- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Turbo, Hunter, Quo Vadis, Testor, Warszawa "Stodoła" 16.05.2002
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 16.05.2002
Koncert rozpoczął się przed godziną 20 występem zespołu Testor. Niemal wszyscy w bejsbolówkach na głowie. Dosyć klasyczny skład: wokalista, dwóch gitarzystów, basista i perkusista. Zaczęli od całkiem nowoczesnych brzmień rodem z Ameryki. Śpiewająco-rapujący wokalista i dynamiczne granie, które jednak nie rozgrzało publiki. Trochę kojarzyło mi się z zespołem Machine Head, ale nie do końca wiem dlaczego. Panowie mają ponoć w dorobku dwie płyty, wkrótce nastąpił powrót do starszego wydawnictwa z bardziej klasycznym thrashmetalowym graniem, pojawiła się nawet ballada. Potem znowu mniej tradycyjne brzmienia, a wśród nich rockowa przeróbka piosenki Michaela Jacksona (grana ostatnio również przez pewien amerykański zespół), w której wokalista Testor raczej nie sprostał oryginałowi. Na scenie zawitał też gość z zespołu Ametria, który udzielił się wokalnie w jednym z utworów, nie było go niestety za bardzo słychać. Już na samym początku powiedział, że jego zespół - Ametria - jest inny, co zostało bardzo różnie odczytane przez publiczność. Później stwierdził, że mało ludzi przyszło na koncert, bo dzisiaj jest premiera nowego epizodu Gwiezdnych Wojen, a to, że my przyszliśmy, świadczy o tym, że nie jesteśmy fanami tej sagi. Spotkało się to z brakiem reakcji zaskoczonej publiczności. Niestety zespół musiał radzić sobie z brakiem tolerancji części publiczności - i nie mam tutaj na myśli okrzyków w stylu "Quo Vadis". Występ zakończyło "Sad But True" z repertuaru Metalliki. Był to chyba najbardziej skoczny koncert tego wieczoru. Brawa dla Testora za prezencję na scenie, zwłaszcza dla basisty.
Następnie na deskach "Stodoły" pojawił się zespół Quo Vadis w składzie: śpiewający basista, gitarzysta, perkusista i klawiszowiec. Udzielający się wokalnie lider zespołu nosił jakieś dziwne szkła kontaktowe, nadające mu nieco demonicznego wyglądu. Zaprezentowana przez grupę muzyka nadawała się raczej tylko do słuchania. Było w niej dużo elektroniki, ale wrażenie, że zespół chce zaprezentować coś ambitniejszego, zostało zepsute przez "ludowe" przyśpiewki w stylu "Kiedy kompania szła do cywila", piosenkę z filmu "Sezon na leszcza" i "Pretty Woman" w ciężkich rockowych wersjach. Zagrali też "Sombody Put Something In My Drink" z repertuaru The Ramones. Na żądania kilku osób pod sceną "Kurwa mać, stare grać!" wokalista odpowiedział, że nie jest już taki, jak kiedyś i nie zagrają. Ponadto z komentarzy między utworami można się było domyślać, że nie wspomina on zbyt dobrze pobytu w wojsku. Muszę przyznać, że spodziewałem się więcej po występie Quo Vadis. Na koniec energicznie wkroczyła ekipa demontująca perkusję i w odpowiedzi na żądania jeszcze jednego bisu lider zespołu mógł już tylko bić pokłony przed publicznością.
Po przerwie na scenę wkroczył Hunter. Nareszcie ktoś z długimi włosami! Spotkali się ze znacznie żywszym przyjęciem widowni, tym bardziej, że spora liczba osób przyszła właśnie dla tego zespołu. Na scenie można było zobaczyć dwóch gitarzystów, basistę, perkusistę oraz dwóch wspierających ich ludzi na bębnach z obu stron. Zaprezentowali dosyć klasyczne thrashmetalowe granie. Różnicowali muzykę jak się dało - raz coś szybkiego, raz ballada, raz własny hicior, raz zapożyczony utwór, raz po angielsku, raz po polsku. Wokalista grupy ma bardzo charakterystyczny głos, który w zetknięciu z muzyką wywołuje dosyć apokaliptyczne skojarzenia, zwłaszcza jeśli doda się jeszcze śpiewane przez niego teksty. Zagrali między innymi "Żniwiarze umysłów", "Kiedy umieram", odśpiewane razem z publicznością "Freedom". Jako ostatni bis usłyszeliśmy "Enter Sandman" Metalliki.
Już po jedenastej pojawiła się w końcu główna gwiazda koncertu, czyli zespół Turbo. Zaczęli od płyty "Awatar". Najpierw "Upiór w operze", a potem dynamiczna "Armia". Znów kilka osób pod sceną zaczęło zachęcać zespół do powrotu do starszych utworów - w dokładnie taki sam sposób, jak grupę Quo Vadis. Grzegorz Kupczyk zaskoczony gwałtowną reakcją zadał pytanie "Już?", a po skonsultowaniu się z Wojciechem Hoffmannem powiedział "No dobrze" i zagrali "Kawalerię szatana cz. I" i "Kawalerię szatana cz. II". Potem nadszedł czas na "Szalonego Ikara". Następnie "Wybacz wszystkim wrogom" z wyrecytowanym z publicznością intrem, "Ostatni grzeszników płacz" i "Kometa Halley'a". Bardzo dobrze zabrzmiał "Ostatni wojownik", tutaj szczególne gratulacje dla perkusisty Wreszcie "Żołnierz fortuny", po którym zespół zszedł ze sceny i na tym zakończyła się prezentacja twórczości, która sprawiła, że zespół zwykło się określać mianem metalowego. Na zakończenie zagrali - według zapowiedzi Kupczyka "to samo, co zawsze" - niezapomniane "Dorosłe dzieci" i "Nie bądź taki śmiały". Drugim bisem była piosenka "Już nie z Tobą". Turbo dobrze się trzyma, grają z dużą dawką energii, ale nie przekonali się o tym wszyscy, bo po Hunterze sala znacząco opustoszała. Grzegorz Kupczyk także na żywo potrafi osiągać bardzo wysokie rejestry, co zrobiło na mnie duże wrażenie. Niemal cały czas publiczność śpiewała razem z nim.
Najlepiej wypadło moim zdaniem Turbo i to głównie dzięki nim wieczór można uznać za udany, ale byłby jeszcze bardziej, gdyby nie kilka osób, które przyszły szukać zadymy. Chyba, że były to tylko żarty, chociaż nie sądzę. Koncert skończył się za kwadrans pierwsza w nocy, a ja udałem się ku nowym przygodom - nocnej przeprawie przez Pola Mokotowskie.