- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Ulver, Zweizz, Poznań "Eskulap" 5.04.2011
miejsce, data: Poznań, Eskulap, 5.04.2011
Po koncertach w Krakowie i Warszawie w ramach poprzedniej trasy, Ulver ponownie zawitał do naszego kraju, tym razem do poznańskiego "Eskulapa". W roli supportu swój niezbyt porywający performance zaprezentował Zweizz. Centrum akcji stanowił sedes z umieszczoną w środku kamerą transmitującą obraz na ekran za sceną. Warstwę dźwiękową tworzyły: dęcie w róg, uderzanie w wyżej wymieniony sedes, elektryczne szczoteczki do zębów i głos Zweizza, który za pomocą kamery komunikował się przez muszlę z publicznością. Było trochę niby śmiesznie, kiedy po uciszeniu widowni i zapowiedzi "momentu wielkiej tkliwości i piękna" nastąpiły krzyki i odgłosy bliskie wymiotowaniu, a także niby szokująco, kiedy w kulminacyjnym momencie na ekranie rozpostarł się odbyt performera. Nie odnalazłem w tym występie jednak nic szczególnie ciekawego: muzycznie nie działo się w zasadzie nic, w kategorii kabaretu było to dość prymitywne i mało śmieszne, a prawdziwie szokującą awangardą byłoby może kilkadziesiąt lat temu.
Kristoffer Rygg po grudniowym koncercie w Warszawie zapowiedział powrót do Polski z nowym materiałem i obietnicę tę muzycy Ulver spełnili z nawiązką, opierając całość poznańskiego koncertu na utworach z najnowszej płyty. Tak, jak "Wars of the Roses", występ zaczął się od "February MMX" i skończył na "Stone Angels". Pomysł jak dla mnie bardzo trafiony, zwłaszcza że z poprzednim programem widziałem Ulver już dwa razy. Nowe utwory wypadły na żywo korzystnie, bardziej dynamicznie niż na płycie, muzycy pozwolili też sobie na pewną dozę improwizacji. Widać, że nowy materiał był tworzony z myślą o wykonywaniu go na żywo i z udziałem doświadczeń wywiedzionych z poprzedniej trasy, a Ulver z zespołu czysto studyjnego stał się niepostrzeżenie grupą dokonującą twórczej reinterpretacji swoich kompozycji na koncertach. Co więcej, prezentują się w tym wcieleniu coraz lepiej. I chyba czują się w tej roli coraz pewniej, bo wydawali się dużo mniej spięci niż na poprzednich występach. Brzmienie było akceptowalne, ale niestety w miksie zbyt często ginął wokal i na pewno nie było to nagłośnienie na miarę tej muzyki. Na dużą pochwałę zasługuje za to zwrot w wizualizacjach. Do tej pory w dużej części były bardzo przykuwające uwagę, narzucające się, spychające muzykę na drugi plan. Do nowych utworów powstały obrazy bardziej statyczne, pozbawione narracji, stanowiące świetne dopełnienie warstwy dźwiękowej, a nie dominujące nad nią.
Na bis tylko "Hallways of Allways" z "Perdition City", w wydłużonej, swobodnej wersji, a potem już tylko kontrowersyjne "fuck off" na pożegnanie z publicznością. Nie wiem, jaki był tego cel, ale myślę, że kultura obowiązuje też muzyków. Pomimo tego incydentu i faktu, że "Wars of the Roses" można było kupić przedpremierowo tylko na winylu po dość wywindowanej cenie 90 zł, na pewno warto było się na ten koncert wybrać.