- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Uriah Heep, Kruk, Wrocław "Eter" 23.05.2011
miejsce, data: Wrocław, Eter, 23.05.2011
Zespół Uriah Heep pojawił się na tym świecie wcześniej niż ja, toteż zupełnie nie zdziwiła mnie wysoka średnia wieku fanów zgromadzonych bardzo licznie tego wieczoru w "Eterze". Zwłaszcza na piętrze, bo znaczna część młodzieży okupowała jednak parter. Ponieważ wydany niedawno "Into The Wild" jest drugim albumem po reaktywacji, grupa zdążyła się najwyraźniej dotrzeć, rezultatem czego jak sądzę spełniła oczekiwania zarówno jednych, jak i drugich.
Uriah Heep, Katowice 25.05.2011, fot. Verghityax
Przed występem weteranów pojawił się akcent rodzimy w postaci zespołu Kruk. Zespół supportował już UFO i Thin Lizzy. Tym bardziej dziwiło mnie lekkie zagubienie wokalisty Tomasza Wiśniewskiego, który mimo lekkich skojarzeń z Markiem Piekarczykiem (to pewnikiem przez ten akcent) nieco plątał się w konferansjerce. Na szczęście jego wokale były niemal bez zarzutu, choć niektórych wysokich, piejących partii mógł sobie oszczędzić, bo warunków po temu chyba brak. Mimo to udało mu się mnie do siebie przekonać, bo zróżnicowanie wokali było dość znaczne, a i śpiewał z dużą swobodą. Nie znam debiutu Kruka, ale z występu wnioskuję, że mogłaby mi się spodobać ich interpretacja hard rocka, w której można wyłowić wiele powiązań z Deep Purple. Zresztą sami się do tych skojarzeń przyczynili, grając cover "Burn". Nie jest to mój ulubiony utwór z dorobku klasyków pod wodzą Jona Lorda, ale mogło się podobać, a publiczność i tak dość aktywnie się udzielająca - w tej chwili była już w pełni usatysfakcjonowana. Na mnie duże wrażenie zrobił zwłaszcza pół-balladowy "When You Cry". Najważniejszym jednak punktem tego występu wydał mi się nowy utwór, "Embrace Your Silence", który jest bardzo rozbudowany i dramatyczny - zapada w pamięć, szczególnie patetyczny refren. Bardzo dobrze rokuje zespołowi na przyszłość.
Potem nastąpiła mała przerwa, w trakcie której na scenę wjechał sprzęt gwiazdy wieczoru. Uwagę przykuwał zwłaszcza przezroczysty zestaw perkusyjny Russela Gilbrooka, najmłodszego stażem członka zespołu. Trzeba było chwilę poczekać, ale pojawienie się Uriah Heep oczywiście wywołało spory entuzjazm. Dotychczas miałem okazję (a właściwie nieszczęście) widzieć ich występ w Warszawie w 1992 roku, który zapamiętałem jako katastrofalnie słaby, więc ciekawość była spora. Na szczęście lektura "Into The Wild" oraz "Wake The Sleeper" przekonała mnie, że kryzys już za nimi. Nie zdziwił zupełnie wybór utworu z ostatniej płyty, "I'm Ready", na otwieracza koncertu, bo żwawy, energiczny kawałek zasługuje na swój tytuł, a i wydźwięk ogólny ma właściwy. Zauważyłem, że lista wykonanych tego dnia utworów ani na jotę nie odbiegała od innych koncertów zagranych w ramach tej trasy. Do tego stopnia, że nawet solo perkusji zagrane po kolejnym utworze z nowej płyty, "Money Talk", stanowiło stały punkt programu. Pewnie chodziło o to, żeby zaprezentować światu możliwości Russela, co jak sądzę w pełni się udało.
Uriah Heep, Katowice 25.05.2011, fot. Verghityax
Doliczyłem się pięciu nowych kompozycji - także utwór tytułowy, obowiązkowy, podniosły "Kiss Of Freedom" i "Nail In The Head", który ja osobiście wymieniłbym na "Southern Star", jako że brak tego utworu bardzo mnie zdziwił, wydawał się wręcz koncertowym pewniakiem. Poza tym zestaw był wyborowy, bo już po otwieraczu pojawiło się znakomite "Return To Fantasy" czy rozrywkowe "Stealin'". Poczynając od tego ostatniego często gęsto zespół wspomagał Berniego Shawa chórkami, dzięki którym zyskali przydomek Bach Boysów heavy metalu. Inna sprawa, że choć nawet ruchy mieli podobne, to pod względem brzmienia te chórki nie mają wiele wspólnego. A Bernie paradoksalnie sprawiał na mnie wrażenie jak wyjętego z glamowych klimatów lat 70-tych, tylko mu malunków brakowało. Widać taki typ urody. Mick Box od czasu do czasu sięgał po gitarę akustyczną, ot choćby po to, żeby "The Wizard" zabrzmiał jak należy. Mieszanka epok była stałym elementem występu, bo po tym utworze pojawił się utwór tytułowy z najnowszego dokonania grupy. Słychać było stały element stylu Uriah Heep - dialogi gitary lidera i klawiszy, które obecnie obsługuje Phil Lanzon. Znakomicie słychać było to choćby w pochodzącym z debiutu "Gypsy", bo potężny atak klawiszy i gitar pozwala zrozumieć, dlaczego uznano grupę za jednego z prekursorów heavy metalu. Słuchając tego utworu miałem wyraźne skojarzenia z pirackimi utworami Running Wild. Oczywiście nie mogło zabraknąć także kolejnego klasyka w postaci utworu tytułowego z "Look At Yourself" z jego wspaniałymi riffami i solem na klawiszach. Potem zaś nowa ballada, brzmiąca niemal minimalistycznie - "Kiss Of Freedom" z wokalem na lekkim pogłosie stała się wprowadzeniem do utworu, na który wszyscy zapewne czekali, a część nawet domagała się go głośno. Utworu, którego nie mogło zabraknąć: "July Morning". I wykonanie to było znakomite, warto było czekać. Właściwą część koncertu zamknął równie piękny "Lady In Black", ale było oczywiste, że to nie może być koniec. Tym bardziej, że ściągawka przewidywała dodatkowe trzy utwory i tyle też się ich pojawiło.
Uriah Heep, Katowice 25.05.2011, fot. Verghityax
Na początek bisu "Free'n'Easy", który był kolejnym przykładem na heavymetalowość formacji, bo galopujące riffy były fantastyczne. Zespół zaprosił na scenę head bangerów, ale choć starali się jak mogli, to doświadczenia jeszcze brakowało. Ale jakie to ma znaczenie wobec tego gestu i przeżycia, jakim to musiało dla nich być. Kolejne dwa utwory, czyli "Bird of Prey" oraz wybitnie rozrywkowy, wręcz skoczny "Easy Livin'", dopełniły obrazu i widać było, że kolejny bis by nie zawadził. Wprawdzie Bernie był mile połechtany reakcją publiczności w trakcie całego występu i mówił, że po koncercie zespół wyjdzie spotkać się z fanami, ale nie doczekałem tego momentu. Dojrzałem tylko, że takie spotkanie można było sobie wykupić za jedyne 50 euro. W połączeniu z raczej wysokimi cenami merchu na ich stoisku (płyta z autografami 130 zł!) było to jedynym zgrzytem tej bardzo udanej imprezy.
Materiały dotyczące zespołów
- Uriah Heep
- Kruk