespół radził sobie całkiem nieźle, zaprezentował kilka utworów z ostatniego albumu "Eclipse", czyli swoje bardziej melodyjne, szwedzkie oblicze. Grupa sięgnęła także po jedną bądź dwie starsze kompozycje, co wywołało zadowolenie wśród stłoczonej pod sceną warszawskiej publiczności, której, jak dało się zauważyć, twórczość Elysium nie jest obca. Byłby to fajny występ, gdyby ktoś tak spieprzył nagłośnienia.
Kolejne czterdzieści minut to prawdziwa miazga. Jej sprawcami byli muzycy Hate. Osiem kawałków ze świetnym dźwiękiem, za który tym razem był już odpowiedzialny akustyk headlinera trasy, wstrząsnęły "Proximą". "Immolate The Pope" i "Awakening Of The Liar" - dwa najnowsze utwory, które znajdą się na kolejnym krążku zespołu - rozpoczęły to kilkudziesięciominutowe piekło. Nowe kompozycje, bardziej "kombinowane" od starszych kawałków, powinny spowodować, że Hate przestanie być w końcu ciągle kojarzony z dokonaniami Deicide. Dalszy ciąg wgniatającego w podłogę występu stanowiły wspomniane starsze numery: "Sectarian Murder", "Life After Death", "Paradise As Lost", "Demigod" czy "The Sin Becomes", choć wśród nich znalazła jeszcze jedna nowość - "The Shroud". Końcówka wywołała istne szaleństwo, koncert kończył cover Morbid Angel "Rapture". Hate to walec, który zmiażdżył wszystko, co tylko się dało tej niedzieli w "Proximie", świetny występ, zdecydowanie najlepszy tego wieczoru. Miałem też wreszcie okazję zobaczyć "na żywo" Hellrizera, nowego perkusistę, który godnie zastąpił Mittloffa.
Po dłuższym intro występ Vader, gwiazdy tej trasy, zaczął się dwoma utworami z nowego albumu "Revelations", w tym dynamicznym "Epitaph". Jak to już od wielu lat w naszym kraju bywa, koncerty Petera i spółki przyjmowane są entuzjastycznie przez publiczność, tak oczywiście było też tym razem. Na szczęście na ten wieczór Vader przygotował jak zwykle także trochę staroci, jak chociażby "Breath Of Centuries" czy "Black To The Blind". Z najnowszego krążka pojawił się również poprzedzony intrem "Revelation Of Black Moses". W drugiej części koncertu ponownie trochę nowszych kawałków, ale pojawiły się również - chyba już obowiązkowe - "Dark Age" i "Sothis". I tak zakończył się osiemdziesięciominutowy występ Vader, chyba najdłuższy w historii zespołu, zero bisów, po prostu wszystko według zaplanowanego schematu. Ogólnie koncert niezły, dobre nagłośnienie, dynamika, odpowiednia reakcja publiczności w liczbie około czterystu osób, właściwie wszystko jak trzeba, jednak czegoś zabrakło. Gdyby nie stare numery, miałbym wrażenie, że słucham wciąż tego samego utworu, chociaż z drugiej strony dźwięki przelatywały przez klub jak huragan. Tylko ten huragan był zbyt monotonny. Prawdę mówiąc widziałem lepsze koncerty Vader, na tym zacząłem odczuwać znużenie.