- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Vader, Decapitated, Trauma, Poznań "Eskulap" 20.03.2001
miejsce, data: Poznań, Eskulap, 20.03.2001
Dokładnie godzinę temu wróciłem z koncertu, który odbył się w poznańskim "Eskulapie", więc póki pamięć świeża, parę słów o tym show. Krótko mówiąc - byłoby wspaniale, gdyby nie problemy natury technicznej, ale po kolei.
Jako pierwsza o godzinie 18:00 miała zagrać Trauma. Nikt nie był chyba zdziwiony, gdy z półgodzinym opóźnieniem pojawili się na scenie. "Cześć Poznań, wita was Trauma" i koncert wreszcie się rozpoczął. Właściwie tylko rozpoczął, bo nie dając żadnych szans na rozgrzanie się muzyków, dokładnie po pięciu minutach grania zrobiło się bardzo cicho. Zwyczajnie skończył się prąd. To, co działo się przez kolejne pół godziny, gdy ekipa techniczna usiłowała przywrócić dopływ energii elektrycznej na scenie, można było nazwać "latającym mięsem". Wreszcie jednak około 19:05 Trauma ponownie stanęła na scenie i z groźnym okrzykiem wokalisty "zmiażdżymy to miejsce" rozpoczęli. Niestety moja znajomość dyskografii tej kapeli ogranicza się do debiutu "Invisible reality", ale to, co usłyszałem, było trzydziestominutowym setem porządnego death-thrashowego grania. Jak każda kapela występująca tego wieczoru, oddali hołd tym Największym, wykonując cover "Silent scream" Slayer. Panowie grali bardzo żywiołowo, porywając ze sobą zniecierpliwioną, liczną publiczność. Jedynym słabym elementem ich występu była fatalnie wręcz nagłośniona perkusja - słuchać dane nam było niemal wyłącznie dźwięku werbla (a dodać wypada, że obie kapele poprzedzające Vader używały osobnej perkusji, ustawionej z boku sceny).
Po około dwudziesto minutowej przerwie pojawili się nastolatkowie z Decapitated. W pięcioosobowym składzie przez pół godziny otaczali publikę prawdziwym podziemnym death metalem. Ta dała się porwać ogromnej młodzieńczej energii płynącej ze sceny, na której chłopaki cały niemal czas nie pozwalali swoim karkom odpocząć. Usłyszeliśmy między innymi "Winds of creation", "The eye of horus", "Nine steps" oraz cover "Mandatory suicide" bogów metalu maści wszelakiej - Slayer. W czasie ich występu doświadczyłem cofnięcia w czasie o jakieś 10 lat, kiedy tak właśnie grało się koncerty deathowe. Prawdziwa rzeź! Zespołowi, jako jedynemu, udało się zagrać bez żadnych przeszkód natury technicznej. Tym razem panowie akustycy oprócz werbla pozwolili nam o dziwo posłuchać także głuchych uderzeń stopy. W sferze technicznej nie pozostało mi nic innego, jak mieć nadzieję, że może podczas występu gwiazdy wieczoru dane mi będzie posłuchać brzmienia całego zestawu perkusyjnego...
I nie zawiodłem się. Po groźnym, mi kojarzącym się z "Gwiezdnymi wojnami", intrze, uderzyła mnie potężna fala dźwięku. Rozgrzana już dostatecznie publika po prostu szalała. W "Eskulapie" zwyczajnie wrzało, gdy uraczeni zostaliśmy największymi "hitami" Vader - "Sothis", "Carnal", "Silent empire", "Forward to die", czy kultowy "Dark age". Nie zabrakło też nowego "Reign forever world", który w wersji live wydaje się jeszcze bardziej niszczący. Szambo, z gitarą basową wiszącą na wysokości kolan, wydawał się wprost niezmordowany ciągłym headbandingiem, pomimo że był to już osiemnasty, przedostatni w tej trasie koncert, grany dzień po dniu. O braku kondycji nie mogło być mowy także w przypadku przekraczającego w swoich uderzeniach prędkość światła Docenta. Odnoszę dziwne wrażenie, że ten genialny pałker za każdym razem gra coraz szybciej... Problemy zaczęły się mniej więcej w połowie przeszło siedemdziesięciominutowego występu. Ledwo słyszalna była gitara Mausera, który z wściekłości kopał stojące na scenie butelki z wodą. Między kawałkami techniczni coś poprawili i było OK, ale tylko do następnego utworu. Koncert został więc przerwany, a panom akustykom udało się w pięć minut(!) zamienić dwa kabelki, Peter powrócił na scenę i teraz było już wszystko dobrze. Ostygłą nieco atmosferę rozgrzał na nowo "Reborn in flames". Nie muszę chyba dodawać, co panowie zagrali na bis - legendarny "Black Sabbath" Black Sabbath, oraz "Reign in blood" genialnego, wspaniałego, najbardziej legendarnego.... Taaak... Podczas coveru Slayer(!) poznański klub opanował dziki amok. Chyba w bardziej ekstremalny sposób nie można było zakończyć tego wspaniałego, chociaż nieco krótkiego "misterium".
Materiały dotyczące zespołów
- Vader
- Decapitated
- Trauma
Sam koncert to było najprawdziwsze misterium w najlepszym składzie jaki kiedykolwiek Vader miał!!!