- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: 2Tm2,3; Szczecin "Os. Słoneczne" 16.10.1999
miejsce, data: Szczecin, Os. Słoneczne, 16.10.1999
Po raz pierwszy dowiedziałem się o koncercie z niedzielnych ogłoszeń duszpasterskich na trzy tygodnie przed tym wydarzeniem. Niebawem Szczecin został oplakatowany zapowiedzią koncertu. Oprócz Tymoteusza grała jakaś inna kapela, której nazwy nie znam, a muzycznie określiłbym ich jako religijny rock.
Wyruszyłem z domu przed dziewiętnastą, aby być na miejscu punktualnie. Nie myślałem, że taka ilość osób zawita na ten koncert. Oczywiście zawsze w takich sytuacjach jest problem z odnalezieniem się z umówionymi znajomymi. Skutek taki, że spotyka się kogo innego. Nawet miłe są takie niespodzianki. Tymoteusz zagrał w nowobudowanej bazylice. Zimno jak w %$^$&, ale przynajmniej dach był nad głową. Brak napojów to to, co się od razu rzuciło mi w oczy. Przy takim chłodzie, grzane co nieco by się przydało. ;) Tymoteusz wystąpił w wersji oszczędnościowej. Śpiewał Malejonek, którego braki wokalne dopiero teraz zauważyłem, na płytach jest całkiem inny, lepszy. Może to wina nagłośnienia? Nie! Przecież instrumenty wszystkie tworzyły wyraziste kompozycje. Publika licznie zgromadzona dobrze znała teksty, ja niestety nie. :) W całym estradowym przedstawieniu dodatkowo udział wziął nasz miejscowy proboszcz, próbując skakać i prawie cały czas klaskał i tańczył. :) Zabawnie to wyglądało, zważywszy, że gość nie jest młody, no ale i stary też nie. Miejscami publiczność skandowała dziwne hasła typu "więcej czasu dla Jezusa", co mi wydawało się niemal bluźniercze. Tak już ze mną jest, że większość sformułowań odczytuję dosłownie, a tego nijak inaczej jak dosłownie chyba rozumieć nie można? Ale był to margines i szybko uciszali się. Podejrzewam, że byli pod działaniem czegoś bliżej nieokreślonego.
Miejscami Maleo próbował przemawiać do skupionej publiczności (większość pewnie młodzież oazowa) o wierze. O tym, jaki Bóg jest dobry. Oczywiście publiczność pewnie dobrze o tym wiedziała i nawracanie nawróconych nie jest chyba zbyt dobrym pomysłem. Ale na pewno nie szkodzi. :) Muzycznie musze przyznać, że mi się podobało, a zwłaszcza w chwilach, gdy nie śpiewał Maleo i grana była klasyczna siara. :) Bardzo ciekawie z całą muzyką komponowały się eksperymenta z różnymi przedmiotami muzycznymi Joszka Brody. Raz grał na rogu, raz na fujarce. Wyśmienicie mu to szło. Na perkusji grał nieznany mi bliżej człowiek. Nie widziałem go zbyt dobrze, a nie chciało mi się przeciskać przez barierki, aby pójść na tyły sceny, bo myślałem, że po koncercie podejdę i sobie pogadam. Niestety gdzieś mi umknął szybko. Za to wykorzystałem chwilę i poprosiłem Robeta o podpisanie kasetki Turbo. Roześmiał się na widok starego zdjęcia i z chęcią podpisał. Bardzo miła postać. Bardzo oblegali go fani, a on pakował graty. Miałem parę pytanek do niego, między innymi czemu nie zagrał z Turbo na Metalmani, ale nie było chwili, aby spokojnie z nim pogadać, a zmarznięty byłem mocno, więc szybko się przemieściłem do domu.
Ciekawy wieczór, ze względu na zespół i ludzi, jakich wokół sceny zgromadził. Reagują podobnie na dźwięki, ale równie spontanicznie jak na innych metalowych koncertach. Nie było stage divingu, moszowania, a jedynie rytmiczne podskoki. Może nie wiedzą, że są takie wspaniałe rzeczy? Sam wolałem nie próbować, a nuż nie podnieśli by mnie na czas przy upadku na ziemię podczas stage divingu i wbili w betonową posadzkę? :) A poważnie, to naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego nikt nie moszował, wszak długowłosych było pod dostatkiem. Nie rozumiem też, dlaczego niektórych denerwuje to, że zespół śpiewa o swojej wierze, ale to już inny temat.